— Jednym słowem, o nadzieję.
— No więc w paru słowach.
— O czym była ta kantata? O śmierci. O tym, że czeka nas wszystkich i nie ma sposobu, by ją obejść, i że wszyscy o tym wiemy.
— Twój pan Van Dyke twierdzi inaczej.
— I ty też to robiłaś, po prostu tam będąc. O to chodzi. Każdy ma wątpliwości. Każdy rozpacza. Ale kiedy jesteś w kościele, i otaczają cię wszyscy ci inni ludzie, trudno jest nie wierzyć, że niektórzy z nich wierzą w coś. I poprzez to, że tam jesteśmy, pomagamy im w to wierzyć.
— Ale co, jeśli wszyscy oni myślą tak samo jak my? Co, jeśli nikt spośród nich nie daje się nabrać i jedynie wspierają moralnie innych, którzy również nie dają się nabrać?
— To kwestia stopnia. Nawet ja daję się nabrać, jak mówisz. Trochę. Nawet ty — jeśli nie w kościele, to kiedy słuchasz muzyki, a jeszcze bardziej kiedy piszesz własną. Jaka jest w gruncie rzeczy różnica między piosenką Króliczka Miodokróliczka a powiedzeniem przez Bacha: „Przyjdź, słodka godzino śmierci, gdyż moja dusza jest nakarmiona miodem z paszczy lwa”?
— Główna różnica jest taka, że muzyka Bacha jest bezmiernie większa. Ale, jak sądzę, inna różnica jest taka, że jeśli chodzi o filozoficzne zapatrywania miodokróliczków, mówię o nich z mocnym przymrużeniem oka.
— A jednak nie do końca żartujesz, i może Bach nie do końca mówi poważnie. Ma swoje dwuznaczne momenty.
— Ale twierdzi, że wie, iż jego Zbawiciel żyje. A ja wiem, że mój nie żyje.
— Twoim zdaniem.
— A jakie jest twoje zdanie, Danielu Weinrebie?
— Chyba mniej więcej takie samo jak twoje. Ale śpiewam coś innego.
Był to ostatni wieczór przed Bożym Narodzeniem i przedostatni przed wieczorem, kiedy Daniel miał wystąpić w off-broadwayowskiej premierze Czasu Miodokróliczków. Marzenia, jak się okazuje, naprawdę się spełniają. Ale nie czuł się szczęśliwy, i trudno było wyjaśnić Boi, podstawowej przyczynie tego niezadowolenia, dlaczego tak jest. Oto siedziała tam, podparta w swoim małym kojcu, bożonarodzeniowy aniołek wyposażony, a jakże, w aureolę i parę skrzydeł z zapasu kostiumów pani Galamian do baletu snów w pierwszym akcie, baletu, który został skasowany podczas ostatniego tygodnia prób. A jednak ten problem łatwo można było przedstawić. Był spłukany i chociaż nigdy nie miał jaśniejszych widoków na przyszłość, jego dochody rzadko bywały mniejsze. Musiał odejść z Metastasia dwa miesiące wcześniej, a tyle czasu wystarczyło, by wyczerpał niewielką ilość pieniędzy, którą odłożył, by przebrnąć przez kryzysową sytuację. Ale to była ta jedyna kryzysowa sytuacja, z jakiej możliwością się nie liczył — sukces. Rey i Tauber obaj pozostali nieugięci co do otrzymywania swojej pełnej doli. Daniel wykonał obliczenia — nawet jeśli Czas Miodokróliczków nie spaliłby od razu na panewce, i tak nie zarobiłby na nim netto dość, by uzyskać całość potrzebnych mu środków w zawrotnej wysokości około trzystu dolarów miesięcznie. A gdyby przedstawienie okazało się hitem, nie wiodłoby mu się ani trochę lepiej, ponieważ musiał zrzec się swojego udziału we wpływach w zamian za możliwość zagrania Króliczka. To, jak wyjaśnił Irwin Tauber, był show-biznes. Ale spróbuj wyjaśnić to zwłokom.
— Boa — powiedział, dotykając jednego z nylonowych skrzydeł. Ale nie wiedział, co dalej. Już samo mówienie do niej stanowiło przyznanie się do wiary, a nie chciał wierzyć, już nie, że ona może żyje, i słucha, i czeka na właściwą chwilę. Jeśli tak to wyglądało, okrutne było z jej strony to, że nie wracała. Jeśli tak się nie działo, jeśli porzuciła ten świat na zawsze, tak jak porzuciła tę łuskę siebie, ten pojemnik jednorazowego użytku, to nie mogła stać się żadna krzywda, gdyby też przestał o niego dbać. — Boa, nie zrezygnuję z następnych piętnastu lat. I nie będę znów zarabiać na dupie. Myślę, że mógłbym poprosić Freddiego Carshaltona, żeby mi coś pożyczył, ale nie zrobię tego. Albo Shellyego Gainesa, który prawdopodobnie nie ma nadmiaru forsy. Mam natomiast zamiar zadzwonić do twojego ojca. Jeśli to jest złe, to będę po prostu musiał dźwigać brzemię winy. Okej? Aureola iskrzyła się.
— Jeśli chcesz wrócić później, będziesz musiała wrócić do niego. Może na to właśnie czekałaś. Mam rację?
Nachylił się, uważając, żeby nie dotknąć rurki wijącej się do jej lewego nozdrza, i pocałował usta, które były z punktu widzenia prawa martwe. Potem wstał, wyszedł na korytarz i ruszył do gabinetu pani Schiff, gdzie znajdował się telefon.
Przez te wszystkie lata nigdy nie zapomniał numeru telefonu do Worry.
Telefonistka odebrała przy trzecim sygnale. Powiedział, że chce rozmawiać z Grandisonem Whitingiem. Ta kobieta zapytała o jego nazwisko. Odparł tylko, że jest to rozmowa osobista. Telefonistka powiedziała, że połączy go z sekretarką pana Whitinga.
Potem odezwał się nowy głos:
— Mówi panna Weinreb.
Daniel był zbyt zaskoczony, by odpowiedzieć.
— Halo?
— Halo — powtórzył jak echo, zapominając użyć głębszego głosu, którym zwracał się do telefonistki. — Panna Weinreb?
„Która panna Weinreb?” — zastanawiał się. Jego sekretarka!
— Obawiam się, że pan Whiting nie jest w tej chwili osiągalny. Jestem jego sekretarką. Czy mogę przyjąć wiadomość?
Daniel usłyszał, że w sąsiednim pokoju dzwoni drugi telefon. Ale to nie mógł być telefon. To musiał być dzwonek przy drzwiach. A w takim razie pani Schiff je otworzy.
— Która panna Weinreb? — zapytał ostrożnie. — Cecelia?
— Aurelia. — Wydawała się zirytowana. — A pan kim jest?
— To rozmowa osobista. Z panem Whitingiem. Dotyczy jego córki.
Nastąpiła długa cisza. Potem Aurelia powiedziała:
— Której córki? — Zauważył, że coś jej świta, i stał się niespokojny.
W tym momencie pani Schiff wpadła do gabinetu. W jednej ręce trzymała aureolę z głowy Boi. Wystarczyło spojrzenie, by wiedział, co mu powie. Odłożył słuchawkę na widełki.
To nie był dzwonek do drzwi.
— To Boa — powiedział. — Wróciła.
Pani Schiff skinęła głową.
Boa żyła.
Pani Schiff położyła aureolę na biurku, gdzie ta kołysała się chwiejnie. Ręce kobiety drżały.
— Lepiej idź się z nią zobaczyć, Danielu. A ja zadzwonię po lekarza.
Tydzień po premierze w Cherry Lane Czas Miodokróliczków został przeniesiony poza centrum miasta, do St. James Theater, dokładnie naprzeciwko Metastasia, i Daniel był gwiazdą. Jego nazwisko, jego własne imię i nazwisko, Daniel Weinreb, widniało na markizie wypisane litera po literze migoczącymi światełkami. Jego twarz, ciemną jak melasa, można było zobaczyć na plakatach w całym mieście. Jego piosenki puszczano w radiu dniem i nocą. Był bogaty i sławny. „Time” umieścił go na okładce, z króliczymi uszami i tak dalej, pod 36-punktowym nagłówkiem o kształcie i barwach tęczy, pytającym pompatycznie: BELCANTO — CZY ISTNIEJE COŚ JESZCZE? W środku, w artykule na wyłączność, pani Schiff opowiadała coś w rodzaju historii jego życia.
On się do tego nie przyczynił. A może jednak tak. Telefon do Worry został automatycznie nagrany i jego źródło wyśledzone przez system ochrony Whitinga. Po sugestii jego siostry próbki głosu z tej rozmowy zostały porównane z tymi z taśm, które Daniel zarejestrował z Boą w dawnych czasach.
Policja pojawiła się pod drzwiami mieszkania pani Schiff dokładnie w momencie, gdy kurtyna szła w górę w Czasie Miodokróliczków. Pani Schiff, przewidująco niedysponowana, była obecna i przyjęła ich. Boa już wcześniej została zabrana do kliniki, żeby wracać do zdrowia po skutkach piętnastoletniej śpiączki, i w ten sposób oszczędzono jej tego pierwszego szturmu. Kiedy policjanci w końcu dali się przekonać, że tylko Daniel może podać im nazwę tej kliniki, i zostali wysłani do Cherry Lane, pani Schiff, widząc, że tajemnica tak czy owak się wydała, postanowiła na tym zarobić. Z pomocą Irwina Taubera dotarła do redaktora naczelnego „Time`a” i zanim Daniel zaśpiewał zamykającą całość powtórkę utworu Miodokróliczki idą do nieba, ubiła interes, dając „Time`owi” wyłączne prawa do jej własnej wersji, o długości 4000 słów, romantycznej historii Daniela Weinreba. Nie było mowy, żeby po tym Czas Miodokróliczków nie stał się hitem.
Читать дальше