Peter Watts - Ślepowidzenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Peter Watts - Ślepowidzenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: MAG, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślepowidzenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślepowidzenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ślepowidzenie” w genialny sposób na nowo definiuje historię o pierwszym kontakcie. U Petera Wattsa obcy nie są ani cudacznie przebranymi ludźmi, ani kompletnie niezrozumiałymi czarnymi monolitami — są czymś nowym, o wiele bardziej bulwersującym, zmuszającym nas do wyciągnięcia dość nieprzyjemnych wniosków co do natury świadomości. Gdy przestaniesz o tym myśleć, poczujesz ciarki na plecach!

Ślepowidzenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślepowidzenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nic nie widzę — powiedział drżącym głosem Szpindel.

— Chodzi o pole EM — wyjaśniła James. — Oni właśnie tak się komunikują. Cała konstrukcja jest pełna języka, jakby…

— Nic nie widzę — powtórzył Szpindel. Jego przyspieszony oddech odbił się echem w słuchawkach. — Jestem ślepy.

— Cholera. — Bates odwróciła się do Szpindla. — Jak to możliwe… że promieniowanie…

— T-to ch-chyba nie o to…

Dziewięć tesli — duchy były wszędzie. Pachniało asfaltem i wiciokrzewem.

— Keeton! — zawołała Bates. — Słyszysz?

— T-tak. — Ledwo. Wróciłem do kesonu, stałem z dłonią na lince. Próbowałem nie zwracać uwagi na coś, co poklepuje mnie po ramieniu.

— Zostaw to! Wyprowadź go!

— Nie! — Szpindel unosił się bezradnie w korytarzu, pistolet odrzutowy dyndał na przyczepionej do przegubu smyczy. — Nie, rzućcie mi coś.

— Co?

To tylko w głowie. To tylko w głowie…

— Rzućcie mi coś! Byle co!

Bates się zawahała.

— Mówiłeś, że jesteś śle…

— No rzucaj!

Bates odczepiła od pasa zapasową baterię do skafandra i posłała ją lobem. Szpindel wyciągnął rękę, prawie złapał. Bateria wyśliznęła mu się z palców i odbiła od ściany.

— Nic mi nie będzie — sapnął. — Pokażcie tylko, gdzie ten namiot.

Szarpnąłem za linkę. Keson nadmuchał się jak ogromny piankowy cukierek w kolorze spiżu.

— Wszyscy do środka! — Bates jedną ręką odpaliła pistolet, drugą chwyciła Szpindla. Podała mi go, po czym przylepiła do powłoki namiotu kapsułę z czujnikami. Odciągnąłem ekranowaną klapę wejściową, jakbym zrywał strup z rany. Pojedyncza cząsteczka pod nią, nieskończenie długa i nieskończenie wiele razy pozaginana, wiła się i połyskiwała jak bańka mydlana.

— Wsadź go tam. James! Chodź tu!

Przecisnąłem Szpindla przez membranę. Gdy przechodził, otuliła go z hermetyczną czułością, oblepiając każdy zakamarek i wypukłość.

— James! Głucha…

— Zabierzcie to ze mnie! — Chropowaty, prostacki, przerażony i przerażający głos, zbyt męski, jak na kobietę. Procesor u steru. — Zabierzcie!

Odwróciłem się. W tunelu powoli koziołkowało ciało Susan James, ściskając obiema rękami prawą nogę.

— James! — Bates pożeglowała ku niej. — Keeton! Pomóż mi! — Złapała Bandę za rękę. — Procesor? Co jest?

— To! Ślepa jesteś?

Zbliżając się do nich, uświadomiłem sobie, że on nie ściska tej nogi, lecz ją szarpie. Chce ją oderwać.

W środku mojego hełmu coś zaśmiało się histerycznie.

— Weź go za rękę — poleciła mi Bates, sama chwytając prawą i próbując rozprostować palce konwulsyjnie zaciśnięte na nodze.

— Procesor, puszczaj. No już.

— Zabierzcie to!

— Procesor, to twoja noga. — Mozolnie pełzliśmy ku kesonowi.

— To nie moja noga! Zobaczcie tylko, no jak… przecież to jest martwe. Przyczepiło się do mnie…

Już prawie.

— Procesor, słuchaj — warknęła Bates. — Słyszysz m…

— Zabierzcie to!

Wepchnęliśmy Bandę do namiotu. Bates odsunęła się na bok, a ja zanurkowałem za nimi. Zdumiewające, że tak nad wszystkim panowała. Jakimś sposobem poskramiała demony i zaganiała nas w bezpieczne miejsce jak owczarek podczas burzy. Była…

Nie weszła za nami. W ogóle była gdzie indziej. Odwróciłem się, zobaczyłem jej ciało unoszące się tuż obok namiotu, dłoń w rękawicy trzymającą za krawędź klapy, jednak nawet przez tysięczne warstwy kaptonu, chromelu i poliwęglanu, nawet przez zniekształcone półodbicia na szybie hełmu widziałem, że coś jest nie tak. Wszystkie jej płaszczyzny po prostu zniknęły.

To nie mogła być Amanda Bates. To coś przede mną miało tyle topologii, co manekin.

— Amanda? — Banda bełkotała lekko histerycznie za moimi plecami.

Szpindel:

— Co się dzieje?

— Ja tu zostanę — powiedziała całkowicie wyzuta z emocji Bates. — I tak już nie żyję.

— Co, ku… — Szpindel za to miał ich aż nadto. — Zginiesz, jak tu nie…

— Zostawcie mnie — odparła Bates. — To rozkaz.

I zamknęła nas w środku.

* * *

To nie był pierwszy raz, przynajmniej dla mnie. Niewidzialne paluchy grzebały mi w mózgu już wcześniej, wzniecając chmury błota i rozdrapując stare rany. W wykonaniu Rorschacha było to o wiele silniejsze, za to Chelsea była, powiedziałbym…

…dokładniejsza.

Nazywała to makramą: glejowe aktywizacje, kaskadowe reakcje, cięcie i sklejanie krytycznych splotów nerwowych. Ja ukradkiem czytywałem sobie o ludzkiej architekturze, Chelsea zaś ją zmieniała — wyszukiwała najważniejsze węzły i trochę je poszturchiwała, wrzucała kamyki do strumyków wpływających do rzek wspomnień i obserwowała, jak daleko w dole psychiki fale kumulują się w potężną kaskadę. Spięcie czegoś na krótko i wyzwolenie szczęścia zajmowało jej tyle, co zrobienie kanapki, pogodzenie cię z całym dzieciństwem — tyle co przerwa obiadowa, góra trzy.

Ta dziedzina, jak wiele innych domen ludzkiej myśli, nauczyła się obywać bez niej. Ludzka natura trafiła na rutynową taśmę montażową, zresztą sama ludzkość stawała się z producenta produktem. Ale jednak. Dla mnie umiejętności Chelsea rzucały nowe, osobliwe światło na dziwny, stary świat: umysłowe wycinanki nie dla dobra jakiegoś abstrakcyjnego społeczeństwa, lecz dla prostych i egoistycznych potrzeb jednej osoby.

— Pozwól, dam ci dar szczęścia — powiedziała.

— Właściwie już jestem całkiem szczęśliwy.

— Będziesz bardziej. TREM, ja stawiam.

— Trem?

— Tymczasowa Regulacja Emocjonalna. Nadal mam uprawnienia w szpitalu Saksa.

— Ja już miałem grzebane w głowie. Przestawisz jeszcze jedną synapsę i zmienię się w kogoś innego.

— To bzdura i dobrze o tym wiesz. Inaczej każde nowe przeżycie robiłoby z ciebie inną osobę.

Zastanowiłem się.

— Może i tak jest.

Ale ona nie chciała odpuścić i nie trafiały do niej żadne argumenty przeciwne szczęściu — tak więc pewnego popołudnia wygrzebała z szafki siatkę do włosów wysadzaną szarymi zatłuszczonymi podkładkami. Siatka była nadprzewodząca, cienka jak pajęczyna, lekka jak mgiełka i potrafiła wykryć najdrobniejsze drgnienie myśli. Podkładki stanowiły ceramiczne magnesy, zalewające mózg swymi polami. Wszczepka Chelsea łączyła się ze stacją bazową, grającą na interferencjach jednego i drugiego.

— Kiedyś tylko na te magnesy potrzebna była machina wielkości łazienki. — Położyła mnie na kanapie, naciągnęła siateczkę na czaszkę. — To jedyny cud w tym przenośnym urządzonku. Da się wykryć aktywne obszary i pyknąć je, jeśli trzeba, ale efekty TREM-u po jakimś czasie zanikają. Żeby były trwałe, trzeba by pójść do szpitala.

— A czego właściwie szukamy? Wypartych wspomnień?

— Nie ma czegoś takiego. — Uśmiechnęła się z otuchą. — Są tylko wspomnienia, które chcieliśmy ignorować. Jakby myśleć naokoło, rozumiesz.

— Myślałem, że właśnie na czymś takim polega dar szczęścia. Bo czemu…

Położyła mi opuszkę na ustach.

— Nie chcesz, to nie wierz, Cygnus, ale ludzie czasem chcą ignorować nawet dobre wspomnienia. Na przykład jeśli coś im się podobało, a sądzą, że nie powinno. Albo… — ucałowała mnie w czoło — jeśli myślą, że nie zasługują na szczęście.

— Czyli ty chcesz zrobić…

— To jest jak zupa „na winie”, nigdy nie wiadomo jak smakuje, dopóki nie spróbujesz. Zamknij oczy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślepowidzenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślepowidzenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Peter Watts
Peter Watts - Firefall
Peter Watts
Peter Watts - Echopraxia
Peter Watts
Peter Watts - Blindsight
Peter Watts
Peter Watts - Beyond the Rift
Peter Watts
Peter Watts - The Island
Peter Watts
libcat.ru: книга без обложки
Warren Murphy
Peter Watts - Behemoth
Peter Watts
Peter Watts - Maelstrom
Peter Watts
Peter Watts - Starfish
Peter Watts
Отзывы о книге «Ślepowidzenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślepowidzenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x