Stanisław Lem - Pokój na Ziemi

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Pokój na Ziemi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Kraków, Год выпуска: 1999, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pokój na Ziemi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pokój na Ziemi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rzecz dzieje się w nieodległej przyszłości, kiedy ziemskie mocarstwa postanowiły wyekspediować swe arsenały i fabryki nowej broni na Księżyc, aby tam ewoluowały samopas, pozostawiając Ziemię w stanie pokoju i dobrobytu. Lęk przed tymi, co się na Księżycu z tych arsenałów urodziło, popycha jednak organizacje międzynarodowe do wysłania na Księżyc Ijona Tichego w supertajnej misji, aby dowiedział się, co na bezludnym globie zaszło. Bohaterowi zdarza się tam osobliwy przypadek: rozcięcie wielkiego spoidła łączącego półkule mózgowe, co sprawa, że staje się psychicznie rozdwojony sam dla siebie i dla otoczenia intrygującą zagadką, a zarazem nosicielem tajemnicy, której nie jest świadom, ale na którą dybią wszystkie ziemskie wywiady. Książka fascynująca zarówno z uwagi na sensacyjną akcję, jak na intelektualną zawartość i prognozy dotyczące przyszłości człowieka.

Pokój na Ziemi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pokój na Ziemi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Znów coś chrupnęło i wrócił pierwszy głos, ten sam, ale zająkliwy, słaby: „Bracie rodzony! Zbliż się. Musimy się zbratać! Pomóż mi. Nie będziemy walczyć”. Nie mogłem już wątpić, że gadał ten zewłok. Leżał, jak go rzuciłem, podobny do przetrąconego pająka z rozdartym odwłokiem i splątanymi kończynami, szczerzył puste oczodoły do Słońca, nie poruszał się, ale coś z niego wciąż gadało do mnie w kółko. Piosenka na dwa takty. Na dwie melodie. Najpierw o bracie rodzonym, potem chrapliwe rozkazy. To jego program, pomyślałem. Nic innego. Manekin czy robot, najpierw miał przywabić człowieka, żołnierza, a potem wziąć doniewoli albo zabić. Ruszyć się już nie mógł, i tylko chrobotał w nim ten nie dopalony ostatek programu, wciąż w kółko. Dlaczego jednak przez radio? Gdyby był przeznaczony do walki na Ziemi, mówiłby chyba zwykłym głosem wprost. Nie rozumiałem, do czego było mu radio. Przecież na Księżycu nie mogło być żadnych żywych żołnierzy, a robota by tak nie przywabił. Chyba nie? Jakieś mi to było bez sensu i ładu. Patrzałem na jego poczerniałą czaszkę, na wykręcone i osmalone ręce, ze stopionymi w sople palcami, na rozwarty kadłub, już bez odruchowego współczucia, jak przed chwilą. Raczej nieprzyjaźnie, powiedziałbym, a nie tylko ze wstrętem, chociaż był Bogu ducha winien. Tak został przecież zaprogramowany. Czy można oburzać się moralnie na program odciśnięty w elektrycznych obwodach? Kiedy zaczai znów pleść swoje „bracie rodzony”, odezwałem się do niego, ale nie słyszał mnie. W każdym razie niczym tego nie objawił. Wstałem, a kiedy mój cień padł na jego głowę, urwał w pół słowa. Odstąpiłem na krok, znów się odezwał. A zatem pobudziło go Słońce. Przekonawszy się o tym, rozważyłem, co robić dalej. Z tego manekina-pułapki nie mogło być wiele pociechy. Już nazbyt prymitywne było takie „urządzenie bojowe”. Bodaj i księżycowi zbrojmistrze mieli te długonogie stwory za bezwartościową staroć, jeśli użyli ich dla wypróbowania skutków jądrowego ciosu. Żeby nie mącił mi w głowie wciąż swą trupią śpiewką, a zresztą mówiąc prawdę sam dobrze nie wiem, czy tylko dlatego, zacząłem zbierać z otoczenia co większe kawały gruzu i obrzuciłem nimi najpierw jego czaszkę, a potem i korpus, zupełnie jakbym go chciał pogrzebać. Zrobiło się cicho i usłyszałem cieniutkie popiskiwanie. Sądziłem zrazu, że to wciąż jeszcze on i rozejrzałem się nawet za dalszymi kamieniami, ale poznałem znaki Morse'a. -T-I–C-H-Y — U-w-a-g-a — ti-c-h-y — t-u b-a-z-a — a-w-a-r-i-a — s-a-t-e-1-i-t-y — a-w-a-r-i-a — f-o-n-i-a — z-a-r-a-z — w-r-ó-c-i — c-z-e-k-a-j — t-i-c-h-y.

Wysiadł więc satelita z tych trojańskich, które utrzymywały między nami łączność. Zaraz go naprawią, a jakże, pomyślałem z przekąsem. Odpowiedzieć nie mogłem, nie mając jak. Po raz ostatni spojrzałem na popalone szczątki, na białe w Słońcu ruiny zabudowań po przeciwnej stronie zagłębienia między wydmami, powiodłem oczami po czarnym niebie, szukając w nim na próżno mikropów i na chybił trafił ruszyłem ku ogromnej, wypukłej fałdzie skalnej, która wynurzała się z piasków niby szare cielsko gigantycznego wieloryba. Szedłem prosto na czarne od cienia jak smoła pęknięcie tej skały, podobne do wylotu jaskini. Zmrużyłem oczy. Ktoś w nim stał. Postać prawie ludzka. Niska, pleczysta, w szarozielonkawym skafandrze. Podniosłem od razu rękę, myśląc, że to znów moje odbicie, a barwę skafandra zmienia tylko smuga cienia, ale tamten ani drgnął. Zawahałem się. Może i strach mnie obleciał, a może jakieś przeczucie. Ale przecież byłem tu nie po to, żeby teraz uciekać, a zresztą dokąd właściwie? Poszedłem prosto dalej. Wyglądał zupełnie jak przysadko waty człowiek.

— Halo — usłyszałem jego głos. — Halo… słyszysz mnie?

— Słyszę — odpowiedziałem bez szczególnej ochoty.

— Chodź tu, chodź… ja też mam radio!

Dość idiotycznie to zabrzmiało, ale szedłem ku niemu. Coś wojskowego było w kroju jego skafandra. Na piersi krzyżowały mu się połyskujące matalicznie pasy. Ręce miał puste. Dobre i to, pomyślałem, idąc, ale wciąż wolniej. Wyszedł mi naprzeciw i podniósł ramiona bezpośrednim, serdecznym gestem, jakby ujrzał starego znajomego.

— Witaj, witaj! Daj ci Bóg zdrowia… Jak to dobrze, że przyszedłeś nareszcie! Pogwarzymy sobie… ja z tobą, ty ze mną… pogadamy — jak pokój na świecie zaprowadzić… jak tobie się żyje i mnie…

Mówił to wylewnym, rozedrganym głosem, dziwnie przejmującym, śpiewnym, przeciągając sylaby i szedł ku mnie wytrwale przez ciężki piasek, wciąż trzymając szeroko rozwarte ręce jak do uścisku, a w całej jego postawie, w każdym ruchu było tyle serdeczności, że już sam nie wiedziałem, co mam myśleć o tym spotkaniu. Był już o kilka kroków, ale ciemne szkło jego hełmu błyskało tylko słońcem. Objął mnie, uścisnął i takeśmy stali u szarego stoku wielkiej skały. Usiłowałem zajrzeć mu w twarz. Nawet z odległości dłoni nic nie zobaczyłem, bo szkliwo jego przyłbicy było nieprzezroczyste. Nie żadne szkliwo nawet, raczej maska, pokryta warstewką szkła. Jakże mnie zatem widział?

— Tu u nas dobrze ci będzie, kochany… — powiedział i stuknął swoim hełmem w mój, jakby mnie chciał ucałować z dubeltówki.

— U nas bardzo jest dobrze… my wojny nie chcemy, my dobrotliwi, cisi, sam zobaczysz, kochany… — Mówiąc ostatnie słowa, równocześnie kopnął mnie tak mocno i gwałtownie w goleń, że upadłem jak długi, i runął mi obu kolanami na brzuch. Zobaczyłem wszystkie gwiazdy, całkiem dosłownie, gwiazdy czarnego księżycowego nieba, a mój niedoszły przyjaciel przycisnął mi lewą ręką głowę do ziemi, prawą zerwał z siebie te metalowe pasy, które zwinęły się same w podkowiaste kabłąki. Nie odzywałem się, raczej zdezorientowany, ponieważ, przytwierdzając po kolei moje ręce do gruntu tymi kabłąkami, które wbijał potężnym, niespiesznym ciosem kułaka, mówił jednocześnie dalej:

— Dobrze ci będzie, kochany… my prości, życzliwi, łagodnie nastrojeni, ja cię lubię i ty mnie polubisz, kochany…

— A nie „bracie rodzony?” — spytałem, czując, że nie jestem już w stanie ruszyć ręką ani nogą.

Moje odezwanie bynajmniej nie wytrąciło go z serdeczności.

— Bracie…? — rzekł z zastanowieniem, jakby na próbę smakował jakość tego wyrazu. — Niech ci będzie bracie! Ja dobry i ty dobry! Brat dla brata! Bo my bracia. Prawda?

Wstał ze mnie, szybko i rzeczowo obklepał mi boki uda, domacał się kieszeni, powyjmował z nich cały mój dobytek, płaski pojemnik z narzędziami, licznik Geigera, odpiął mi saperkę, jeszcze raz, już mocniej, pomacał mnie, zwłaszcza pod pachami, potem spróbował wetknąć palce za cholewki butów, a podczas tej starannej rewizji osobistej ani na chwilę nie przestał mówić.

— Bracie rodzony, powiedziałeś. Co? Może tak, a może nie. Czy nas jedna matka rodziła? Ech, matka, matka… Matka to święta istota, bracie. Taka dobra! I ty też dobry jesteś. Bardzo dobry! Broni nie nosisz żadnej. Chytrus, kochany chytrusek… tak sobie spaceruje, grzybki zbiera. Borowików ćma. Las stoi, tylko jakoś go nie widać. Tak, kochany bracie… zaraz ci ulżę, lepiej ci będzie, zobaczysz. My ludzie pokoju, prości, do nas świat należy.

Tymczasem zdjął już z barów rodzaj płaskiego tornistra i rozwarł go. Błysnęły jakieś kończyste instrumenty. Wziął jeden, zważył w garści, odłożył, wyjął drugi, rodzaj potężnych nożyc, podobnych do dźwigniowych, jakimi żołnierze podczas ataku rozcinają zwoje kolczastego drutu, zwrócił się w moją stronę, ostrza zaświeciły w Słońcu, okrakiem siadł mi na brzuchu, podniósł to narzędzie ze słowami „Daj Bóg zdrowia”, wbił w moją pierś jednym zamachem. Zabolało, chociaż nie bardzo. Widać mój zdalnik miał dławiki przykrych doznań. Nie wątpiłem już, że serdeczny księżycowy druh rozpruje mnie jak rybę, i właściwie winienem był już wrócić na pokład, pozostawiając mu truchło do rozszarpania, ale byłem tak zafascynowany kontrastem między słowami i czynami, że leżałem jak w znieczuleniu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pokój na Ziemi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pokój na Ziemi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż dwudziesta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż dwunasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Pokój na Ziemi»

Обсуждение, отзывы о книге «Pokój na Ziemi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x