— Jestem znajomym Ragmy — i Charva.
— Rozumiem. Przysłali cię, żebyś mnie szpiegował, grzebał mi w umyśle.
— To nie tak. Przydzielono mi zadanie ochrony ciebie do czasu, kiedy będziesz zdolny otrzymać wiadomość i zgodnie z nią postąpić.
— Jak miałeś mnie chronić?
— Pilnując, żebyś nie rzucał się w oczy…
— Z plączącym się za mną osiołkiem? Kto właściwie powierzył ci tę sprawę?
— Zdaję sobie sprawę, że moje przebranie rzuca się w oczy. Właśnie miałem wyjaśnić, że moim zadaniem jest dbanie o zachowanie twojej ciszy umysłowej. Jako telepata potrafię stłumić odgłosy twych myśli. Nie było to jednak konieczne, ponieważ alkohol w znacznym stopniu je wygasza. Jednak jestem tu, by nie dopuścić do przedwczesnego zdradzenia twojej pozycji innemu telepacie.
— Jakiemu innemu telepacie?
— Mówiąc bardziej szczerze, niż to konieczne, nie wiem. Na innym poziomie stwierdzono, że w tę sprawę może być zamieszany telepata. Zostałem tu przysłany, by zapewnić nam twoje milczenie i zablokować próby dotarcia do ciebie ze strony ewentualnego wrogiego telepaty. Miałem także spróbować określić tożsamość i miejsce pobytu owego osobnika.
— No i co się stało?
— Nic. Byłeś pijany i nikt nie usiłował się z tobą skontaktować.
— A więc domysł był zły.
— Może tak, a może nie.
Wróciłem do jedzenia. Między kęsami zapytałem: — Jaki masz poziom czy też rangę? Taki sam jak Charv i Ragma, czy może jesteś wyżej?
— Ani to, ani to — odparł osiołek. — Jestem z analizy budżetu i księgowości kosztów. Zaangażowano mnie tu jako jedynego osiągalnego telepatę zdolnego do podjęcia się tego zadania.
— Masz jakieś ograniczenia co do udzielania mi informacji?
— Powiedziano mi, żebym kierował się własną zdolnością oceny i zdrowym rozsądkiem.
— Dziwne. Nic w tym wszystkim nie wydaje się szczególnie rozsądne. Pewnie nie mieli czasu, żeby dać ci pełne przeszkolenie.
— To prawda. Wszystko się odbyło w sporym pośpiechu. Musiałem wziąć pod uwagę czas podróży i zamianę.
— Jaką zamianę?
— Prawdziwy osiołek jest związany przy tylnym wejściu.
— Ach.
— Czytam w twoich myślach i nie zamierzam dać ci żadnych odpowiedzi, których udzielenia ci odmówił Ragma.
— W porządku. Jeśli twój zdrowy rozsądek i zdolność oceny nakazują ci zatrzymać informacje mogące mieć zasadnicze znaczenie dla mojego bezpieczeństwa, to oczywiście bądź rozsądny. — Połknąłem ostatnią porcję. — Co to za wiadomość, o której wspomniałeś? Osiołek odwrócił wzrok.
— Wyraziłeś niejaką chęć współpracy przy dochodzeniu, prawda?
— Owszem… wcześniej — odparłem.
— Nie chciałeś się jednak zgodzić na opuszczenie swego świata i poddanie się analizie telepatycznej.
— Tak było.
— Zastanawialiśmy się, czy nie zechciałbyś zgodzić się na nią w moim wykonaniu — tu i teraz.
Łyknąłem kawy.
— Masz jakieś przeszkolenie?
— Prawie każdy telepata ma odpowiednie wiadomości teoretyczne, a ja oczywiście mam długoletnie doświadczenie z zakresu telepatii…
— Jesteś księgowym — przerwałem. — Nie usiłuj robić wrażenia na tubylcach.
— No dobra. Nie mam właściwego przeszkolenia. Sądzę jednak, że potrafię to zrobić. Zdanie to podzielają też inni, bo inaczej nie zwrócono by się do mnie.
— Kto to są inni?
— No… a, cholera! Charv i Ragma.
— Mam wrażenie, że nie postępują tu zgodnie z przepisami. Tak?
— Agenci terenowi posiadają szeroką swobodę ich interpretacji. Muszą ją mieć.
Westchnąłem i zapaliłem papierosa.
— Od jak dawna istnieje organizacja, w której pracujesz? — spytałem. Gdy wyczułem jego wahanie, dodałem: — Na pewno możesz mi to powiedzieć.
— Chyba tak. Według waszej rachuby kilka tysięcy lat.
— Rozumiem. Innymi słowy jest to jedna z największych oraz najstarszych istniejących biurokracji.
— Widzę po twoich myślach, do czego zdążasz, ale…
— Pozwól, że je sformułuję. Jako student zarządzania wiem, że istnieje prawo ewolucji organizacji tak surowe i nieuniknione jak wszystkie inne prawa życia. Im dłużej organizacja istnieje, tym więcej produkuje zakazów hamujących jej działanie. Entropię osiąga w stanie całkowitego narcyzmu. Jedynie osobom znajdującym się wystarczająco daleko w terenie udaje się coś zrobić, ale za każdym razem łamią przy okazji wiele przepisów.
— Nie przeczę, że pogląd ten jest w pewnej mierze słuszny. Lecz w naszym przypadku…
— Twoja propozycja narusza jakiś przepis. Wiem o tym. Nie muszę czytać w twoich myślach, żeby zdać sobie sprawę, że z tego powodu ta cała sprawa cię niepokoi. Mam rację?
— Nie wolno mi roztrząsać wewnętrznych zasad funkcjonowania firmy.
— Oczywiście, ale musiałem to powiedzieć. A teraz opowiedz mi o tej analizie. Jak się do niej zabierzesz?
— Będzie to podobne do znanego ci prostego testu na kojarzenie słów. Różnica polega na tym, że będę go przeprowadzał od środka. Nie muszę się domyślać twoich reakcji. Będę je znał na poziomie podstawowym.
— Wskazuje to jakby na to, że nie możesz zajrzeć bezpośrednio w moją podświadomość.
— Słusznie. Nie jestem aż tak dobry.
Zwykle potrafię odczytać jedynie twoje powierzchowne myśli. Jeśli jednak na coś w ten sposób natrafię, powinienem móc pójść po śladzie do samych korzeni.
— Rozumiem. A zatem wymaga to z mojej strony znacznej współpracy?
— O tak. Tylko prawdziwy zawodowiec mógłby wedrzeć ci się do umysłu wbrew twojej woli.
— Chyba mam szczęście, że żaden z nich nie jest wolny.
— Szkoda, że tak się stało. Jestem pewien, że mi się to nie spodoba.
Skończyłem kawę i nalałem sobie jeszcze jedną filiżankę.
— Co byś powiedział, gdybyśmy zrobili to dzisiaj po południu? — zapytał Sibla.
— A czemu nie teraz?
— Wolałbym zaczekać, aż twój system nerwowy wróci do normy. Zostało jeszcze trochę efektów ubocznych spożytych przez ciebie napojów. Utrudniają one dostęp do twego umysłu.
— Czy tak jest zawsze?
— W zasadzie tak.
— Ciekawe.
Łyknąłem jeszcze trochę kawy.
— Znowu!
— Co?
— Bez przerwy te cyfry.
— Przepraszam. Trudno mi o nich nie myśleć.
— Wcale nie o to chodzi!
Wstałem. Przeciągnąłem się.
— Przepraszam. Znów muszę skorzystać z ustępu.
Sibla chciał zastąpić mi drogę, ale byłem szybszy.
— Chyba nie myślisz o wyjściu? Czy to chcesz ukryć?
— Wcale tego nie powiedziałem.
— Nie musisz. Czuję to. Ale popełniasz błąd. Skierowałem się do drzwi, a Sibla szybko ruszył za mną.
— Nie pozwolę ci odejść, szczególnie po poniżeniach, jakie wycierpiałem, żeby dostać się do tego nędznego kłębka ganglionów!
— Ładnie się wyrażasz, biorąc pod uwagę, że prosisz o przysługę.
Rzuciłem się korytarzem do kibla. Sibla zastukał kopytkami za mną.
— To my robimy ci przysługę! Tylko że jesteś za głupi, aby to zrozumieć!
— Właściwe słowo to „niedoinformowany”, ale to wasza wina! Trzasnąłem drzwiami i zablokowałem je.
— Zaczekaj! Posłuchaj! Jeśli odejdziesz, możesz wpaść w prawdziwe kłopoty!
Roześmiałem się. — Przykro mi. Trochę przedobrzyłeś.
Podszedłem do okna i szeroko je otworzyłem.
— A więc idź, ty ciemna małpo! Odrzuć szansę ucywilizowania!
— O czym ty mówisz?
Cisza.
I po chwili: — O niczym. Przepraszam. Musisz zdać sobie jednak sprawę, że to ważne.
Читать дальше