Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem

Здесь есть возможность читать онлайн «Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trudno stać się Bogiem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno stać się Bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Trudno stać się Bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno stać się Bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Weingarten, powiedział Malanow. Owszem, nie o tym teraz mówimy. Nie tylko o tym — chociaż jeśli mamy być przed sobą do końca szczerzy, to o tym też. Dlatego że to jest również ważne: kto z nas jaki chciał się stać i kto z nas kim jest.

…Malanow, powiedział Weingarten. Ty chcesz być święty, ale życie ci nie pozwoli.

Głuchow mógłby być święty, jest sam. Ale on nie ma tak olbrzymich zapotrzebowań.

…Weingarten, powiedział Malanow. Uwierz mi, wcale nie chcę być święty. Nie chcę tylko być inkwizytorem jak Fil i testować świętość wszystkich innych, przy tym samemu już będąc nie stworzycielem, lecz chodzącym szafotem. Nawet dla siebie samego. Zazdroszczę ci.

Tak, masz rację, zawsze chyliłem czoła przed Filem, a tobie zawsze zazdrościłem. Teraz szczególnie ci zazdroszczę. Ale niczego nie mogę ze sobą zrobić. Dla Irki, dla Bobki chciałbym.

Ale nie mogę.

Jeśli będę podgrzewał siebie tylko marzeniami o jachtach i wyspach, i pieniądzach, i o czym tam jeszcze mówiłeś… o zawale konkurenta… będę aż do śmierci siedział przy biurku, ale nie wymyślę ani revertazy, ani M-kawern — nic. Nie potrafię tak. Pewnie rzeczywiście jestem skażony. Muszę przed sobą coś mieć… cos, co żartem nazwałeś komunizmem. Wtedy łeb mi pracuje inaczej.

— Malanow, powiedział Weingarten. Mówię poważnie. Dość marzeń. Zbyt słono kosztują tych, co marzą, nie mówiąc już o Pozostałych. Przede wszystkim tych, co są obok marzyciela.

Piękniejsze marzenie, tym więcej krwi. Ile jeszcze? Może masz rację, i nas rzeczywiście pokolenie za pokoleniem wbijają w królestwo zwierząt, z którego usiłujemy się wydostać, nie mogąc prowadzić w nim wartościowego żywota — ale lepiej żyć mniej wartościowo niż w ogóle, zrozum to! Cele, cele! Co mi przeszkadzają małe cele? Nie lubisz morza? Nie chcesz popływać pod żaglami? Kłamiesz!

…Weingarten, powiedział Malanow. Bardzo lubię. Bardzo chcę. Ale żeby rozhajcować myśli w czerepie, muszę słyszeć inne wezwanie. Muszę wiedzieć, przynajmniej póki pracuje muszę wiedzieć, że to, co zrobię, komuś pomoże. Nie jakiemuś bandziorowi, ale duszy!

Nie wiem, dlaczego tak jest! Co mam robić?!

…Zatkać uszy, powiedział Weingarten. I nauczyć się pracować bez wezwania.

Żadnego wezwania. W końcu co jest w tobie takiego szczególnego? Wielu ludzi w młodości marzy o tym żeby usłyszeć niezwierzęce wezwanie. Chcą szturmować lśniące szczyty. Kroczyć ku wysokim celom. Odczuwać tylko miłość, wdzięczność do przyjaciół i przyjaciółek.

Bezinteresowną żądzę wiedzy, dumną i pokorną chęć pomagania i wybaczania. Ale szybko się łamią.

Wszyscy. Od wieków, z pokolenia na pokolenie. Nie było nikogo, kto by się nie złamał.

…Gdybyś wiedział, jaki jestem zmęczony, powiedział Malanow. Zbrzydły mi spory.

Całe życie sprzeczam się z samym sobą i z innymi ludźmi. Ale zmęczyłem się właśnie teraz i właśnie o cele nie chcę się kłócić… …No to się nie kłóć, powiedział Weingarten.

I w tym momencie Malanow przypomniał sobie, kto się nie złamał.

Aż zabrakło mu tchu. Zdążył jeszcze pomyśleć: Dlaczego wcześniej do głowy mi to nie przyszło, dlaczego nie powiedziałem tego Filowi? I od razu uświadomił sobie, że tak samo jak odkryty przez niego Bóg, on sam potrzebował takiej urzeczywistniającej powstałą informację rozmowy, żeby pójść dalej — a to znaczy, że znowu, jak i wcześniej, dzięki Filowi. Dzięki tej myśli cały świat przestał być szary — rozpłynęła się zajadłość, zaiskrzyła się wdzięczność.

Żył co najmniej jeden, który się nie złamał — i na zawsze przypisał ludziom boskie prawo wyboru uczuć i celów nie tylko spośród dostępnego protoplazmie zestawu.

Pozostawił tez taki ślad, taki znak, który przeważył milion milionów złamanych. Złamanych przez samych siebie.

To było jak olśnienie. Albo objawienie. Mózg pracował jasno i wyraziście; to; co wydało się hałdą poszczególnych faktów, i obcych i sobie, i Malanowowi z jego wymysłami, zmieszało się w gęstą jedność, a potem przerodziło się w długą i oślepiającą eksplozję.

Oczywiście, powinien istnieć jakiś mechanizm siedzenia pozostającej bez kontroli, zasadniczo nowej, emocjonalnie nasyconej informacji oraz jej włączania do wszechświatowego procesu twórczego. Ale tylko tej, która nie jest obca jedności, lecz przeciwnie: zwiększa siły, stale sklejające w jedność — pogłębianą przez rozwój — rozpadający się świat.

Ach, oczywiście! A teolodzy łamali przez wieki głowy, jakieś listki na jednej łodydze wymyślali w charakterze objaśnienia jedności trzech postaci… Zresztą nie znali przecież nawet radia.

Odbiornik, nadajnik, środek nadawania. Trójca!

Ileż tych małych, nadajników zasilających ogromny odbiornik. Są też pewnie wśród zwierząt — nie bez powodu w którymś z objawień lew i jagnię leżą obok siebie w raju.

Mówiłem o tym dzisiaj, sam nie wiedząc, że aż tak trafiam w sedno: basior truchtający obok bezbronnej sarny.

Pyk! Informacyjny kontakt! Życie jest wieczne… Malanow gwałtownie wstał i poszedł do dużego pokoju. Irka i Bobka nie spali — powoli się uspokajając, siedzieli na kanapie i cicho rozmawiali. Wilgotne włosy wymoczonego, spokojnego Bobki sterczały we wszystkie strony.

Malanow wcisnął się na kanapę między nich i ostrożnie objął oboje. Leciutko przycisnął do siebie. Irka — wymęczona, z klejącymi się oczami i zaczerwienionymi od prania dłońmi — zerknęła na niego trochę zdziwiona. Odwykła już od takich czułości.

— Dobra, chłopcy i dziewczęta — powiedział Malanow. — Powtarzajcie za mną harmonijnym i uroczystym chórem: Nie samym chlebem! Nie samym chlebem! No?

— Co ci, tato? — zapytał oszołomiony i trochę zaniepokojony Bobka.

I nagle Irka, rzuciwszy na Malanowa spojrzenie, które mówiło: — nie rozumiem, ale się podporządkuję — widzisz? podporządkowuję się! nie wiem, co wymyśliłeś, czego chcesz, ale zgadzam się! jesteśmy razem i wierzę, że nic złego nie uczynisz! — powiedziała zdecydowanie: — Słuchaj ojca! Trzy, cztery…!

— Nie samym chlebem! Nie samym chlebem!!!

Malanow poczuł, że ma wilgotne oczy, że coś go pali między brwiami i że twarz wykręca skurcz powstrzymywanego płaczu. Pamięć podsunęła nagle: „Powiedziano nam, że ta droga przywiedzie nas do oceanu śmierci, i zawróciliśmy w połowie drogi. Od tej pory wciąż ciągną się przed nami krzywe, głuche, okrężne ścieżki…”

Do oceanu śmierci… Ale w odpowiedzi oślepiająco trysnęła z duszy dawno i, wydawało się, na zawsze pogrzebana w niej, zasypana jesiennymi złotymi liśćmi, przewiana wiatrem Newy, Nekropolia Ławry, dokąd chodził z matką, i piękny, utrwalony w pamięci ogromny pomnik z napisem: „Jeśli nie umrze, nie ożyje”.

„Mamo, mamo, co tam jest napisane?” „A sam przeczytać nie możesz? Przecież już dobrze czytasz, Dima! No, czytaj!” „Przeczytałem! Ale nie rozumiem, co to znaczy!”

„Aaa, Dima, tego to i ja nie za bardzo rozumiem. To religia…” A nad miastem grzmiały z głośników radosne marsze, płonęły czerwone sztandary, trzepotały na wietrze karminowe hasła, i zewsząd, niczym salwa Aurory, waliło po oczach wielkokalibrowe „40” — zbliżała się rocznica Wielkiej!!!

Październikowej!!! Socjalistycznej!!!

— A teraz powtarzajcie: Jeśli nie umrze, nie ożyje. Cała trójka! — Jeśli nie umrze, nie ożyje!

Jeśli nie umrze, nie ożyje!!!

— Wiesz co, tato! — Zachwycony Bobka plasnął dłońmi w kolana i poderwał się. — Ja cię zaraz przeskoczę! Tylko siedźcie tak, objęci… Całe wieki już was takich nie widziałem. Ja za moment!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trudno stać się Bogiem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno stać się Bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Máire Dhufaigh - An Garda Cósta
Máire Dhufaigh
STAŅISLAVS LEMS - SOLARIS
STAŅISLAVS LEMS
libcat.ru: книга без обложки
Džeks Londons
Staņislavs Lems - PETAURA medības
Staņislavs Lems
Staņislavs Lems. - BALSS NO DEBESĪM
Staņislavs Lems.
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Janet Evanovich - Qué Vida Ésta
Janet Evanovich
libcat.ru: книга без обложки
Andrzej Drzewiński
Selma Lagerlöf - Gösta Berling
Selma Lagerlöf
Отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem»

Обсуждение, отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x