Peter Watts - Ślepowidzenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Peter Watts - Ślepowidzenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: MAG, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślepowidzenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślepowidzenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ślepowidzenie” w genialny sposób na nowo definiuje historię o pierwszym kontakcie. U Petera Wattsa obcy nie są ani cudacznie przebranymi ludźmi, ani kompletnie niezrozumiałymi czarnymi monolitami — są czymś nowym, o wiele bardziej bulwersującym, zmuszającym nas do wyciągnięcia dość nieprzyjemnych wniosków co do natury świadomości. Gdy przestaniesz o tym myśleć, poczujesz ciarki na plecach!

Ślepowidzenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślepowidzenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Żadnych ingerencji. Tylko obserwacja — powtórzyłem.

Wężydła, jakkolwiek osłabione, nie były jeszcze obojętne na ból. Znały zasady gry — powlokły się ku panelom i grały o litość. Sarasti odtwarzał po prostu krok po kroku jakąś sekwencję z przeszłości. Przeszły przez wszystko jeszcze raz, tymi samymi starymi dowodami i twierdzeniami kupując sobie parę chwil wytchnienia.

Sarasti mlasnął, potem się odezwał:

— Tym razem generują rozwiązania szybciej niż przedtem. Myślisz, że przystosowały się do mikrofal?

Na ekranie pojawił się kolejny wskaźnik: gdzieś niedaleko rozćwierkał się alarm akustyczny. Zerknąłem na Sarastiego i z powrotem na obraz: pełne, turkusowe koło, podświetlone pulsującą czerwoną aureolą. Kształt oznaczał „anomalię atmosferyczną”. Kolor oznaczał „tlen”.

Przez chwilę byłem zdezorientowany. Tlen? Czemu tlen miałby wywołać alarm? Potem sobie przypomniałem: wężydła są beztlenowcami.

Sarasti uciszył go machnięciem dłoni.

Odchrząknąłem.

— Ty zatruwasz…

— Popatrz. Działają tak samo dobrze. Nic się nie zmienia.

Przełknąłem ślinę. Po prostu obserwuj.

— Co to, egzekucja? — zapytałem. — A może… może eutanazja?

Sarasti spojrzał za mnie i się uśmiechnął.

— Nie.

Spuściłem wzrok.

— A co?

Wskazał na ekran. Odruchowo posłusznie się odwróciłem.

Coś dźgnęło mnie w dłoń, jak gwóźdź podczas ukrzyżowania.

Krzyknąłem. Moje ramię poraził prąd elektryczny. Bez zastanowienia wyszarpnąłem dłoń: tkwiące w niej ostrze rozcięło ciało jak płetwa wodę. Krew rozpyliła się w powietrzu i zawisła, kropelki pomknęły jak ogon komety za opisanym dłonią wariackim łukiem.

Nagły, parzący ogień z tyłu. Przypalił mi skórę na plecach. Znów zawyłem, zamachałem rękoma. W powietrzu zawirował woal krwawych kropelek.

Jakimś sposobem znalazłem się w korytarzu, wpatrzony tępo w prawą dłoń. Była rozcięta aż po nasadę nadgarstka, z przegubu zwisały mi dwa krwawe, dwupalczaste strzępy. Krew gromadziła się na krawędziach i nie ściekała. Sarasti szedł ku mnie, zamglony bólem i oszołomieniem. Jego twarz to wyostrzała się, to rozmazywała, ciemna od mojej lub jego krwi. Oczy były jaskrawoczerwonymi lustrami, wehikułami czasu. Ziała z nich ciemność, cofnąłem się o pół miliona lat, zmieniłem w kawał mięsa na afrykańskiej sawannie, na ułamek sekundy przed rozpruciem gardła.

— Rozumiesz problem? — zapytał Sarasti, idąc naprzód.

Nad jego ramieniem unosił się wielki długonogi krab. Zmusiłem się do zogniskowania wzroku przez ból: jeden z robotów Bates składał się do strzału. Kopnąłem na oślep, przypadkiem trafiając w drabinę, poszybowałem tyłem w głąb korytarza.

Wampir poszedł za mną z twarzą rozdartą czymś, co u kogoś innego byłoby uśmiechem.

— Masz świadomość bólu i ona cię rozprasza. Fiksujesz się na nim. Przez obsesję na punkcie jednego zagrożenia nie dostrzegasz innych.

Zamachałem rękoma. Karmazynowa mgiełka zakłuła mnie w oczy.

— O wiele bardziej świadomy, o wiele mniej spostrzegawczy. Automat radziłby sobie lepiej.

Odbiło mu, pomyślałem. Zwariował. A potem: nie, on jest wędrownym drapieżcą. Zawsze był wędrownym…

— One poradziłyby sobie lepiej — dodał cicho.

…i ukrywał się od wielu dni. Głęboko na dnie. Ukrywał się przed fokami.

No bo co miał robić?

Sarasti uniósł ręce, rozmazując się. Uderzyłem w coś, kopnąłem, nie celując, przekoziołkowałem wśród krwawej mgiełki i zdumionych głosów. Coś metalowego rozbiło mi tył głowy i obróciło mnie.

Nora, jama. Kryjówka. Zanurkowałem, uderzając rozprutą dłonią jak zdechłą rybą o krawędź włazu. Wrzasnąłem i wtoczyłem się do bębna, z potworem tuż-tuż.

Zdumione krzyki, teraz bardzo blisko.

— Jukka, nie taki był plan! Nie taki był, kurwa, plan! — Susan James była wściekła, a Amanda Bates krzyczała. — Stój gdzie stoisz, stój, kurwa! — I skoczyła ze stołu. Uniosła się w powietrze, same podkręcone odruchy i platynowęglowe wzmocnienia, ale Sarasti po prostu odepchnął ją na bok i poszedł dalej. Ramię wystrzeliło jak atakujący wąż. Dłoń zacisnęła się na moim gardle.

— O to ci chodziło?! — zawołała James z jakiejś ciemnej, nieważnej kryjówki. — To jest to twoje wstępne warunkowanie?

Sarasti mną potrząsnął.

— Keeton, jesteś tam?

Moja krew rozbryznęła się po jego twarzy jak deszcz. Bełkotałem i płakałem.

— Słyszysz coś? Widzisz?

I nagle widziałem i słyszałem. Pstryk — i wszystko się wyostrzyło. Sarasti w ogóle nie mówił. Sarasti nawet nie istniał. Nikt nie istniał. Znalazłem się sam w wielkim, obracającym się kole, otoczony zrobionymi z mięsa stworami, które poruszały się same z siebie. Niektóre były owinięte tkaninami. Z otworów na ich górnych końcach wydobywały się dziwne, bezsensowne dźwięki; miały tam jeszcze inne płaszczyzny: górki, dołki i coś w rodzaju kulek, czy czarnych kamyczków, błyszczących, wilgotnych, schowanych w bryłkach mięsa. Połyskiwały i latały we wszystkie strony, jakby chciały uciec.

Nie rozumiałem dźwięków wydawanych przez to mięso, ale słyszałem dochodzący skądś głos. Całkiem jakby przemawiał do mnie Bóg — nie mogłem nic zrobić, musiałem zrozumieć.

— Keeton, wyjdź ze swojej komórki — zasyczał. — Przestań transponować, interpolować, obracać, czy co tam robisz. Po prostu słuchaj. Do cholery, raz w życiu coś zrozum. Zrozum, że od tego zależy twoje życie. Keeton, słuchasz?

Nie mogę wam powiedzieć, co mówił. Tylko, co słyszałem.

* * *

Przypisujecie jej ogromne znaczenie, prawda? To właśnie ona wynosi was ponad bydlęta, ona czyni kimś szczególnym. „Homo sapiens”, mówicie o sobie. Człowiek Rozumny. Ale czy wy w ogóle wiecie, co to jest, ta świadomość, na którą się w tak egzaltowany sposób powołujecie? Wiecie w ogóle, do czego ona służy?

Myślicie może, że daje wam wolną wolę. Pewnie zapomnieliście, że somnambulicy rozmawiają, prowadzą samochody, popełniają przestępstwa i zacierają po nich ślady, przez cały czas nieświadomi. Może nikt wam nie powiedział, że nawet obudzone dusze są niewolnikami, którzy wyparli ten fakt.

Podejmijcie świadomą decyzję. Postanówcie ruszyć palcem wskazującym. Za późno! Prąd już pokonał połowę drogi przez ramię. Ciało zadziałało pełne pół sekundy, zanim wasze świadome ja „postanowiło” — bo to żadna decyzja — coś innego wprawiło ciało w ruch i wysłało streszczenie dla kierownictwa, właściwie post factum, do homunkulusa mieszkającego za waszymi oczyma. Ten człowieczek, ten arogancki podprogram, mający się za osobę, myli korelację z przyczynowością: czyta streszczenie, widzi, że porusza się ręka, i myśli, że jedno spowodowało drugie.

Ale on tym nie rządzi. Wy tym nie rządzicie. Jeśli wolna wola w ogóle istnieje, na pewno mieszka gdzie indziej niż tobie podobni.

No to może rozumienie. Mądrość. Dążenie do wiedzy, wyprowadzanie twierdzeń, nauka, technika i wszystkie te wyłącznie ludzkie zajęcia, które na pewno muszą opierać się na świadomym fundamencie. Może po to jest samoświadomość — gdyby tylko przełomowe myśli w nauce nie wyskakiwały w pełni uformowane z podświadomego umysłu, nie objawiały się w snach, albo jako stuprocentowe olśnienia po dobrze przespanej nocy. Przecież podstawowa zasada uczonego, który utknął w martwym punkcie, brzmi: przestań o tym myśleć. Zajmij się czymś innym. Rozwiązanie przyjdzie samo, jeśli tylko wypchniesz problem ze świadomości.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślepowidzenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślepowidzenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
Peter Watts - Firefall
Peter Watts
Peter Watts - Echopraxia
Peter Watts
Peter Watts - Blindsight
Peter Watts
Peter Watts - Beyond the Rift
Peter Watts
Peter Watts - The Island
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Warren Murphy
Peter Watts - Behemoth
Peter Watts
Peter Watts - Maelstrom
Peter Watts
Peter Watts - Starfish
Peter Watts
Отзывы о книге «Ślepowidzenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślepowidzenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x