Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy

Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Radzieccy i amerykańscy uczeni głowią się nad wysłaniem człowieka na Księżyc, ale w kosmolocie fantazji możemy już dzisiaj podróżować na krańce Galaktyki, poznawać inne, dziwne cywilizacje.

Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wyglądało to dosyć zabawnie.

Piotr Iljicz zastygł z otwartymi szeroko ustami, uniósłszy gęste siwiejące brwi.

Żora, który się zatrzymał z obawą w przyzwoitej odległości od dyrektora, pokazał na niego palcem:

— Zgłupiał!

— Niby dlaczego? — zapytałem.

— A po co tak robi? — Żora kiwnął w stronę Piotra Iljicza i rozwarł usta, przedrzeźniając go.

Nie wiadomo dlaczego ogarnęła mnie złość.

— Wcale nie zgłupiał — powiedziałem. — Coś się przydarzyło z całą Ziemią. Jakaś katastrofa. Czy pan rozumie?

Żora milczał.

— Stało się coś takiego, co spowodowało, że cały świat porusza się wolniej. A myśmy pozostali bez zmiany. Albo może na odwrót…

Wymówiłem to „na odwrót” bez specjalnej myśli, a potem nagle ugryzłem się w wargę.

A co, jeśli rzeczywiście na odwrót? Jakiś niejasny domysł, jakieś olśnienie przeszyło moją świadomość. Porównałem szybkość fali w zatoce, szybkość motocykla i w końcu szybkość słońca na niebie. Świat zwolnił swój ruch, ale w tym zwolnieniu istniała pewna konsekwencja.

Słońce, ruch wody, ludzie — wszystko to zwolniło równomiernie swoje tempo.

Złapałem Żorę za rękę i usiadłem na ławce koło chaty, zmuszając mojego towarzysza, żeby zajął miejsce obok. Później wpatrzyłem się w zegarek na ręku, którego nie zdejmowałem od wczorajszego wieczoru…

Przez całe pięć minut — liczyłem według swego pulsu — patrzałem na wskazówkę sekundnika. Przekonałem się wreszcie, że się porusza i że w tym czasie posunęła się naprzód o jedną sekundę.

Sekunda — i moich, choćby nawet przybliżonych, pięć minut!

W ciągu tej sekundy kobieta spierająca się z dyrektorem sowchozu opuściła rękę, a Piotr Iljicz zamknął usta.

Wynikało z tego, że świat zwolnił swój rytm trzystakrotnie. Albo na odwrót, my dwaj przyśpieszyliśmy swój rytm w tej samej proporcji.

Ale na twarzy Piotra Iljicza, na twarzach wszystkich ludzi, jakich widzieliśmy od rana, nie było widać żadnego niepokoju. Nikt z nich nie wyglądał na zdziwionego, przerażonego, zakłopotanego. Wszyscy spokojnie zajmowali się swoimi sprawami.

A więc coś dziwnego i niewytłumaczalnego spotkało nas samych, a nie tych, którzy nas otaczali.

Myśl ta sprawiła mi niemałą ulgę. Mimo wszystko są to dwie różne rzeczy: przypuszczać, że niebezpieczeństwo grozi tobie jednemu, albo też myśleć, że podlegają mu wszyscy ludzie, cały ród człowieczy. W ostateczności ja i Żora jakoś się z tego wykaraskamy. Byleby coś podobnego nie przydarzyło się całej Ziemi.

— To pan i ja staliśmy się nienormalni — powiedziałem do mojego towarzysza podróży. — A ludzie pozostali tacy sami, jak byli.

Żora patrzał na mnie tępym wzrokiem.

— To nas coś przyśpieszyło, rozumie pan? Zaczęliśmy się poruszać i żyć szybciej, a ludzie żyją normalnie.

— Normalnie!.. Też wymyśliłeś! — Uśmiechnął się z niedowierzaniem i wstał z ławki. — No popatrz. — Ruszył naprzód. — Ja idę, a on stoi. I jeszcze gębę rozdziawił. (Piotr Iljicz w tym czasie znowu zaczął nieskończenie powoli otwierać usta.) — A ty mówisz „normalnie”.

— No i co z tego? Po prostu my bardzo szybko się poruszamy i reagujemy. Dlatego nam się wydaje, że wszyscy inni są nieruchomi.

Szliśmy z powrotem z sowchozu do naszego osiedla i usiłowałem wytłumaczyć Żorce ten rozdział fizyki klasycznej, który traktuje o zagadnieniach ruchu i prędkości.

— Nie ma prędkości absolutnej, czy pan rozumie? Prędkość ciała oblicza się w stosunku do innego ciała, które warunkowo uważamy za nieruchome. I sądząc z tego, cośmy zaobserwowali, zmieniła się nasza prędkość w stosunku do Ziemi. A u innych ludzi została taka sama jak przedtem. Dlatego właśnie nam się wydaje, że stoją w miejscu…

Patrzył na mnie nieufnie, jak ktoś, komu usiłują wmówić zleżały towar.

— Niech pan sobie wyobrazi na przykład, że jedzie pan autem z szybkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Jest to przecież pańska szybkość w stosunku do Ziemi, nieprawdaż? A jeżeli obok jedzie drugi wóz z szybkością pięćdziesięciu kilometrów, to w stosunku do niego pańska szybkość będzie wynosić już tylko dziesięć. No, czy nie tak?

Zmarszczył się i zaczął sapać, kombinując z wysiłkiem.

— A na szybkościomierzu?

— Co na szybkościomierzu?

— Ile tam będzie?

— Na szybkościomierzu pańskiego wozu oczywiście będzie sześćdziesiątka. Ale to tylko w stosunku do Ziemi…

— Ale będzie sześćdziecha! A ty mówisz, że dziesięć. — Uśmiechnął się jak ktoś, komu się udało skompromitować przeciwnika.

Zacząłem od nowa snuć swoje wywody, ale zobaczyłem, że Żora nie zwraca na nie najmniejszej uwagi.

Umiejętność myślenia abstrakcyjnego była mu całkowicie obca. Nie rozumiał mnie ani trochę i najwidoczniej sądził, że usiłuję go jakimś sposobem nabić w butelkę.

Umilkłem i przeszliśmy około trzech kilometrów, zajęci swoimi własnymi myślami.

Jeżeli założymy, że faktycznie „przyśpieszyliśmy się” trzystakrotnie albo około tego, wniosek stąd wynika, że przenieśliśmy się z osiedla do sowchozu w ciągu jakiejś pół minuty, jeżeli brać pod uwagę normalny „ludzki” czas. A zatem dla całego otoczenia przemknęliśmy jak cienie, jak podmuch wiatru. Jednakże dla nas samych była to dość długa marszruta, która zajęła nam mniej więcej dwie i pół godziny według naszego szacunku.

Ale czy możliwe było, żeśmy się poruszali z szybkością tysiąca albo nawet tysiąca dwustu kilometrów na godzinę? Pamiętałem, że przy szybkościach ponad dwa tysiące kilometrów, dostępnych jedynie dla samolotów odrzutowych, powierzchnia samolotu nagrzewa się do 140–150 °C. Przy szybkościach ponad trzy tysiące obudowa nagrzewa się do 150 °C, wskutek czego aluminium i jego stopy tracą swoje właściwości.

A myśmy nawet nie odczuwali nadmiernego gorąca. Wyglądało na to, że wraz z przyśpieszeniem wszystkich procesów fizjologicznych w naszych ciałach uległ przyśpieszaniu również proces wymiany ciepła.

Było to jedyne wytłumaczenie, jakie mogłem znaleźć.

Zresztą, jeżeli prędko machałem ręką, ta jej strona, która trafiała na opór powietrza, odczuwała leciutkie i przyjemne ukłucia…

A kurz, który wzbiliśmy po drodze, idąc do sowchozu, wciąż jeszcze nie zdążył opaść.

Noga stłuczona o falę bolała mnie coraz bardziej i stopniowo pozostawałem w tyle za Żorą. Ból ten przekonywał mnie namacalnie, że wszystko to odbyło się w rzeczywistości.

Gdyśmy wyszli na szosę nadmorską, okazało się, że w głowie mojego towarzysza podróży zachodzą jakieś procesy myślowe.

Zaczekał na mnie na brzegu szosy.

— To niby my prędko, a oni powoli?

— Jacy „oni”? — zapytałem.

— No, w ogólności. Wszyscy. — Zatoczył wielkie koło ręką, dając do zrozumienia, że ma na myśli całą ludzkość.

— Oczywiście, że znacznie wolniej od nas. Żora się zastanowił:

— A więc oni nas nie złapią?

— Nie złapią — odpowiedziałem niepewnie. — A po co właściwie mają nas łapać? Przecież nie zamierzamy się ukrywać.

Roześmiał się i pomaszerował po asfalcie. Ale teraz zachowanie jego uległo zmianie. Poprzednio bał się nieruchomych ludzi, których spotykaliśmy po drodze. Teraz strach mu przeszedł i Żora stał się jakiś nieprzyjemnie zaczepny wobec wszystkiego, co żyje i co spotykaliśmy po drodze.

W pobliżu osiedla wyminęliśmy otwarty „ZIŁ-110”. Wóz wyciągał jakich sto dwadzieścia na godzinę, ale dla nas poruszał się wolniej niż walec do ugniatania asfaltu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x