Julian May - Wielobarwny kraj

Здесь есть возможность читать онлайн «Julian May - Wielobarwny kraj» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Alfa-Wero, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wielobarwny kraj: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wielobarwny kraj»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Środowisko Galaktyczne XXI wieku, zamieszkiwane przez uporządkowane i pokojowe międzygwiezdne społeczeństwo, nie było stosownym miejscem dla nieuleczalnych awanturników, ukrytych psychotyków czy bezwzględnych oszustów. Tak więc gdy na Ziemi odkryto jednokierunkowy tunel czasowy prowadzący w przeszłość odległą o sześć milionów lat, niedostosowani społecznie — zgłodniali przygód, romantyki nieznanego ludzie — zapragnęli życia wolnego od dławiących praw Środowiska. Każdy z nich poszukiwał szczęścia takiego, jakie sobie wyobrażał. Ale kto mógłby przewidzieć, co ich tam czeka

Wielobarwny kraj — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wielobarwny kraj», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przez trzy godziny Velteyn unosił się nad polem walki, widoczny tylko dla własnych oddziałów, dowodząc ostatnią linią obrony Miasta Świateł. Gdybyż mogli tylko utrzymać się do świtu, do rozpoczęcia Rozejmu! Ale gdy niebo nad masywem Czarnego Lasu naczęło blednąc, dwa potężne oddziały Wroga z Biesem Czwórkłowym i Nukalaveem na czele uderzyły całą siłą i dosięgły bramy pałacu.

— Cofnąć się! — krzyknął Velteyn. — Stójcie i brońcie wejścia!

Rycerze w kosztownych zbrojach robili, co było w ich mocy, ale zbierali straszliwe żniwo śmierci wśród karłów i ludzi kładzionych pokotem ciosami płonących dwuręcznych mieczy. Wcześniej czy później stalowy grot trafiał w nie osłonięte miejsce w pachwinie, pod pachą czy pod kolanem i następny mężny wojownik znajdował spoczynek w pokoju Tany.

Velteyna ogarnął przemożny smutek i wściekłość. Jęknął głośno. Obrona drzwi pałacu załamywała się. Nie pozostawało do zrobienia nic poza ewakuacją przez dach nie biorących udziału w walce przy pomocy małego człowieczka o smutnym spojrzeniu, adepta PK, Sullivana-Tonna. Dzięki Tanie we dwóch będą mogli uratować większość z siedmiuset uwięzionych w pałacu tańskich cywilów w czasie, kiedy rycerstwo będzie opóźniać posuwanie się napastniczej hordy przez korytarze fortecy.

Gdybyż tylko mógł umrzeć wraz z nimi! Ale takie wyzwolenie było zabronione upokorzonemu Lordowi na Finiah. Miał żyć i miał się wytłumaczyć przed Królem.

Peopeo Moxmox Burke oparł się o parapet dachu Pałacu Velteynow i poddał się ogarniającej go reakcji zmęczenia. Gert, Hansi i paru innych z Motłochu przeczesywali krzaki ogrodu na dachu i stojący tam ozdobny pawilon mieszkalny w poszukiwaniu ukrytych Tanów. Ale znaleźli tylko porzucone bagaże uciekinierów: sakiewki, z których wysypywała się biżuteria, ciężkie haftowane płaszcze i fantastyczne nakrycia głowy, potłuczone flakony wonności, pojedynczą rubinowo-szklaną rękawicę.

— Ani śladu po nich, Wodzu — zameldował Hansi. — Ganz ausgeflogen. Wyfrunęli z klatki.

— To wracaj na dół — rozkazał Burkę. — Sprawdź, czy przeszukano wszystkie pokoje… a także wieże. Jeśli zobaczysz Uwego lub Czarnego Denny, przyślij ich do mnie. Musimy skoordynować plądrowanie.

— Zgadza się, Wodzu.

Ludzie pobiegli na dół szerokimi marmurowymi schodami.

Burkę podwinął nogawicę skórzanych spodni i zaczął masować spuchnięte miejsce wokół blizny. Gdy minęło znieczulenie spowodowane zapałem bojowym, noga zaczęła go boleć jak diabli. Do tego miał na plecach długą ranę ciętą, a ponadto około pięćdziesięciu siniaków i otarć, które też zaczęły dawać o sobie znać. Ale biorąc to wszystko pod uwagę, czuł się całkiem nieźle. Dobrze by było, gdyby to dotyczyło i reszty armii Motłochu.

Któryś z ewakuowanych uciekinierów porzucił kosz z winem i bułkami. Wódz z westchnieniem wziął się za jedzenie i picie. Na ulicach wokół pałacu Firvulagowie zbierali swych rannych i zabitych i formowali długie procesje idące ku śluzom Renu. Na rzece kołyszące się światełka wyznaczały miejsca, gdzie już przed świtem zaczęto przygotowywać do odwrotu małe stateczki. Tu i tam wśród dymiących ruin uparcie lojalni wobec Tanów ludzie kontynuowali daremny opór. Madame Guderian uprzedziła Burkego, że może się okazać, iż mieszkańcy Finiah wcale nie będą wdzięczni za wyzwolenie. Jak zwykle miała rację. Nadchodzą ciekawe czasy, niech to diabli porwą.

Westchnąwszy raz jeszcze, Burkę dopił wino, przeciągnął się, by rozprostować sztywniejące mięśnie, po czym podniósł porzucony przez któregoś z Tanów szal i wytarł nim sobie ciało pomalowane na czas wojny.

Moe Marshak posunął się kilka kroków w szeregu.

— Przestań się pchać, chłopczyku — warknęła śliczna czarnoskóra kobieta z domu rozkoszy.

Dwie pozostałe nie nosiły szarych obroży i dawno już znikły, odprowadzone do szalup krążących między Finiah i brzegiem Renu po stronie Wogezów. Motłoch dotrzymał obietnicy amnestii. Ale jeśli człowiek nosił obrożę, był tu pewien haczyk.

Oczywiście, Marshak wiedział wszystko o działalności sądu polowego. Pozostawał w jedności telepatycznej ze wszystkimi szarymi w swoim zasięgu, którzy rozmyślnie nie przecięli z nim komunikacji, jak to zrobiła czarna kobieta. Tanowie, dawcy siły i rozkoszy, odeszli. Gdy odlatywali na wschód, skierowali do pozostałych wzruszające pożegnanie, pieszczotliwe i współczujące, i na koniec wysłali falę ciepła, która popłynęła przez system nerwowy tych, którzy pozostali wierni. Tak więc szaroobrożowi jeńcy zamiast żalu i rozpaczy przeżywali złudne uczucie uczestniczenia w święcie. I nawet teraz, kiedy nadszedł koniec, mogli wzajemnie się pocieszać. Pokrewieństwo dusz nie znikło. Nikt z nich nie był samotny, chyba że sam tego zechciał.

Czarna kobieta stała przed sędziami, a jej oczy błyszczały. Gdy nadeszło pytanie, odpowiedziała prawie krzykiem:

— Tak! Na Boga, tak! Zróbcie to! Zwróćcie mi moje ja!

Strażnicy z Motłochu wyprowadzili ją przez drzwi znajdujące się na prawo od trybunału. Reszta szarych żałowała dezercji siostry, lecz uszanowała jej wybór; po raz ostatni zwróciła do niej myśli. Kobieta odepchnęła je, położyła głowę na pieńku. Drewniany młot uderzył w żelazne dłuto. Przeraźliwy ból. I cisza.

Nadeszła kolej Marshaka. Jak we śnie podał sędziom swe nazwisko, poprzednie zajęcie w Środowisku, datę przejścia przez bramę czasu. Najstarszy z sędziów wypowiedział formułę:

— Moe Marshak, nosząc szarą obrożę byłeś niewolnikiem pozaziemskiej rasy zmuszonym do współuczestnictwa w zniewoleniu ludzkości. Twoi tańscy władcy zostali pobici przez Koalicję Wolnych Ludzi i Firvulagow. Jako jeniec wojenny masz prawo do amnestii pod warunkiem, że zgodzisz się na usunięcie obroży. Jeśli się nie zgodzisz, zostaniesz skazany na karę śmierci. Zechciej teraz wybierać.

Wybrał.

Czuł, jak rozpalają się wszystkie nerwy jego ciała. Bratnie umysły pocieszały go pieśnią. Niezłomnie potwierdził z nimi jedność i wielki wybuch radości zatarł inne wrażenia: widok sędziów o zapadniętych oczach, dotyk chwytających go i ciągnących rąk, przeniknięcie do serca długiego ostrza i na koniec chłodny uścisk wód Renu.

Ryszard stał w małej ciemnej drewnianej kapliczce w wiosce Ukrytych Źródeł, gdzie złożono Martę. Widział ją przez falującą czerwonawą mgłę, mimo że Amerie próbowała go zapewniać, iż prawe oko ma praktycznie nie uszkodzone.

Nie był zły. Najwyżej rozczarowany, ponieważ Marteczka obiecała czekać. Czy nie zaplanowali wszystkiego razem? Czyż nie kochali się wzajemnie? To nie było w jej stylu: zrobić mu zawód po tym wszystkim, co razem przeżyli.

No cóż, będzie musiał coś wymyślić.

Gdy brał ją w ramiona skrzywił się trochę, bo zabolały go oparzenia. Tak lekka, tak biała. Cała w bieli. Kiedy otwierał drzwi, prawie upadł. Brak głębi widzenia z powodu tylko jednego oka.

— Bez znaczenia — powiedział do Marty. — Mogę nosić łatę jak prawdziwy pirat. Lecz trzymaj się mnie.

Zataczał się, ale szedł w stronę miejsca, gdzie stał latacz przykryty sieciami maskującymi, z jednym wspornikiem podwozia złamanym i jednym skrzydłem częściowo strzaskanym podczas bombardowania. Przecież grawomagnetyczny statek nie potrzebuje skrzydeł, by latać. Był jeszcze w dość dobrym stanie, by ich oboje przewieźć tam, gdzie chcieli być.

Amerie zauważyła Ryszarda w chwili, kiedy podnosił Martę do luku. Już biegła w jego stronę, a jej habit i welon powiewały.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wielobarwny kraj»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wielobarwny kraj» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wielobarwny kraj»

Обсуждение, отзывы о книге «Wielobarwny kraj» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x