Peter Watts - Ślepowidzenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Peter Watts - Ślepowidzenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: MAG, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślepowidzenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślepowidzenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ślepowidzenie” w genialny sposób na nowo definiuje historię o pierwszym kontakcie. U Petera Wattsa obcy nie są ani cudacznie przebranymi ludźmi, ani kompletnie niezrozumiałymi czarnymi monolitami — są czymś nowym, o wiele bardziej bulwersującym, zmuszającym nas do wyciągnięcia dość nieprzyjemnych wniosków co do natury świadomości. Gdy przestaniesz o tym myśleć, poczujesz ciarki na plecach!

Ślepowidzenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślepowidzenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Z każdą godziną stawało się to coraz trudniejsze. Choć na razie się nie mylił. Na ogół.

— Skąd wiesz? — zapytała Bates, gdy pierwszy raz przedstawił nam plan. Nie odpowiedział. Dość prawdopodobne, że nie mógł — nie nam. Nie bardziej niż zwyklak mógłby wyjaśnić teorię bran Płaszczakom. Ale tak naprawdę Bates nie pytała o taktykę. Raczej o powód, jakieś uzasadnienie wkraczania na obcy teren, łapania i mordowania jego mieszkańców.

Na jednym poziomie oczywiście już znała odpowiedź. Wszyscy znaliśmy. Nie mogliśmy sobie pozwolić na samo tylko reagowanie. Ryzyko było zbyt wielkie — musieliśmy wyprzedzać ich o krok. Sarasti, tyleż od nas mądrzejszy, widział to jeszcze wyraźniej. Amanda Bates wiedziała, że ma rację — wiedziała umysłem, ale chyba nie czuła tego w bebechach. Może, pomyślałem, gdy wzrok mi całkiem zawodził, prosiła w ten sposób Sarastiego, żeby ją przekonał.

Ale robiła nie tylko to.

* * *

Wyobraź sobie, że jesteś Amandą Bates.

Generałowie dawnych wieków mieliby mokre sny i koszmary, widząc stopień twojej kontroli nad żołnierzami. Możesz w jednej chwili wejść w sensorium dowolnego podwładnego, widzieć pole bitwy z dowolnej liczby pierwszoosobowych perspektyw. Każdy żołnierz jest lojalny aż po śmierć, nie zadaje pytań i wykonuje wszystkie rozkazy z ochotą i oddaniem, na jakie nie byłoby stać nędznego mięsa. Tu się nie szanuje hierarchii służbowej — tu się nią jest.

Sama trochę się boisz takiej władzy. A trochę tego, co już z nią zrobiłaś.

Słuchanie rozkazów przychodzi równie naturalnie, jak ich wydawanie. Owszem, wiadomo, że zdarzało ci się kwestionować linię albo dopytywać o ogólny ogląd sytuacji, być może akurat niezbędny do wykonania zadania. O twojej inicjatywie dowódczej krążą legendy. Ale bezpośredniemu rozkazowi nie sprzeciwiłaś się nigdy. Pytana o własny punkt widzenia, przedstawiasz go prosto z mostu, bez owijania w bawełnę — dopóki nie zostaną podjęte decyzje i wydane rozkazy. Wtedy wykonujesz swoje zadanie bez pytań. Nawet jeśli powstają, nie tracisz czasu na ich zadawanie — chyba że odpowiedź może ci się do czegoś przydać.

Czemu więc domagałaś się analitycznych szczegółów od wampira?

Nie dla informacji. Można by równie dobrze prosić osobę widzącą, by wytłumaczyła wzrok niewidomemu. Nie dla uściślenia: decyzja Sarastiego nie była niejasna. Ani nawet przez wzgląd na biednego tępaka Siriego Keetona, który może nie zrozumiał jakiejś istotnej kwestii, ale wstydzi się sam podnieść rękę.

Nie, jest tylko jeden powód pytania o takie detale: żeby zakwestionować. Zbuntować się, w tym minimalnym stopniu, dopuszczalnym, kiedy już wydano rozkazy.

Kłóciłaś się, argumentowałaś najmocniej, jak mogłaś, gdy Sarasti jeszcze życzył sobie pytań. Jednakże twoje argumenty zignorował, przerwał wszelkie próby komunikacji i przeprowadził atak wyprzedzający na obce terytorium. Wiedział, że Rorschach prawdopodobnie zawiera żywe istoty, mimo to rozpruł go, obojętny na cierpienie niewinnych, bezbronnych ofiar. Może je pozabijał. Może obudził rozjuszonego olbrzyma. Nie wiadomo.

Wiadomo za to, że mu w tym pomagałaś.

Zetknęłaś się już z taką arogancją w wojsku. Liczyłaś, że inteligentniejsze istoty będą mądrzejsze. Już same bezbronne ofiary tej aroganckiej głupoty są powodem do zmartwienia, ale żeby robić to przy takiej stawce — nie do wiary. Zabijanie niewinnych to najmniejsze z poniesionych ryzyk; tu ryzykuje się losy świata, prowokując konflikt z międzygwiezdną technologią, której jedynym przewinieniem było sfotografowanie nas bez zezwolenia.

Twoja niezgoda niczego nie zmieniła. Zatem bierzesz ją w cugle; czasem wymknie się jakieś bezcelowe pytanie bez nadziei na odpowiedź, niesubordynacja ukryta tak głęboko, że sama jej nie widzisz. A jeśli widzisz — trzymasz język za zębami — w życiu nie chciałabyś przypominać Sarastiemu, że uważasz, że się myli. Nie chcesz, żeby się nad tym zastanawiał. Nie chcesz, żeby myślał, że coś knujesz.

Bo knujesz. Nawet jeśli sama przed sobą się nie przyznajesz.

Amanda Bates zaczyna rozważać zmianę dowódcy.

* * *

Poprzecinany skafander dobrze mi się dał we znaki — reanimacja zajęła Tezeuszowi pełne trzy dni. Ale śmierć nie stanowiła usprawiedliwienia dla pozostania w tyle — po wskrzeszeniu miałem głowę pełną aktualizacji, zamulających mi wszczepkę.

Przeglądałem je, wspinając się do bębna. W kuchni pode mną siedziała Banda Czworga, wpatrując się w nietkniętą porcję zbilansowanego dietetycznie gluta na talerzu. Cunningham, w swoim odziedziczonym królestwie, chrząknął na mój widok i wrócił do pracy, kompulsywnie postukując po blacie palcami dłoni.

Podczas mojej nieobecności orbita Tezeusza powiększyła się, naprostowano też jej ekscentryczność. Teraz trzymaliśmy cel na oku z mniej więcej stałej odległości trzech tysięcy kilometrów. Nasz okres obiegu miał godzinne opóźnienie w stosunku do Rorschacha — obcy nieubłaganie pełzł odrobinę przed nami po swojej niższej orbicie — ale uzupełniający strzał silnikami raz na parę tygodni powinien wystarczyć, by nam nie uciekł. Mieliśmy teraz próbki, stworzenia do zbadania na naszych własnych warunkach — nie ma sensu ryzykować kolejnych bliskich spotkań, dopóki nie wyciśniemy wszystkich przydatnych danych z tego, czym dysponujemy.

Gdy byłem w trumnie, Cunningham rozbudował laboratorium. Dorobił dwie klatki, po jednej dla każdego wężydła, przedzielone wspólną ścianką działową i zabudowane w całkiem nowym habitacie. Ugotowane mikrofalą truchło zostało usunięte na bok jak zabawka z zeszłej Gwiazdki, choć według logów od czasu do czasu jednak je odwiedzał.

Oczywiście w żadnej części nowego modułu nie pojawiał się osobiście. Zresztą nie mógłby — chyba że włożywszy skafander i przeskoczywszy przez ładownię. Cały moduł został odłączony od śluzy w kręgosłupie i zakotwiczony w połowie między nim a skorupą — polecenie Sarastiego, mające „zminimalizować ryzyko skażenia”. Cunninghamowi i tak było wszystko jedno. Nawet wolał zostawić ciało w pseudograwitacji, a świadomością polatywać między manipulatorami, sensorami i różnymi różnościami otaczającymi jego nowych pupilów.

Tezeusz zobaczył, że idę, i wysunął z kuchennego dozownika gruszkę ze słodkimi elektrolitami. Banda nie uniosła głowy, gdy ją mijałem. Palec wskazujący postukiwał w roztargnieniu w skroń, usta zaciśnięte, drgające — charakterystyczny tryb, mówiący: „trwa wewnętrzny dialog”. Gdy tak wyglądali, nigdy nie umiałem powiedzieć, kto stoi na czele.

Siorbnąłem z gruszki i zerknąłem na klatki. Dwa sześciany zatopione w bladoczerwonym świetle: w jednym wężydło unosiło się pośrodku sceny, segmentowane ramiona falowały jak wodorosty w delikatnym prądzie. Mieszkaniec drugiej klatki wcisnął się w róg, cztery ramiona rozpościerając na ścianach, kolejne cztery falowały w otwartej przestrzeni. Korpusy, z których wyrastały ramiona, były kuliste, a nie płaskie, dyskowate, jak u pierwszego okazu. Tylko odrobinę spłaszczone — macki zaś wyrastały nie z jednego pasa równikowego, ale z całej powierzchni.

W pełni rozprostowane wężydło miało około dwóch metrów szerokości. Drugie było zbliżonej wielkości. Oprócz pływających ramion, żadne się nie poruszało. Na ich skórze falowała granatowa mozaika, w długofalowym świetle niemal czarna, przypominająca wzory rysowane w trawie przez wiatr. Drugi, nałożony obraz kreślił stężenia metanu i wodoru według uspokajających norm Rorschacha. Temperatura i światło, jak wyżej. Ikona tła elektromagnetycznego pozostawała ciemna.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślepowidzenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślepowidzenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
Peter Watts - Firefall
Peter Watts
Peter Watts - Echopraxia
Peter Watts
Peter Watts - Blindsight
Peter Watts
Peter Watts - Beyond the Rift
Peter Watts
Peter Watts - The Island
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Warren Murphy
Peter Watts - Behemoth
Peter Watts
Peter Watts - Maelstrom
Peter Watts
Peter Watts - Starfish
Peter Watts
Отзывы о книге «Ślepowidzenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślepowidzenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x