Samuel Delany - Punkt Einsteina

Здесь есть возможность читать онлайн «Samuel Delany - Punkt Einsteina» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Phantom Press, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Punkt Einsteina: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Punkt Einsteina»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opuszczoną przez ludzi Ziemię zasiedliła humanoidalna rasa, usiłująca upodobnić się do swych poprzedników i przeżyć ich historię na nowo. Przybysze ze czcią traktują pozostawione przez ludzi ślady kultury i cywilizacji. W ich świecie postaciami mitycznymi są nie tylko Orfeusz i Chrystus, ale także bohater Dzikiego Zachodu — Billy Kid oraz Beatlesi. Nagła śmierć ukochanej sprawia, że bohater powieści, Lobey, porzuca swą idylliczną, zagubioną w lasach wioskę i wyrusza na wędrówkę, aby odnaleźć i odzyskać utraconą miłość.

Punkt Einsteina — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Punkt Einsteina», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Hunce Voelker, Podróże Harta Crane’a

I myślę o ludziach wzdychających nad poezją, wykorzystujących ją, nie wiem, po co to robią… I — Och, oddaję ci te twoje wypociny!

Joannę Kyger, Świnie dla Kirke w maju

Ona jest ze mną każdego wieczora. Do mego ucha spłyną wszystkie głosy, trele i szczebioty, które zdołasz sobie wyobrazić tego dnia. Ona jest ze mną każdego ranka.

Wróciłem do domu wcześnie. Gospodarze kupili wino na Nowy Rok. W białym mieście było pełno muzykantów. Pamiętam, że gdy półtora roku temu kończyłem „The Fall of the Towers”, powiedziałem sobie: masz dwadzieścia jeden lat, jesteś już za stary, by być cudownym dzieckiem; twoje osiągnięcia są ważniejsze niż wiek, w jakim ich dokonałeś. Ciągle jednak prześladowały mnie obrazy i bohaterowie mojej młodości: Chatterton, Greenburg, Radiguet. Mam nadzieję, że kończąc „Punkt Einsteina”, rozstaną się z nimi. Ostatnim z nich będzie Bilfy Kid. Snuje się po kartach tej powieści jak jedno z szalonych dzieci na wzgórzach Krety. Lobey upoluje cię, Bilfy. Jutro, jeśli pogoda dopisze, wrócę do Delos, aby zwiedzić ruiny wokół Tronu Śmierci, znajdujące się w centrum wyspy leżącej naprzeciw nekropolii, za wodami Rhenii.

Dziennik pisarza, Mykeny, grudzień 1965

W przeciągu całej niemal historii ludzkości jasno zdawano sobie sprawę ze znaczenia rytuałów, ponieważ to właśnie dzięki aktom rytualnym człowiek potwierdzał swój związek z odnawialnymi siłami przyrody, a jednocześnie akty te pomagały mu przejść na wyższe stadia rozwoju osobowości i wzbogacały jego wiedzę.

Masters i Houston. Odmiany doświadczeń psychodelicznych

Żółte światła Branning okryła mgiełka, gdy zraniona noc rozpoczęła błękitny odwrót w chłodzie poranka. Na wschodzie niebo oświetlały pierwsze promienie słońca, podczas gdy na zachodzie wciąż widoczne były gwiazdy. Batt rozniecał ognisko. Trzy smoki udały się na przechadzkę w stronę szosy, pognałem więc za nimi i zawróciłem je. Jedliśmy w milczeniu, jeśli nie brać pod uwagę pochrząkiwań.

Z powodu bliskości oceanu poranek był wilgotny. Na morzu widać było liczne łodzie kierujące się w stronę wysp. Wsiadłem na Mojego Wierzchowca i ruszyliśmy szlakiem. Smoki syczały, gdy je poganialiśmy, ale wkrótce zaczęły iść zgodnie i równo.

Pająk zobaczył ich pierwszy.

— Tam, przed nami. Kim oni są?

Jacyś ludzie biegli szosą; inni szli za nimi. Przydrożne latarnie zgasły. Było już zupełnie widno.

Zaciekawiony, pojechałem w kierunku czoła stada.

— Oni śpiewają! — krzyknąłem.

Pająk wyglądał niewyraźnie.

— Słyszysz muzykę? — zapytał.

Skinąłem głową.

Głowa Pająka pozostawała nieruchoma; podczas jazdy kołysała się reszta jego ciała. Przerzucał pejcz z ręki do ręki; pomyślałem, że to spokojny i ładny sposób okazywania zdenerwowania. Zagrałem dla niego melodię, ponieważ śpiew ludzi jeszcze do nas nie dotarł.

— Czy oni śpiewają razem? — spytał Pająk.

— Tak — odpowiedziałem. — To chóralna pieśń.

— Zielonooki! — krzyknął Pająk. — Trzymaj się mnie!

Opuściłem maczetę.

— Czy coś jest nie w porządku? — zapytałem.

— Być może — powiedział Pająk. — To hymn rodu Zielonookiego. Wiedzą, że tu jest.

Spojrzałem pytająco.

— Chcemy, żeby dojechał do Branning w spokoju. — Pająk poklepał swego smoka po skrzelach. — Jestem ciekaw, skąd się dowiedzieli, że on przyjeżdża właśnie dzisiaj.

Popatrzyłem na Zielonookiego. On jednak nie patrzył na mnie. Spoglądał na ludzi na drodze. Nic innego nie przyszło mi do głowy, więc zacząłem grać. Nie chciałem mówić Pająkowi o człowieku z wózkiem, którego spotkałem w nocy.

Dotarły do nas głosy.

W tym momencie zdecydowałem, że jednak powiem Pająkowi. Nie odzywał się jednak.

Nagle Zielonooki popędził swego smoka. Pająk usiłował go powstrzymać, ale nie udało mu się. W jego bursztynowych oczach pojawiła się troska. Wierzchowiec Zielonookiego był już daleko.

— Myślisz, że on powinien iść do tych ludzi? — zapytałem.

— Wie, co robi — odparł Pająk. Tłum gęstniał na drodze. — Mam nadzieję.

Patrzyłem na zgromadzonych, wspominając Pistoleta. Jego przerażenie musiało się rozprzestrzenić w nocy po całym Branning niczym plama oleju. Naprzeciwko gromady smoków wędrowała gromada ludzi.

— Co się stanie? — spytałem.

— Teraz będą go witać z uwielbieniem — odrzekł Pająk. — Co będzie dalej, kto wie?

— Ze mną — powiedziałem. — Pytałem, co się stanie ze mną.

Pająk był zaskoczony.

— Muszę znaleźć Frizę. Nic się nie zmieniło. I muszę zniszczyć Dziecko Śmierć.

Przypomniał mi się wyraz twarzy Pistoleta, gdy zobaczył demonicznego rudzielca. Twarz Pająka — to mną wstrząsnęło — wyrażała taki sam strach. Ale było w niej jeszcze coś: siła. Tak, Pająk był potężnym mężczyzną.

— Nie obchodzi mnie Zielonooki ani nikt inny. — W moich słowach brzmiało zdecydowanie i wola walki. — Zamierzam znaleźć tu Frizę i zamierzam ją stąd zabrać.

— Ty… — zaczął Pająk, a następnie w jego oczach pojawił się wyraz akceptacji. — Życzę ci szczęścia. — Znów spojrzał na Zielonookiego, kołyszącego się na wierzchowcu daleko na przodzie, już blisko tłumu.

Patrząc na Pająka, widziałem, że jakaś jego część jest tam z przodu, razem z tym chłopcem. A jednak, co mnie zaskoczyło, druga jego część pozostała ze mną.

— Wykonałeś dobrą robotę, Lobey — powiedział. — Gdy zagnamy stado na miejsce, dostaniesz swoją zapłatę… — U-rwał. Coś przyszło mu do głowy. — Przyjdź po pieniądze do mojego domu.

— Do twojego domu?

— Tak. Do mojego domu w Branning-at-sea. — Pająk zwinął pejcz i popędził swego smoka.

Minęliśmy kolejną tablicę. Białowłosa kobieta o zimnych wargach i ciepłych oczach patrzyła na mnie.

GOŁĘBICA MÓWI: „CZEMU MIEĆ TYLKO DZIEWIĘĆDZIESIĘCIU DZIEWIĘCIU, SKORO MOŻNA MIEĆ ICH DZIEWIĘĆ TYSIĘCY?”

Odwróciłem wzrok od jej twarzy i pomyślałem, jak wielu ludzi zgromadziło się przed nami w ciągu poranka. Stali wzdłuż drogi. Gdy rozpoznali młodego poganiacza, ich pieśń zmieniła się w wiwaty. Wjechaliśmy w tłum.

Dżungla to tysiące pojedynczych drzew, pnączy i krzewów; przechodząc przez nią, widzi się to wszystko jako jedną zieloną masę. Tłum odbiera się podobnie: najpierw pojedyncza twarz (stara kobieta powiewająca zielonym szalem), potem druga (mrużący oczy chłopiec, odsłaniający w uśmiechu braki w uzębieniu) i następne (trzy gapiące się dziewczęta podtrzymujące się nawzajem za ramiona). A potem wokół roje łokci, uszu, języków zdrapujących słowa z dna jamy ustnej i wyrzucających je na zewnątrz: „… ruszaj się!”, „Och, zabierz swoje…”, „…nie widzę…”, „Gdzie on jest? Czy to on…”, „Nie!”, „Tak…”. Smoki przedzierały się przez falujące morze głów. Tłum wiwatował. Ludzie unosili ramiona. Pomyślałem, że moja robota jest skończona. Co chwila ktoś potrącał Mojego Wierzchowca. „Czy to on? Czy to…”. Smoki były zaniepokojone. Tylko dzięki oddziaływaniu Pająka spokojnie parły naprzód. Wraz z tłumem przekroczyliśmy bramę Branning-at-sea. A potem zdarzyło się całe mnóstwo rzeczy.

Nie wszystkie z nich rozumiałem. To, co się stało w ciągu kilku pierwszych godzin, przydarzyłoby się każdemu, kto nie widział nigdy więcej niż pięćdziesiąt osób naraz, a znalazł się nagle wśród ulic, alei i placów, po których krążą tysiące ludzi. Stado smoków pozostawiło mnie (czy też to raczej ja się od niego odłączyłem); szedłem z zadartą głową, otwartymi ustami, co sprawiało, że ciągle się potykałem. Przechodnie bez przerwy na mnie wpadali i krzyczeli: „Uważaj!”, a przecież to właśnie usiłowałem robić — tylko że próbowałem zwracać uwagę na wszystkie rzeczy naraz. Co byłoby trudne, nawet gdyby wszystko wokół było nieruchome. Gdy starałem się coś obserwować, coś innego w tym czasie czaiło się za mymi plecami lub usiłowało mnie przejechać.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Punkt Einsteina»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Punkt Einsteina» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Punkt Einsteina»

Обсуждение, отзывы о книге «Punkt Einsteina» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x