Frederik Pohl - Gateway — brama do gwiazd

Здесь есть возможность читать онлайн «Frederik Pohl - Gateway — brama do gwiazd» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, ISBN: 1987, Издательство: Alfa, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gateway — brama do gwiazd: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gateway — brama do gwiazd»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Układzie Słonecznym ludzkość znajduje urządzenia i budowle tajemniczej obcej rasy, którą ochrzczono mianem Heechów. Ich technologia była bardzo rozwinięta, a niektóre artefakty okazują się bardzo przydatne dla ludzi. Nikt nie wie, jak wyglądali Heechowie, ani gdzie odlecieli. Największym odkryciem jest asteroid Gateway, rodzaj stacji kosmicznej z blisko tysiącem międzygwiezdnych statków Heechów

Gateway — brama do gwiazd — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gateway — brama do gwiazd», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Cofnęliśmy się odrobinę, ale było to i tak bez znaczenia, nie wyprowadzano ich na naszym poziomie. Pierwszy wyjechał jakiś ważniak z Korporacji, którego nazwiska nie mogłem sobie przypomnieć, później chiński strażnik, potem sanitariusze pomagający mężczyźnie w szpitalnym kitlu. Skądś znałem jego twarz, ale nie pamiętałem, jak się nazywa, widziałem go na jakimś pożegnalnym przyjęciu, może zresztą na niejednym. Był to niewysoki, starszy Murzyn, który latał już dwa lub trzy razy, ale bez sukcesów. Teraz miał oczy otwarte, nawet wyraziste, lecz wyglądał na krańcowo wycieńczonego. Obojętnie popatrzył na tłum zebranych wokół wejścia do zlotni, a potem zniknął z oczu.

Odwróciłem się i zobaczyłem, że Louise miała przymknięte oczy i cicho płakała. Klara otoczyła ją ramieniem. Przesuwając się wraz z tłumem dotarłem do nich i spojrzałem na Klarę pytająco. — To Piątka — odpowiedziała cicho. — Jej córka była w Trójce.

Wiedziałem, że Louise to usłyszała, więc pogłaskałem ją i rzekłem, że bardzo mi przykro. I wtedy uchylił się otwór szybu i spojrzałem w dół.

Udało mi się w mgnieniu oka zauważyć, jak wygląda dziesięć czy dwadzieścia milionów dolarów. Była to sterta sześciokątnych skrzynek z metalu Heechów, nie szerszych niż pół metra i całkiem niskich. Potem usłyszałem, jak Francy Hereira prosi, żebym się cofnął. Odsunąłem się więc od szybu i wtedy wyłoniła się następna osoba w szpitalnym uniformie. Nie zauważyła mnie, miała zamknięte oczy. Ale ja ją poznałem. To była Sheri.

Rozdział 21

— Czuję się jak idiota, Sigfrid — mówię.

— Co mógłbym zrobić, żebyś się poczuł swobodniej?

— Wypchaj się! — O Boże! Wymalował cały pokój w obrazki dla dzieci. Ale najgorszy w tym wszystkim jest on sam. Tym razem wypróbowuje na mnie rolę matki. Siedzi obok na materacu — duża, wypchana lalka o ludzkich rozmiarach, ciepła, miękka, uszyta z czegoś, co przypomina wypełniony gąbką ręcznik. Bardzo to przyjemnie, ale… — Wiesz co? Nie chcę, żebyś mnie traktował jak dziecko — mówię stłumionym głosem, ponieważ wtulam twarz w materiał.

— Rozpręż się, Robbie. Wszystko jest w porządku.

— Jak cholera.

Przerywa na chwilę. — Miałeś mi opowiedzieć o swoim śnie — przypomina.

— Ach, tak.

— Nie usłyszałem.

— Tak naprawdę, to nie chcę o tym rozmawiać. Ale — dodaję szybko odsuwając twarz od materiału — nie szkodzi, mogę opowiedzieć. To było jakoś o Sylwii.

— Co to znaczy „jakoś”?

— Nie wyglądała dokładnie tak jak ona. Raczej jak… bo ja wiem, była chyba starsza. Już naprawdę dawno nie myślałem o Sylwii. Obydwoje byliśmy wtedy dziećmi.

— Mów dalej — odpowiada po chwili.

Ruszajmy dalej, tam, gdzie się skryli.
W bezdenne jaskinie gwiazd!
Ślizgiem tunelu, którym pędzili.
Heechowie, prowadźcie nas!
Pewnego dnia znajdziemy cię.
Mały zgubiony Heechu, szykuj się!

Przytulam się do niego i mam chyba odpowiednio zadowolony wyraz twarzy, gdy przyglądam się wymalowanym na ścianie zwierzętom i klownom. Nie przypomina to w ogóle żadnej mojej sypialni z dzieciństwa, ale Sigfrid zna mnie już na tyle, że nie muszę tego mówić.

— No i co z tym snem?

— Śniło mi się, że pracowaliśmy w kopalni. Nie była to chyba kopalnia żywności. Z wyglądu przypominała raczej wnętrze Piątki — jednego z rodzajów statków na Gateway. Sylwia znajdowała się w tunelu, który ciągnął się w głąb.

— Tunel się ciągnął?

— Spokojnie, tylko nie próbuj mi tu przypisać jakiejś symboliki. Słyszałem o wyobrażeniach waginalnych i tym podobnych. Kiedy mówię „ciągnął się”, mam na myśli to, że tunel zaczynał się w miejscu, gdzie ja byłem i biegł dalej. — Przerywam na chwilę i wyrzucam z siebie to, co najtrudniejsze: — Potem tunel zapadł się. Sylwia znalazła się w pułapce.

Siadam. — Jest tylko jedna dziwna sprawa — wyjaśniam. — Coś takiego nie mogło się w rzeczywistości zdarzyć. Tunel robi się po to, by założyć ładunek, który rozłupie ił. Reszta pracy to tylko kopanie. Sylwia nigdy by się nie znalazła w takiej sytuacji.

— Mam wrażenie, Robbie, że nie ma większego znaczenia, czy to się rzeczywiście mogło zdarzyć.

— Pewnie masz rację. A więc Sylwia została odcięta w zawalonym tunelu. Widziałem, jak sterta iłu porusza się. Chociaż to w zasadzie nie był ił. To było coś puszystego, bardziej podobnego do góry skrawków papieru. Miała łopatę i kopała sobie wyjście. Pomyślałem, że wszystko będzie w porządku. Szło jej dobrze. Czekałem na nią… tylko, że się nie wydostała.

Sigfrid w swoim wcieleniu pluszowego misia, ciepły i spokojny, spoczywa w moich ramionach. Jest mi przyjemnie. Oczywiście tak naprawdę, to on nie jest w środku kukły. Chyba w ogóle nie ma go nigdzie, może jedynie w centralnym banku danych w Waszyngtonie, w którym zainstalowane są wszystkie duże maszyny. Ja rozmawiam tylko z odległą końcówką, przebraną za niedźwiadka.

— Czy chcesz coś jeszcze dodać, Robbie?

— Chyba nie. W każdym razie na pewno nie o śnie. Ale mam wrażenie, czuję się, jakbym kopnął Klarę w głowę, by nie pozwolić jej wyjść. Tak jakbym się bał, że reszta tunelu zawali się na mnie.

— Co to znaczy, że masz wrażenie?

— No, to, co powiedziałem. Tego nie było we śnie, ale tak się po prostu czułem.

Czeka przez moment. — Czy zdajesz sobie sprawę z tego — zagaduje inaczej — że powiedziałeś „Klara” zamiast „Sylwia”?

— Naprawdę? Śmieszne. Ciekawe dlaczego.

Znowu czeka i próbuje mnie przycisnąć. — A co się stało potem?

— Obudziłem się.

Przewracam się na plecy i spoglądam na sufit wyłożony kwadracikami z tkaniny i pokryty błyszczącymi pięcioramiennymi gwiazdkami. — To wszystko — mówię. Potem dodaję od niechcenia: — Czy to nas dokądkolwiek prowadzi?

— Nie wiem. Rob, czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

— Gdybyś potrafił — mówię — zmusiłbym cię do tego wcześniej. — Ciągle mam przy sobie karteczkę od S. Laworowny, w pewnym sensie daje mi ona poczucie bezpieczeństwa, które tak sobie cenię.

— Myślę — stwierdza — że chyba do czegoś nas to może doprowadzić. Uważam, że w twojej pamięci tkwi coś, o czym nie chcesz myśleć, a do czego odnosi się ten sen.

— Czyżby to miało jakiś związek z Sylwią? Przecież to było już tyle lat temu.

— To chyba nie ma większego znaczenia.

— Do diabła! Naprawdę mam już ciebie dość. — Po chwili jednak się reflektuję. — Popatrz, zaczynam się złościć. A to coś znaczy?

— A jak myślisz?

— Gdybym wiedział, nie pytałbym się ciebie. Czyżbym zaczynał przyznawać się do winy? Czy złoszczę się, bo czegoś się domyślasz?

— Proszę cię, nie zastanawiaj się nad tym całym procesem. Powiedz mi tylko, co czujesz?

— Winę — mówię natychmiast, nie uświadamiając sobie, że właśnie to zamierzałem powiedzieć.

— Winę za co?

— Winę za… sam nie wiem. — Podnoszę rękę, by spojrzeć na zegarek. Zostało nam jeszcze dwadzieścia minut. Diabli wiedzą, co się może jeszcze stać przez dwadzieścia minut i zastanawiam się, czy rzeczywiście pragnę jakiegoś wstrząsu. Mam dzisiaj po południu grać w duplikata i jest duża szansa, że przejdę do finału. Jeśli nie nawalę. Jeśli będę umiał się skoncentrować.

— Chyba muszę wyjść dzisiaj wcześniej — mówię.

— Winę za co. Rób?

— Nie bardzo już pamiętam — gładzę go po pluszowej szyi. Chichoczę. — To całkiem fajne, Sigfrid, choć trochę czasu minęło, zanim się przyzwyczaiłem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gateway — brama do gwiazd»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gateway — brama do gwiazd» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gateway — brama do gwiazd»

Обсуждение, отзывы о книге «Gateway — brama do gwiazd» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x