W marcu 76 wyrzutnia była na ukończeniu, trzeba było tylko zainstalować segmenty stojana. Reaktor już działał, przeciągnęliśmy pod ziemią współosiowe kable, a na tym 30-kilometrowym odcinku ustawiliśmy przekaźnik radiowy. Liczbę ludzi okroiliśmy do minimum, zostawiliśmy głównie członków Partii. Ale pozostawiliśmy też jednego kapusia, żeby Alvarez dostawał swoje raporty regularnie — nie chcieliśmy, żeby się martwił; od zmartwień robił się podejrzliwy. Woleliśmy martwić go w osiedlach.
Dużo się zmieniło w ciągu tych jedenastu miesięcy. Wyoh ochrzciła się w Kościele Grega, zdrowie Profesora tak się pogorszyło, że zrezygnował z uczenia, Mike zaczął pisać wiersze. Yankees wylecieli z ligi. Z przyjemnością zapłaciłbym Profesorowi, gdyby po prostu spadli na niższą pozycję, ale żeby w jednym sezonie zdobyć puchar, a w następnym wylecieć z ligi — przestałem oglądać ich w TV.
Profesor symulował. Jak na swój wiek, był w znakomitej formie, codziennie przez trzy godziny ćwiczył w pokoju hotelowym, a sypiał w 300-kilogramowej piżamie z ołowiu. Tak samo, jak ja i Wyoh, której bardzo się to nie podobało.
Nie sądzę, żeby oszukiwała, żeby choć jedną noc spędziła w komforcie, choć nie mogę przysiąc; nie sypiałem z nią. Jej stosunki z Rodziną Davisów układały się jak najlepiej. Na przejście od „gospoży Davis” do „gospoży Mamy” wystarczył jej jeden dzień, po następnym dotarła do stadium „Mamy”, a teraz mówiła „Mamo Mimi”, obejmując ją w talii. Kiedy ze Zbioru „Zebra” dowiedzieliśmy się, że Wyoh nie może wrócić do Hongkongu, Sidris zabrała ją do swojego salonu piękności, po godzinach, i zrobiła z jej skórą coś takiego, że ciemny kolor nie zmyłby się już od wody. Sidris zajęła się również włosami Wyoh, które były teraz czarne i wyglądały jak nie do końca rozprostowane. Plus drobne szczególiki — matowy lakier do paznokci, plastikowe wkładki do policzków i nozdrzy, i, oczywiście, ciemne szkła kontaktowe. Kiedy Sidris skończyła robotę, kamuflaż Wyoh nie zszedłby nawet po całonocnym ciupcianiu; była idealną „koloredką” z idealnymi przodkami — Tamilami, Angolańczykami, Niemcami. Nawet ja mówiłem do niej „Wyma” a nie „Wyoh”.
Była z niej teraz autentyczna seksbomba. Kiedy falując szła przez korytarz, ciągnęły za nią całe roje chłopców.
Greg zaczął ją uczyć farmerstwa, ale Mama zaprotestowała. Wyoh była silna, sprytna i chętna do pomocy, ale farmą zajmują się u nas mężczyźni — a jej obecność rozpraszała nie tylko Grega i Hansa; straciliśmy przez nią więcej roboczogodzin, niż ona sama mogła wyrobić. Tak więc Wyoh wróciła do bardziej domowych zajęć, a potem pomagała Sidris w salonie piękności.
Profesor grał na wyścigach na dwa fronty, według Mike’owej metody obstawiania „najlepszego początkującego dżokeja” oraz według swoich „naukowych” obliczeń. W lipcu 75 przyznał, że wcale nie zna się na koniach i od tej pory stosował wyłącznie metodę Mike’a, stawiał coraz więcej i u coraz większej liczby bukmacherów. Zarabiał w ten sposób na wydatki Partii — szwindle Mike’a finansowały budowę wyrzutni. Ale Profesor bezpowrotnie utracił swą pasję do wyścigów i od tej pory jedynie stawiał pieniądze zgodnie z zaleceniami Mike’a. Przestał nawet czytać wyścigowe gazetki — smutna historia; kiedy stary gracz rezygnuje z kucyków, to jakby coś umarło.
Ludmiła urodziła dziewczynkę, co podobno rzadko się zdarza w pierwszej ciąży, i co mnie zachwyciło — w każdej rodzinie potrzebny jest noworodek płci żeńskiej. Wyoh zadziwiła nasze kobiety swą znajomością położnictwa — i po raz drugi, kiedy okazało się, że nie wie nic o opiece nad noworodkami. Nasi dwaj najstarsi synowie wreszcie założyli rodziny, a Teddy, lat 13, prześlubił się. Greg zatrudnił dwóch chłopaków z farmy sąsiada, i po pół roku mieszkania i jedzenia z nami wślubiliśmy ich — co nie było pośpieszną decyzją, bo znamy ich i ich rodziny od lat. To przywróciło równowagę, której brakło nam od wślubienia Ludmiły, i zatkało buzie matkom kawalerów, którzy nie mogą znaleźć dla siebie rodzin — choć Mama, rzecz jasna, bez skrupułów odrzuca każdego, kto jej zdaniem nie nadaje się na członka Rodziny Davisów.
Wyoh zwerbowała Sidris; Sidris na początek zwerbowała do swej komórki drugą pomocnicę, i tak oto Boutiąue de Beaute „Bon Ton” zmienił się w wylęgarnię wywrotowej działalności. Zaczęliśmy zatrudniać nasze najmniejsze dzieciaki do przenoszenia paczek i do innych zadań, do których dzieciaki się nadają — potrafią lepiej od dorosłych stać na czatach i śledzić ludzi po korytarzach, a nikt ich nie podejrzewa, Sidris rozszerzała tę działalność przy pomocy innych zwerbowanych w salonie kobiet.
Wkrótce miała do dyspozycji tyle dzieciaków, że mogliśmy inwigilować wszystkich szpiegów Alvareza. Mike był w stanie podsłuchiwać przez każdy telefon, a dzieciaki meldowały, kiedy szpieg wychodził z domu, z pracy czy skądś indziej — było ich tyle, że zawsze jedno dzwoniło, a inne pozostawało na posterunku — i mogliśmy nie spuszczać z nich oka i ukrywać przed nimi wszystko, czego nie powinni zobaczyć. Wkrótce dowiadywaliśmy się o tym, że jakiś szpieg złożył meldunek, zanim tamci wpisali go do Zbioru „Zebra”; gnojki próbowali dzwonić z pubów zamiast z domu; dzięki pracy Partyzantów z Baker Street Mike włączał się na linię, zanim kapuś skończył wybierać numer.
Dzieciaki zlokalizowały zastępcę Alvareza na L-City. Wiedzieliśmy, że taki istnieje, bo tutejsi kapusie nie składali telefonicznych raportów Alvarezowi, a niezbyt prawdopodobne było, by Alvarez mógł zwerbować ich osobiście, gdyż żaden z nich nie pracował w Kompleksie, Alvarez zaś pojawiał się w Luna City tylko wtedy, gdy z Ziemi przybywał VIP tak ważny, że opłacało się przydzielić mu obstawę pod dowództwem samego Alvareza.
Okazało się, że ma dwóch zastępców — starego zesłańca, właściciela straganu ze słodyczami i gazetami w Starej Kopule, który dorabiał sobie także bukmacherstwem, oraz jego syna, urzędnika w Kompleksie. Syn osobiście doręczał raporty, i dlatego Mike nie zdołał ich przechwycić.
Zostawiliśmy ich w spokoju. Ale od tej pory otrzymywaliśmy bojowe meldunki agentów na pół dnia przed Alvarezem. Ta przewaga — którą zawdzięczamy wyłącznie pięcio — i sześcioletnim dzieciakom — ocaliła życie siedmiorga towarzyszy. Niech żyją Partyzanci z Baker Street!
Nie pamiętam, kto ich tak nazwał, ale chyba Mike — ja jestem jedynie fanem Sherlocka Holmesa, za to on naprawdę uważał się za Mycrofta, brata Sherlocka Holmesa… i nie dałbym głowy, że nie miał racji; „prawdziwość” to śliska sprawa. Dzieciaki mówiły na siebie inaczej; miały własne bandy z własnymi nazwami. Zresztą nie powierzaliśmy im żadnych niebezpiecznych tajemnic; Sidris pozostawiała ich matkom wytłumaczenie, dlaczego muszą wykonywać te zadania, z jedynym zastrzeżeniem, że nie wolno wyjawić im prawdziwych powodów. Dzieciaki zrobią wszystko, co jest tajemnicze i ciekawe; pomyślcie tylko, ile ich zabaw opiera się na wzajemnym przechytrzaniu.
Salon piękności „Bon Ton” to prawdziwa giełda plotek — kobiety dowiadują się o wszystkim szybciej niż redakcja Lunatyka Porannego . Poradziłem Wyoh, żeby co wieczór składała Mike’owi raporty, i żeby nie próbowała ograniczać się tylko do tego, co wyda się jej ważne, bo nigdy nie wiadomo, która plotka okaże się ważna, kiedy Mike przebada jej zależności z milionem innych faktów.
W salonie piękności można również puszczać plotki w obieg. Partia rosła z początku powoli, a potem coraz szybciej, dzięki trójkowej organizacji, ale także dlatego, że Dragoni Pokoju byli jeszcze gorsi od starych gwardzistów. Wraz ze wzrostem liczebności przestawiliśmy się na szybki agitprop, czarną propagandę, otwartą działalność wywrotową, prowokacje i sabotaż. Za dawnych czasów, kiedy agitprop był zadaniem prostszym, choć niebezpieczniejszym, i polegał na reprezentowaniu i kryciu działalności starego, przeżartego przez szpiegów podziemia, zajmował się tym Finn Nielsen. Ale teraz dużą porcję agitpropu i spraw pokrewnych przekazaliśmy Sidris.
Читать дальше