Kim Robinson - Błękitny Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Błękitny Mars

Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Następnego ranka weszła lekarka.

— Nastąpiła niewielka poprawa — oświadczyła.

Wszyscy trzej ucieszyli się.

Później w jadalni Sax odczuł silny impuls, aby opowiedzieć Michelowi i Desmondowi o spotkaniu z Hiroko. Wiedział, że dla każdego z nich taka nowina znaczyłaby więcej niż dla kogokolwiek innego. Jednak zabrakło mu odwagi. Bał się, że doświadczył tylko iluzji, że uroił sobie całą sytuację w przemęczonym umyśle. Ten moment, kiedy Hiroko zostawiła go przy roverze i odeszła w burzę… Sax nie wiedział, co myśleć. Podczas długich godzin spędzonych przy łóżku Ann dobrze się zastanowił i sporo poczytał, wiedział więc, że gdy alpiniści na Ziemi znajdują się sami wysoko w górach, cierpią z powodu niedotlenienia i nierzadko miewają halucynacje — towarzyszy im nieobecny przyjaciel, jakiś dopelgangänger. Być może więc Saxa uratował duch. Przecież częściowo zatkał mu się przewód powietrzny…

— Sądziłem, że tak postąpiłaby Hiroko — powiedział.

Michel pokiwał głową.

— To było śmiałe posunięcie, rzeczywiście… w jej stylu. Nie, nie zrozum mnie źle, cieszę się, że tego dokonałeś.

— Cholera, trochę późno, jeśli chcecie znać moje zdanie — wtrącił Desmond. — Dawno temu ktoś powinien ją związać i zmusić, by się poddała kuracji. Och, Saxie, mój drogi Saxie… — Roześmiał się wesoło. — Mam tylko nadzieję, że nie będzie po tym taka zwariowana jak ty.

— Ależ Sax przeszedł wstrząs — zauważył Michel.

— No cóż — zaczął Russell, szukając odpowiednich słów — właściwie już wcześniej byłem dość pokręconym facetem.

Jego dwaj przyjaciele pokiwali głowami, zaciskając usta. Byli we wspaniałych nastrojach, chociaż stan Ann nie uległ jeszcze zdecydowanej poprawie. Nagle weszła wysoka lekarka i powiedziała, że ich przyjaciółka właśnie się obudziła ze śpiączki.

Sax miał nadal zbyt ściśnięty ze zdenerwowania żołądek, aby jeść, ale mimowolnie nałożył sobie na talerz stos posmarowanych masłem tostów. A potem… zjadł je z wielkim apetytem.

— Ależ będzie na ciebie wściekła — rzucił Michel.

Sax pokiwał głową. To było niestety prawdopodobne. Bardzo prawdopodobne. Nie miał ochoty znowu dostać od niej w twarz. Nie chciał też, żeby odmówiła mu swego towarzystwa.

— Powinieneś polecieć z nami na Ziemię — zasugerował Michel. — Ja, Maja i Nirgal.

— Wysyłamy delegację na Ziemię?

— Tak, ktoś to zaproponował i pomysł przyjęto. Trzeba polecieć i porozmawiać. Do czasu naszego powrotu Ann zdąży sobie wszystko przemyśleć.

— Interesujące — mruknął Sax. Uspokoiła go sama możliwość uniknięcia konfrontacji. Naprawdę się przeraził, ponieważ szybko wymyślił dziesięć dobrych powodów lotu na Ziemię. — A co z Pavonis i konferencją?

— Możemy się kontaktować za pomocą wideo.

— To prawda. — Sax działał już przecież w ten sposób.

Plan był atrakcyjny, a Russell wolał zniknąć, skoro Ann się obudziła. Zwłaszcza kiedy się dowie, co jej zrobił. Oczywiste tchórzostwo. A jednak…

— Desmond, ty lecisz?

— Za cholerę tam nie polecę.

— Ale Maja leci? — spytał Sax Michela.

— Tak.

— To dobrze. Ostatnim razem, gdy próbowałem uratować życie jakiejś kobiecie, Maja ją zabiła.

— Co? Mówisz o… Phyllis? Uratowałeś jej życie?

— No cóż… nie do końca. No, może tak, choć przede wszystkim naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Więc to się chyba nie liczy. — Próbował im wyjaśnić, co się zdarzyło tamtej nocy w Burroughs, ale jakoś mu nie szło. Niewiele pamiętał, jedynie pewne wyjątkowo okropne momenty. — Mniejsza o to. Tak mi się tylko powiedziało. Nie powinienem był zaczynać. Jestem…

— Jesteś zmęczony — dokończył za niego Michel. — Ale nie martw się, tym razem Maja znajdzie się daleko od miejsca akcji. I będziemy mieli na nią oko.

Sax skinął głową. Propozycja wydawała się coraz ciekawsza. Trzeba dać Ann trochę czasu, aby ochłonęła, aby przemyślała sobie jego postępek i zrozumiała go. Dobrze, że się nadarzyła taka okazja. Poza tym, interesująco będzie zobaczyć na własne oczy warunki na Ziemi. To była świetna propozycja. Tak świetna, że nikt rozsądny nie mógłby sobie tego odmówić.

CZĘŚĆ 3

Nowa konstytucja

W ramach projektu glebowego na Marsa przybyły mrówki i wkrótce — tak jak na Ziemi — wszędzie było ich pełno. Małe czerwone ludziki, spotkawszy je, były zaskoczone, bowiem nowe stworzenia dzięki swemu rozmiarowi idealnie się nadawały na wierzchowce. Sytuacja przypominała zatem pierwszy kontakt Indian z końmi. Wystarczyło jedynie oswoić zwierzątka, a potem dzika jazda…

Udomowienie mrówek okazało się sprawą niełatwą. Mali czerwoni naukowcy wcześniej nawet nie wierzyli w istnienie takich stworzeń, a teraz kręciły się w pobliżu niczym inteligentne roboty. Szukając pomocy, naukowcy przejrzeli informatory i poczytali nieco o mrówkach. Stąd dowiedzieli się, że mrówki mają feromony, toteż zsyntetyzowali te potrzebne do kontrolowania mrówczych żołnierzy, szczególnie przedstawicieli posłusznego gatunku małych mrówek czerwonych. Następnie rozpoczęła się tresura i po jakimś czasie powstała mała czerwona kawaleria. Ludziki objeżdżały (po dwadzieścia, trzydzieści na jednej mrówce) okolicę na mrówczych grzbietach — dumne niczym baszowie na słoniach. Przyjrzyjcie się z bliska mrówkom, a zobaczycie je: siedzą na grzbiecie.

Mali czerwoni naukowcy nie przestali studiować naszych tekstów i dowiedzieli się z nich o istnieniu ludzkich feromonów. Wrócili do pozostałych ludzików, zaskoczeni i przerażeni. Poinformowali swój lud:

Teraz wiemy, dlaczego ludzie sprawiają takie kłopoty. Ludzie nie mają więcej woli niż nasze wierzchowce. Ludzie to gigantyczne mięsiste mrówki.

Od tej pory małe czerwone ludziki próbowały zrozumieć cud życia.

Nagle jakiś głos powiedział:

— Ależ nie, wcale tacy nie są, nie wszyscy.

Widzicie, małe czerwone ludziki porozumiewają się telepatycznie, a w tej chwili poczuli się, jak gdyby ktoś przemówił do nich przez głośniki.

Ludzie są istotami duchowymi — nalegał głos.

— Skąd wiesz? — spytały telepatycznie małe czerwone ludziki. — Kim jesteś? Duchem Johna Boone’a?

— Jestem Gyasto Rimpoche — odpowiedział głos. — Osiemnaste wcielenie dalajlamy. Podróżuję po Bardo, szukając dla siebie następnego wcielenia. Rozejrzałem się po całej Ziemi, ale nie miałem szczęścia, toteż zdecydowałem się poszukać w jakimś nowym miejscu. Tybet nadał znajduje się pod okupacją Chińczyków, którzy najwyraźniej nie zamierzają zmniejszyć represji wobec mieszkańców tego kraju. Chińczycy, chociaż kocham ich z całego serca, to twarde dranie. A inne ziemskie rządy dawno temu odwróciły się od Tybetu. Nikt nie kwapi się więc, by rzucić wyzwanie wrogom, a przecież coś trzeba zrobić. Dlatego właśnie przyleciałem na Marsa.

— Dobry pomysł — odrzekły małe czerwone ludziki.

— Rzeczywiście — zgodził się dalajlama. — Niestety, muszę jednak stwierdzić, że tu również nie mogę znaleźć nowego dala, w którym, mógłbym zamieszkać. Po pierwsze dlatego, że na Marsie mieszka bardzo niewiele dzieci. Po drugie, nie wygląda też, żeby któreś było zainteresowane. Rozglądałem się po Sheffield, lecz tam wszystkich pochłaniało gadanie. Pojechałem do Sabishii, jednak tamtejsi mieszkańcy grzebali się w błocie. Udałem się do Elysium, a tam wszyscy siedzieli w pozycji lotosu i nie sposób było ich ruszyć. Zajechałem do Christianopolis, ale tam mieli inne plany. Dotarłem do Hiranyagarba, lecz mi powiedziano, że zrobili już wystarczająco dużo dla Tybetu. Jeździłem po całym Marsie, odwiedziłem każdy namiot i stację; nigdzie nikt nie miał dla mnie czasu. Nikt nie chce być dziewiętnastym dalajlama. A na Bardo robi się coraz chłodniej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Błękitny Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Zielony Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
libcat.ru: книга без обложки
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - The Complete Mars Trilogy
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Błękitny Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x