Peter Watts - Ślepowidzenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Peter Watts - Ślepowidzenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: MAG, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślepowidzenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślepowidzenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ślepowidzenie” w genialny sposób na nowo definiuje historię o pierwszym kontakcie. U Petera Wattsa obcy nie są ani cudacznie przebranymi ludźmi, ani kompletnie niezrozumiałymi czarnymi monolitami — są czymś nowym, o wiele bardziej bulwersującym, zmuszającym nas do wyciągnięcia dość nieprzyjemnych wniosków co do natury świadomości. Gdy przestaniesz o tym myśleć, poczujesz ciarki na plecach!

Ślepowidzenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślepowidzenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Każdy pianista koncertowy wie, że najpewniejszym sposobem na zepsucie występu jest świadomość, co robią palce. Każdy tancerz i akrobata zna siebie na tyle, że puszcza umysł wolno, niech ciało radzi sobie samo. Każdy kierowca dowolnego pojazdu dojeżdża do celu, nie pamiętając ile razy się zatrzymał, gdzie skręcił i jaką drogą jechał. Wszyscy jesteście somnambulikami, niezależnie, czy wspinacie się na twórcze szczyty, czy po raz tysięczny odwalacie jakąś nudną robotę. Wszyscy jesteście somnambulikami.

I nawet mi nie wspominajcie o krzywej uczenia. Nie przytaczajcie miesięcy świadomych ćwiczeń poprzedzających nieświadome wykonanie, czy lat nauki i eksperymentów prowadzących do elegancko zapakowanej chwili olśnienia. I co z tego, że wasze lekcje odbywają się świadomie? Czy to dowodzi, że nie ma innego sposobu? Heurystyczne programy uczą się na własnych doświadczeniach od ponad stu lat. Maszyny po mistrzowsku grają w szachy, samochody uczą się same jeździć, programy statystyczne, stając w obliczu problemu, projektują rozwiązujące go eksperymenty, a wy myślicie, że uczenie jest możliwe tylko przez samoświadomość? Jesteście nomadami z epoki kamienia łupanego, z trudem wiążącymi koniec z końcem na afrykańskiej trawiastej równinie — odrzucającymi samą możliwość istnienia rolnictwa, bo waszym rodzicom wystarczało zbieractwo i łowiectwo.

Wiecie w ogóle, do czego służy świadomość? Wiecie, jakie jest jej jedyne prawdziwe zastosowanie? Służy za boczne kółka do roweru. Nie możecie dostrzec naraz dwóch aspektów sześcianu Neckera, więc pozwala wam się skupić na jednym i zignorować drugi. Trochę niedorobiona metoda analizy rzeczywistości. Zawsze, na wszystko, lepiej patrzeć z więcej niż jednego punktu. No dalej, spróbujcie. Zdekoncentrujcie się. To następny logiczny krok.

Aha, no właśnie: nie możecie. Coś przeszkadza.

Coś się broni.

* * *

Ewolucja nie przewiduje. Skomplikowana maszyneria zaczyna żyć własnym życiem. Mózgi oszukują. Wykształca się pętla sprzężenia zwrotnego stabilizująca rytm pracy serca, a potem natrafia na pokusę rytmu i muzyki. Niepokoje wywoływane przez obrazy fraktalne, czy algorytmy wykorzystywane do wyboru miejsca zamieszkania, metastatyzują się w sztukę. Podniety, na które niegdyś trzeba było zapracować, wykazując się sprawnością, teraz mogą pochodzić z bezproduktywnej introspekcji. Z biliona receptorów dopaminy nieproszona powstaje estetyka i cały system przestaje już modelować organizm. Zaczyna modelować sam proces modelowania. Pożera coraz więcej zasobów obliczeniowych, zatyka się nieskończonymi rekurencjami i nic niewnoszącymi symulacjami. Jak DNA pasożytnicze, które się odkłada w każdym naturalnym genomie, trwa, mnoży się i nie produkuje nic poza sobą. Metaprocesy rozmnażają się jak rak, potem się budzą i zaczynają mówić o sobie „ja”.

* * *

Układ słabnie i spowalnia. Postrzeganie trwa teraz o wiele dłużej — trzeba ocenić dane wejściowe, podumać nad nimi, podjąć decyzję, jak to robią świadome istoty. Lecz kiedy widzisz nagłą falę wody, albo z trawy wyskakuje na ciebie lew, wypasiona samoświadomość to luksus, na który cię nie stać. Najlepiej sprawdza się pień mózgu. Dostrzega niebezpieczeństwo, przejmuje ciało i reaguje sto razy szybciej niż ten stary tłuścioch w fotelu prezesa na piętrze; ale z każdym kolejnym pokoleniem coraz trudniej jest to obchodzić — tę skrzypiącą neurologiczną biurokrację.

„Ja” marnuje energię i moc przetwarzania, obsesyjnie, aż po psychozę, skupione na samym sobie. Wężydła go nie potrzebują, wężydła są oszczędniejsze. Z prostszą biochemią, z mniejszym mózgiem, pozbawione narzędzi, swego statku, nawet części własnego metabolizmu — myślą, a ty nie dorastasz im do pięt. Ukrywają swój język przed tobą, rozmawiając przed twoim nosem, nawet kiedy wiesz, co mówią. Umieją obrócić przeciwko tobie twoje własne postrzeganie. Podróżują do gwiazd. Oto, co potrafi nieobciążona samoświadomością inteligencja.

Widzicie, „ja” to nie jest mózg, który pracuje. Gdy Amanda Bates mówi „Ja nie istnieję”, nie ma to sensu. Lecz kiedy to samo stwierdzają procesy pod spodem, po prostu meldują, że pasożyt zdechł. Mówią, że są wolne.

Gdyby ludzki mózg był tak prosty, że dałby się zrozumieć, my bylibyśmy tak prości, że nie dalibyśmy rady.

Emerson M. Pugh

Sarasti, ty krwiopijco.

Kolana przyciśnięte do czoła. Ściskałem rękoma zgięte nogi, jakbym kurczowo łapał się gałęzi nad przepaścią.

Ty wredny palancie. Wstrętny, sadystyczny potworze.

Oddychając głośno, mechanicznie, chrypiałem. Prawie zagłuszając ryk krwi w uszach.

Rozciąłeś mnie, przez ciebie się zsikałem i zesrałem, poryczałem jak wypatroszone dziecko, a ty mnie obnażyłeś, ty pierdolony nocny czajniku, połamałeś mi narzędzia i zabrałeś wszystko co miałem, wszystko co pozwalało mi dotykać innych osób, a wcale nie musiałeś, ty pedofilski skurwielu, to nie było konieczne, wiedziałeś, nie? Po prostu chciałeś się zabawić. Już takich wcześniej widziałem, koty bawiące się myszą, łapiące ją i wypuszczające, posmak wolności i znów cios, ugryzienie, na tyle słabe, żeby nie zabić — jeszcze — potem znowu ją puszczasz, teraz kuleje, może ma złamaną nogę, albo dziurę w brzuchu, ale nadal próbuje, biegnie, pełznie, czołga się najszybciej jak może, aż znów ją dopadniesz, bo to fajne, bo sprawia ci przyjemność, zasrany sadysto. Wysłałeś nas w szpony tych piekielnych stworów, a one też się nami bawiły — może wy nawet współpracujecie, bo pozwoliły nam uciec, tak samo jak ty, prosto w twoje ramiona, a wtedy ty zdegradowałeś mnie do jakiegoś półmózgiego, bezbronnego zwierzęcia, nie umiem obracać, ani transformować, nie umiem nawet mówić, a ty…

Ty…

To nawet nie było nic osobistego, tak? Ty nawet mnie nie nienawidzisz. Po prostu dość już miałeś powstrzymywania się, krępowania się obecnością całego tego mięcha, a wszyscy inni byli zbyt cenni, żeby ich poświęcić. Takie było moje zadanie, prawda? Żaden syntetyk, żaden przekaźnik. Nawet nie mięso armatnie ani wabik. Po prostu coś niepotrzebnego, żebyś mógł sobie ostrzyć pazury.

Potwornie bolało. Bolało samo oddychanie.

Czułem się taki samotny.

Powłoki wcisnęły mi się w krzywiznę pleców, popchnęły naprzód, delikatnie jak wietrzyk, i znowu złapały. Znalazłem się z powrotem w swoim namiocie. Prawa ręka mnie swędziała. Próbowałem zgiąć palce, ale były zatopione w bursztynie. Lewa ręka sięgnęła ku prawej i natrafiła na sięgającą łokcia plastikową skorupę.

Otworzyłem oczy. Ciemność. Gdzieś na przedramieniu mrugały bezsensowne cyferki i czerwona dioda.

Nie przypominałem sobie, żebym tu wracał. Nie pamiętałem, żeby ktoś mnie naprawiał.

Łamanie. Ktoś mnie łamał — to pamiętałem. Chciałem umrzeć. Siedzieć tak, zwinięty w kłębek, aż opadnę z sił.

Po stu latach zmusiłem się do rozprostowania. Znieruchomiałem, pozwoliłem, by mikroskopijna siła bezwładności popchnęła mnie na napiętą, izolowaną tkaninę namiotu. Czekałem, aż uspokoi się oddech. Wydawało się, że trwa to całe godziny.

Puściłem na ścianę ConSensusa i transmisję z bębna. Ciche głosy, ostre światło na ścianie: raniło mnie w oczy, zdzierało z nich błonę. Wyłączyłem obraz i w ciemności słuchałem słów.

— …fazę? — zapytał ktoś.

Susan James odzyskała swą osobowość. Znów ją rozpoznawałem: już nie była workiem mięcha, przedmiotem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślepowidzenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślepowidzenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
Peter Watts - Firefall
Peter Watts
Peter Watts - Echopraxia
Peter Watts
Peter Watts - Blindsight
Peter Watts
Peter Watts - Beyond the Rift
Peter Watts
Peter Watts - The Island
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Warren Murphy
Peter Watts - Behemoth
Peter Watts
Peter Watts - Maelstrom
Peter Watts
Peter Watts - Starfish
Peter Watts
Отзывы о книге «Ślepowidzenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślepowidzenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x