Poul Anderson - Psychodrama
Здесь есть возможность читать онлайн «Poul Anderson - Psychodrama» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, ISBN: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Psychodrama
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1987
- Город:Warszawa
- ISBN:83-207-0978-4
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Psychodrama: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Psychodrama»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Psychodrama — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Psychodrama», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Scobie skinął głową.
— Na pewno by tak było.
Glos Danziga załamał się.
— O mój Boże, co ja zrobiłem? Chciałem pomóc Luisowi, a naraziłem na śmierć ciebie i Jean.
Usta Scobiego zacisnęły się.
— Nie ma co płakać, to jeszcze nie nasz pogrzeb. Jasne, że to jakaś zła passa. Ale ani ty, ani ktokolwiek inny nie mógłby przewidzieć, że można dotknięciem spowodować pod sobą wybuch.
— Co to mogło być? Masz jakiś pomysł? Nic takiego się jeszcze nie zdarzyło w przypadku zderzenia z kometą. Bo wierzysz, że ten lodowiec jest szczątkami komety, prawda?
— Owszem, z tym, że uległy one modyfikacji w wyniku działania ciepła. Uderzenie spowodowało wyzwolenie ciepła, wstrząs, zakłócenia. Molekuły się porozbijały. Przez moment musiał tu występować stan plazmowy. Mieszaniny, związki, klatraty, stopy — powstawały takie substancje, jak nigdzie indziej w wolnej przestrzeni. Wiele by się tu można nauczyć z chemii.
— Po to tu przyleciałem… No więc mijałem złoże jakiejś substancji czy kilku, które gwałtownie wysublimowały pod działaniem odrzutu. Kiedy ta szczególna para dotknęła kadłuba, natychmiast na nim zamarzła. Musiałem od środka odmrażać iluminatory — a przecież śnieg sam z nich odparował.
— Gdzie się znajdujesz w odniesieniu do nas?
— Mówiłem ci już: nie mam pojęcia. I nie wiem też, czy w ogóle będę to mógł ustalić. Uderzenie zniszczyło antenę kierunkową. Wyjdę na zewnątrz i rozejrzę się.
— Dobrze, zrób to — powiedział Scobie. — A ja się tymczasem wezmę za robotę.
Kontynuował ją, dopóki straszne jęki i zawodzenia Jean nie ściągnęły go pędem z powrotem do skały.
Scobie odłączył baterię Gareilasa.
— To, co w niej zostało, może stanowić tę różnicę, dzięki której my przeżyjemy — powiedział. — Uważajmy to za podarunek. Dzięki, Luis.
Broberg wypuściła z rąk ciało pilota i uniosła się z kolan. Wyprostowała kończyny, które trzepotały w śmiertelnej walce, i złożyła mu ręce na piersiach. Nic nie mogła poradzić na opadniętą szczękę i oczy wpatrzone w niebo. Wyjmowanie go w tym miejscu ze skafandra jeszcze by pogorszyło jego wygląd. Nie mogła też zetrzeć łez z własnej twarzy. Próbowała jedynie je powstrzymać.
— Żegnaj, Luis — wyszeptała.
Zwróciwszy się do Scobiego, powiedziała:
— Masz dla mnie jakieś zajęcie? Proszę cię o nie.
— Chodź — polecił jej. — Wyjaśnię ci, jak mam zamiar wydostać się na powierzchnię.
Byli w połowie drogi przez krater, gdy odezwał się Danzig. Nie dopuścił, by umieranie kolegi opóźniło jego wysiłki; niewiele też w tym czasie mówił. Raz, bardzo cicho, odmówił modlitwę za konających.
— Nic z tego — zaraportował niczym maszyna. — Zrobiłem największe koło, jakie mogłem, nie chcąc stracić z oczu statku, ale zauważyłem jedynie dziwne, zamarzłe kształty. Nie mogą być od was daleko, bo widziałem na tej żałośnie małej kulce wyraźnie odmienny układ gwiazd. Znajdujecie się prawdopodobnie w promieniu od dwudziestu do trzydziestu kilometrów ode mnie. Ale to kawał terenu.
— Słusznie — rzek! Scobie. — Możliwe, że nie zdołasz nas znaleźć w ciągu tego czasu, który nam pozostał. Wracaj do statku.
— Hej, chwileczkę — zaprotestował Danzig. — Mogę zataczać coraz większy łuk, znacząc drogę. Może się na was natknę.
— Bardziej się przydasz, jeśli wrócisz — rzekł mu Scobie. — Zakładając, że zdołamy się stąd wydostać, powinniśmy móc do ciebie dotrzeć, ale potrzebny będzie znak sygnalizacyjny. Przychodzi mi do głowy, by użyć w tym celu samego lodu. Niewielkie wyładowanie energii, jeśli będzie skupione, powinno wyzwolić wielką chmurę metanu czy czegoś równie lotnego… Rozprężając się, gaz powinien obniżyć temperaturę, ponownie ulec kondensacji wokół cząsteczek pyłu uniesionych ze sobą — będzie przecież parowało — i chmura Z pewnością uniesie się odpowiednio wysoko, nim znów wyparuje, abyśmy ją stąd dostrzegli.
— Kapuję! — Nuta ożywienia pojawiła się w głosie Danziga. — Zaraz się tym zajmę. Zrobię próby, wybiorę miejsce, gdzie uzyskam najbardziej spektakularne wyniki i… a co ty na to, bym zmajstrował bombę termito-wą? Nie, ona może być za gorąca. No, coś tam wymyślę.
— Informuj nas na bieżąco.
— Ale jeśli chodzi o mnie… to chyba nie będę miała czasu na pogawędki — włączyła się Broberg.
— Nie, będziemy mieli pełne ręce roboty, ty i ja — zgodził się Scobie.
— Hm, jedną chwileczkę — odezwał się Danzig. — A co będzie, jeśli nie zdołacie się wydostać? Sugerowałeś, że taka możliwość istnieje.
— No to wtedy będzie czas na bardziej radykalne środki, obojętne na razie jakie — odparł Scobie.
— Szczerze mówiąc, w tej chwili myśli mam zbyt zaprzątnięte… Luisem i wybieraniem najlepszej drogi wyjścia… żeby myśleć o innych sprawach.
— Mhm, owszem, też myślę, że na razie mamy dość tych kłopotów, które są, żeby jeszcze starać się o nowe. Ale wiecie, coś wam powiem. Kiedy przygotuję już mój sygnalizator, zrobię tę linę, o której mówiłem. Może się okazać, że przyda się wam na pranie, kiedy tu przyjdziecie. — Danzig milczał przez kilka chwil, nim dokończył: — Bo przecież musicie przyjść, do cholery, prawda?
— Scobie wybrał punkt na północnej stronie krateru, gdzie zamierzał spróbować podejścia razem z Jean. Wystawały tam dwie półki skalne, jedna w pobliżu podłoża, druga zaś kilka metrów wyżej, co wskazywało, że skała sięga przynajmniej do tego miejsca. Za półkami znajdowały się rozmieszczone nieregularnie występy twardego lodu. Pomiędzy nimi i ponad najwyżej umieszczonym występem, znajdującym się niewiele powyżej połowy odległości do krawędzi krateru, widać było jedynie gładki, nie dający oparcia stopie stok pyłu kryształów. Kąt ich ułożenia dawał w rezultacie stromiznę, w wyniku czego owa powierzchnia była w dwójnasób zdradziecka. Pytanie, na które odpowiedź mogła dać jedynie próba, brzmiało: jak głęboko skrywała ona warstwy, po których mogli się wspinać, oraz czy podobne warstwy sięgały do samej góry.
Dotarłszy na miejsce Scobie dał znak do zatrzymania.
— Zaczekaj, Jean — powiedział. — Pójdę naprzód sam i zacznę kopań,
— A czemu nie razem? Ja też mam łopatkę.
— Ponieważ nie umiem przewidzieć, jak się zachowa tak wielki wał tego pseudopiasku. Może zareagować na zakłócenie równowagi gigantyczną lawiną.
-. Jean podniosła głowę; na jej wymęczonej twarzy pojawił się bunt.
— Więc dlaczego nie mam pójść pierwsza? Czy sądzisz, że zawsze czekam biernie na przybycie Kendricka?
— Szczerze mówiąc — rzucił — wole ja to zrobić, bo żebro rwie mnie jak cholera, w wyniku czego tracę coraz bardziej siły. Gdyby miało się coś stać, lepiej będzie, jeśli to ty pośpieszysz mi na pomoc, a nie na odwrót.
Broberg pochyliła głowę.
— Och, przepraszam. Sama chyba jestem w nie najlepszej formie, jeśli dopuszczam, by fałszywa duma nam przeszkadzała. — Spojrzeniem powędrowała ku Saturnowi, wokół którego orbitował Chronos, jakby szukając przebywających tam męża i dzieci.
— Wybaczam ci. — Scobie podkurczył nogi i skoczył pięć metrów dzielących go od niższej półki. Następna była zbyt wysoko na podobny skok, tym bardziej że nie miał gdzie wziąć rozbiegu.
Pochyliwszy się zaszurał łopatką po dolnej części skrzącego się przed nim stoku i zagarnął sypki lód. Z góry posypały się kolejne ziarna, miliardy, zasypując to, co zdołał oczyścić. Pracował jak nawiedzony robot. Każda łopatka nie ważyła prawie nic, ale ich liczba była nieprzeliczona. Nie zwalił na siebie całej ściany, czego w połowie się obawiał, w połowie chciał (jeśliby przy tym zginął, zaoszczędziłoby mu to wiele trudu). Stopy opływał mu suchy strumień. W końcu jednak ukazały się dalsze partie podłoża skalnego.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Psychodrama»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Psychodrama» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Psychodrama» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.