Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety

Здесь есть возможность читать онлайн «Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1966, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zagadka liliowej planety: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zagadka liliowej planety»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Antologia zawiera opowiadania fantastycznonaukowe współczesnych pisarzy rosyjskich.

Zagadka liliowej planety — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zagadka liliowej planety», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ulegając wpływom starodawnych liryków profesor wyraził to swoje przekonanie w dwuwierszu:

Wzór zagrają będzie wkrótce.
Już nie umknie on nauce.

Kto podarował oczy Żywemu?

— Pozostało mi do dodania bardzo niewiele — powiedział doktor Ber, zamykając pękatą teczkę pełną wykresów, tablic i wyliczeń. — Chcę zakończyć tym, od czego zacząłem. Być może, moja hipoteza nie obejmuje stojącego przed nami problemu we wszystkich jego aspektach, być może, moje wywody opierają się na niedostatecznie zbadanych faktach i dlatego są błędne, ale chciałbym panom przypomnieć, co przydarzyło się w swoim czasie profesorowi Helowi. Jest to mało znana, ale nader pouczająca historia.

Profesor Hel postanowił poświęcić się wszechstronnemu zbadaniu wpływu energii słonecznej na rozwój życia. Dysponował ogromnym materiałem faktycznym. Między innymi od Centralnego Biura Statystycznego zażądał danych na temat ilości urodzin, przypadających na każdy dzień pierwszego tysiąclecia ery naukowej. Zestawiwszy otrzymane liczby z odpowiednimi danymi archiwum meteorologicznego profesor Hel doszedł do wniosku, ze ilość urodzin wzrasta raptownie podczas jasnej, słonecznej pogody i katastrofalnie spada w czasie słoty. Kiedy opublikował wyniki swych badań, opinie uczonych były podzielone.

Jedni twierdzili, że profesor Hel nie dokonał żadnego odkrycia i że zjawisko to zostało zaobserwowane już dawno. „Nieprzypadkowo, mówili oni, „urodzić się” i „ujrzeć światło dzienne” oznacza w naszym języku to samo. Profesor jedynie potwierdził statystycznie tę znaną prawdę. Zadanie zaś polega na tym, aby znaleźć wyjaśnienie owej prawidłowości. W swej wielotomowej pracy „My, dzieci Słońca”, profesor Hel zaprezentował wiele hipotez połączonych wspólną myślą, że energia słoneczna jest źródłem życia. Przeciwnicy profesora twierdzili, iż jego obserwacje noszą charakter przypadkowy i niezbędne jest zbadanie danych nie z jednego, lecz z kilku tysiącleci.

Przystąpiwszy do tej pracy odkryli oni, ze w wyniku błędu mózgu elektronowego profesor otrzymał w swoim czasie dane dotyczące nie ilości urodzin, lecz rejestracji noworodków przez rodziców. Tak więc wnioski profesora Hela świadczyły wyłącznie o tym, że Marsjanie w pierwszym tysiącleciu woleli wychodzić z domu nie w pochmurną, lecz słoneczną pogodę.

Czyż więc profesor Hel mylił się? Niewątpliwie! Ale właśnie w „Dzieciach Słońca” wypowiedział on te myśli, które potem legły u podstaw heleologii — nauki, która niezbicie wykazała związek między funkcjonowaniem organizmu i różnymi okresami cyklu słonecznego.

Nie pretenduję do tego, aby moja hipoteza wyczerpywała zagadnienie. Ale wymaga ona poważnego rozpatrzenia.

Profesor Ar zadał doktorowi Berowi kilka pytań, a potem spytał Kina, jakie jest jego zdanie.

Kin oświadczył, że wszystko to należy gruntownie przemyśleć. Wyraźnie był czymś przygnębiony. Początkowo słuchał wypowiedzi Bera bardzo uważnie, robił w swym notesie jakieś zapiski, wydawało się, że wystąpi z polemiką, a potem odłożył ołówek i jego twarz przybrała wyraz obojętności. Doktor Ber przypuszczał, że Kin odniesie się do jego wystąpienia z właściwą mu zapalczywością. Ale Kin milczał. Dopiero na krótko przed propozycją Ara, aby zakończyć obrady, Kin spytał doktora: „Czy jest pan pewny, że pańska hipoteza ukazuje, a nie zamyka przed nami drogę do poznania Żywego?” Ber odpowiedział, że niezupełnie rozumie to pytanie. Kin pokiwał głową i więcej się nie odezwał.

W pokoju było ciemno. Kin wiedział, że tam, pod przeciwległą ścianą, śpi Żywy.

Kin o tym wiedział, ale teraz nie widział go i nie słyszał. Nic nie świadczyło o obecności Żywego. Jeżeli zapalić światło, Kin zobaczy Żywego, ale czy Żywy zobaczy jego, nawet jeżeli się obudzi? Czym jest dla niego Kin, jeśli, jak zakłada Ber, podstawową i definiującą cechą przedmiotu w świadomości Żywego jest zapach? Kin powąchał swoją dłoń. Nie mógł uchwycić żadnego zapachu. I to właśnie nieuchwytne, nieznane samemu Kinowi ma być tym Kinem, którego dostrzega Żywy? Jeżeli tak jest istotnie, nigdy nie potrafią się wzajemnie zrozumieć.

Kiedy Kin szedł na wieczorną naradę, nie mógł się doczekać, aby opowiedzieć kolegom, jakie wstrząsające rezultaty dały nowe doświadczenia z kijem. Kin ustalił w sposób niewątpliwy, że Żywy przyniósł mu kij nieprzypadkowo. Było to ryzykowne doświadczenie. Kin musiał zebrać wszystkie siły duchowe, aby się na nie zdecydować. Kiedy wreszcie po raz pierwszy rzucił kij, ze zdenerwowania zamknął oczy i bał się je otworzyć. A gdy zobaczył stojącego przed sobą Żywego z kijem w zębach, wpadł w szalone podniecenie. Żywy przynosił kij dwadzieścia razy.

To znaczy, że między nim a kijem istniał określony związek. Do narady Kin był o tym przekonany. A teraz?… Żywy mógł przynosić kij dlatego, że pozostawał na nim zapach dłoni Kina, istniał zatem związek między kijem i Kinem, a nie między kijem i Żywym.

Cywilizacja zapachów — w istocie rzeczy oznacza to, że Żywy zawsze będzie Kinowi tak daleki, jak ta nieznana planeta, z której przybył: przecież odległość między istotami żywymi należy mierzyć tym, w jakim stopniu potrafią się one wzajemnie zrozumieć. A mimo wszystko Kin czuł, że Żywy jest mu bliski. Ale to tylko uczucie, które może być przecież zawodne.

Kin kręcił się niespokojnie, nie mogąc usnąć. Nadal tonął w ponurych rozmyślaniach. Czy Żywy na zawsze ma pozostać jedynie żywym meteorytem, tak samo obcym i nieodgadnionym jak kamienie w muzealnych kolekcjach? Pod względem wyglądu i składu chemicznego są one rodzonymi braćmi marsjańskich granitów i bazaltów. Kin pisał nawet kiedyś, ze gdyby meteoryty umiały mówić, ich język nie bardzo różniłby się od języka kamieni z Marsa.

Niewątpliwie przeceniał wówczas znaczenie chemicznego podobieństwa. Zresztą, jeśli kamienie nie mogą się porozumieć — no cóż, są tylko kamieniami. Nawiasem mówiąc, w swych opowieściach fantastycznych Kin bez wahania wyposażał je w dar mowy. Teraz już nie będzie mu to przychodziło z taką łatwością. Jakie tam rozmówki kamieni, jeżeli nawet żywe istoty nie mogą znaleźć wspólnego języka.

Stanowczo byłoby lepiej, gdyby doktor Ber nie wysunął swej hipotezy i gdyby nie wydawała się ona tak przekonywająca. Rozważania profesora Ara pozwalały się przynajmniej łudzić, że z biegiem czasu Żywy wyjdzie z doznanego szoku, natomiast od samego siebie, od swej natury nie uwolni się nigdy. I żeby Kin najserdeczniej polubił Żywego — a już mocno się do niego przywiązał — to nigdy nie potrafi stać się istotą ze świata zapachów i odbierać wrażeń tak, jak Żywy. Nigdy się nie zrozumieją. Dziwne jednak, dlaczego nawet teraz, w mroku i ciszy Kin wie, że nie jest sam. Przecież odczuwał czasami samotność, choćby w muzeum, mimo że tak lubił swoje zbiory, mógł je godzinami oglądać i rozmyślać nad nimi.

Czy chociaż jeden z tych drobnych odprysków dalekich planet poznał ciepło dłoni istoty rozumnej? Nie wiadomo. Kin osobiście wierzył, iż wśród jego kamieni są również takie, które noszą piętno nieznanych cywilizacji. Ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że wszystkie te kamienie trafiły na Marsa przypadkowo, w wyniku kataklizmów, które wstrząsają niekiedy zagubionymi w kosmosie wysepkami życia. Nie są to ani listy, ani informacje, ani podarki przesyłane przez istoty rozumne z jednej planety na drugą. Kin często nad rozmyślał. Oglądając swoje kolekcje zastanawiał co umieściłby na kamieniu, który można by wysłać we wszechświat, posiadając całkowitą pewność, ze ten kamienny list dotrze na jakąś zamieszkaną planetę. I nie umiał wymyślić obrazu, symbolu, które mogłyby przekazać świat jego uczuć nie znającym go istotom. Lękał się ich niezrozumienia. Nie, bynajmniej nie uważał, iż inni mieszkańcy wszechświata są głupcami. Przeciwnie, stał na stanowisku, że mogą posiadać bardzo rozległą wiedzę. I właśnie to nie pozwalało mu wybrać ani jednej z wizji, które podsuwała wyobraźnia.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zagadka liliowej planety»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zagadka liliowej planety» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zagadka liliowej planety»

Обсуждение, отзывы о книге «Zagadka liliowej planety» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x