Neal Stephenson - Peanatema

Здесь есть возможность читать онлайн «Neal Stephenson - Peanatema» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Mag, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Peanatema: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Peanatema»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stephenson opisał tu badaczy, filozofów, naukowców, którzy zostali zamknięci w zakonach i pozbawieni dostępu do komputerów, akceleratorów cząstek oraz reszty niezbędnego ustrojstwa, lecz nie zaprzestali swoich badań. Opracowali nowe metody pracy, równie dobre, a może nawet lepsze od starych, bo działające wyłącznie w oparciu o wszechstronne możliwości psychofizycznego instrumentarium człowieka. Tym samym Stephenson zdaje się mówić wprost — jedyną technologią, którą warto rozwijać jest człowiek.

Peanatema — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Peanatema», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A co sobie pomyślałeś, kiedy Tamura tak nas wczoraj maglowała?

— Nic. A teraz mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, że mam cię pod ręką, a ty wiesz coś na ten temat. Nie zastanawiałeś się nad…

— Nad przystąpieniem do Nowego Kręgu? I w przyszłości zostaniem hierarchą?

— No właśnie.

— Nie. Nie muszę się nad tym zastanawiać, bo mam wrażenie, że wszyscy mnie w tym wyręczają.

— Przykro mi, Ras — powiedział.

Wcale nie było mu przykro, za to zirytował się bardziej niż ja. Trudno się z nim rozmawiało. Zdarzało się, że całymi miesiącami go unikałem, ale z czasem nauczyłem się, że warto trochę pocierpieć.

— Nieważne — powiedziałem. — Czym zajmuje się grupa Orola?

— Nie wiem, wykonuję tylko obliczenia. Mechanika orbitalna.

— Teoryczna czy…

— Całkowicie praksyczna.

— Może odkryli planetę krążącą wokół innej gwiazdy?

— To niemożliwe. Musieliby zestawić informacje ze wszystkich teleskopów, a my przecież przez dziesięć lat nic ciekawego nie zaobserwowaliśmy.

— W takim razie chodzi o coś bliższego. Coś, do czego teleskopy nie są potrzebne.

— Asteroida — wyjaśnił Jesry, zdegustowany moimi powolnymi postępami w rozwiązywaniu zagadki.

— Wielka Gruda?

— Orolo byłby znacznie bardziej podekscytowany.

Ten żart miał bardzo długą brodę. Gryzipiórki uważały nas za kompletnie bezużytecznych. Jedną z niewielu rzeczy, mogących zmienić ich opinię na nasz temat, byłoby odkrycie ogromnej asteroidy, która w nieodległej przyszłości ma uderzyć w Arbre. W roku tysiąc sto siódmym niewiele brakowało. Tysiące deklarantów zebrały się na konwoksie, aby zbudować statek kosmiczny, mający zepchnąć asteroidę z kursu. Zanim jednak statek wystartował (co stało się w roku tysiąc sto piętnastym), kosmografowie wyliczyli, że asteroida jednak minie nas o włos, i misja ratunkowa zmieniła się w naukową. Wokół laboratorium, w którym zbudowano statek, powstał Koncent Saunta Raba, nazwany tak na pamiątkę kosmografa, który odkrył asteroidę.

Z prawej strony wzgórze zamieszkane przez miastowych skończyło się i dopływ rzeki przeciął nam drogę. Trakt przekraczał go po wiekowym talowym moście, dawno temu wybudowanym, przerdzewiałym, zawalonym, potępionym i połatanym nowomaterią. Wytarta, ledwie widoczna linia przerywana sugerowała kierowcom, że mogliby ewentualnie okazać odrobinę uprzejmości pieszym poruszającym się między prawym pasem i barierką. Zaszliśmy za daleko, żeby w tym momencie zawrócić, a z przeciwka zbliżał się już inny przechodzień, pchający wózek wyładowany torbami z poliplastu. Przyspieszyliśmy więc kroku, licząc na to, że drumony, aporty i moby nie będą chciały nas rozjechać. Na lewo od mostu dopływ kluczył po równinie zalewowej, zdążając do odległej o milę rzeki. W czasach mojego dzieciństwa trójkątny skrawek lądu przy jego ujściu był podmokły i porośnięty drzewami. Wyglądało jednak na to, że od tamtej pory koryto dopływu zostało uregulowane i wzmocnione, a trójkąt gęsto zabudowany. W zabudowie wyróżniała się ogromna, niezadaszona arena z tysiącami miejsc na trybunach.

— Pójdziemy obejrzeć mecz? — zapytał fraa Jesry.

Nie wiedziałem, czy mówi poważnie, czy się ze mnie nabija. Z nas wszystkich on najbardziej nadawał się na sportowca, i chociaż rzadko brał udział w jakichś zawodach, to kiedy już do nich przystąpił, dzięki determinacji i woli walki wypadał całkiem nieźle — nawet jeśli brakowało mu talentu i umiejętności.

— Nie mamy pieniędzy, żeby zapłacić za wstęp.

— Może uda nam się sprzedać miód.

— Miodu też nie mamy. Może pod koniec tygodnia.

Moja odpowiedź nie przypadła Jesry’emu do gustu.

— I tak jest za wcześnie — dodałem. — Tak rano nie grają.

Po chwili wyskoczył z nową propozycją:

— Chodź, wdamy się w bójkę z jakimiś slogami.

Doszliśmy już prawie do końca mostu. Ledwie uskoczyliśmy przed aportem kierowanym przez mężczyznę, który mógł być naszym rówieśnikiem i prowadził pojazd w taki sposób, jakby najadł się fikochwastu: jedną rękę trzymał na przyrządach, drugą przyciskał do ucha piszczek. Byliśmy więc podekscytowani, zdenerwowani, zdyszani i pomysł bijatyki wydał mi się odrobinę mniej idiotyczny niż w innych okolicznościach. Uśmiechnąłem się. Obaj mieliśmy krzepę od nakręcania zegara, a wielu statystów prezentowało się wręcz żałośnie. Zaczynałem rozumieć, co miał na myśli Quin, mówiąc, że umierają z głodu i przejedzenia jednocześnie.

Kiedy jednak spojrzałem na Jesry’ego, skrzywił się i odwrócił wzrok. Wcale nie chciał się bić ze slogami.

Weszliśmy na pseudmieścia, gdzie się wychowałem. Cały jeden kwartał zajmował budynek, który z wyglądu przypominał olbrzymi dom towarowy, a w rzeczywistości był chyba nową arką antybazyjską. Na rozpościerającym się przed nim trawniku stał biały posąg, wysoki na pięćdziesiąt stóp i przedstawiający brodatego proroka z latarnią i szpadlem w rękach.

W przydrożnych rowach pieniły się fikochwast i kolcojagoda, przebijając się przez kożuch śmieci. Pod szarą warstwą zgęstniałych spalin wyblakłe kinagramy na porzuconych opakowaniach wiły się jak robaki uwięzione w worku z odpadkami. Kinagramy, znaki firmowe, nazwy przekąsek — wszystko to było dla mnie nowe, ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło.

Zrozumiałem, dlaczego Jesry jest taki marudny.

— Jesteś zawiedziony — powiedziałem.

— Ano jestem.

— Tyle lat, tyle przeczytanych kronik i niesamowitych historii opowiadanych w czasie certyfiku… To wszystko nas…

— Spodziewaliśmy się czegoś więcej.

— Właśnie — przytaknąłem i tknięty przeczuciem, zapytałem: — Czy Orolo opowiadał ci kiedyś o dziesięciotysięcznikach?

— Odłączanie dziedziny przyczynowej i tak dalej? — Jesry posłał mi dziwne spojrzenie, zaskoczony, że Orolo mi zaufał.

Pokiwałem głową.

— To typowy przykład tego badziewia, którym nas karmią, żeby intramuros wydawało nam się ciekawsze niż w rzeczywistości — powiedział Jesry.

Wyczułem intuicyjnie, że dopiero przed chwilą doszedł do takiego wniosku: skoro Orolo rozmawiał o tym ze wszystkimi fidami, to co to za atrakcja?

— Nie karmią nas badziewiem. Po prostu żyjemy w nudnych czasach.

— To strategia werbunkowa — tłumaczył Jesry. — A właściwie retencyjna.

— To znaczy?

— Naszą jedyną rozrywką jest czekanie na apert, bo wtedy bramy się otwierają i możemy zobaczyć, jak jest na zewnątrz. A kiedy się okazuje, że jest tak samo jak zawsze, tylko brzydziej i brudniej, nie pozostaje nam nic innego jak zamknąć się w matemie na kolejne dziesięć lat i czekać, z nadzieją, że może następnym razem będzie lepiej.

— Można wejść głębiej.

— I zostać setnikiem? Nie zauważyłeś, że w naszym wypadku to nie ma sensu?

— Bo następny apert będą obchodzili razem z nami.

— A zanim nadejdzie kolejny, pomrzemy.

— Niektórzy ludzie dożywają stu trzydziestu lat — zaoponowałem.

Co tylko dowodziło, że przeprowadziłem w myślach takie same obliczenia jak Jesry — i wyciągnąłem takie same wnioski. Prychnął lekceważąco.

— Urodziliśmy się za wcześnie na setników i za późno na tysięczników. Parę lat wcześniej i nadawalibyśmy się w sam raz na znajdy, które trafiłyby do skalnego gniazda.

— I nie dożyłyby nawet pierwszego apertu. Poza tym ja może i mógłbym być znajdą, ale ty raczej nie, sądząc po tym, co opowiadałeś o swojej rodzinie.

— Niedługo się przekonamy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Peanatema»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Peanatema» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Neal Stephenson - Cryptonomicon
Neal Stephenson
Neal Stephenson - Reamde
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
Neal Stephenson - Anathem
Neal Stephenson
Neal Stephenson - Zodiac. The Eco-Thriller
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
libcat.ru: книга без обложки
Neal Stephenson
Neal Stephenson - The Confusion
Neal Stephenson
Отзывы о книге «Peanatema»

Обсуждение, отзывы о книге «Peanatema» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x