Ale nie tylko Jason zatrzymywał ją tutaj. Drugą osobą był stary kardynał Enoch, który przychodził do niej każdego dnia i opadając ciężko na krzesło obok jej biurka rozmawiał z nią długimi godzinami, zupełnie jakby ona sama była zwykłym robotem albo jakby on był zwykłym człowiekiem. Przypominał trzęsącego się staruszka, ale nigdy nie odważyła się pomyśleć o nim jak o głupcu. Po prostu taki już był. Nigdy nie przypuszczała, że robot mógłby być miły, a Enoch nie dość, że był miły, troszczył się o nią bardziej niż powinien. Na samym początku tytułowała go „eminencją” zgodnie ze ścisłymi wskazówkami protokołu watykańskiego, ostatnio jednak często zapominała się i plotkowali jak dwoje niefrasobliwych nastolatków. Nie miał nic przeciwko temu. Może nawet uważał za przyjemność rozmowę z kimś, kto na pewien czas był w stanie zapomnieć, że zajmuje wysoką pozycję w hierarchii watykańskiej.
Jason opowiedział jej o świecie równań i teraz nagle zaczęła się zastanawiać, jak też mógł on wyglądać. Doktor opisał jej swoje przeżycia najlepiej, jak potrafił, starając się nie zapomnieć o niczym, co widział i czego doświadczył. Były to jednak miejsca i wydarzenia, które niełatwo przychodziło opisywać. To, co tam przeżył, z trudnością mieściło się w mózgu ludzkim, a już na pewno nie dawało się ubrać w słowa i przekazać innemu człowiekowi. „Nie potrafię ci tego powiedzieć, Jill” mówił do niej. „W każdym razie na pewno nie wszystko. Trudno mi znaleźć słowa, gdyż widziałem tam rzeczy, które nie zostały jeszcze przez nikogo nazwane.”
Krzyki i hałasy na ulicy nie ustawały. Może mnie szukają? — zastanawiała się. Zapewne sprawia im satysfakcję patrzenie na dowód wielkiego cudu, który odmieni ich życie. Co za idioci!
„Widziałem tam rzeczy, które nie zostały jeszcze nazwane.” Była to zapewne kultura tak stara i samowystarczalna, że bazowała na daleko rozwiniętym systemie logiki, którego żaden człowiek nie był w stanie pojąć. Coś jak fuzja jąder atomowych w epoce kamienia łupanego z jej prymitywnymi narzędziami. Oczyma duszy widziała grupkę sześcianów siedzących na wielkiej, zielonej równinie i manipulującym symbolami i wykresami bawiącymi się w jakąś skomplikowaną grę lub rozwiązującymi problemy. A może symbole i wykresy były wizualnym obrazem myśli obcych, jakiegoś zespołu filozofów siedzących na nieformalnym seminarium, kłócących się i dzielących włos na czworo, marnujących swój cenny czas lub też formułujących nowe, uniwersalne prawdy. Być może istoty ze świata równań kiedyś w przeszłości spenetrowały cały czas i przestrzeń, a teraz cofnęły się do miejsca, z którego na początku wyruszyły, i starają się podsumować i przeanalizować wszystko, co widziały i odczuły?
Ależ musiały się zdziwić, gdy Jason tak brutalnie wtargnął do ich świata, pomyślała. Był on formą życia podobną do tych, które prawdopodobnie widziały wcześniej i o których zapomniały albo które w jakiś sposób pominęły w swoich badaniach. Nic dziwnego, że zachowały się tak, jak się zachowały. Po prostu szalały mieniąc się barwami i zmieniając równania i wykresy. Nic dziwnego, że zbudowały z równań dom, który miał ukryć Jasona przed ich wzrokiem. Mimo to jednak dały mu prezent, taki, jak daje się gościowi przychodzącemu z wizytą.
Usiadła wygodniej starając się uspokoić i zebrać myśli. W tym momencie w jednym z rogów zacienionego pokoju zauważyła migotanie. Mam jakieś majaki, pomyślała z przestrachem, tego jeszcze brakowało.
Migotanie zamieniło się w mglistą kulę świecącego pyłu, malutkich, drobnych iskierek.
Szeptacz? — spytała instynktownie, podobnie jak Jason, który opowiadał jej jak się to robi.
Widzisz mnie, Jill?
Widzę, Szeptaczu.
I słyszysz?
Tak.
Zdrętwiała na moment zastanawiając się: Przecież to niemożliwe. Jason nigdy nie mówił, że Szeptacz może przyjść do mnie, a już z pewnością nie mogę go ani widzieć ani z nim rozmawiać.
Jason powiedział mi, żebym trzymał się od ciebie z daleka, rzekł Szeptacz. Powiedziałem mu, że mogę z tobą rozmawiać, ale zakazał mi tego. A ja nie mogę, Jill. Musiałem do ciebie przyjść.
W porządku, odparła.
Być może wszystko widzisz inaczej niż Jason. Może lepiej.
Co widzę lepiej?
Istoty ze świata równań.
O nie, rzekła stanowczo Jill. Co to, to nie!
Czemu? Boisz się?
Tak. Boję się. To straszne stworzenia.
Zawdzięczasz im swój nowy wygląd.
Tak wiem.
Jason otrzymał prezent. Ty też jakiś dostaniesz. A mają wiele do ofiarowania, zapewniam cię.
Dlaczego mieliby nam cokolwiek dawać?
Nie wiem, odparł Szeptacz. Z Jasonem dotarłem dość daleko, ale nie do końca.
Jason nic mi o tym nie mówił.
Bo nie był w stanie zobaczyć wszystkiego, co widziałem ja. Nie dostrzegał cudów, które jawiły się moim oczom. Nie zabrał też wszystkiego, co znalazł. Nasze umysły jednak bardzo się różnią.
A ja? Przecież ze mną będzie to samo.
Może nie. Jason widzi to, co jest niewidzialne dla ciebie i na odwrót.
Szeptaczu, nie pójdę do świata równań. Nie widziałam przecież sześcianu z jego zapisem.
Ale ja tam byłem, odparł nie zniechęcony Szeptacz. To wystarczy. Mamy wszystko, czego nam potrzeba. Odnajdę właściwą drogę.
Nie wiem, Szeptaczu… Nie, nie mogę!
Nie masz się czego obawiać. Przecież Jason wrócił. Nic mu się nie stało.
Skąd wiesz, że nic mu nie groziło? Może miał po prostu szczęście.
MU, proszę. To ważne.
Będę musiała to przemyśleć.
Jason kazał mi się trzymać od ciebie z daleka. Mówił, żebym cię do tego nie wciągał. A ja cię wciągnąłem.
Już ci mówiłam, nie ma sprawy.
Nie będę cię już męczył. Jeśli powiesz nie, to nie.
Nie mogę, pomyślała Jill. Musiałabym zwariować. Przecież Jason tam był i nie ma powodów, żebym ja również musiała się tam wybierać. A mimo to…
Nigdy w życiu nie zaprzepaściłam pojawiającej się szansy nowych doświadczeń, powiedziała do Szeptacza. Nie cofnęłam się nawet przed podróżą na Koniec Wszechświata. Kiedy tylko nadarza się okazja zobaczenia czegoś nowego, z pewnością ją wykorzystywałam.
I była to prawda. Jako dobra dziennikarka zawsze podążała tropem interesujących odkryć. Czasami drżała ze strachu, przerażona myślą co odkryje lub co może się jej przydarzyć, ale nigdy nie unikała konfrontacji. Zaciskała zęby i podejmowała ryzyko. Wracała zazwyczaj notatnikiem pełnym pospiesznie kreślonych słów, rolkami zdjęć, zszarganymi nerwami i mózgiem pełnym nowych pomysłów.
Jak dobrze, rzekła. Pójdę. Jesteś pewien, że możesz mnie ze sobą zabrać, Szeptaczu? Nawet jeśli nie widziałam kostki?
Tak, ale najpierw muszę wniknąć w twój umysł. Musimy stać się jednością.
Zawahała się, gdyż podświadomie sprzeciwiała się temu, by ktoś obcy miał znaleźć się we wnętrzu jej mózgu. Szczególnie że miał to być ktoś, kogo nie znała, ktoś zupełnie inny od wszelkich istot, jakie widziała wcześniej.
A mimo to ta dziwna istota zdążyła już przeniknąć do umysłu Jasona. „Nie wiedziałem nawet, że jest ze mną” opowiadał Jason. „Mimo to byłem pewien, że mnie nie opuścił. Czasami słabo go wyczuwałem, chociaż nigdy nie byłem świadom jego obecności. Wydawało mi się, że moje»ja«zostało zmienione, lecz nie mogłem dojść, na czym polegały te zmiany. Odczuwałem tylko wielką siłę, głęboki sens rozumowania”.
Читать дальше