Kim Robinson - Zielony Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Zielony Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zielony Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zielony Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kontynuacja 3-tomowego cyklu o kolonizacji Czerwonej Planety. W pierwszej części, zatytułowanej Czerwony Mars, autor przedstawił technologiczne aspekty ogromnego przedsięwzięcia i jego implikacje społeczne. Bohaterowie drugiej części cyklu przystępują do terraformowania planety. Minęło całe pokolenie, od kiedy pierwsi osadnicy pojawili się na Marsie. Teraz próbują przeobrazić w zielony raj czerwoną, kamienną pustynię. Od tej chwili, niczym za sprawą jakiegoś sekretnego impulsu, wszechogarniająca zielona siła mknęła jak błyskawica i wkrótce cały Mars pulsował już od viriditas. Trzecia część trylogii to Błękitny Mars.

Zielony Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zielony Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tak więc przez resztę popołudnia grali w grę nazwaną przez Forta „Trzy czwarte”, drążąc problemy rynku towarowego i tworząc przepełnione intrygami fabuły, mogące konkurować nawet z najdłuższą mydlaną operą. Kiedy skończyli, starzec zaprosił wszystkich na plażę na barbecue.

Wrócili na krótko do pokoi, aby nałożyć płaszcze przeciwwietrzne, po czym w oślepiającym świetle zachodzącego słońca zeszli ścieżką do doliny. Na plaży pod wydmą dostrzegli już duże ognisko, rozpalone przez kilku młodych stypendystów. Kiedy siedzieli na kocach dokoła ognia, w skafandrach z przypiętymi lotniami, nadleciało mniej więcej dwanaścioro spośród „Osiemnastki Nieśmiertelnych”. Wylądowali, przebiegli piasek, złożyli powoli skrzydła i rozpięli zamki kombinezonów. Odrzucając z oczu mokre włosy, rozmawiali między sobą na temat siły wiatru. Jedni drugim pomagali uwolnić się z długich skrzydeł, po czym zostali w samych kostiumach kąpielowych. Ich ciała pokrywała gęsia skórka i drżeli z zimna — stuletni lotniarze, wyciągający ku ognisku twarde, żylaste ramiona. Kobiety swą muskulaturą nie ustępowały mężczyznom, a twarze ich wszystkich były tak pomarszczone, jakby przez milion lat mrużyli oczy w słońcu i śmiali się przy ogniskach. Art obserwował, jak Fort żartuje ze starymi przyjaciółmi, podczas gdy oni swobodnie i radośnie wycierali się ręcznikami. Oto sekretne życie bogatych i sławnych, pomyślał.

Jedli hot-dogi i pili piwo. Lotniarze odeszli na chwilę za wydmę i wrócili przebrani w spodnie i sportowe pulowerki; byli szczęśliwi, że mogą nieco dłużej pozostać przy ogniu, czesząc sobie nawzajem mokre włosy. Wokół zrobiło się ciemno, wieczorny wietrzyk od morza wydawał się słony i zimny. Pomarańczowe języki płomieni, wyskakujące z ogniska, tańczyły na wietrze, a światło i cień otaczały migotliwymi smugami twarz Forta, przypominającą swym wyrazem małpi grymas. Jak powiedział wcześniej Sam, starzec wyglądał, jak gdyby nie przekroczył jeszcze osiemdziesiątki.

Teraz usiadł wśród swoich siedmiorga gości, którzy trzymali się razem, zapatrzył się w węgle, po czym znowu zaczął mówić. Ludzie po drugiej stronie ognia kontynuowali swoją rozmowę, ale goście Forta pochylili się bliżej ku niemu, by wyraźniej słyszeć jego słowa płynące przez szum wiatru i fal, a także trzaski płonących drew. Bez swoich komputerów na kolanach wyglądali na nieco zagubionych.

— Nie możecie zmusić ludzi, aby coś zrobili — mówił Fort. — Rzecz polega na tym, by zmienić samych siebie. A wówczas ludzie powinni zrozumieć i wybrać właściwie. W ich świecie to się nazywa prawem założyciela. Populacja wyspy zaczyna się od małej liczby osadników, czyli małego ułamka genów macierzystej populacji. Obecnie, jak sądzę, rzeczywiście potrzebujemy nowych gatunków… oczywiście, w sensie ekonomicznym. Praxis jest taką właśnie wyspą. Sposób, w jaki ją budujemy, to rodzaj biotechnologii: przekształcania genów, od których wychodzimy. Nie mamy żadnego obowiązku trwać przy zasadach tamtych. Możemy stworzyć nowe gatunki. I to bynajmniej nie feudalne. Mamy własność zbiorową i osoby podejmujące decyzje, politykę twórczego działania. Zdążamy do pewnego rodzaju wspólnoty, podobnej do systemu obywatelskiego, który stworzyliśmy w Bolonii. To rodzaj demokratycznej wyspy komunistycznej, znacznie skuteczniejszej w działaniu niż otaczający ją kapitalizm. Tworzącej lepszy sposób życia. Czy sądzicie, że tego rodzaju demokracja jest możliwa? Spróbujemy zagrać w to któregoś popołudnia.

— Cokolwiek pan rozkaże — oświadczył Sam, za co otrzymał ostrą wzrokową reprymendę od Forta.

Następnego ranka było słonecznie i ciepło, więc Fort zdecydował, iż nie można marnować pięknego dnia, siedząc w pomieszczeniu. Wrócili na plażę i usadowili się pod dużym baldachimem, w pobliżu wczorajszego ogniska, wśród chłodziarek i hamaków rozwieszonych między żerdziami baldachimu. Ocean miał głęboką barwę jaskrawego błękitu, fale były małe, ale szybkie, toteż gęsto było na nich od surferów, ubranych w piankowe stroje nurków. Fort siedział na jednym z hamaków i prowadził wykład na temat egoizmu i altruizmu, przedstawiając przykłady z ekonomii, socjobiologii i bioetyki. W swoim wywodzie doszedł do wniosku, że w gruncie rzeczy nie istnieje coś takiego jak altruizm. Że to tylko egoizm na dłuższą metę, egoizm, który zna prawdziwe koszty egzystencji i stara się je spłacać, aby nie dopuścić do nagromadzenia się długoterminowych długów. Jest to więc w gruncie rzeczy naprawdę rozsądna procedura ekonomiczna, mówił, zwłaszcza jeśli sieją właściwie skieruje i zastosuje.

Następnie usiłował udowodnić swoją teorię za pomocą zaplanowanych na ten dzień gier „egoistyczno-altruistycznych”, takich jak „Dylemat więźnia” czy „Tragedia ludu”.

Nazajutrz znowu spotkali się w obozie surferów, a po zawiłej rozmowie na temat dobrowolnej prostoty, zagrali w grę nazywaną przez Forta „Marek Aureliusz”. Art świetnie się bawił tą grą, tak zresztą jak wszystkimi poprzednimi i — jak we wszystkich innych — był w niej dobry. Jednak każdego kolejnego dnia jego notatki komputerowe stawały się coraz krótsze; tego dnia ograniczały się zaledwie do kilku stwierdzeń: „Konsumpcja — apetyt — sztuczne potrzeby — prawdziwe potrzeby — prawdziwe koszty — łóżka ze słomy! Wpływ środowiska = populacja x apetyt x skuteczność — w tropikach lodówka to nie luksus — wspólne lodówki społeczne — zimne domy — sir Thomas More”.

Wieczorem uczestnicy konferencji sami spożywali posiłek i wiedli jałową dyskusję.

— Przypuszczam, że to miejsce jest przykładem czegoś w rodzaju dobrowolnej prostoty — zauważył Art.

— Czy bierzesz pod uwagę także młodych stypendystów? — spytał Max.

— Nie zauważyłem, żeby Nieśmiertelni specjalnie często z nimi przebywali.

— Po prostu lubią patrzeć — odparł Sam. — Kiedy jest się tak starym…

— Zastanawiam się, jak długo Fort zamierza nas u siebie zatrzymać — wtrącił Max. — Jesteśmy tu tydzień i to się już robi nudne.

— Mnie się właściwie podoba — wtrąciła Elizabeth. — Czysty relaks.

Art całkowicie się z nią zgodził.

Wstawał tu wcześnie — jeden ze stypendystów anonsował każdy świt, uderzając w drewniany kloc dużym drewnianym młotkiem, najpierw powoli, potem coraz szybciej. Dźwięki te codziennie wyrywały Arta ze snu: „stuk”… „stuk”… „stuk”… „stuk”, „stuk”, „stuk”, „stuuuuk”, „stuuuuk”. Wstawał więc i wychodził w szary, mokry poranek, pełen śpiewu ptaków. Zawsze towarzyszył mu szum fal i Art słysząc ich odgłos miał wrażenie, jak gdyby przymocowano mu do uszu duże, choć niewidoczne muszle. Kiedy przechodził dróżką przez farmę, zawsze widywał tam kilku spośród „Osiemnastki Nieśmiertelnych”, którzy bez końca gawędzili, a równocześnie kopali gracami, przycinali nożycami krzewy lub po prostu siedzieli pod dużym dębem i wpatrywali się w ocean. Często przebywał wśród nich Fort. Art mógł tak wędrować przez pozostałą do śniadania godzinę, świadom, że resztę dnia spędzi w ciepłym pomieszczeniu lub na ciepłej plaży, pogrążony w rozmowie i zabawie w kolejne gry. Czy to rzeczywiście było takie proste? Nie miał pewności. Ale cała ta sytuacja była niewątpliwie relaksująca; nigdy nie spędzał czasu w taki sposób.

Oczywiście, pobyt nad oceanem nie ograniczał się jedynie do rozmowy i zabawy. To był, jak ciągle przypominali reszcie grupy Sam i Max, rodzaj testu. Całą siódemkę non stop obserwowano i oceniano. Przyglądał im się stary człowiek, zapewne również „Osiemnastka Nieśmiertelnych”, a może także stypendyści — „terminatorzy”, których Art w miarę upływu czasu zaczął uważać za naprawdę poważną siłę. Młode, ambitne bystrzaki. Pozornie wykonywali w osiedlu wiele codziennych, zwykłych prac, a jednocześnie z pewnością byli dość mocno związani z Praxis, może nawet z jej przywódcami — konsultując się z „Osiemnastką” lub nie. Słuchając chaotycznych wywodów Forta, Art rozumiał, że — gdy dojdzie do kwestii praktycznych — ktoś może zechcieć pominąć starca. A rozmowy podczas sprzątania i zmywania czasami prowadzone były tonem dorastającego rodzeństwa, sprzeczającego się w kwestiii sposobu radzenia sobie, z uznanymi za niezdolnych już do niczego, rodzicami…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zielony Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zielony Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Błękitny Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
libcat.ru: книга без обложки
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Green Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - Green Mars
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Zielony Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Zielony Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x