Connie Willis
Księga Sądu Ostatecznego
Przekład: Arkadiusz Nakoniecznik
Laurze i Cordelii;
Każda z Was jest moją Kivrin.
Serdecznie dziękuję Panu kierownikowi Jamiemu LaRue oraz całemu Personelowi Biblioteki Publicznej w Greeley za nieocenioną pomoc.
Pragnę także wyrazić ogromną wdzięczność Sheil i Kelly’emu, Frazierowi i Cee, a zwłaszcza Marcie — moim najdroższym przyjaciołom.
Po to, by rzeczy, o których winniśmy pamiętać, nie zaginęły w otchłaniach czasu i nie uleciały z pamięci tych, co przyjdą po nas, ja, który widziałem tyle nieszczęść w świecie opętanym przez Złego, i który sam mało nie umarłem, czekając na przyjście śmierci, opisałem wszystko, czego byłem świadkiem.
Po to, by dzieło nie umarło wraz z twórcą, a trud nie został zapomniany z chwilą jego poniechania, zostawiam dość pergaminu dla tego, kto chciałby kontynuować moją pracę, rzecz jasna, jeśli ktokolwiek z ludzi przetrwa tę okropną zarazę i zechce wziąć pióro do ręki, by dokończyć to, co ja rozpocząłem.
Brat John Clyn 1349
Rzeczą najpotrzebniejszą dzwonnikowi nie jest wcale siła, lecz wyczucie czasu (…) Te dwie myśli powinny stale gościć w twej pamięci: dzwony i czas… dzwony i czas…
Ronald Blythe Akenfield
Kiedy tylko Dunworthy otworzył drzwi laboratorium, okulary natychmiast zaszły mu parą. Zdjął je pospiesznie i mrużąc oczy spojrzał na Mary.
— Spóźniłem się? — zapytał.
— Zamknij drzwi — odparła. — Słyszę tylko te okropne kolędy.
Dunworthy posłusznie zamknął drzwi, lecz mimo to z dziedzińca nadal dobiegały dźwięki „Pójdźmy wszyscy do stajenki”.
— Spóźniłem się? — zapytał powtórnie.
Mary pokręciła głową.
— Ominęła cię tylko przemowa Gilchrista. — Odchyliła się do tyłu wraz z krzesłem, dzięki czemu Dunworthy mógł przecisnąć się koło niej i stanąć w głębi niewielkiego pomieszczenia obserwacyjnego. Na drugim krześle leżały jej płaszcz i gruby wełniany beret oraz torba ze świątecznymi prezentami. Siwe włosy Mary były w nieładzie, jakby zaraz po zdjęciu beretu zmierzwiła je niecierpliwym ruchem ręki. — Bardzo długa przemowa o dziewiczej podróży w czasie zorganizowanej przez sekcję średniowiecza oraz o tym, że college Brasenose wreszcie zajmie należne mu miejsce, lśniąc niczym szlachetny klejnot w koronie Nauki. Czy ciągle pada?
— Tak — odparł, wycierając szalikiem okulary w drucianej oprawce, po czym starannie umieścił je na nosie i zbliżył się do szklanej ściany odgradzającej ich od laboratorium. Pośrodku pomieszczenia leżał częściowo rozbity wóz otoczony porozrzucanymi kuframi i drewnianymi skrzyniami. W górze, podobne do półprzeźroczystych spadochronów, wisiały ochronne ekrany.
Przy jednym z kufrów stał Latimer, opiekun naukowy Kivrin. Sprawiał wrażenie jeszcze starszego i mniej pewnego siebie niż zazwyczaj. Montoya, ubrana w dżinsy oraz wojskową kurtkę, zajęła miejsce obok konsolety; co chwila zerkała niecierpliwie na zegarek. Przy głównym pulpicie siedział Badri, który wystukiwał coś na klawiaturze, spoglądając ze zmarszczonymi brwiami na ekrany monitorów.
— Gdzie Kivrin? — zapytał Dunworthy.
— Jeszcze jej nie widziałam — poinformowała go Mary. — Myślę, że spokojnie możesz usiąść. Przeskok jest wyznaczony na samo południe, ale szczerze mówiąc wątpię, czy zdążą ze wszystkim, szczególnie jeśli Gilchristowi przyjdzie do głowy wygłosić jeszcze jedno przemówienie. — Przewiesiła płaszcz przez oparcie krzesła i zestawiła na podłogę torbę z pakunkami. — Wolałabym, żeby nie grzebali się przez cały dzień, bo o trzeciej przyjeżdża mój wnuk Colin. To znaczy, jest wnukiem mojej siostry, ale do mnie też mówi „babciu”. Mam go odebrać na stacji metra. — Sięgnęła do torby. — Moja siostrzenica Deirdre wyjechała na Święta do Kentu i poprosiła, żebym się nim zajęła. Mam nadzieję, że przez ten czas przestanie choć na chwilę padać — ciągnęła, zawzięcie grzebiąc w torbie. — Colin ma dwanaście lat i jest bardzo bystrym chłopcem, choć jego słownictwo pozostawia nieco do życzenia. Obecnie wszystko jest dla niego albo „wdechowe” albo „apokaliptyczne”. W dodatku Deirdre pozwala mu jeść stanowczo za dużo słodyczy. — Wreszcie wydobyła z torby wąskie pudełko w czerwonozielone pasy. — Mam to dla niego na Gwiazdkę. Chciałam kupić coś jeszcze, ale zaczęło lać jak z cebra, a poza tym nie jestem w stanie zbyt długo wytrzymać tych okropnych kolęd, które nadają bez przerwy przez głośniki na High Street. — Otworzyła pudełko. — Nie mam pojęcia w co teraz ubierają się dwunastoletni chłopcy, ale przypuszczam, że szaliki są ponadczasowe. Co o tym myślisz, James?… James?
Dunworthy drgnął raptownie i odwrócił się od szyby.
— Proszę?
— Powiedziałam, że moim zdaniem szalik to znakomity prezent gwiazdkowy dla chłopca, nie sądzisz?
Spojrzał na gładki buroszary szalik, który Mary wyjęła z pudełka i pokazywała mu z nie skrywaną dumą. Kiedy był chłopcem w wieku Colina — od tego czasu minęło już prawie pół wieku — wynajdywał najprzeróżniejsze preteksty, żeby tylko nie założyć czegoś takiego na szyję.
— Tak, oczywiście — mruknął, po czym odwrócił się z powrotem w kierunku laboratorium.
— O co chodzi, James? Czy coś się stało?
Latimer podniósł z podłogi małą szkatułkę z metalowymi okuciami, po czym rozejrzał się niepewnie dokoła, jakby zapomniał, co zamierzał z nią zrobić. Montoya ponownie zerknęła ze zniecierpliwieniem na zegarek.
— Gdzie jest Gilchrist? — zapytał Dunworthy.
— Poszedł tam — odparła Mary, wskazując drzwi w przeciwległej ścianie pomieszczenia. — Najpierw przemawiał na temat miejsca sekcji średniowiecza w historii, trochę pogadał z Kivrin, przyglądał się, jak technik przeprowadza testy, po czym zabrał ze sobą Kivrin i zniknął za tymi drzwiami. Przypuszczam, że stara się przygotować ją do przeskoku.
— Przygotować do przeskoku… — mruknął Dunworthy.
— James, usiądź tu wreszcie i powiedz, o co chodzi — zażądała stanowczo, chowając do torby pudełko z szalikiem. — Przede wszystkim: gdzie się podziewałeś? Myślałam, że zjawisz się tu przede mną. Bądź co bądź, Kivrin jest twoją ulubioną studentką.
— Próbowałem się skontaktować z dziekanem Wydziału Historycznego — odparł Dunworthy, spoglądając przez szybę na monitory i wskaźniki zainstalowane na głównym pulpicie kontrolnym.
— Z Basingamem? Wydawało mi się, że wyjechał na ferie?
— Owszem, a Gilchrist tak wszystko urządził, że na czas nieobecności dziekana został jego zastępcą i na własną rękę podjął decyzję o rozpoczęciu badań nad średniowieczem metodą podróży w czasie. Nie konsultując się z nikim, zmienił klasyfikację prawie wszystkich epok. Wiesz jaką kategorię nadał XIV wiekowi? Szóstą. Szóstą, wyobrażasz sobie?! Basingame nigdy by na to nie pozwolił, ale wyjechał nie wiadomo dokąd. — Spojrzał z nadzieją na kobietę. — A może ty wiesz, gdzie on się podziewa?
— Niestety nie. Wydaje mi się, że gdzieś w Szkocji.
— Gdzieś w Szkocji! — powtórzył z goryczą. — A tymczasem Gilchrist wysyła Kivrin do stulecia, które ma kategorię dziesiątą, w którym panowały skrofuły, dżuma, i w którym spalono na stosie Joannę d’Arc! — Spojrzał na Badriego mówiącego coś cicho do mikrofonu. — Powiedziałaś, że Badri przeprowadzał testy. Jakie? Sprawdził koordynaty? Przeprowadził symulację?
Читать дальше