Roger Żelazny - Bramy w piasku

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bramy w piasku to powieść, w której wydarzenia toczą się w oszałamiającym tempie: terroryści, Obcy, pracownicy naukowi obdarzeni niezwykłymi talentami starają się wyjaśnić zagadkę tajemniczego kamienia z pradziejów Kosmosu…

Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Już o tym wiem. Chcę jednak wiedzieć dlaczego?

— Nie mogę ci powiedzieć.

— To idź do diabła — powiedziałem.

— Wiedziałem, że nie jesteś tego wart — odparł Sibla. — Z tego, co tu sobie obejrzałem, twoja rasa to banda barbarzyńców i degeneratów.

Wskoczyłem na parapet i przysiadłem na moment, oceniając odległość.

— Nikt nie lubi mędrków — rzekłem i skoczyłem.

SIEDEM

Dennis Wexroth nie powiedział ani stówa. Gdyby było inaczej, zabiłbym go chyba na miejscu. Stał z dłońmi przyciśniętymi do ściany za sobą, a prawe oko otaczał mu obszar pogłębiającej się czerwieni, który w końcu spuchnie i sfioletowieje. Słuchawka jego wyrwanego ze ściany telefonu zwisała z kosza na śmieci, do którego cisnąłem aparat.

W ręku trzymałem fantazyjną kartę pergaminu, na której było napisane, że ybfeajsD mfirigninnuO sfohabart otrzymał JmoJjIob w dziedzinie HsoIoąoUns.

Walcząc o zachowanie resztek opanowania włożyłem ją do koperty i położyłem tamę na rzece przekleństw.

— Jak mógł pan zrobić coś podobnego?

— zapytałem. — To… to niezgodne z prawem!

— Jest to absolutnie zgodne z prawem — powiedział cicho. — Proszę mi uwierzyć, zasięgnięto fachowej porady.

— Zobaczymy, jak ta porada utrzyma się w sądzie — warknąłem. — Nie byłem zapisany na zajęcia doktoranckie, nie złożyłem pracy doktorskiej, nie przystąpiłem do żadnych egzaminów ustnych czy z języka i nie wypisano zawiadomienia. Proszę mi powiedzieć, na jakiej podstawie daje mi pan doktorat. Bardzo chciałbym to wiedzieć.

— Po pierwsze jest pan tu zapisany na studia — rzekł. — Już to umożliwia panu zdobycie stopnia.

— Umożliwia, owszem, ale do tego nie uprawnia. Istnieje tu pewna różnica.

— To prawda, ale warunki uprawniające do otrzymania stopnia określa rada.

— I co pan zrobił? Zwołał specjalne posiedzenie?

— Jeśli chodzi o ścisłość, to takie posiedzenie rzeczywiście się odbyło. Uznano na nim, że zapisanie się na studia dzienne wskazuje na intencję zdobycia stopnia naukowego. W związku z tym po spełnieniu innych wymagań…

— Nigdy nie skończyłem żadnej specjalizacji — wtrąciłem.

— W sprawach wyższych stopni formalne wymagania są mniej sztywne.

— Ale ja nie zrobiłem magisterium! Wyszczerzył zęby w uśmiechu, zreflektował się spoważniał.

— Jeśli bardzo uważnie przeczyta pan przepisy — powiedział — przekona się pan, że nigdzie nie jest powiedziane, iż magisterium stanowi warunek wstępny otrzymania wyższego stopnia naukowego. Do wytypowania „wykwalifikowanego kandydata” wystarczą „równorzędne osiągnięcia”. To tylko sformułowania, Fred, a rada je interpretuje.

— Nawet jeśli przyznam panu rację, to i tak przepisy wyraźnie mówią o złożeniu pracy doktorskiej. Sam czytałem.

— Tak. Istnieje jednak Święta ziemia: studium obszarów rytualnych, książka, którą złożył pan w wydawnictwie uniwersyteckim. Jest wystarczająco na temat, żeby potraktować ją jako rozprawę, doktorską z dziedziny antropologii.

— Ale ja w ogóle nie przedłożyłem jej władzom wydziałowym.

— Nie, ale redaktor zasięgnął opinii doktora Lawrence’a na jej temat. Między innymi stwierdził on, że może zostać uznana za pracę doktorską.

— Przygwożdżę pana w tej kwestii na rozprawie sądowej. Ale proszę mówić dalej. Jestem zafascynowany. Proszę mi powiedzieć, jak mi poszło na ustnych.

— No cóż — powiedział umykając wzrokiem — profesorowie, którzy stanowiliby pańską komisję egzaminacyjną, zgodzili się jednogłośnie na pominięcie w pana przypadku egzaminów ustnych. Jest tu pan od tak dawna i znają pana tak dobrze, że uznali je za niepotrzebną formalność. Poza tym dwóch z nich było kiedyś z panem na jednym roku i trochę się dziwnie z tego powodu czuli.

— Ja myślę. Niech sam skończę. Władze odpowiednich wydziałów filologicznych stwierdziły, że uczęszczałem na wystarczającą ilość zajęć, żeby uzasadnić poświadczenie moich umiejętności czytania. Mam rację?

— Zasadniczo tak to było.

— Łatwiej mi było dać tytuł doktora niż magistra?

— Owszem.

Miałem ochotę uderzyć go jeszcze raz, ale to nie była odpowiedź. Walnąłem kilka razy pięścią w dłoń.

— Dlaczego? — zapytałem. — Wiem już, jak to zrobiliście, ale najważniejszą sprawą jest dlaczego? — Zacząłem chodzić po pokoju. — Od jakichś trzynastu lat płacę temu uniwersytetowi czesne i opłaty egzaminacyjne — jeśli się zastanowić i wszystko to do siebie dodać, powstanie niezła sumka — i ani razu nie sfałszowałem tu czeku czy coś w tym rodzaju. Zawsze dobrze mi się układało z wykładowcami, z działem administracyjnym i z innymi studentami. Poza wspinaczką nigdy nie byłem w poważnych kłopotach, niczym nie splamiłem imienia uczelni… Przepraszam. Usiłuję powiedzieć, że byłem dosyć uczciwym odbiorcą waszego towaru. I co się dzieje? Odwracam się, na chwilę wyjeżdżam z miasta, a wy wręczacie mi tytuł doktora. Czy po tak długim okresie korzystania z waszych usług zasługuję na takie traktowanie? Uważam, że to podłość, i żądam wyjaśnienia. Teraz! Czy naprawdę aż tak mnie pan nienawidzi?

— Uczucia nie miały z tym nic wspólnego — powiedział powoli unosząc rękę, aby dotknąć górnej części policzka. — Powiedziałem, że chcę się pana stąd pozbyć, bo nie pochwalam pańskiej postawy, pańskiego stylu. Nic się nie zmieniło. Ale ja nie brałem w tym udziału. W gruncie rzeczy przeciwstawiałem się temu. Znaleźliśmy się… hmm… pod presją.

— Pod jaką presją? — spytałem. Odwrócił się. — Nie sądzę, że powinienem o tym panu mówić.

— Owszem. Naprawdę. Proszę mi o tym opowiedzieć.

— No więc uniwersytet dostaje sporo pieniędzy od rządu. Stypendia, kontrakty naukowe…

— Wiem. No i co z tego?

— Zwykle nie wtrącają się w nasze sprawy.

— I tak powinno być.

— Czasami jednak mają coś do powiedzenia. A my wtedy słuchamy.

— Czy próbuje mi pan powiedzieć, że otrzymałem stopień naukowy na prośbę rządu?

— Żeby się nie rozwodzić, tak.

— Nie wierzę. Rząd nie robi takich rzeczy.

Wzruszył ramionami. Następnie odwrócił się i znów na mnie spojrzał.

— Kiedyś powiedziałbym to samo, ale teraz jestem mądrzejszy.

— Dlaczego im na tym zależało?

— Ciągle nie mam pojęcia.

— Trudno mi w to uwierzyć.

— Powiedziano mi, że przyczyna prośby ma charakter tajny. Powiedziano mi także, że sprawa jest dość pilna, i agent wyciągnął słowo „bezpieczeństwo”. Wiem tylko tyle.

Przestałem chodzić po pokoju. Wepchnąłem ręce do kieszeni. Wyjąłem je. Znalazłem papierosa i zapaliłem go. Śmiesznie smakował. Ale ostatnio wszystkie tak smakowały. Jak wszystko inne.

— Facet nazwiskiem Nadler — odezwał się. — Theodore Nadler. Pracuje w Departamencie Stanu. To on się z nami skontaktował i zaproponował… procedurę.

— Rozumiem — powiedziałem. — Czy to do niego próbował pan dzwonić, kiedy unieszkodliwiłem środek łączności?

— Tak.

Rzucił okiem na biurko, podszedł do niego, wziął fajkę i kapciuch.

— Tak — powtórzył nabijając fajkę. — Prosił, żebym się z nim skontaktował, jeśli pana zobaczę. Ponieważ zadbał pan o to, że nie mogę tego zrobić, proponuję, żeby sam pan do niego zadzwonił, jeśli chce pan poznać dalsze szczegóły.

Wsadził sobie fajkę między zęby, pochylił się do przodu i zapisał w bloczku numer. Oderwał kartkę i podał mi ją.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bramy w piasku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny
Roger Żelazny
Roger Taylor - Ibryen
Roger Taylor
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
Jeremy Gerlis - Roger
Jeremy Gerlis
Отзывы о книге «Bramy w piasku»

Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x