Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety
Здесь есть возможность читать онлайн «Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1966, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zagadka liliowej planety
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1966
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zagadka liliowej planety: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zagadka liliowej planety»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zagadka liliowej planety — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zagadka liliowej planety», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Bał się, że taki kamienny list mógłby być odczytany w różny sposób. Sądził ponadto, iż te same obawy muszą działać hamująco na mieszkańców innych planet. Wysłanie listu tylko wtedy jest poczynaniem rozumnym, jeśli można mieć nadzieję, że zostanie on właściwie odczytany. A cóż może sprzyjać takiej nadziei?
Ot, gdyby umiał stworzyć coś, co byłoby zdolne niejako wchłonąć jego uczucia, a potem przekazać je innym. Jaki wspaniały byłby to podarek! I dający się odczytać całkowicie jednoznacznie. Ale z czego zrobić taki „meteoryt”, z jakiego tworzywa, aby posiadało zdolność wchłaniania, przechowywania i przekazywania uczuć. Niestety, takie tworzywo nie istnieje. W każdym razie nie na Marsie i nie z niego zbudowane są kamienie z kolekcji Kina.
Winna to być żywa materia, posłuszna dłoniom i sercu twórcy. Czy na którejś z planet istnieje żywa materia, którą można by natchnąć radością i smutkiem, zdolna do samowyrzeczenia w takim stopniu, aby pozostając żywym dziełem sztuki nie tylko wchłonęła uczucia przekazane jej przez twórcę, ale również darzyła go tymi przekazanymi uczuciami?
Może Żywy zbudowany jest z takiej materii? Nie cały, oczywiście, ale jego oczy…
Kiedy na Kina patrzą dobre, wszystko rozumiejące oczy Żywego, może ich spojrzenie należy nie tylko do niego, ale do kogoś jeszcze? Hipotetyczna cywilizacja zapachowa?… Szanowny doktorze Ber, kolega widzi wyłącznie nos Żywego, ten nos przesłonił panu jego oczy. Pan się boi i nie umie w nie patrzeć, dla pana są wyłącznie dwiema krągłymi wypukłościami.
A Kin patrzył w te oczy godzinami, starał się w nich dojrzeć odbicie tego, co widziały tam, na owej planecie, z której Żywy przybył. Kin należał do fantastów, jego wyobraźnia malowała najbardziej nieprawdopodobne wizje, ale jednego był pewny: że oczy Żywego przywykły spotykać spojrzenie przyjaciela, gdzieś w ich głębi utrwalony jest jego obraz i ten obraz ożywa, kiedy przybysz widzi przed sobą Kina. Jego spojrzenia nie zamącił żaden szok.
Niewątpliwie doktor Ber ma trochę racji. Owszem, węch w egzystencji Żywego odgrywa poważną rolę. Żeby się o tym przekonać, wystarczy obserwować go uważnie w czasie spacerów.
Wygląda to tak, jakby każdy przedmiot przyciągał go swoim zapachem niczym magnes. W takich momentach Żywy istotnie jak gdyby całkowicie podporządkowywał się swemu nosowi, pozwalał mu się prowadzić. Ale wystarczy podejść do Żywego i coś powiedzieć, aby natychmiast cały zamienił się w spojrzenie. Być może, że gdyby Mars był planetą nie zamieszkaną i wyglądał wszędzie jak rezerwat na Wielkim Syrcie, do zapoznania się z nim wystarczyłby Żywemu nos.
Ale na to, co zdolne jest do odczuwania, Żywy kieruje wzrok. I czy nie dlatego jego oczy są tak pełne wyrazu, że nie zastygło w nich odbicie przedmiotów martwych, lecz promieniują blaskiem innego spojrzenia, w którym znajdował radość, smutek, nadzieję i zwątpienie, w którym szukał współczucia i otuchy? Nos Żywego jest jego bezsporną własnością, ale czyż oczy należą wyłącznie do swego właściciela? Jeżeli są serdeczne, mądre i dobre to dlatego, że czerpały z czyjejś serdeczności, mądrości i dobroci. Oczy — to klejnoty, należą one do nas, ale ich szczerość i ufność zawdzięczamy naszym przyjaciołom. Komu zawdzięcza oczy Żywy?
Jakże uprościłaby się cała ta zagadka, nad którą Kin, Ber i Ar łamią sobie głowy, gdyby można było z całą pewnością stwierdzić, że Żywy jest podarunkiem przysłanym z jakiejś nieznanej planety.
Podarkiem, który przypadkowo znalazł się na Marsie.
Jako istota Żywy jest zagadką, kryje w sobie masę rzeczy niepojętych. Jako podarek natomiast przestaje być tajemnicą, takie właśnie mogłoby być żywe dzieło sztuki, gdyby w ogóle było ziszczalne.
Czy podarunki poddajemy badaniom? Czy interesuje nas, z czego są zrobione?
Szukamy w nich — nie, nie szukamy, ale znajdujemy i cenimy szczególne właściwości, które nie dają się wprawdzie wykryć za pomocą żadnych przyrządów, lecz mówią o tych, którzy chcieli nam podarować cząstkę samych siebie. Jak trudno zawrzeć te właściwości w kamieniu, metalu czy drzewie! Materia posłusznie przyjmuje kształt, który chcemy jej nadać, ale przeciwstawia się zaciekle, kiedy chcemy ją zmusić do przekroczenia granicy, dzielącej żywe od martwego. W jednym kamieniu skupia się wówczas opór wszystkich kamieni wszechświata.
Przybierając dowolny kształt, ustępując pod naporem dłuta i młotka, uparcie zachowuje swe kamienne milczenie, swą obojętność wobec wszystkiego, co żywe.
Czy jednak okruch życia, obdarzony zdolnością odczuwania i wyrażania uczuć nie okazywałby w dłoniach twórcy takiego samego sprzeciwu, czyż nie walczyłby o prawo pozostawania samym sobą? Ile czasu musiałaby trwać taka walka? Co należałoby zrobić, aby odnieść w niej zwycięstwo? Jakiego użyć oręża? Jakże za to szczęśliwy byłby ten, kto patrząc w oczy Żywego mógłby sobie powiedzieć: „Oto okruchy życia, które nie wiedziały, co to takiego radość i smutek, przyjaźń i samotność. To ja rozpaliłem w nich świat moich uczuć; teraz mogą zanieść je w dowolny zakątek wszechświata i opowiedzieć o mnie każdemu, kto spojrzy w nie z taką serdecznością, z jaką wszystko, co żywe, winno na siebie spoglądać.
Komu zawdzięczasz swoje oczy, Żywy? Kto był twoim przyjacielem, kogo widzisz, kiedy z taką ufnością patrzysz na mnie? Przecież nie zdobyłem twojej miłości w ciągu tych kilku dni…
Nie zdążyłem jeszcze zrobić dla ciebie nic, czym zasłużyłbym na twoją sympatię.
Ale postaram się, nie pozwolę cię skrzywdzić przez żadne hipotezy, zagrażające naszej przyjaźni. Udowodnię wszystkim…
Dowód — jakie to oschłe, niesympatyczne słowo. Kin ciężko westchnął. W pokoju rozległ się lekki szmer i wilgotny, zimny nos dotknął zwisającej z posłania ręki uczonego.
Taktowne wystąpienie profesora Ira na dyskusji o żywkistach — Panie profesorze, proszę nie zapomnieć, że obiecał pan wystąpić dzisiaj na dyskusji o żywkistach — powiedziała młodziutka pracownica działu dokumentacji dźwiękowej, która specjalnie czatowała na profesora Ira pod drzwiami gabinetu.
— Obiecałem wystąpić.. Ależ proszę pani, ja nie mam pojęcia o żywkistach.
— To świadczy o tym, profesorze, ze zupełnie oderwał się pan od życia. Pan pewnie nawet nie czyta gazet?
Profesor Ir rzeczywiście ani razu nie zajrzał do gazet od czasu, kiedy zaczęły się jego gorączkowe poszukiwania zagrają. Nie potrafił zajmować się dwiema sprawami jednocześnie, a wszelką lekturę zwykł był, traktować bardzo poważnie.
— Przecież pani wie, że jestem ogromnie zajęty. Za kilka dni powinniśmy oddać do druku dziewiąty tom Ryga, a przypisy nie są jeszcze gotowe.
— Ależ panie profesorze, pan obiecał…
— Tak, zdaje się, że istotnie coś obiecywałem, ale sądziłem wówczas, iż zakończę do tego czasu pracę. Obecnie o wystąpieniu nie może być mowy.
— Na zaproszeniach widnieje pańskie nazwisko. Jakoś niezręcznie będzie to wyglądało: dyskusję organizuje biblioteka, zainteresowanie jest ogromne, przyjdzie masa studentów, przyjdą żywkiści, natomiast nie przyjdzie dyrektor biblioteki. Po prostu nie wypada.
Niechże pan powie chociaż kilka słów!
— Chętnie bym to zrobił, ale powtarzam, że nic nie wiem o tych żywkistach.
— Mogę włączyć pański głośnik, wysłucha pan referatu, zorientuje się, o co chodzi, potem pan przyjdzie, obejrzy sobie żywkistów i powie, co o nich myśli. Panie profesorze, to jest konieczne i zajmie panu nie więcej niż dwadzieścia minut.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zagadka liliowej planety»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zagadka liliowej planety» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zagadka liliowej planety» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.