Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety
Здесь есть возможность читать онлайн «Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1966, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zagadka liliowej planety
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1966
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zagadka liliowej planety: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zagadka liliowej planety»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zagadka liliowej planety — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zagadka liliowej planety», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Z białej azbestowej tulei wypełzła lśniąca składana noga. Oleje wysychały sklejając się w pomarszczoną skorupę.
— Co robisz? — usłyszał Erem niecierpliwy głos Spasskiego.
— Podnoszę się do miejsca awarii.
— Szybciej — krzyknął Spasski.
Erem sam tez rozumiał, ze trzeba szybciej. Ale nie ma rady, szybkość podnoszenia wynosi trzy metry na minutę.
Opierając się zaczepami o ściany, Erem pełznął do góry. Krzemionka płynęła coraz gwałtowniej. Szczelina robiła się coraz szersza. W dole pod nią powstawała okrągła wypukłość.
Rozpalona płynna masa padała wielkimi ciężkimi kropliskami. Jedna z nich uderzyła o zaczep Erema. Zaczep wygiął się i oderwał od ściany. Erem zatoczył się na długiej nodze lewara. Jego ciężkie ciało straciło równowagę. W tejże chwili wyrzucił w bok zapasowy zaczep, przylgnął do ściany i powstrzymał upadek.
— Jak idzie? — zapytał Spasski. — Dlaczego milczysz?
— Podnoszę się do miejsca awarii — odrzekł Erem. Nie zdołał już wypuścić dalszych członów lewara.
Olej zagotował się. Erem otworzył luki i wylał go na zewnątrz. Potem odłączył wewnętrzny uchwyt lewara — noga odczepiła się i powoli runęła w dół. Zrobiło się lżej. Do szczeliny zostawało około dwóch metrów. Erem pokonał tę odległość krokami zaczepów utrzymujących go między ścianami.
Temperatura przekroczyła półtora tysiąca stopni.
Mimo chłodzenia wewnętrznego i grubej warstwy okrywy izolującej, sieć logiczna zaczęła się psuć. Obrazy jęły się mieszać. Na ciemnomalinowym tle zalanej krzemionką ściany pojawiła się nagle twarz Spasskiego, który bezdźwięcznie poruszał wargami. Przeszkadzało to się skupić.
Erem wysiłkiem woli spędził ze ściany widmo i uruchomił dublujące sekcje swojego mózgu elektronowego.
Zrobiło się jeszcze upalniej. Chwila, dwie, a nastąpi całkowity rozpad sieci logicznej. Żeby go powstrzymać, Erem włączył ośrodek bólu. I wtedy bezpośrednio, własnymi detektorami czuł ten palący żar. Łamało w uchwytach, paliła azbestowa osłona, kłuło dokuczliwie w obiektywy oczu, ale za to świadomość zaczęła pracować szybko i precyzyjnie. Erem zrozumiał: do pełnego rozpadu sieci brakuje najwyżej minuty, chyba… chyba, żeby zniżyć temperaturę komory.
Potrzeba, strasznie potrzeba chłodu. Można to zrobić całkiem prosto — włączyć wentylator. Ale ochłodzenie jest szkodliwe dla krzemionki, technologia surowo go zabrania. Mimo wszystko Erem zapytał niepewnie: — Nie można by włączyć na dwadzieścia sekund chłodzenia komory?
— Nie — odparł natychmiast Spasski. — W żadnym wypadku. Krzemionka się zniszczy.
Co robisz?
— Przystępuję do naprawy.
Erem był prawie pewien, że Spasski nie pozwoli na ochłodzenie. I przyjął zakaz jak rzecz normalną. Ale to był wyrok. Naprawa oznaczała dla niego śmierć. Widocznie krystalizacja miliona ton krzemu kosztuje drożej niż maszyna naprawcza. Erem przyjął rozkaz i rozpoczął pracę.
Uśmierzył psychokorektorem ból oparzeliny. Wyrzucił drugi manipulator poziomowy i złapał nim pasmo waty żaroodpornej. Rozciągnął ją. Obrócił się do nierównej obrzeżonej rozżarzonymi wargami ognistej szczeliny. Precyzyjnym ruchem wcisnął watę w gorący miąższ. Oba manipulatory skręciły się, trzasnęły, zerwały się i odpadły.
Erem wysunął drugą parę manipulatorów, oderwał drugie pasmo waty, wcisnął je — znów z suchym trzaskiem ułamały się wolframowe ręce i poleciały w dół. Sieć logiczna znów jęła szwankować. Wyraźnie, jasno zaczęła pracować pamięć pierwszego dnia życia Erema.
Manipulując rozpaczliwie psychokorektorem, Erem na próżno starał się usunąć mimo woli pojawiający się w świadomości obraz: fabryka montażowa, gdzie się urodził, uśmiechnięte twarze ludzi, blask słońca na aparatach. Światło! Takie było pierwsze: światło.
Szum fabryki, rozmowy, czyjś wesoły głos „Witam cię, nowy rozumie!” Oto już szczelina… Trzeba skoordynować ruchy ostatniej pary manipulatorów. Wysunęła się osłona odpowiedniego węzła mechanizmów… Cel! Atak! Trzecie pasmo żaroodpornej waty już jest wbite w szczelinę.
Gwałtownie odskoczył do tyłu.
Spasski wymamrotał coś przez telefon. Erem już nie zrozumiał, ale wydusił z siebie odpowiedź: — Naprawa skończona. Wszystko w po…
Potem pojawiły się majaki. Szkoła maszyn naprawczych. Nauczyciel Kalistow krzyczy na egzaminie z operatywności: „Do góry: Dotknij sufitu, dotknij lewej ściany”.
Pierwsza praca, naprawa filaru mostowego na Morzu Czarnym. Wolno i leciutko padają kamienie do wody. I ryby… Lekcja odwagi… Lekcja mechaniki: „Siłą Coriolisa nazywamy…” Pędzą ludzie, pędzą maszyny, pędzą urywki myśli… To trudna praca, to ostatnia praca, ale to ważna praca…
Erem nie zauważa, jak odpada mu cały dolny zespół mechanizmów. Nie odczuwa już bólu.
Bezmyślnymi podrygami kręci się wał głównego silnika. Stanął. Niby uszkodzona płyta gramofonowa rozlegają się dwa puste słowa sygnału: „Rozpad sieci, rozpad sieci, rozpad sieci…”
Spasski zaciągnął się ostatni raz i zdusił niedopałek papierosa. Podniósł słuchawkę, nakręcił numer eksperta od cybernetyki przemysłowej.
— W porządku — oznajmił. — Krystalizator naprawiony.
— A co z Eremem? — zapytał ekspert.
— Nadaje sygnał: „Rozpad sieci”
— Szkoda — rzekł ekspert. — Szkoda… Nie wiem, czy się go uda odremontować.
Gdy skończycie krystalizację, zadzwońcie, przyjadę i zobaczę.
— Dobra — odpowiedział Spasski i odłożył słuchawkę.
Przełożył Zygmunt Burakowski
Anatol Dnieprow
PYTANIA
Te coroczne spotkania nazywaliśmy wieczorynkami na pamiątkę odległych, legendarnych już prawie czasów, kiedy byliśmy jeszcze studentami. Dziś na Wzgórzach Leninowskich wznosi się uniwersytet, nowe pokolenia przyszłych Łomonosowów i Einsteinów od dawna zajęły pięciopiętrowe gmaszysko matfizu, fizycy i lirycy od lat toczą dyskusję we wspaniałej sali z dźwiękochłonnymi ścianami, a my wciąż nie możemy zapomnieć sklepionych piwniczek pod starym klubem studenckim przy ulicy Hercena. I co roku zbieramy się tu, patrzymy na siebie i liczymy, kto jest, a kogo już nie ma. Rozmawiamy o życiu i o nauce. Jak wtedy, przed wielu, wielu już laty.
Tak było i tym razem, tyle że rozmowa jakoś się dziwnie nie kleiła. Nikt nie wypowiedział żadnej interesującej myśli, nikt się nie sprzeciwiał wypowiedziom kolegów i nagle poczuliśmy, że ostatnim interesującym spotkaniem było spotkanie ubiegłoroczne.
— Weszliśmy w ten piękny wiek, kiedy idee i poglądy skrystalizowały się wreszcie, tak pod względem formy jak treści — oświadczył z gorzką ironią Fiedia Jegoriew, doktor nauk, członek — korespondent Akademii.
— Miła historyjka — zauważył Wowka Migaj, dyrektor pewnego bardzo „mądrego”
instytutu. — A cóż nazywasz skrystalizowaniem treści?
— To takie stadium, kiedy do stanu istniejącego nic już nie można dodać — wyjaśnił posępnie Fiedia. Dalej zaczyna się naturalny ubytek, a nic nowego nie dochodzi. Życie intelektualne człowieka ma takie wyraźne maksimum. Gdzieś około czterdziestego piątego…
— Możesz nie wyjaśniać, wiemy i bez twoich wykładów. A w ogóle, panowie, nie mogę po prostu uwierzyć, że nie jestem już w stanie nic stworzyć, żadnej nowej teorii, żadnej nowej nauki.
Po prostu straszne…
Leonid Samozwancew, maleńki okrąglutki fizyk, mówiący tak szybko, że aż połykał końcówki, a nawet całe słowa, nie wyglądał bynajmniej na czterdziestopięcioletniego mężczyznę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zagadka liliowej planety»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zagadka liliowej planety» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zagadka liliowej planety» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.