Peter Watts - Ślepowidzenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Peter Watts - Ślepowidzenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: MAG, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślepowidzenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślepowidzenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ślepowidzenie” w genialny sposób na nowo definiuje historię o pierwszym kontakcie. U Petera Wattsa obcy nie są ani cudacznie przebranymi ludźmi, ani kompletnie niezrozumiałymi czarnymi monolitami — są czymś nowym, o wiele bardziej bulwersującym, zmuszającym nas do wyciągnięcia dość nieprzyjemnych wniosków co do natury świadomości. Gdy przestaniesz o tym myśleć, poczujesz ciarki na plecach!

Ślepowidzenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślepowidzenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zanurzyłem się w archiwa, obejrzałem przyjęcie obcych sprzed dwóch dni — koziołkujące, wrzucone bezceremonialnie do oddzielnych klatek, potem zwinięte, obejmujące się ramionami, odbijające delikatnie od ścian. Pozycja embrionalna, pomyślałem, ale po chwili ramiona się rozwinęły, jakby rozkwitły zwapniałe kwiaty.

— Robert mówi, że Rorschach je hoduje — powiedziała za mną Susan James.

Odwróciłem się. U steru ewidentnie była James, ale jakaś taka… wyciszona. Posiłek wciąż nietknięty. Płaszczyzny niewyraźne.

Poza oczyma. Głębokie, trochę puste.

— Hoduje? — powtórzyłem.

— W stosach. One mają po dwa pępki. — Udało jej się słabo uśmiechnąć; dotknęła jedną dłonią brzucha, drugą pleców. — Z przodu i z tyłu. Sądzi, że rosną w czymś w rodzaju kolumny, jeden nad drugim. Kiedy najwyższy osiągnie jakiś punkt w rozwoju, oddziela się od stosu i uwalnia.

Zapuszkowane wężydła badały teraz nowe otoczenie, wspinając się pilnie na ściany i rozwijając ramiona wzdłuż ich narożników. Uderzający był widok tych napuchniętych korpusów.

— Czyli ten pierwszy, ze spłaszczonym…

— Młody — zgodziła się. — Prosto ze stosu. Te są starsze. W miarę dojrzewania robią się pełniejsze. Tak mówi Robert — dodała po chwili.

Wyssałem resztki z gruszki.

— Statek hoduje sobie załogę.

— Jeśli to statek. — Wzruszyła ramionami. — Jeśli to załoga.

Obserwowałem, jak się poruszają. Nie miały zbyt wiele do zbadania — ściany były niemal puste, gładkie, jeśli nie liczyć paru głowic z czujnikami i dysz z gazem. Klatki miały swoje macki i manipulatory do bardziej inwazyjnych badań, starannie pochowane podczas wprowadzenia. Ale stworzenia i tak przemierzyły całe terytorium krok za krokiem, przesuwając się tam i z powrotem po długich, równoległych, niewidzialnych ścieżkach. Całkiem, jakby tworzyły przekroje poprzeczne.

James też to zauważyła.

— Strasznie systematycznie, nie?

— Co na to Robert?

— Mówi, że u pszczół i grzebaczy widać równie skomplikowane zachowania i wszystko to są zaszyte na sztywno automatyzmy, a nie inteligencja.

— Ale pszczoły się oprócz tego komunikują, prawda? Mają ten swój taniec, którym mówią reszcie, gdzie są kwiaty.

Wzruszyła ramionami.

— Więc może jeszcze się uda z nimi pogadać.

— Może. Tak bym sądziła. — Palcem wskazującym i kciukiem masowała czoło. — Ale na razie nic się nie udało. Odtwarzaliśmy im ich własne wzory pigmentacji, ze zmianami. Dźwięków chyba nie wydają. Robert zsyntetyzował parę dźwięków, które mogłyby wydobyć z kloak, gdyby tylko zechciały, ale to też na nic. Takie harmoniczne pierdzenie.

— Czyli zostajemy przy modelu „krwinka z mackami”.

— W zasadzie tak. Ale wiesz, nie wpadły w pętlę. Zaprogramowane na sztywno zwierzęta powtarzają się. Nawet te inteligentne biegają w kółko albo gryzą własną sierść. Zachowania stereotypowe. A te dwa wszystko raz dokładnie obmacały, a potem po prostu… się wyłączyły.

W ConSensusie nadal to robiły, sunęły po jednej ścianie, potem drugiej i kolejnej po torze w kształcie ciasnego gwintu, niepozostawiającym bez zbadania choćby centymetra kwadratowego.

— Potem coś robiły? — zapytałem.

Znów wzruszenie ramion.

— Nic specjalnego. Kręcą się, kiedy się je szturcha. Machają ramionami, w zasadzie przez cały czas: o ile nam wiadomo, nie niesie to żadnej informacji. Nie stały się niewidzialne, ani nic takiego. Ściankę działową zrobiliśmy na jakiś czas przezroczystą, żeby się widziały, spięliśmy też audio i kanał powietrzny — Robert pomyślał, że może komunikują się jakimiś feromonami — ale nic. Nawet na siebie nie zareagowały.

— A próbowaliście je… no, zmotywować?

— Czym, Siri? Własne towarzystwo ich, zdaje się, nie obchodzi. Nie da się ich przekupić jedzeniem, nie wiedząc, co jedzą. A nie wiemy. Robert twierdzi, że na razie nie grozi im śmierć z głodu. Może da się coś zrobić, kiedy będą głodne.

Wyłączyłem materiał z archiwum i wróciłem do czasu rzeczywistego.

— Może żywią się, ja wiem… promieniowaniem. Albo energią magnetyczną. Klatka może generować pole magnetyczne, prawda?

— Próbowaliśmy. — Wzięła oddech, potem wyprostowała plecy. — Ale nie wszystko od razu. On miał parę dni, a ja dopiero wczoraj wyszłam z krypty. Popróbujemy dalej.

— A może bodźce negatywne? — zastanowiłem się.

Zamrugała.

— Znaczy, zadać im ból.

— Niekoniecznie od razu jakiś straszny. A skoro i tak nie są świadome…

Susan zniknęła w okamgnieniu.

— No, Keeton, właśnie wysunąłeś sugestię. Rezygnujesz z polityki niewtrącania się?

— Cześć, Sascha. Nie, oczywiście, że nie. Tylko… robiłem sobie listę rzeczy, których już próbowaliśmy.

— Świetnie. — Jej głos brzmiał ostro. — Nie chciałabym myśleć, że się zapominasz. Teraz idziemy sobie trochę odpocząć. Może tymczasem pogadasz z Cunninghamem? Tak, zrób to. I koniecznie opowiedz mu swoją teorię o obcych żywiących się promieniowaniem. Trochę śmiechu na pewno dobrze mu zrobi.

* * *

Stał na posterunku w BioMedzie, choć puste krzesło miał metr obok. Nieodłączny papieros zwisał spomiędzy palców jednej dłoni, niemal dopalony i wygasły. Druga ręka bawiła się sama sobą, kolejno stukając palcami o kciuk, od małego do wskazującego i z powrotem. Okna przed nim kipiały od informacji; on nie patrzył.

Podszedłem doń z tyłu. Obserwowałem ruch jego płaszczyzn. Słyszałem dobywające się z krtani ciche sylaby:

„Yit-barah v’yish-tabah v’yit-pa-ar v’yit-romam…”.

To nie była jego standardowa litania, ani nawet standardowy język: hebrajski, stwierdził ConSensus.

Brzmiało prawie jak modlitwa…

Musiał mnie usłyszeć. Topologia spłaszczyła się i zesztywniała, stając się niemal nieczytelną. Ostatnio były coraz większe problemy z rozszyfrowaniem każdego, ale Cunningham nawet przez te topologiczne zaćmy był jak zawsze trudniejszy w odczytaniu.

— Keeton — powiedział, nie odwracając się.

— Nie jesteś Żydem — powiedziałem.

— Tamto było.

Szpindel, zrozumiałem po chwili. Cunningham nie uwzględniał zaimków męskich i żeńskich.

Ale Isaac Szpindel był ateistą. Wszyscy byliśmy. Przynajmniej na początku.

— Nie wiedziałem, że go znałeś — odparłem. Procedura nie izolowała zastępców.

Cunningham, nie spojrzawszy na mnie, opadł na krzesło. W jego głowie i w mojej otworzyło się nowe okienko, z ramką podpisaną „Elektroforeza”.

Spróbowałem jeszcze raz.

— Przepraszam, nie chciałem ci przesz…

— W czym pomóc, Siri?

— Liczyłem, że streścisz mi swoje wyniki.

Przez okienko przewinęła się tablica Mendelejewa pierwiastków obcego. Cunningham zapisał ją i puścił analizę kolejnej próbki.

— Wszystko jest udokumentowane. Znajduje się w ConSensusie.

Zagrałem na ego:

— Chciałbym jednak wiedzieć, jak ty byś to podsumował. Twoja ocena istotności może być równie ważna, jak same dane.

Przez chwilę mierzył mnie wzrokiem. Coś mruczał, powtarzając słowa. Coś nieważnego.

— Istotne jest to, czego nie ma — odrzekł po chwili. — Mam już dobre próbki i dalej nie mogę dopatrzyć się genów. Synteza białek jest niemal prionowa — zamiast typowej transkrypcji mamy wielokrotną konformację — ale nie mogę dojść, jak te cegiełki są po wyprodukowaniu wstawiane w ścianę.

— Jakieś postępy na froncie energetycznym? — zapytałem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślepowidzenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślepowidzenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
Peter Watts - Firefall
Peter Watts
Peter Watts - Echopraxia
Peter Watts
Peter Watts - Blindsight
Peter Watts
Peter Watts - Beyond the Rift
Peter Watts
Peter Watts - The Island
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Warren Murphy
Peter Watts - Behemoth
Peter Watts
Peter Watts - Maelstrom
Peter Watts
Peter Watts - Starfish
Peter Watts
Отзывы о книге «Ślepowidzenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślepowidzenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x