Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy

Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Radzieccy i amerykańscy uczeni głowią się nad wysłaniem człowieka na Księżyc, ale w kosmolocie fantazji możemy już dzisiaj podróżować na krańce Galaktyki, poznawać inne, dziwne cywilizacje.

Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jung monotonie i spokojnie ciągnął:

— Mówił, że zaczął miewać bóle głowy. Lekarze go uprzedzali, żeby się natychmiast zgłosił do kliniki, gdyby miał bóle głowy, i poddał się operacji, gdyż w przeciwnym razie zwariuje i umrze.

— A więc zdecydował, że nie warto czekać! Ale dlaczego nam tego od razu nie powiedział?

— Ja dopiero teraz zrozumiałem, że on naprawdę mi to mówił.

Przedtem myślałem, że mi się tylko zdawało.

— Ale jak go puścili na lot, skoro był chory? Jak mu się udało ukryć to przed kolegami ze stacji księżycowej? — wykrzykiwał Wiktor, zwracając się raczej do siebie samego niż do Junga. — Przecież w jego kartotece nie ma najmniejszej wzmianki o urazie.

— Pewno chciał latać — odparł Jung.

— Tak, oczywiście… W każdym razie samobójstwa Karela nie spowodował wirus. A myśmy się bali…

— Ta choroba prawdopodobnie nie może spowodować chęci samobójstwa — spokojnie zauważył Jung. — Początkowo oszałamia i napędza strachu, ale później pozbawia władzy nad własnym ciałem i nad własnymi ruchami. Karel mógł popełnić samobójstwo tylko dlatego, żeś bezpośrednio przedtem dał mu tabletkę energiny. Gdyż potem… potem człowiekowi jest wszystko jedno…

Powiedział to bez goryczy w głosie, ale Wiktor tak się przeraził, że miał ochotę krzyknąć. Usłyszał jakieś stłumione stukanie i nie od razu się zorientował, że ktoś zapukał do drzwi przedziału lekarskiego.

— Wpuść mnie! — wołał Kazimierz za drzwiami. — Już się przygotowałem.

Wiktor otworzył. Kazimierz stał w masce i lekkim kombinezonie.

— Jestem. Stąd pójdę pod natrysk. Tam odkażę siebie i kombinezon.

Władkowi już powiedziałem, by się nawet nie zbliżał do natrysków. Niech się myje w kabinie śluzowej.

— Dlaczego nie śpisz? — zapytał Wiktor ciężko siadając na krześle.

— Nie jestem zmęczony. Umyłem się, najadłem i napiłem — wszystko w najlepszym porządku. Chcemy z Władysławem pojechać do miasta, pogadać z tymi podziemnymi mieszkańcami. Już nawet sporządziłem słowniczek i gramatykę.

— Tak szybko? — zdziwił się Wiktor.

— A od czego jest „Ling”? Wiesz, jakie to cudo! Krótko mówiąc, Władysław przysłał mnie do Tałanowa po błogosławieństwo. On na pewno nie zaoponuje.

— Tałanow śpi — odparł Wiktor. — I w ogóle jest chory. Ale oczywiście, jedźcie! I postaraj się u nich dowiedzieć, co to za choroba, czym się kończy i jak się przenosi zakażenie. Może mają na nią jakieś lekarstwa?

— Dowiem się, oczywiście. Chociaż nie wyobrażam sobie, jak będziemy korespondować przez ścianę.

— Ale dlaczego oni nie wychodzą?

— Boją się glegów. A my nawet nie wiemy, co to są te glegi i jak wyglądają. Może i my powinniśmy się ich bać? A co ty będziesz robił?

— Ja będę spał — odparł Wikor. — Jak przyjedziesz, to mnie obudzisz.

Jestem przeraźliwie śpiący.

— Spij, naturalnie! — pospiesznie zgodził się Kazimierz. — Przecież jesteś cholernie zmęczony.

Wiktor czuł, że Kazimierz przygląda mu się z trwogą, ale było mu już wszystko jedno. Wiedział, że jeżeli choć trochę nie odeśpi zaległości, dalej nie pociągnie.

— Idź. Wszystko będzie w porządku. Nic się nie bój — powiedział na pożegnanie.

Ledwie powłócząc nogami, wrócił do izolatki. Jung nadal siedział bez ruchu, z wzrokiem utkwionym w podłogę.

— Herbercie — cicho odezwał się Wiktor. — Jeżeli położę się spać, czy obudzisz mnie za trzy godziny?

— Naturalnie. — Jung spojrzał na zegarek. — Za trzy godziny? To znaczy obudzę cię o dziesiątej dwanaście. Możesz spać spokojnie.

— A ty będziesz tak siedzieć? — zapytał Wiktor, wyciągając się na łóżku. — Jeżeli się dobrze czujesz, spróbuj uporządkować swoje notatki.

Przecież miałeś zamiar to zrobić.

Zdążył jeszcze zobaczyć, jak Jung podniósł się w milczeniu i podszedł do stołu. Potem od razu zasnął.

* * *

Tym razem było łatwiej się dogadać. Tam, za ścianą, przygotowali się na ich przyjście: oczyścili duże okno, za którym teraz stało aż czworo.

Kiedy oczy trochę przywykły do białawej, migocącej mgły, Kazimierz powiedział:

— Nie, oni nie są jednakowi. Nam się wydają podobni do siebie jak kropla wody tylko dlatego, że różnią się bardzo od nas. Podobnie jak Europejczykowi początkowo wydają się podobni wszyscy Chińczycy czy Japończycy. Popatrz, ten wysoki — to starzec. A ten z tyłu na pewno jest jeszcze bardzo młody, a raczej nie… to kobieta. Bez wątpienia — kobieta.

— Ale, co ty gadasz! — zaprzeczył Władysław.

— Zobaczymy! — Kazimierz nadał przyglądał się dziwnym ptasim twarzom czytającym ich list, przytknięty do ściany.

Po przeczytaniu zaczęli w ożywiony sposób rozmawiać między sobą.

Ich gestykulacja i mimika były tak swoiste, że trudno było wywnioskować, czy się cieszą, czy smucą. Kazimierz odnosił wrażenie, że są czymś ogromnie rozgniewani, a potem wydało mu się, że za ścianą prowadzą zażarty spór. Jeden z dyskutujących odwrócił się do astronautów i zaczął coś gorączkowo wykrzykiwać, potem nagle zamilkł z otwartymi ustami.

— Przypomniał sobie, że prosiliśmy, by nie mówili, tylko pisali — domyślił się Kazimierz.

— Jesteś bardzo spostrzegawczy. Genialny jasnowidz — zażartował Władysław.

— Żebyś przeczytał tyle ich książek, ile ja w ciągu ostatnich dni, też byłbyś spostrzegawczy… O, już zaczęli pisać… No naturalnie, to kobieta.

Czego się śmiejesz? Kobiety noszą tutaj wysokie nakrycia głowy i mają jaskrawsze ubrania niż mężczyźni.

— Ale ślicznotka! — zadrwił Władysław.

— A wyobrażasz sobie, jakimi potworami my się im wydajemy? — uśmiechnął się Kazimierz. — Z naszymi grubymi nosami i wargami, z maleńkimi oczkami, wielcy, niezgrabni… No, list jest już gotów.

Do przegródki przytknięto list. Kazimierz w napięciu zaczął go odczytywać, co chwila zerkając do słowniczka. Władysław cały czas przyglądał się stojącym za ścianą. Teraz i on zauważył, że nie są jednakowi. Nawet oczy mają różne. Starzec i kobieta — wielkie i trochę jaśniejsze, jak gdyby ciemnozielone lub ciemnobrązowe, a pozostali dwaj — zupełnie ciemne, prawie czarne. I mają powieki: cienkie, pomarszczone błonki, troszkę ciemniejsze niż cała twarz, ale można było je dostrzec wtedy, kiedy ludzie — ptaki opuszczali wzrok. Były to pierwsze rozumne istoty, jakie miał okazję oglądać Władysław. W czasie pierwszych dwóch lotów na nieznane planety widział tylko jaszczurki i ryby. Myślał już, że i tutaj zobaczy to samo. Ludzie-ptaki także patrzyli na niego i Władysław czuł się pod ich napiętym, uporczywym spojrzeniem trochę nieswojo.

— Posłuchaj, co oni piszą — zagadnął go Kazimierz. — Albo poczekaj, sprawdzę jeszcze raz.

Podkreślił jedno słowo w liście, przyłożył papier do ściany i wskazał na skafander. Za ścianą dwukrotnie machnęli ręką z prawa na lewo.

— Tak jest — z zadowoleniem powiedział Kazimierz. — Słuchaj: „Nie mamy skafandrów. Skafandry chronią przed glegami. Ale bądźcie ostrożni. Możecie nam pomóc, jeżeli wrócicie tu ponownie i dostarczycie nam środków przeciwko glegom. Kiedy będziecie mogli wrócić?”

— Bardzo rzeczowy list — zauważył Władysław. — Zostaje tylko wyjaśnić, co to są glegi i jakie środki są przeciwko nim potrzebne. Może broń termojądrowa?

— Tylko tego im brakowało! — poważnie odparł Kazimierz. — A co do glegów, zdaje się, że jestem na tropie. Zresztą sprawdzimy, chociaż moje pytanie wyda im się śmieszne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x