— To znaczy…
— Słuchaj Paul — westchnął Tennyson zmęczony tłumaczeniem — Szeptacz nie mógł przedostać się do mózgu Deckera, mimo że byli sobie przecież bardzo bliscy.
— Ale udaje mu się dostać do umysłu twojego i Jill. Dlaczego?
— Nie wiem. Sam długo się nad tym zastanawiałem. Większość ludzi nie może nawet dostrzec Szeptacza. Na przykład ty. Szeptacz próbował się z tobą zaPoznać, ale nie udało mu się. Pokazał ci się, ale nawet 8° nie zauważyłeś.
— Skąd wiesz?
— Mówił mi. Wydaje mi się, że próbował już z wieloma ludźmi na Końcu Wszechświata, z tym samym rezultatem. Nigdy nie próbował z robotami. Mówi, że mają inny rodzaj umysłu, może nawet inny rodzaj postrzegania świata zewnętrznego. Już od dawna węszy wokół Watykanu, starając się zebrać jakieś informacje. Ma kota na punkcie informacji. Jego życiowym celem jest zrozumienie zasad funkcjonowania wszechświata. Udało mu się zdobyć jakieś strzępki danych z Watykanu. Ciężko na to pracuje.
— Watykan już od dawna świadom jest, że ktoś wokół niego węszy — rzekła Jill. — „Jak myszka podgryzająca ważący tonę kawałek sera.” Tak to określił Theodosius. Nigdy jednak nie udało mi się dowiedzieć, kto lub co to jest. Bardzo się tego obawiają. Wygląda na to, że na razie błądzą po omacku.
— W takim razie nie mamy żadnych szans — zauważył Ecuyer.
— Nie ma co do tego wątpliwości — potwierdził Tennyson.
— Tylko siąść i płakać — rzekł smutno Ecuyer. — Boże, kiedy pomyślę o wszystkim, czego mogliśmy dokonać. Krążyliśmy po całym wszechświecie. Teraz to wszystko zostanie wyrzucone na śmietnik z powodu idiotycznego poszukiwania prawdziwej religii.
Tennyson poruszył się niespokojnie na krześle.
— Chciałbym ci jakoś pomóc. Jill chyba też. Mam wrażenie, że cię zawiodłem.
— Nie — zaprzeczył szybko Ecuyer. — To nie wasz problem.
— Właśnie że również nasz — nie zgodził się Tennyson. — To równie dobrze problem ludzi, co Watykanu. Chyba każdy na tym ucierpi. Nie wiem. Wszelkie formy życia zyskałyby, gdyby udało nam się uzyskać jakieś odpowiedzi.
— Może wymyślimy jeszcze jakiś sposób kontynuowania programu — rzekła Jill z zapałem. — Nie powinniśmy się poddawać. Mogę porozmawiać z moim znajomym kardynałem, który na pewno mnie posłucha.
— To na pewno wszystko załatwi — zaszydził Ecuyer. — Zbyje cię byle czym. Powie: „Wszystko się jakoś ułoży, nie martw się, dziecko. W dalszej perspektywie wszystko wróci do normy”.
Tennyson podniósł się.
— Powinienem zobaczyć, co dzieje się u Mary.
— Pójdę z tobą — rzekł Ecuyer. Zwrócił się do Jill: — Idziesz?
Jill ocknęła się z zamyślenia.
— Nie, chyba nie. Przygotuję coś na obiad. Wpadniesz do nas Paul?
— Nie, dziękuję. Bardzo bym chciał, ale mam mnóstwo pracy.
Kiedy wyszli na zewnątrz odezwał się do Tennyso-na:
— Nie chciałem przy niej pytać, co z jej twarzą? Co się zdarzyło tak naprawdę?
— Kiedyś opowiem ci całą tę historię — przyrzekł Tennyson.
— JNaprawdę bardzo chciałbym ci to wszystko opowiedzieć — rzekła Jill do Tennysona — ale kiedy tylko o tym myślę, brakuje mi słów. Takie dziwne rzeczy się tam działy. Tak jak ci mówiłam, patrzyłam na ten dziwny rysunek z zygzakiem po jednej stronie i wiedziałam, że to ja, a zygzak to znak zapytania. Pytał się mnie czym jestem, a ja usiłowałam wymyślić jakąś odpowiedź. Wtedy, z głębi mego umysłu przemówił Szeptacz. Powiedział, że od tej chwili on będzie prowadził konwersację.
— I zrobił to?
— Tak. Był wewnątrz mego mózgu, właściwie mieliśmy jeden mózg, więc wiedziałam dokładnie, co się dzieje, chociaż nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Tysiące lat temu było urządzenie zwane telegrafem, dzięki któremu ludzie rozmawiali ze sobą za pośrednictwem kliknięć przesyłanych po kablach. Mogłeś stać, słuchać tego tykania i nie mieć zielonego pojęcia, o czym rozmawiają, ponieważ nie znałeś odpowiedniego kodu. To coś takiego jak rozmowa dwóch obcych, słyszysz słowa, wszystkie te mlaskania i inne dziwne odgłosy, jakich używają do komunikacji między sobą, lecz nie wiesz, o czym mówią, bo nie znasz języka.
— Telegraf? Rzeczywiście słyszałaś jakieś klikanie?
— Chyba tak, ale słyszałam też mnóstwo innych odgłosów, które wydawałam ja sama, nie wiedząc nawet jak i kiedy. Różne śmieszne myśli przelatywały przez mój mózg, tak jakby to były moje własne myśli, chociaż z pewnością należały do Szeptacza. Od czasu do czasu wydawało mi się, że zaczynam rozumieć treść dyskusji, szybko jednak gubiłam się w tym wszystkim i sytuacja wracała do normy. Gdybym nie wiedziała, że w moim mózgu jest Szeptacz, zwariowałabym zastanawiając się, w jaką też dziwną istotę się przeistoczyłam. Na szczęście tak się nie stało. Nie byłam nieprzytomna, mój mózg wydawał się pracować zupełnie normalnie, chociaż niewątpliwie byłam trochę oszołomiona. Czasami zdawało mi się, że jestem kimś zupełnie innym, a czasami znowu czułam się, jakbym stała z boku i przyglądała się wszystkim tym śmiesznym rzeczom, które robiło moje drugie „ja”. Przez cały ten czas blok razem z innymi zgrupowanymi za nim wyświetlał powoli na swojej powierzchni różne bardzo proste, rzekłabym nawet podstawowe równania i rysunki, co sprawiało wrażenie, jakby mówił do dziecka. Pomyślałam sobie: no proszę, jest równie zdezorientowany jak ja. Wie dokładnie tyle, co ja”. Najwyraźniej klikanie, chrząkania i stukania, jakie z siebie wydawałam, nie wydawały mu się jakimś sensownym językiem komunikacji, podobnie jak dla mnie jego wykresy i równania.
— Szeptacz pewnie coś z tego rozumiał — rzekł Tennyson. — To przecież on wtedy kontrolował sytuacje. — Był czymś w rodzaju podwójnego tłumacza.
— Według mnie jako tłumacz nie wypadł najlepiej — odparła Jill. — Chociaż chyba masz rację. Pracował na obie strony. Podeszliśmy blisko, to znaczy ja podeszłam blisko do bloku i przyglądałam się z bliska wyświetlanym obrazom. Od czasu do czasu wskazywałam Palcem na równanie czy rysunek, tak jakbym pytała, co to jest. W takich momentach, blok zaczynał wyświetlać wszystko od początku, cierpliwie starając się wyjaśnić nam, o co mu chodzi. Czasami musiał powtarzać operację parokrotnie, zanim Szeptacz zrozumiał.
— Ale ty nic z tego nie zrozumiałaś?
— Wydaje mi się, że troszeczkę. Powiedziałabym, że momentami łapałam, o co chodzi. Większość jednak od razu zapomniałam, bo nie był to rodzaj informacji, które umysł ludzki chwyta za pierwszym razem. Część była zupełnie bezsensowna, przynajmniej według ludzkich zasad myślenia. Nie można było znaleźć w tym ani odrobiny logiki. Wiesz, co myślę, Jason?
— Nie, co?
— Myślę, że świat równań funkcjonuje na zasadzie zmiennej konstrukcji logicznej. Jakieś zdanie może być logiczne w jednym kontekście, ale zupełnie bezsensowne w innym. To strasznie denerwujące. Kiedy złapałam za ogon jakiś kawałek informacji, pojawiało się coś, co sprawiało, że znowu gubiłam się w domysłach. Nie wiem. Naprawdę nie wiem, czy to ma jakiś sens. Wtedy była pewna, że rozumiem niektóre wypowiedzi, ale akurat teraz zupełnie ich nie pamiętam. Szeptacz powiedział, że chce, abym z nim poszła, bo mój punkt widzenia może być różny od twojego i chyba rzeczywiście tak było. Przecież nic takiego ci się nie przydarzyło, prawda?
— Nie. Nie miałem zielonego pojęcia, co się wokół mnie dzieje.
Читать дальше