Bob Shaw - Milion nowych dni

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Milion nowych dni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Milion nowych dni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Milion nowych dni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Milion nowych dni” to powieść, której akcja rozgrywa się dwa wieki później, i w której pewien wierny małżonek zostaje uwikłany w biologiczny eksperyment związany z konsekwencjami nieśmiertelności. Powieść ciekawie napisana, niemal sensacyjna, ale wartka akcja to nie jest jej jedyny walor. Ciekawe jest również tło, w którym rzecz się dzieje. Autor wykazuje się wieloma nowymi, świeżymi pomysłami na temat, jak może wyglądać codzienne życie za dwieście lat. Taki np. klucz hotelowy wysyłający impulsy działające na fluoryzujące pod ich wpływem strzałki na ścianach korytarzy, i w ten sposób wskazujące drogę do własnego pokoju, mógłby być stosowany już dziś.

Milion nowych dni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Milion nowych dni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wszystko tu zieje taką pustką.

— Boi się pan ciemności, chłopcze?

Gwynne ostrożnie zapalił latarkę, wetknął ją w otwarte drzwi i wszedł do środka. Carewe wszedł również, pilnie przypatrując się detektywowi, gdy padały na niego przypadkowe refleksy światła odbijającego się od metalowych ścian pojemników wyglądających na silosy do magazynowania towarów. Odkąd dotarli do fabryki, Gwynne stał się nerwowy do tego stopnia, że wystraszył się kota, którego spłoszyli przed bramą. Carewe zamarł w pół kroku. Przypomniał sobie, jak przerażony Gwynne skierował na kota latarkę odruchowo i tak obronnym gestem, jakby to była broń… I zapalał ją też ostrożnie… z szacunkiem należnym broni. A teraz poruszał się stąpając czujnie jak krab, w sposób, który byłby naturalny u człowieka z pistoletem w ręku, ale dziwny u kogoś trzymającego latarkę.

Carewe stał w miejscu czekając, aż jego towarzysz trochę się oddali. Czyżby ogarniała go chorobliwa podejrzliwość? W Afryce z pewnością ktoś chciał go zabić, lecz jeżeli Gwynne dołączył do tego spisku, oznaczać to mogło tylko jedno…

— Gdzie pan jest, Willy? — spytał Gwynne odwracając się i świecąc latarką do tyłu.

— Tutaj — odparł Carewe, boleśnie oślepiony. Latarka przestała mu świecić w twarz. Spuścił oczy i na swojej piersi zobaczył drżącą, jaskrawo białą plamkę. Głupiec ze mnie! — pomyślał, lecz na wszelki wypadek rzucił się w bok w tej samej chwili, kiedy z ręki Gwynne’a wytrysnęła rubinowa strzała energii.

Wstrząśnięty i oślepiony, pomknął przed siebie ile sił w nogach, rękami osłaniając twarz. Wpadł na jakiś słup, zwalił się na kolana i palcami dotknął metalowych stopni. Szukając po omacku poręczy, cicho wbiegł na schody, domyślając się, że dotrze na pomost, który zauważył wcześniej, przesuwając wzrokiem po silosach. Na pomoście padł plackiem i leżał zawzięcie mrugając w ciemnościach oczami, sprzed których powoli ustępowały wielobarwne powidoki. Wzrok wrócił mu do normy i Carewe spostrzegł, że w budynku znów jest ciemno i tylko gdzieś na parterze widać dziwny, żarzący się czerwono punkcik. Kiedy mu się przypatrywał, zmienił on barwę na wiśniową, a potem zgasł i wtedy Carewe zrozumiał, że to promieniowała maszyneria, w którą trafił strzał z lasera Gwynne’a. Na myśl o tym, co by go spotkało, gdyby w porę nie uskoczył w bok, czoło zapiekło go od potu.

W dole pojawił się punkcik białego światła, zatańczył chwilę po metalowych ścianach i zgasł. Carewe leżał bez ruchu, oceniając swoje szansę. W przeciwieństwie do niego Gwynne miał broń, i to ogromnie skuteczną — laser — ale żeby nim należycie wycelować, musiał wpierw oświetlić cel snopem rozproszonego światła. Robiąc to, zdradzał swoje położenie, lecz była to minimalna niedogodność. On sam, mając taki laser, czułby się stosunkowo bezpiecznie. Znowu rozbłysła latarka, świecąc w innym kierunku, wiec przywarł mocniej twarzą do metalowej kratki pomostu.

Wlokące się sekundy zmusiły go do wyciągnięcia nieuchronnego wniosku, że jeśli będzie tak leżał nieruchomo i czekał, aż zostanie odkryty, to nie przeżyje tej nocy. Kilka razy odrzucał myśl o zaatakowaniu Gwynne’a, lecz wciąż wracała z tępym uporem, niemalże groźniejszym niż sam laser. W końcu uniósł twarz znad metalowej podłogi i odkrył, że w górze widać nikły wzór świetlików dachowych. Dla sprawdzenia wzroku rozejrzał się wokoło. Przez szyby nad jego głową sączyła się zielonkawa poświata, którą zobaczył dopiero, kiedy oczy przywykły mu do otoczenia. Stopniowo wyłowi wzrokiem skomplikowane zarysy maszyn i silosów, połączone mgliście ze słabiej widocznymi konturami pomostów, poręczy, dźwigarów i powyginanych rur. Czy w silosach znalazłby coś, co nadawałoby się na broń?

Zaczekał na następny wysłany na próbę błysk światła z dołu. Błysnęło bliżej, ale wykorzystał jego rozszczepione refleksy, żeby zajrzeć do znajdujące go się w zasięgu ręki ziejącego pojemnika. Miał on chyba ze dwa metry głębokości i do połowy wypełniały go jakieś połyskliwe bańki wielkości pięści. Widział je, migoczące jak bledziutkie gwiazdy, nawet po zgaśnięciu światła latarki. Chwilowo zdezorientowany przyglądał się im, aż z pokładów pamięci wypłynął zwrot użyty przez Gwynne’a we wcześniejszej rozmowie: „przedsiębiorstwo o nazwie Idealnie Gładkie Łożyska” Łożyska! Bańki w dole były kulami z litego metalu!

Ogarnięty nagle przekorną nadzieją przysunął się bliżej krawędzi pojemnika. Z takiej kuli wielkości pomarańczy byłaby nie najgorsza broń. Lewą ręką uchwycił się prętu poręczy, a prawą sięgnął w dół do pojemnika, aż dotknął chłodnych kuł. Zacisnął palce na jednej z nich, ale natychmiast mu się wyśliznęła. Spróbował jeszcze raz, chwytając mocniej, ale kula wymknęła mu się jak poprzednio. Zderzyła się z innymi głośno, z wielokrotnym trzaskiem, i z dołu od razu wystrzeliło badawcze światło latarki, obrysowując poręcz nad nim zimną poświatą.

Carewe zdał sobie sprawę, że popełnił straszliwy błąd. Bańki, których chciał użyć jako broni, nie były zwykłymi metalowymi kulami. Tradycyjne łożyska zostały wyparte dziesiątki lat temu przez nowoczesną odmianę o powierzchni tak gładkiej, że aż całkowicie pozbawionej tarcia, zbudowanej ze spolaryzowanych poprzecznie cząsteczek. Jeśli nic nie przytrzymywało takiej kuli z boków, to przy naciśnięciu wypryskiwała z rąk jak pestka. Łożyska te znajdowały wiele zastosowań w technice, gdzie były niezastąpione, ale zupełnie nie nadawały się na miotane ręcznie pociski. A niczym innym nie dysponował.

Wstrzymując oddech, Carewe wsunął palce pod inną kulę, zakrzywił je w kształt koszyczka i uniósł w górę. Kiedy jego dłoń znalazła się na wysokości twarzy, musiał zmienić pozycję ciała, a wtedy ciężka kula odskoczyła jak żywa, spiesząc do swoich towarzyszek. Zaklekotała w silosie i wtedy poręcz przeciął rubinowy miecz lasera, obsypując plecy Carewe’a kropelkami rozżarzonego do białości metalu. Carewe zacisnął zęby i ponowił próbę. Tym razem udało mu się unieść kulę jednym nieprzerwanym ruchem w chwili, kiedy na szczycie schodów pojawił się Gwynne. Carewe przeniósł kulę w bok i jęknął z rozpaczy, bo wymknęła mu się z ręki na pomost i potoczyła lekko i sprężyście.

Zaskoczony Gwynne skierował światło na kulę, która mknęła w jego stronę wyraźnie nabierając szybkości. Carewe puścił się za nią. Przez mgnienie oślepiające światło latarki świeciło mu w twarz, a potem runął na Gwynne’a. Próbował go powalić, ale niski detektyw stawiał mu opór z desperacką siłą, wiec odbijali się od poręczy do poręczy na całej długości pomostu. Carewe kwilił ze strachu wiedząc, że Gwynne nie wypuścił lasera z ręki. Poczuł, że przeciwnik-stara się skierować broń na niego, i wszystkie mięśnie ciała naraz pobudziła mu ślepa energia.

Przelecieli obaj przez poręcz i runęli w dół do jednego z pojemników. Przez chwilę Carewe miał wrażenie, że zanurza się w zimnej wodzie, u potem zorientował się, że znajduje się w silosie wypełnionym drobniutkimi kulkami do łożysk. Nie uznające zjawiska tarcia malutkie metalowe kuleczki stawiały mniejszy opór niż woda, więc opadł od razu na dno. Kulki zaatakowały mu usta jak chmara rozjuszonych owadów. Czuł, jak ochoczo postukują mu o zęby i wlewają się strumieniem do żołądka — metalowe gryzonie dążące pod wpływem siły ciężkości do najniższego punktu w pojemniku, w którym się znalazły. Było im obojętne, że dostępnymi dla nich pojemnikami są w tej chwili jego żołądek i płuca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Milion nowych dni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Milion nowych dni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Milion nowych dni»

Обсуждение, отзывы о книге «Milion nowych dni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x