Bob Shaw - Milion nowych dni

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Milion nowych dni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Milion nowych dni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Milion nowych dni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Milion nowych dni” to powieść, której akcja rozgrywa się dwa wieki później, i w której pewien wierny małżonek zostaje uwikłany w biologiczny eksperyment związany z konsekwencjami nieśmiertelności. Powieść ciekawie napisana, niemal sensacyjna, ale wartka akcja to nie jest jej jedyny walor. Ciekawe jest również tło, w którym rzecz się dzieje. Autor wykazuje się wieloma nowymi, świeżymi pomysłami na temat, jak może wyglądać codzienne życie za dwieście lat. Taki np. klucz hotelowy wysyłający impulsy działające na fluoryzujące pod ich wpływem strzałki na ścianach korytarzy, i w ten sposób wskazujące drogę do własnego pokoju, mógłby być stosowany już dziś.

Milion nowych dni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Milion nowych dni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Tak… ale nie mogę sobie przypomnieć rysów jej twarzy. Ani nawet imienia.

Czoło Carewe’a, owiane popołudniowym wietrzykiem, zrobiło się nagle chłodne.

— Ależ ty masz pamięć, Bunny — powiedział.

— Nie gorszą od innych, sięgam pamięcią około stu lat wstecz.

— Znam takich, którzy sięgają dwa razy głębiej.

I jaki to ma sens, zastanawiał się. Po co ci, człowieku, milion nowych dni, jeżeli nie możesz zachować ich w pamięci?

— Grunt to zachować ciągłość — mówił Costello, osłaniając oczy przed słońcem. — Żeby zachować wspomnienia, trzeba je, rozumiesz, odświeżać. Prowadziłem przez jakiś czas pamiętnik i przechowywałem fotografię, ale jedno i drugie gdzieś mi przepadło. Trochę też podróżowałem, no i straciłem ciągłość. A ty, Willy, prowadzisz pamiętnik?

— Nie.

— Radzę ci, zacznij. Wystarczyłby mi jeden punkt zaczepienia. Jeden ślad, a odtworzyłbym pięćdziesiąt lat. Niestety w czasie Wielkiego Zjednoczenia byłem akurat w Ameryce Południowej i nikt nie mógł odnaleźć moich akt.

— A hipnoza nie pomaga?

— Nic z tego. Matryce komórkowe przepadły. Nawet u śmiertelnych ulegają z czasem zatarciu, a przypuszczam, że biostaty ten proces przyśpieszają. — Costello uśmiechnął się ze smutkiem. — Możliwe, mój drogi, że starzenie się i pamiętanie przeszłości to jedno i to samo. Więc jeżeli człowiek przestaje się starzeć…

Wiele czasu minęło, zanim Carewe uwolnił się od Costelli i wrócił do zacisza swojego kopułodomu. Wziął prysznic, a potem zrobił sobie herbakawę, jednakże przygnębienie, jakie ogarnęło go podczas rozmowy ze starym ostudzonym, nie chciało ustąpić. Czy to możliwe, że nadejdzie dzień, może już za sto lat, kiedy będę musiał zajrzeć do pamiętnika, żeby przypomnieć sobie kolor włosów Ateny? — zapytywał siebie w duchu. — Czy w ogóle istnieje coś takiego jak nieśmiertelność bez zachowania absolutnej ciągłości osobowości? Czy też oznacza ona po prostu, że moje nieśmiertelne ciało zamieszkiwać będzie szereg nieznajomych, wtapiających się kolejno i niepostrzeżenie jeden w drugiego, w miarę jak czas będzie ścierał biologiczne zapisy?

Nie zastanawiając się po co to robi, przeszukał szuflady i szafki, aż wreszcie znalazł czysty notes. Na pierwszej stronie, u góry, napisał: 28 kwietnia 2176. Wpatrywał się w gładką, białą kartkę postukując piórem w zęby i nie wiedząc zupełnie, co napisać ani jak to sformułować. Czy miały to być potoczyste zwierzenia zaczynające się od zwrotu: „Kochany pamiętniku”? A może lepiej użyć tajemniczych słów: „Żona w ciąży, ojciec nieznany”, w nadziei, że przyszły Carewe będzie w stanie za sto lat na podstawie tych urywków odtworzyć całość?

Odsunął od siebie notes, podszedł do wideofonu i polecił mu dokonać samokontroli. Wszystkie obwody funkcjonowały prawidłowo. Niezadowolony i zirytowany obszedł cały kopułodom oddychając głęboko i miarowo, żeby sprawdzić, jak pracuje prawe płuco. Wydawało mu się, że dobrze, nie czuł nawet nakłuć, jakie zrobił mu w klatce piersiowej doktor Westi. Był gotów na wszystko, byleby tylko Gwynne wreszcie zadzwonił. Przyszło mu na myśl, że znalezienie jakiegoś tropu może zająć detektywowi kilka dni, i głośno jęknął. Jeżeli tak wyglądała próbka nieśmiertelności…

Zadzwoniono do niego tuż po dziewiątej. Jakiś czas przedtem, po dłuższych staraniach, Carewe zapadł w niespokojny sen i teraz usiadł raptownie w ciemnościach, mając wciąż jeszcze w uszach dzwonek wideofonu. Przez chwilę nic nie kojarzył, wpatrując się w jaskrawy obraz głowy Gwynne’ a, który pojawił się w ognisku projekcyjnym aparatu, ale zaraz oprzytomniał. Raz-dwa dopadł wideofonu i wstrząsany dreszczem powiedział, że przyjmuje połączenie.

Wypatrujące ślepo oczy Gwynne’a ożywiły się.

— O, jest pan. Obudziłem pana? — spytał.

— Coś w tym rodzaju. Czuję się nieszczególnie.

— Wygląda pan, jakby do pana strzelano — powiedział Gwynne patrząc spode łba z teatralną przesadą. A może sąsiedzi celowali w pana dom otwierając butelki szampana!

— Dowiedział się pan czegoś o mojej żonie? — spytał lodowato Carewe, zastanawiając się w duchu, jakich to cudów zawodowej zręczności dokonał w swoim czasie ten człowiek, że zdobył takie uznanie i szacunek Barenboima.

Gwynne natychmiast przybrał skruszoną minę.

— To jeszcze nic pewnego — zaznaczył — ale mam wyraźny ślad.

— Jaki?

— No więc, zacząłem od telefonu do pańskiej żony, tego, który miał niby pochodzić od pana. Dzwoniono z publicznego aparatu w magistracie w Three Springs.

— Ale to chyba donikąd nie prowadzi?

— W mojej branży dojście donikąd oznacza często dojście do czegoś. Poza Farmą nie ma w rejonie Three Springs żadnego innego producenta leków, zgadza się?

— Tak jest.

— A więc skontaktowałem się z paroma znajomymi obsługującymi komputery w centralach kredytowych, naturalnie zachowując dyskrecję, i dowiedziałem się, że jakiś typ o nazwisku Hyman przyjechał do miasta na jeden dzień. Solly Hyman pochodzi z Seattle i pracuje dorywczo dla agencji o nazwie Soper Bureau.

— Ani to nazwisko, ani ta nazwa nic mi nie mówią.

— Może i nie, ale tak się składa, że wiem, kto utrzymuje tę agencję: firma o nazwie NorAmBio.

— Teraz rozumiem.

Carewe poczuł, jak zaczyna mu walić serce, a włosy jeżyć się. NorAmBio była bowiem średniej wielkości firmą farmaceutyczną, angażującą poważne środki w badania i produkcję biostatów.

Gwynne błysnął w uśmiechu białymi zębami.

— To nie koniec. W zeszłym roku podległa NorAmBio firma techniczna przejęła cokolwiek podupadłe przedsiębiorstwo Idealnie Gładkie Łożyska w Idaho Falls. Od wielu miesięcy fabryka jest nieczynna, ale podobno od dwóch dni, a raczej nocy, dzieją się tam jakieś dziwne rzeczy.

— Myśli pan…?

— Pewności nie mam.

— Ale przypuszcza pan, że jest tam moja żona! Gwynne wzruszył ramionami.

— Wkrótce się przekonamy — odparł. — Właśnie tam jadę. Pomyślałem, że interesuje pana, jak postępuje śledztwo.

— Jadę z panem — oznajmił Carewe.

Gwynne nie odpowiedział od razu, jego twarz z dużą, kanciastą szczęką wyrażała powątpiewanie.

— Nie powiem, żebym był tym zachwycony — rzekł. — Ta wyprawa może się okazać niebezpieczna, a to przecież mnie płacą za podejmowanie ryzyka.

— Mniejsza o to — uciął z miejsca Carewe. — Proszę mi tylko powiedzieć, gdzie pan jest, to zaraz tam przyjadę.

Parę minut później, właśnie kiedy wychodził, znów rozdzwonił się wideofon. Carewe odwrócił się zniecierpliwiony, spodziewając się ujrzeć Gwynne’a, ale w aparacie mrugało żółte światełko zapowiadające zamorską depeszę bez obrazu. Kiedy przyjął połączenie, w ognisku projekcyjnym pojawił się drukowany tekst. Pierwsza jego linijka informowała, że telegram wysłano z bazy Współnarodów pod Nouvelle Anvers, a brzmiał on następująco:

EKSPERTYZA ZATOPIONEGO PODUSZKOWCA WYKAZAŁA ŚLADOWE ILOŚCI GORDONITU W MECHANIZMIE CZUJNIKA WYSOKOŚCI LOTU. WINIEN JESTEM PRZEPROSINY ZOSTANIE PRZPROWADZONE DROBIAZGOWE DOCHODZENIE. PROSZĘ UWAŻAĆ NA SIEBIE. DEWEY STORCH.

Usatysfakcjonowany Carewe pokiwał głową i zrobił fotokopię depeszy, żeby pokazać ją Gwynne’owi i Barenboimowi. Potem jednak, w drodze do Three Springs, przyszło mu na myśl, iż jest coś idiotycznego w sytuacji, kiedy szklana figurynka odczuwa zadowolenie ze zdobycia niezbitego dowodu, że ktoś chciał ją roztrzaskać w drobny mak.

Rozdział trzynasty

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Milion nowych dni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Milion nowych dni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Milion nowych dni»

Обсуждение, отзывы о книге «Milion nowych dni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x