Stara zakonnica wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia i ruszyła w ich stronę. Havig powstrzymał ją gestem.
— Przestań, Xenia — powiedział. — Jestem takim samym śmiertelnikiem jak ty. Przysięgam. Wtedy działy się dziwne rzeczy. Może wyjaśnię ci je kiedyś. Ale uwierz, zawsze byłem tylko człowiekiem.
Przez chwilę szlochała.
— Tak się cieszę! To znaczy… pójdziesz do nieba po śmierci. Czyli była zadowolona z faktu, że nie należy do nietykalnych świętych Bizancjum.
— Jak się czuje matka? — spytał.
— Postanowiła wstąpić do klasztoru — wyszeptała ledwo słyszalnie. — Błaga mnie, żebym uczyniła to samo. — Zacisnęła palce tak silnie, że aż zbielały jej paznokcie. Patrzyła na niego z przerażeniem. — Mam to zrobić? Czekałam na ciebie… żebyś mi powiedział…
* * *
— Nie zrozum mnie źle, doktorze. Siostry chciały dobrze. Reguła zakonna była surowa, ale trzeba było brać pod uwagę niepewne czasy. Ich zwierzchnicy, zarówno świeccy, jak i kościelni, byli katolikami. Mam nadzieję, że możesz to sobie wyobrazić. Xenia kochała Boga i czytała książki, ale jej dusza należała do klasycznego antyku, o którym śniła od dzieciństwa. Nigdy nie miałem sumienia, żeby ją wyprowadzić z tego błędu. Całe jej wychowanie było skierowane na poznawanie świata zewnętrznego. Świat pełen nieustannych modlitw i życie w zamknięciu aż do śmierci nie było jej przeznaczeniem. Tragedia, która ją spotkała, nie odebrała jej przecież prawdziwego powołania, którym było zostanie dzieckiem światła.
— No i co postanowiłeś?
— Znalazłem starsze małżeństwo, które zgodziło się nią zaopiekować. Byli biedni, ale im pomagałem finansowo. Nie mieli własnych dzieci, więc tym bardziej ją pokochali. Poza tym mąż był skrybą, czyli miał pewne wykształcenie. A więc wszystko się dobrze układało.
— Ale chyba sprawdzałeś wszystko od czasu do czasu?
Havig przytaknął w milczeniu. Na twarzy pojawił mu się wreszcie uśmiech zadowolenia.
— Miałem kilka własnych projektów w toku — powiedział — ale i tak w ciągu kolejnego roku mojego życia, co dawało jakieś trzy lata jej życia, odwiedzałem ich od czasu do czasu. Robiłem to coraz częściej.
Płynął na pokładzie wielkiego trimaranu. Z wysokości mostka spoglądał na pięknie wypolerowany pokład z doskonale dobranego drewna, na którym luki wejściowe, bomy towarowe, silniki pomocnicze, baterie paneli słonecznych i olinowanie tworzyły doskonale zharmonizowaną całość. Brakowało wymyślnych okuć. Cywilizacja Mauraiów cierpiała na brak metali i rezerwowała je jedynie na najbardziej niezbędne do przetrwania cele. Kabiny były pokryte gontami. Bugenwille i datury ocieniały ich ściany. Na dziobie każdego z kadłubów umieszczono figurę jednego ze Świętej Trójcy, pośrodku stał Tanaora Stwórca w formie abstrakcyjnego symbolu; na sterburcie Lesu Haristi z krzyżem w dłoni; na bakburcie Nan z paszczą rekina, symbolizujący śmierć i ciemną stronę życia.
Budowniczy tego statku nie byli jednak barbarzyńcami. Potrójny kadłub został zaprojektowany z uwzględnieniem zasad hydrodynamiki. Trzy wielkie maszty w kształcie litery A dźwigały żagle, które zaprojektowano według najlepszych wzorców. Każdy z nich posiadał specjalne klapy regulowane komputerowo, sterowane silniczkami napędzanymi biologicznym paliwem. Załogę stanowiło sześciu ludzi, którzy nie wyglądali na przepracowanych. Kapitan Rewi Lohannaso miał tytuł inżyniera z Uniwersytetu Wellantoa z N'Zealann. Władał kilkoma językami, a jego ingliss nie był zlepkiem słów używanych przez prymitywne plemiona Mericanów, ale bogatym i precyzyjnym dialektem nieustępującym angielskiemu używanemu przez Haviga.
Był krępym ciemnoskórym mężczyzną ubranym w sarong. Chodził boso. Mówił powoli, by zrozumieli go pasażerowie, którzy dopiero uczyli się współczesnego języka.
— Kiedy upadła cywilizacja maszyn, staraliśmy się zachować wiedzę. Naszym celem było znalezienie nowych sposobów jej wykorzystania w świecie, który został skażony i pozbawiony surowców. Nie do końca nam się to udało, ale wiele osiągnęliśmy i wierzę, że wiele jest jeszcze przed nami.
Ocean mienił się kolorami. Od błękitu, turkusu, czystej zieleni po krystaliczny połysk. Fale przetaczały się dostojnie, czasami się załamując o burty. Słońce oświetlało żagle i skrzydła unoszącego się nad nimi albatrosa. Stado wielorybów majestatycznie pojawiło się na horyzoncie. Wiatr nie gwizdał w uszach, ponieważ wiał od rufy, ale czuć było zapach soli i chłodniejsze powiewy na rozgrzanej skórze. Na pokładzie młody marynarz zaczął grać na bambusowym flecie smętną melodyjkę, a jakaś dziewczyna zaczęła tańczyć. Widok ich nagich ciał działał jakoś uspokajająco.
— Właśnie dlatego dokonałeś wielkiej rzeczy, bracie Tomaszu — stwierdził Lohannaso. — Będą się radować na twoje przybycie… — Zawahał się na chwilę. — Nie wzywałem przez radio samolotu, żeby szybciej dowieźć do federacji ciebie i twoje towary, bo admiralicja mogłaby się poczuć obrażona. Mówiąc szczerze, sterowce są szybsze, ale mniej bezpieczne niż statki. Mają słabe silniki i ich katalizatory paliwa wodorowego są w stadium doświadczalnym.
( — Sądzę, że ta podróż uświadomiła mi prawdziwą naturę cywilizacji Mauraiów — powiedział Havig, kiedy znów się spotkaliśmy. — Byli… nie będą zacofanymi fanatykami. Wprost przeciwnie. Za maską ich uprzejmości kryła się większa wiara w potrzebę rozwoju, niż obserwujemy w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych. Nie będą mieli paliwa do samolotów. Przynajmniej w początkowym stadium rozwoju. Brakować im będzie także helu do sterowców. Trwoniliśmy wszystko, co nam wpadło w ręce).
— Twoje odkrycie czekało ładnych kilkaset lat — mówił dalej Lohannaso. — Nic się nie stanie, jeżeli poczeka jeszcze kilka tygodni, zanim dotrzemy do Wellantoa.
( — Skoro postanowiłem zbadać dokładnie kulturę Mauraiów, sprawdzić, w jakim stopniu Wallis kłamał, a co było wynikiem jego uprzedzeń, musiałem jakoś między nich wejść. Najpierw zacząłem więc sprawdzać rozwój początków tej cywilizacji, ale potem należało zająć się szczegółami. Mogłem z łatwością udawać Mericana. Mój angielski również nie wzbudzał podejrzeń, ponieważ z upływem stuleci nasz język podzielił się na setki dialektów. Pozostawało znaleźć odpowiedź na najważniejsze pytanie: dlaczego mieli się zainteresować kolejnym barbarzyńcą. Nie mogłem udawać, że pochodzę z jakiegoś bardziej cywilizowanego rejonu, bo handlowali, z kim się dało… I wreszcie wpadłem na właściwy pomysł. — Havig się uśmiechnął. — Nigdy nie zgadniesz, doktorze! Poprzez swoje kontakty w dwudziestym wieku zakupiłem mnóstwo izotopów, jak na przykład węgiel C 14. Ukryłem je w bezpiecznym miejscu, bo przecież ich rozpad musiał się pokrywać z realnym upływem czasu, i przeniosłem się w przyszłość. Tam stałem się bratem Tomaszem z jakiegoś starego centrum w środkowych stanach, który zachował częściową wiedzę o świecie. Następnie odkryłem to składowisko i zdecydowałem, że powinni je otrzymać Mauraiowie… Proste? Ich głównym obszarem badań była biologia, oczywiście, ponieważ Ziemia była w potwornym stanie, a życie jest naturalnym przetwornikiem energii słonecznej. Oni nie mieli reaktorów atomowych, w których mogliby sami wytwarzać potrzebne izotopy. Moje „znalezisko” potraktowali jako dar niebios).
— Myślisz, że pozwolą mi studiować? — zapytał niepewnie Havig. — To byłaby wielka sprawa dla mojego ludu i dla mnie samego. Ale jestem obcym…
Читать дальше