Bob Shaw - Milion nowych dni

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Milion nowych dni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Milion nowych dni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Milion nowych dni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Milion nowych dni” to powieść, której akcja rozgrywa się dwa wieki później, i w której pewien wierny małżonek zostaje uwikłany w biologiczny eksperyment związany z konsekwencjami nieśmiertelności. Powieść ciekawie napisana, niemal sensacyjna, ale wartka akcja to nie jest jej jedyny walor. Ciekawe jest również tło, w którym rzecz się dzieje. Autor wykazuje się wieloma nowymi, świeżymi pomysłami na temat, jak może wyglądać codzienne życie za dwieście lat. Taki np. klucz hotelowy wysyłający impulsy działające na fluoryzujące pod ich wpływem strzałki na ścianach korytarzy, i w ten sposób wskazujące drogę do własnego pokoju, mógłby być stosowany już dziś.

Milion nowych dni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Milion nowych dni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nazywam się Will Carewe. Nie wiedziałem, że…

- O, żyją tu nas cztery pokolenia. Targettówny to staroświecki ród, lubimy się trzymać razem.

Jego rozmówczyni zakopała ziarnko w wilgotnej ziemi, włączyła ręczny rzutnik biotroficzny kierując go na nasionko i śledziła krytycznym okiem, jak z ziemi wężowym ruchem wyskakuje pęd, rozrasta się puszczając liście i zakwita, zupełnie jak na przyśpieszonym filmie.

— To bardzo… ładne — rzekł niepewnie. Córki obsesyjnie przywiązane do swoich matek, które z kolei same były córkami związanymi uczuciowo ze swoimi matkami, i tak dalej, zawsze budziły w nim odrazę. W niektórych komunach mieszkało po osiem pokoleń kobiet, co przywodziło na myśl nie kończący się szereg mieszczących się jedna w drugiej lalek. — Więź rodzinna nie straciła całkiem swojego znaczenia.

— Owszem. — Babka Ateny, która właściwie mu się jeszcze nie przedstawiła, zgasiła rzutnik. Przyklękła, żeby obejrzeć z bliska nowy kwiat, syknęła niezadowolona i wyrwała go. Cisnęła roślinę na ziemię, gdzie jej białawe korzenie zadrgały anemicznie jak robaki. — Za wysoki. Kiedy się dobrze nie skupię, wyrastają mi za wysoko.

— Przepraszam.

Carewe przyglądał się błądzącym na oślep korzeniom, a tymczasem babka Ateny przestawiła dźwigienkę rzutnika i ponownie skierowała go na kwiat. Roślina poczerniała i sczezła, zwracając swoje składniki glebie.

— Ma się z głowy całą robotę w ogródku i w dodatku nie trzeba czekać, co? — zagadnął.

— Jeżeli się panu nie podoba, Will, a widzę to po pańskiej minie, najlepiej powiedzieć wprost.

— Kto mówi, że mi się nie podoba? — odparł Carewe i zaśmiał się nieszczerze, przyglądając się plamie na ziemi i myśląc nie wiedzieć czemu o żabie, którą uratował od śmierci na parkingu Farmy.

— Atena mówiła, że w głębi ducha jest pan luddystą.

— Może nie jest aż tak źle, skoro tylko w głębi ducha — odparował, zastanawiając się, co to znaczy „luddysta”. — Chyba mnie za to nie aresztują.

Babka Ateny prychnęła.

— No więc? Gdzie jest Atena? — zapytała.

— O to właśnie chciałem panią spytać.

— A niby skąd ja mam wiedzieć? Wyjechała stąd wczoraj, zaraz po pańskim telefonie. — Babka Ateny podniosła się i zajrzała Carewe’owi w oczy. — Jak to, czyżby…

— Wczoraj byłem jeszcze w Afryce — wyjaśnił ochrypłym głosem. — Do nikogo nie dzwoniłem.

— Więc gdzie ona jest?

Słowa te już właściwie do niego nie dotarły, bo odwrócił się na pięcie i wybiegł, lecz pytanie to nie dawało mu spokoju przez całą drogę do domu.

Staranne przeszukanie kopułodomu nie ujawniło żadnych śladów mogących naprowadzić na jej trop — nie był nawet pewien, czy Atena tu wczoraj zaglądała. Nie zostawiła żadnej nagranej wiadomości, żadnej karteczki. Zupełnie nic. Znów zabrakło mu nagle tchu w piersiach, podbiegł do wideofonu i podał numer dyrekcji Farmy. W ognisku projekcyjnym aparatu pojawiła się trójwymiarowa rysunkowa postać wyobrażająca tradycyjną sekretarkę.

— Z przykrością informuje panią (pana) — oznajmiła energicznie — że jest już po godzinach urzędowania i pracownicy Korporacji Farma zakończyli prace. Będą ponownie do dyspozycji dokładnie od godziny dziewiątej trzydzieści.

— Mam bardzo pilną sprawę służbową do pana Barenboima.

— Postaram się pomóc w miarę swoich możliwości. Czy zna pani (pan) kod uprzywilejowany?

Carewe podał kod celowo skomplikowany, którego uczyli się na pamięć wszyscy pracownicy Farmy wyższego szczebla, służący do kontaktowania się w sprawach nie cierpiących zwłoki. Sekretarka, będąca obrazem w mózgu komputera Farmy, pokiwała w zamyśleniu głową.

— Mniej więcej do północy pana Barenboima będzie można zastać w do­mu pana Emanuela Pleetha — poinformowała go. — Mam połączyć?

Kiedy Carewe w odpowiedzi wyłączył aparat, rozczarowana zniknęła rozpływając się w świetlistej mgiełce. W pierwszej chwili chciał zadzwonić do Barenboima, ale ponieważ zniknięcie Ateny mogło mieć związek z wynalazkiem E.80, postanowił działać jak najostrożniej. Trudno było założyć podsłuch na łączach wideofonów, dopuszczał jednak taką możliwość.

Wrócił do bolidu szybkim, niezbyt skoordynowanym i dopiero co wyuczonym krokiem, dzięki któremu mógł się poruszać dostatecznie prędko, a nieczynne płuco nie obijało mu się o żebra. Nogi miał jak z waty, co przypomniało mu, że od dwóch dni właściwie nic nie jadł. Ponieważ jeszcze nigdy nie był w domu Pleetha, z grubsza tylko orientował się w jego położeniu, ale drogowskaźnik w bolidzie podał mu adres i pouczył go, którędy najlepiej się tam dostać. Pół godziny potem wjechał przez bramę niewielkiej posiadłości leżącej około dziesięciu kilometrów na północ od Three Springs. Dom, zbudowany z prawdziwego kamienia, był niski, ale obszerny. Z jego okien padało na schodzące tarasami trawniki ciepłe światło. Bujna roślinność i niezwykle ciepłe jak na tę porę roku wieczorne zefirki zdradzały, że cała posiadłość jest klimatyzowana. Wysiadając z bolidu Carewe rozejrzał się dokoła z podziwem i odetchnął głęboko wonnym powietrzem. Nie wątpił, że wiceprezes Farmy zarabia bardzo dużo, nie podejrzewał jednak, że sztucznie uśmiechający się Pleeth żyje aż tak dostatnio. Przeszedł przez małe patio i już podchodził do drzwi, kiedy te otworzyły się nagle. Wybiegł przez nie z wyciągniętymi do Carewe’a rękoma Barenboim, zaś rumianolicy Pleeth przyglądał się temu z nieprzeniknioną miną, stojąc w progu.

— Willy! Mój drogi! — zawołał Barenboim, a jego oczy, osadzone głęboko w oczodołach, wyrażały wielkie zaniepokojenie. — Co ty tu robisz?

— Muszę z tobą pomówić — odparł Carewe, który spostrzegając zatroskanie Barenboima pojął, że tamten odgrywa je specjalnie dla niego, nie potrafił jednak przejrzeć zamiarów dwustuletniego ostudzeńca i domyślić się, co się za tym kryje.

— Ależ proszę, proszę, wchodź i siadaj — zapraszał go Barenboim, biorąc pod rękę i wprowadzając do środka za idącym w milczeniu Pleethem. — Doszły mnie wieści z Afryki, że raniono cię i trafiłeś tam do szpitala, potem znów, że zniknąłeś czy cos takiego. Martwiliśmy się o ciebie.

Weszli do dużego pokoju pełnego książek, w którym z lamp sączyło się łagodne światło, dobywając błyski z drewnianych mebli. Na samym środku na stole stał nieduży globus. Pozwalając się bezwolnie prowadzić, Carewe usiadł w fotelu na wprost kominka, na którym płonęły bierwiona łudząco podobne do prawdziwych.

— To nie ja zniknąłem, tylko moja żona — sprostował.

— Niemożliwe, Willy, w naszych czasach kobieta nie może zniknąć. Zawsze pozostawia wyraźny trop w postaci operacji kredytowych w…

— Ja nie żartuję — przerwał mu ostro Carewe, odkrywając ze zdumieniem, że szacunek, jaki budził w nim kiedyś Barenboim, zniknął bez śladu.

— Ależ naturalnie, Willy. Nie chciałem wcale… — urwał i spojrzał na Pleetha, który stał w kącie przysłuchując się pilnie rozmowie. — Może w takim razie opowiesz mi, co się stało.

— Od jakiegoś czasu ktoś chce mnie zabić, a teraz na dobitkę zniknęła Atena — powiedział Carewe i zawiesił głos, żeby przyjrzeć się minie Barenboima, po czym przedstawił mu w skrócie wydarzenia minionych dwu dni.

— A więc to tak — rzekł Barenboim, kiedy Carewe skończył opowiadać. — I przypuszczasz, że ma to coś wspólnego z wynalazkiem E.80?

— A ty jak uważasz?

— Przykro mi to mówić, Willy — odparł Barenboim z twarzą zastygłą w wyrazie troski — ale skłonny jestem przyznać ci rację. Stało się dokładnie to, czego za wszelką cenę pragnęliśmy uniknąć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Milion nowych dni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Milion nowych dni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Milion nowych dni»

Обсуждение, отзывы о книге «Milion nowych dni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x