Bob Shaw - Milion nowych dni

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Milion nowych dni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Milion nowych dni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Milion nowych dni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Milion nowych dni” to powieść, której akcja rozgrywa się dwa wieki później, i w której pewien wierny małżonek zostaje uwikłany w biologiczny eksperyment związany z konsekwencjami nieśmiertelności. Powieść ciekawie napisana, niemal sensacyjna, ale wartka akcja to nie jest jej jedyny walor. Ciekawe jest również tło, w którym rzecz się dzieje. Autor wykazuje się wieloma nowymi, świeżymi pomysłami na temat, jak może wyglądać codzienne życie za dwieście lat. Taki np. klucz hotelowy wysyłający impulsy działające na fluoryzujące pod ich wpływem strzałki na ścianach korytarzy, i w ten sposób wskazujące drogę do własnego pokoju, mógłby być stosowany już dziś.

Milion nowych dni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Milion nowych dni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wie pan, jak najłatwiej wprawić kogoś w zakłopotanie? — spyta z przedniego biedzenia Gwynne, obracając się do Carewe’a bokiem. Za jego głową przemykały, uciekając w tył jak nierówna seria z miotacza, przyćmieni plastikową szybą tunelu światła odludnego osiedla w Idaho.

— Nie — odparł Carewe. Wolałby wcale się nie odzywać i rozmyśla o Atenie, ale ponieważ wprawiała ich w ruch pneumatyczna perystaltyk; tunelu, Gwyime nie musiał nawet sterować i był bezczynny.

— Robi się to, co ja w tej chwili.

— To znaczy? — spytał Carewe, przyglądając się bacznie twarzy detektywa, który utkwił w nim wzrok.

— Nie widzi pan?

— Tego, że się pan na mnie gapi?

— Nie na pana — odparł Gwynne, przysuwając twarz nieco bliżej. — Gapię się na pańskie usta. Jeżeli chce pan wprawić kogoś w zakłopotani wystarczy wpatrywać się w jego usta, kiedy ten ktoś mówi.

— Dziękuję za te bezcenną radę — rzekł przygnębiony Carewe. — Jestem pewien, że bardzo mi się przyda w dalszym życiu.

— Drobiazg, mam głowę nabitą takimi informacjami. To jedna z korzyść jakie daje oczytanie.

Carewe zmarszczył brwi. Raz po raz ktoś napomykał mu o literaturze i, o ile sobie przypominał, byli to wyłącznie lub w większości ostudzeni. Czy w te właśnie sposób spędzali czas? Zagłębił się w siedzeniu chcąc się odprężyć, a niepewność tego, co przyniesie najbliższa przyszłość, napełniła go takim ni pokojem, że poczuł nieprzepartą chęć porozmawiania z Gwynnern.

— Naprawdę czyta pan książki? — spytał sceptycznie.

— Ależ oczywiście. A pan nie?

— Nie. Ale oglądam czasem Osmana w trójwizji — odparł obronnym tonem Carewe.

— Tego parweniusza! — wykrzyknął szyderczo Gwynne. — Czy to nie on powiedział kiedyś, że przewodzić innym to być ślepym na konieczność podążania za innymi?

— Nie wiem.

— Oczywiście, ze on — zapewnił go Gwynne. — W roli filozofa ten człowiek jest po prostu żałosny. Weźmy na przykład Bradleya…

— Mógłby mi pan wyjaśnić — wtrącił szybko Carewe — kto albo co to było Btau Geste?

Gwynne potrząsnął niepewnie głową.

— Niewiele czytam beletrystyki. Zdaje się, że był to angielski arystokrata, który został zamieszany w rodzinny skandal, a potem uciekł z kraju i wstąpił do jakiegoś garnizonu o żelaznej dyscyplinie, gdzieś na pustyni. Prawdopodobnie do dawnej francuskiej Legii Cudzoziemskiej.

Carewe pokiwał głową — wyjaśnienie to pasowało do słów Kendy’ego komentujących jego przyjazd do Afryki.

— Co w takim razie pan czyta?

— Prawie wszystko. Książki historyczne, naukowe, biografie…

W tym momencie Carewe’owi przypomniały się słowa starego Costelli.

— A ile pan z tego zapamiętuje?

— O! — wykrzyknął Gwynne. — Rzecz wcale nie w tym, żeby zapamiętać. Po przeczytaniu książki z dowolnej dziedziny, nawet jeżeli nie zapamięta się z niej ani słowa, jest się nadal ignorantem, ale odmienionym.

— Jak to?

Niełatwo to wytłumaczyć, można by powiedzieć, że człowiek uświadamia sobie wtedy ogrom swojej niewiedzy.

Carewe skwitował to milczeniem. Zastanawiał się, czy jest to wystarczające uzasadnienie nieśmiertelności — poszerzanie świadomości własnej ignorancji, tworzenie negatywu wiedzy. Czy można to utożsamić ze wzrostem mądrości? A może nowy rodzaj ignorancji Gwynne’a podlegał również wymazującemu działaniu czasu? Twarz Costelli wyrażała smutek i rozczarowanie człowieka, który wiele w życiu doświadczył, ale nic na tym nie skorzystał.

Łagodnie zwalniając, bolid przejechał przez szereg automatycznie otwierających się i zamykających śluz, po czym wsunął się do komory terminalu w Idaho Falls. Po króciutkiej przerwie w podróży, w czasie której automatyczna ładowarka umieściła bolid na podwoziu, natychmiast po uruchomieniu napędu Gwynne skierował się na południe. Ruch był niewielki, więc bez opóźnień dotarli na przedmieścia starego miasta, gdzie po obu stronach wyludnionych ulic ciągnęły się ponure zabudowania fabryczne. Niebieskozielone światło spływało po monotonnych ścianach i sączyło się ku gwiazdom tłumiąc ich blask. Carewe poczuł niemal przyjemny dreszcz podniecenia ten przedsmak niebezpieczeństwa był przeżyciem wciąż zbyt nowym i obcym, żeby w nim zagustował, wiedział jednak, że przynajmniej rozproszy narastające w nim od rana uczucie nudy. Poza tym spodziewał się, że lada chwila być może ujrzy Atenę. Odetchnął głęboko i raptem uderzyła go w nozdrza ostra, kwaśna woń potu. Rzucił okiem na Gwynne’a. Detektyw, który właśnie zatrzymał bolid w małej ślepej uliczce, miał czoło zroszone potem. Carewe’owi ten nieznany zapach kojarzył się jakoś z nerwowym napięciem, co go zarówno zaskoczyło, jak zaniepokoiło.

— Jak się pan czuje? — spytał od niechcenia.

Comme ci, comme ca, raczej comme ca — odparł Gwynne. — W moim fachu to rzecz na porządku dziennym. — Dotknął spoconego czoła. — Koniecznie trzeba zrobić porządek z tym grzejnikiem. Jest pan gotów?

Carewe skinął głową.

— Czy to już tu? — spytał.

— Niedaleko stąd. Resztę drogi najlepiej przejść pieszo.

Gwynne otworzył schowek i wyjął z niego małą latarkę. Carewe’owi wydało się, że wypełniająca pojazd woń jeszcze bardziej się nasiliła. Otworzył szybko drzwi bolidu i wysiadł, łapczywie wciągając do płuc chłodne wieczorne powietrze.

— Zdaje się, że ta fabryka jest tam — powiedział Gwynne, wskazując w głąb ślepego zaułka, gdzie światło lamp ulicznych ginęło w mroku.

Carewe, choć wytężył wzrok, nie dostrzegł nigdzie żadnych napisów ani tablic — wszystkie budynki wydawały mu się anonimowe.

— Zna pan tę dzielnicę? — spytał.

— Trafiłem tu według mapy — odparł Gwynne.

Przeszedł na drugą stronę ulicy i stąpając ostrożnie skierował się do czarnej trapezoidalnej bramy, a tuż za nim dziwnie nieswój i onieśmielony podążał Carewe. Nagle ogarnęła go całkowita pewność, że w budynku fabrycznym, z którego nie dobiegał żaden dźwięk, nie ma nikogo oraz że wciągnięto go podstępnie w jakąś idiotyczną grę. Już chciał wyrazić swoje wątpliwości, kiedy z bramy wyskoczył prosto na nich parskając i obnażając kły jakiś szary cień. Gwynne uskoczył w bok osłaniając się wycelowaną latarką, a potem zaklął brzydko, zorientowawszy się, że jest to tylko spłoszony kot. Carewe przyglądał się w zamyśleniu uciekającemu zwierzęciu. Ta część jego świadomości, która dzień i noc strzegła zazdrośnie jego bezpieczeństwa, podpowiadała mu teraz, że coś tu jest nie tak.

— Widział już pan kiedyś takie coś? — spytał Gwynne.

Otworzył sakwę i wyjął metalowy pręt, który okazał się spiczasto zakończonym kluczem do drzwi. W słabym świetle ulicznym Carewe dostrzegł ząbki klucza, poruszające się gorączkowo jak krótkie nóżki gąsienicy. Potrząsnął w roztargnieniu głową, próbując zgłębić przyczynę swojego podświadomego niepokoju. Gwynne wsunął przypominający klucz przyrząd do zamka w małych drzwiach, które stanowiły część bramy. Drzwi otworzyły się natychmiast i z panujących za nimi nieprzeniknionych ciemności zionęło stęchlizną. Gwynne dał znak Carewe’owi, żeby wszedł do środka.

Carewe nie ruszył z miejsca.

— Jak można przywozić kogoś, kogo się chce obserwować, w takie straszne miejsce — rzekł. — Na pewno ma pan dobre informacje?

— Bardzo dobre. Proszę pamiętać, że wchodzimy od zaplecza przez hale i magazyny. Biura od frontu z pewnością bardziej nadają się do zamieszkania.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Milion nowych dni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Milion nowych dni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Milion nowych dni»

Обсуждение, отзывы о книге «Milion nowych dni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x