Roger Żelazny - Bramy w piasku
Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bramy w piasku
- Автор:
- Издательство:Alkazar
- Жанр:
- Год:1993
- Город:Warszawa
- ISBN:83-85784-17-9
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wziąłem ją, popatrzyłem na poprzekręcane cyfry i włożyłem ją do kieszeni. Wexroth zapalił fajkę.
— I naprawdę pan nie wie, czego on ode mnie chce? — spytałem.
Odsunął fotel na właściwe miejsce i usiadł.
— Nie mam pojęcia.
— W każdym razie czuję się lepiej, że pana uderzyłem. Zobaczymy się w sądzie.
Odwróciłem się, żeby wyjść.
— Nie sądzę, żeby ktokolwiek przedtem chciał zabiegać o wyrok sądu nakazujący uniwersytetowi cofnięcie nadanego stopnia naukowego — powiedział. — To powinno być interesujące. Tymczasem mogę powiedzieć, że bez przykrości widzę koniec pańskiego trutniowania.
— Niech pan poczeka z obchodami — rzekłem. — Jeszcze nie skończyłem.
— Pan i Latający Holender — mruknął w chwili, gdy zamykałem drzwi.
Z mieszkania Merimeego opuściłem się na uliczkę, poszedłem do następnej przecznicy i skręciłem za róg. W kilka minut później siedziałem w jadącej do centrum taksówce. Wysiadłem przy sklepie odzieżowym, wszedłem do środka i kupiłem płaszcz. Było zimno, a kurtkę gdzieś zostawiłem. Stamtąd poszedłem do sali wystawowej. Miałem mnóstwo czasu i chciałem ustalić, jeśli to było możliwe, czy jestem śledzony.
W ogromnym pomieszczeniu z maszyną z Rhenniusa spędziłem prawie godzinę. Zastanawiałem się, czy moja poprzednia wizyta trafiła do porannych gazet. Nieważne. Zwracałem uwagę na poruszenia zwiedzających, na ustawienie czerech strażników — przedtem było tylko dwóch — na odległości do kilku wyjść, na wszystko. Nie potrafiłem określić, czy po drugiej stronie jednego z górnych okien założono już nową kratę. I tak nie miało to właściwie znaczenia. Nie zamierzałem próbować tej samej sztuczki drugi raz. Planowałem coś szybkiego i zupełnie odmiennego.
Pogrążony w rozmyślaniach, poszedłem na poszukiwanie kanapki i piwa — tego ostatniego na rzecz ewentualnego telepaty znajdującego się w pobliżu. Po drodze ciągle sprawdzałem i przekonałem się, że w tej chwili nie jestem obiektem widocznego zainteresowania. Znalazłem bar, wszedłem, zamówiłem i usiadłem, żeby zjeść i pomyśleć.
Pomysł przyszedł mi do głowy jednocześnie z podmuchem zimnego powietrza wpuszczonego przez kolejnego klienta. Natychmiast go odrzuciłem i nadal popijałem wołowinę piwem. Nie mogłem jednak wymyślić nic lepszego.
Zrehabilitowałem więc pomysł, odczyściłem go i obejrzałem sobie z każdej strony, jaka mi przyszła do głowy. Nic szczególnego, ale obawiałem się, że będzie mi to musiało wystarczyć.
Rozważyłem całą sprawę, po czym doszedłem do wniosku, że może się nie udać z powodu efektów ubocznych samej procedury. Stłumiłem chwilową złość i zacząłem na nowo. Te wszystkie drobiazgi, o które musiałem zadbać z powodu takiej drobnostki, graniczyły z absurdem.
Pojechałem na dworzec autobusowy i nabyłem bilet do domu. Włożyłem go do kieszeni płaszcza. Kupiłem jakieś czasopismo i gumę do żucia, poprosiłem o włożenie ich do torby, wyrzuciłem czasopismo, włożyłem gumę do ust i schowałem torbę. Potem znalazłem bank, wszedłem do środka i rozmieniłem wszystkie pieniądze na jednodolarówki, którymi wypchałem torbę — razem sto piętnaście banknotów.
W drodze powrotnej w okolice sali wystawowej znalazłem restaurację z szatnią, zostawiłem tam płaszcz i wymknąłem się na zewnątrz. Gumą do żucia przymocowałem numerek pod ławką, na której przysiadłem. Potem wypaliłem ostatniego papierosa i wróciłem do hali w jednej ręce trzymając torbę z pieniędzmi, a w drugiej ściskając jeden jednodolarowy banknot.
Wewnątrz poruszałem się powoli, czekając aż tłum osiągnie właściwą gęstość i rozmieszczenie, po raz kolejny sprawdzając swoją znajomość przeciągów występujących przy otwieraniu i zamykaniu zewnętrznych drzwi. Wybrałem najlepsze miejsce na przeprowadzenie akcji i powoli się tam udałem. Przedtem rozdarłem torbę z jednej strony i teraz trzymałem brzegi rozdarcia razem.
W jakieś pięć minut później stwierdziłem, że sytuacja nie może się już chyba bardziej zbliżyć do ideału. Tłum był zdecydowanie gęsty, a strażnicy znajdowali się wystarczająco daleko. Słuchałem standardowych już pytań „Ale co ona właściwie robi?” i odpowiedzi „Tak naprawdę to nie są pewni” oraz czasem wtrąconego komentarza „To jakieś urządzenie odwracające, prowadzone są badania” dopóki nie nastąpił silny przeciąg, a obok mnie znalazł się odpowiednio duży osobnik.
Uderzyłem faceta łokciem w żebra i trochę go popchnąłem. On z kolei uraczył m-nie próbką języka średnioangielskiego — większość ludzi sądzi, że to relikt staroangielskiego, ale sprawdziłem kiedyś w słowniku w związku z zajęciami językoznawczymi — i też mnie popchnął.
Przesadziłem z reakcją zataczając się w tył i wpadając na innego mężczyznę, jednocześnie rozsypując dolary z wyrzuconej zamaszystym gestem nad głowę torby.
— Moje pieniądze! — wrzasnąłem rzucając się do przodu i przeskakując barierkę. — Moje pieniądze!
Nie zwracałem uwagi na pomruki, krzyki i nagły ruch za moimi plecami. Włączyłem przy okazji alarm, ale w tej chwili nie miało to wielkiego znaczenia. Znalazłem się na podwyższeniu i pędziłem w kierunku miejsca, w którym pas znikał w elemencie centralnym. Miałem nadzieję, że utrzyma mój ciężar.
Odpowiedziałem na wyryczane „Złaź stamtąd!” paroma powtórzonymi okrzykami „Moje pieniądze!” i rzuciłem się płasko na pas z gestem mającym według mnie wyrażać pogoń za dolarem. Gładko i pewnie wjechałem w tunel mobilatora.
Od stóp do głów przeniknęło mnie wrażenie delikatnego mrowienia i przez chwilę widziałem jak przez mgłę. Nie przeszkodziło mi to jednak rozwinąć banknotu trzymanego w dłoni, tak że kiedy pojawiłem się z drugiej strony, trzymałem go wysoko nad głową. Natychmiast stoczyłem się z pasa. Mimo zawrotu głowy zeskoczyłem z podwyższenia i ruszyłem w kierunku tłumu, usiłując sprawiać wrażenie, że nadal szukam rozrzuconych pieniędzy, chociaż nie było ich już widać.
— Moje pieniądze… — powiedziałem przechodząc z powrotem przez barierkę i opadając na czworaki.
— Proszę — odezwała się jakaś uczciwa dusza, wyciągając ku mnie garść banknotów.
Podano mi jeszcze kilka, jednego po drugim. Na szczęście dzięki wcześniejszym rozmyślaniom spodziewałem się tego efektu, więc kiedy wstałem i dziękowałem, na mojej odwróconej twarzy nie rysowało się zaskoczenie. Jedynym banknotem, który wydawał mi się normalny, był ten, który przedtem trzymałem w ręce.
— Czy był pan w środku? — ktoś zapytał.
— Nie. Obszedłem maszynę naokoło z tyłu.
— Wyglądało zupełnie, jakby pan przez nią przeszedł.
— Nie przeszedłem.
Przyjmując pieniądze i udając, że szukam pozostałych, szybko rozejrzałem się po całej sali. Mniej uczciwi ludzie z kilkoma moimi dolarami w kieszeniach kierowali się do drzwi, które znajdowały się teraz w miejscach przeciwnych do tych, jakie zajmowały, kiedy wszedłem. Jednak na to też się przygotowałem — przynajmniej intelektualnie. Teraz jednak zacząłem się zastanawiać. Widok całej hali tak odwróconej wprawił mnie w emocjonalny niepokój. Wychodzący nie mieli żadnych trudności, bo strażnicy byli zajęci czym innym: dwaj ugrzęźli w tłumie, a dwaj inni zbierali banknoty. Pomyślałem, czy nie warto by spróbować uciec.
Z początku chciałem nadrabiać bezczelnością zmieszaną z chamstwem lub natręctwem i upierać się przy odzyskaniu pieniędzy oraz twierdzić, że obszedłem urządzenie. Postanowiłem, że tego się będę trzymać i że poniosę wszelkie konsekwencję. Nie sądziłem, żebym popełnił coś karygodnie nielegalnego — a bez względu na to, co się wydarzy, nikt nie może cofnąć odwrócenia.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bramy w piasku»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.