Peter Watts - Ślepowidzenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Peter Watts - Ślepowidzenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: MAG, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślepowidzenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślepowidzenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ślepowidzenie” w genialny sposób na nowo definiuje historię o pierwszym kontakcie. U Petera Wattsa obcy nie są ani cudacznie przebranymi ludźmi, ani kompletnie niezrozumiałymi czarnymi monolitami — są czymś nowym, o wiele bardziej bulwersującym, zmuszającym nas do wyciągnięcia dość nieprzyjemnych wniosków co do natury świadomości. Gdy przestaniesz o tym myśleć, poczujesz ciarki na plecach!

Ślepowidzenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślepowidzenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jak tylko weszliśmy do środka.

— Wcześniej. Widziałeś baterię.

— Nie złapałem — burknął. — Ale widocznie też jestem takim paralitykiem, nie? Bates! Słyszysz?

— Wyciągnąłeś rękę. Prawie ją złapałeś. To nie mógł być ślepy traf.

— Żaden ślepy traf. Ślepowidzenie. Amanda? Odezwij się.

— Ślepowidzenie?

— Kiedy z receptorami wszystko w porządku — odpowiedział z roztargnieniem. — Mózg przetwarza obraz, ale nie ma do niego dostępu. Pień mózgu przejmuje kontrolę.

— Pień widzi, ale ty nie?

— Coś w tym stylu. Cicho, daj mi… Amanda, słyszysz mnie?

— …nie…

To nie był głos nikogo z namiotu. Ledwie słyszalny, przywędrował wibracjami po dłoni Szpindla pomiędzy innymi danymi. Z zewnątrz.

— Pani major! — zawołał Szpindel. — Mandy! Żyjesz!

— …nie… — szept brzmiał jak biały szum.

— Ale rozmawiasz z nami, więc, do cholery, nie umarłaś.

— …nie…

Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.

— Co jest nie tak, pani major?

Cisza. Banda za nami obiła się delikatnie o powłokę. Wszystkie aspekty miała nieczytelne.

— Pani major? Słyszy mnie pani?

— Nie.

Głos był martwy, jakby naszprycowany uspokajaczami i zamknięty w akwarium, transmitowany przez kończyny i ołów z trzycyfrową liczbą bitów na sekundę. Ale z pewnością był to głos Bates.

— Pani major, trzeba tu wejść — powiedział Szpindel. — Wchodzisz?

— …nie…

— Jesteś ranna? Coś cię trzyma?

— N… nie.

Może to w ogóle nie jej głos? Tylko struny głosowe.

— Amanda, posłuchaj. Tam jest niebezpiecznie, za gorąco. Musisz…

— Ja nie jestem tam — odrzekł głos.

— A gdzie?

— …nigdzie.

Spojrzałem na Szpindla. Szpindel na mnie. Nie odezwaliśmy się.

Za to James tak. Wreszcie. Łagodnym głosem:

— A kim ty jesteś, Amanda?

Bez odpowiedzi.

— Jesteś Rorschachem?

Tutaj, w brzuchu bestii, tak łatwo było w to uwierzyć.

— Nie…

— A kim?

— N… nikim. — Głos był płaski i mechaniczny. — Niczym.

— Mówisz, że nie istniejesz? — powoli zapytał Szpindel.

— Tak.

Namiot oddychał wokół nas.

— No to, jak ty mówisz? — zapytała Susan. — Skoro nie istniejesz, z kim rozmawiamy?

— Z czymś… innym. — Westchnienie, jakby szum-oddech. — Nie ze mną.

— Cholera — mruknął Szpindel. Jego płaszczyzny rozjaśniły się zdecydowaniem i nagłym pomysłem. Oderwał rękę od ściany — HUD natychmiast się skurczył. — Wypala jej mózg. Musimy ją tu wciągnąć. — Sięgnął ku uchwytowi klapy.

Wyciągnąłem dłoń.

— Ale ten szpic…

— Już poza szczytem, komisarzu. Najgorsze minęło.

— Co mówisz? Że to bezpieczne?

— Zabójcze. Ale zabójcze jest cały czas, a ona w tym siedzi, może sobie zrobić coś złego w tym sta…

Coś uderzyło od zewnątrz w namiot. Coś chwyciło zewnętrzny język klapy i pociągnęło.

Nasze schronienie otworzyło się jak oko. Amanda Bates popatrzyła na nas przez odsłoniętą membranę.

— Pokazuje mi trzy i osiem — powiedziała. — To chyba do wytrzymania, prawda?

Nikt nie drgnął.

— No, ludzie, ruszać się. Koniec przerwy.

— Ama… — Szpindel gapił się na nią. — Dobrze się czujesz?

— Tutaj? No skąd. Ale mamy coś do zrobienia.

— Ty… istniejesz? — zapytałem.

— Co za głupie pytanie. Szpindel, co myślisz o takim polu? Da się pracować?

— Eee… — Głośno przełknął ślinę. — Pani major, może powinniśmy przerwać. Ten szczyt był…

— Ale według moich odczytów już się skończył. Zostały nam niecałe dwie godziny na rozłożenie wszystkiego, zrobienie pomiarów na miejscu i ewakuację. Da się bez halucynacji?

— Spokojni to raczej nie będziemy — przyznał Szpindel. — Ale nie powinniśmy się obawiać… ekstremalnych zjawisk… do kolejnego szczytu.

— To dobrze.

— Który może przyjść w każdej chwili.

— To nie były halucynacje — zauważyła cicho James.

— O tym pogadamy później — odparła Bates. — Teraz…

— W nich była prawidłowość. — James obstawała przy swoim. — W tych polach. W mojej głowie. To mówił Rorschach. Może nie do nas, ale mówił.

— Świetnie. — Bates odsunęła się, dając nam przejść. — Może teraz nauczymy się mu odpowiadać.

— Może nauczymy się słuchać — odpowiedziała James.

* * *

Uciekliśmy jak przestraszone dzieciaki z groźnymi minami. Zostawiliśmy na dole małą bazę: w przedsionku Diabełka, wciąż cudem działającego; pod nim tunel do nawiedzonego domu; parę opuszczonych magnetometrów, pozostawionych na śmierć w słabej nadziei, że jednak nie umrą. Prymitywne solarymetry i termografy, staroświeckie, odporne na promieniowanie urządzenia, mierzące świat rozszerzaniem i uginaniem się metalowych języczków, wyskrobujące swe pomiary na rolkach folii. Lumisfery, kesony nurkowe i liny je spinające. Zostawiliśmy to wszystko i obiecaliśmy wrócić za trzydzieści sześć godzin, jeśli tylko dożyjemy.

A wewnątrz naszych ciał mikroskopijne obrażenia zamieniały komórki w papkę. Błony komórkowe przeciekały w niezliczonych miejscach. Przeciążone enzymy naprawcze desperacko chwytały się posiekanych genów, ledwo będąc w stanie opóźnić to co nieuniknione. Kawałki wyściółki jelit, żeby zdążyć przed korkiem, zaczęły się łuszczyć na długo przed obumarciem reszty.

Przed zadokowaniem na Tezeusza i ja, i Michelle mieliśmy już mdłości. (Ale nie reszta Bandy; dziwne, nie miałem pojęcia, jak to jest w ogóle możliwe). Reszta wykaże te same objawy za parę minut. Nieleczeni, w dwa dni wyrzygamy wszystkie wnętrzności. Potem ciało uda, że zdrowieje — przez jakiś tydzień nic by nie bolało, chodzilibyśmy, mówili i poruszali się jak każdy, może nawet nabralibyśmy przekonania o własnej nieśmiertelności.

Aż wreszcie zapadlibyśmy się, przegnici od środka, krwawiąc z ust, oczu i dupy, a jeśli któryś Bóg zmiłowałby się nad nami, umarlibyśmy, nie rozpękając się jak zgniły owoc.

Jednakże Tezeusz, nasz zbawca, uratuje nas przed takim losem. Z lądownika powędrowaliśmy do nadmuchanego przez Sarastiego wielkiego balonu; pozbyliśmy się skażonych skafandrów oraz ubrań i wyszliśmy nago na kręgosłup statku. Gęsiego przeszliśmy przez bęben, Latające Trupy w szyku. Jukka Sarasti, stojący w dyskretnej odległości na obrotowej podłodze, skoczył tam, skąd przyszliśmy, i zniknął na rufie — poniósł nasze porzucone rzeczy do dekompilatora.

Do krypty. Nasze trumny stały otwarte wzdłuż rufowej grodzi. Zapadliśmy się w nie z wdzięcznością, bez słowa. Bates kaszlnęła krwią, nim zamknęło się nad nią wieko.

Gdy Kapitan mnie wyłączał, szumiało mi w kościach. Zasnąłem jak martwy. Tylko teoria i zapewnienia życzliwej maszynerii pozwalały mi wierzyć, że narodzę się od nowa.

* * *

Keeton, wstań i chodź.

Obudziłem się wygłodniały. Z bębna dobiegały mnie słabe głosy. Przez chwilę polatywałem w kapsule z zamkniętymi oczyma, rozkoszując się nieobecnością bólu, mdłości. Żadnego przerażającego, podświadomego poczucia, że własne ciało powolutku zmienia się w papkę. Tylko osłabienie i głód — poza tym czułem się świetnie.

Otworzyłem oczy.

Coś jak ramię. Szare i lśniące i o wiele zbyt… zbyt przewężone, by mogło być ludzkie. Na końcu nie miało dłoni. Za dużo stawów, jak złamane w kilkunastu miejscach. Wyrastało z ciała ledwo widocznego zza krawędzi kapsuły, sugerującego jednak ciemną, sporą sylwetkę i poruszające się niezbornie inne ramiona. Unosiło się nieruchomo przede mną, jakby spłoszone, przyłapane na czymś wstydliwym.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślepowidzenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślepowidzenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
Peter Watts - Firefall
Peter Watts
Peter Watts - Echopraxia
Peter Watts
Peter Watts - Blindsight
Peter Watts
Peter Watts - Beyond the Rift
Peter Watts
Peter Watts - The Island
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Warren Murphy
Peter Watts - Behemoth
Peter Watts
Peter Watts - Maelstrom
Peter Watts
Peter Watts - Starfish
Peter Watts
Отзывы о книге «Ślepowidzenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślepowidzenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x