Sirhan wcale nie ma ochoty tu być. Czekają na niego o wiele ważniejsze sprawy, jak na przykład dalsze katalogowanie wspomnień Aineko z podróży Wędrownym cyrkiem. Opracowuje także serię wywiadów ze zresymulowanymi pozytywistami logicznymi z angielskiego Oksfordu (tymi, którzy nie zaczęli bełkotać bliscy katatonii, dowiedziawszy się, że ich wektory stanów należą do zbioru wszystkich zbiorów, który nie zawiera sam siebie), wtedy kiedy nie próbuje znaleźć mocnego, racjonalnego uzasadnienia dla własnego przekonania, że „pozaziemska superinteligencja” jest oksymoronem, a sieć routera po prostu przypadkiem, jednym z drobnych figli ewolucji.
Ale tante Annette wykręciła mu rękę i obiecała, że jeśli przyjdzie, czeka go niespodzianka. Zresztą, za nic w świecie nie chciałby, żeby ominęła go możliwość podglądania spotkania Manfreda z Amber z perspektywy muchy na ścianie.
Sirhan podchodzi do lśniącej kuli ze stali nierdzewnej, mieszczącej wejście do Atomium, i czeka na windę. Stoi w kolejce za stadkiem młodo wyglądających kobiet, szczupłych i eleganckich, w sukniach koktajlowych i tiarach pożyczonych z kina niemego lat dwudziestych XX wieku. (Annette ogłosiła, że motywem przewodnim przyjęcia jest era elegancji, świetnie wiedząc, że tym sposobem skłoni Amber do zwrócenia uwagi na swój wygląd). Natomiast uwaga Sirhana jest skupiona całkiem gdzie indziej. Różne fragmenty jego umysłu prowadzą trzy jednoczesne wywiady z filozofami („o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć” w ilościach hurtowych), sterują dwoma botami remontującymi system wodociągowo-kanalizacyjny i klimatyzację muzeum, oraz omawiają z Aineko spostrzeżenia dotyczące artefaktu obcych orbitującego wokół brązowego karła Hyundai +4904/ -56. Pozostała resztka przejawia mniej więcej tyle aktywności towarzyskiej co kiszona kapusta.
Winda zjeżdża i bierze ładunek pasażerów. Bąbel śmiechu highlife i aromatyczny kłąb dymu z nieprawdopodobnej cygarniczki spychają Sirhana w kąt kabiny, winda zaś przyśpiesza, pędząc sześćdziesięcioczterometrowym szybem ku platformie obserwacyjnej na szczycie Atomium. To dziesięciometrowa metalowa kula, połączona spiralnymi lub ruchomymi schodami z siedmioma innymi w wierzchołkach ośmiościanu, jakim jest ta dawna atrakcja Wystawy Światowej z roku 1958. W odróżnieniu od reszty Brukseli, są to oryginalne bity i atomy, konstrukcje z giętych stopów sprzed epoki kosmicznej, gigantycznym kosztem przewiezione na Saturna. Winda zatrzymuje się z lekkim szarpnięciem.
— Przepraszam — piszczy jedna z rozrywkowych dziewczyn. Padając w tył, szturchnęła Sirhana łokciem.
Sirhan mruga, ledwo zauważając czarny koński ogon i umiejętnie nastrojone chromatofory cieni wokół oczu.
— Nie ma za co.
Tymczasem w tle Aineko sarkastycznie ględzi o tym, jak to załoga Wędrownego cyrku nie wykazała zainteresowania jej próbami zdekompilowania pasażera, Ślimaka. To cholernie rozpraszające, ale Sirhan ma ogromną potrzebę ogarnięcia, co się tam stało. To klucz do zrozumienia obsesji i słabości jego matki-niematki — a to chyba mu się niedługo bardzo przyda.
Omija stadko przesadnie wystrojonych dziewczyn i schodzi na dolny z dwóch przecinających kulę stalowych pokładów. Bierze koktajl owocowy od dyskretnie humanoidalnego kelnerobota, podchodzi do rzędu trójkątnych okienek wychodzących na Pawilon Amerykański i Światową Wioskę. Metalowe ściany są podparte pomalowanymi na turkusowo dźwigarami, a pleksiglasowe szybki zmatowiały ze starości. Ledwo widzi model atomowego transatlantyku w skali 1:10 odbijający od nabrzeża w dole, czy gigantyczną, ośmiosilnikową łódź latającą obok niego.
— Ani razu mnie nie zapytali, czy Ślimak próbował się odwzorowywać na kompatybilne z ludźmi przestrzenie statku — zrzędzi Aineko. — Zresztą się nie spodziewałam, ale pomyśl tylko! Twoja matka za bardzo wszystkim ufa, chłopcze.
— Ale jakoś się przecież zabezpieczyliście? — szepce do kotki duch Sirhana.
To prowokuje drażliwą metakotkę do długiej, usianej dygresjami tyrady o niesolidności instrumentów finansowych zgodnych z Ekonomią 2.0. Ekonomia 2.0 najwyraźniej zastępuje jedną warstwę pośredniczącą — pieniądze i wielowarstwowe systemy pośredniczenia — rynki opcji, jakimś niesamowicie barokowym mapowaniem obiektowo-relacyjnym opartym na sparametryzowanych pragnieniach i subiektywnej wartości postrzeganej dóbr według poszczególnych graczy, co, przynajmniej według kotki, sprawia, że wszystkie zawierane pod nią transakcje są z natury rzeczy niegodne zaufania.
„I dlatego właśnie tkwisz tu z nami małpami”, cynicznie zauważa główny Sirhan, wypączkowując ducha-Elizę, żeby dalej potakiwał kotce, podczas gdy on łyknie trochę wrażeń z przyjęcia.
W tej kuli jest nieprzyjemnie gorąco — nic dziwnego, kręci się tu ze trzydzieści osób, nie licząc kelnerobotów — a parę lokalnych publicznych kanałów emituje rozmaitą muzykę — hardcore techno, walca, raga, i tak dalej — aby wpasować się w wahania nastrojów imprezowiczów.
— Jak tam, bawisz się? — Sirhan przestaje integrować jednego ze swych bojaźliwych filozofów i uświadamia sobie, że ma pustą szklankę, a matka uśmiecha się doń niepokojąco znad swojej, pełnej czegoś świecącego w ciemności. Ma na sobie buty na niebotycznych szpilach i czarny, aksamitny kombinezon przylegający do niej jak druga skóra, a poza tym trochę już wypiła. Według zegara na ścianie jest młodsza niż Sirhan; całkiem jakby ktoś tajemniczym sposobem na miejsce eigenmatki [19] Eigenmatka i inni członkowie rodziny z przedrostkiem „eigen” — autor wykorzystał ten niemiecki przedrostek (używany w języku angielskim w terminach matematycznych typu eigenvalue — wartość własna i eigenvector — wektor własny lub charakterystyczny), do stworzenia terminów określających osobę „pojęciową”, a nie fizyczną — abstrakcyjną ideę danej osoby w odróżnieniu od jej fizycznych wcieleń, których może istnieć więcej niż jedno. Postanowiłem zachować to w polskim, bo jest wygodne i zwięzłe.
, która została w domu i umarła wiele lat temu razem z jej Imperium Pierścienia, przeszczepił dziwnie dobrze zorientowaną młodszą siostrę. — Popatrz tylko na siebie, podpierasz ściany na imprezie własnego dziadka! I masz pusto w szklance! Chcesz spróbować tej caipirinhii? Koniecznie musisz kogoś poznać…
Właśnie w takich chwilach Sirhan naprawdę zastanawia się, co, na orbitę Jowisza, jego ojciec zobaczył w tej kobiecie. (Ale z drugiej strony, w tej dziejowej linii, z której wróciło to jej wcielenie, nie zobaczył nic. Więc co to oznacza?).
— O ile nie ma w tym fermentowanego soku z winogron — rzuca z rezygnacją, pozwalając się poprowadzić poprzez wianuszek pogawędek, obok goryla o smętnej minie pociągającego long drinka przez słomkę. — Jacyś twoi koalicjanci-akceleracjoniści?
— A może nie. — To banda dziewcząt, które zauważył w windzie, o roziskrzonych oczach, naprawdę wczuwających się w to przyjęcie z początków XX wieku, zapamiętale gestykulujących cygarniczkami i wysokimi szklankami. — Rita, poznaj Sirhana, mojego syna z innej linii. Sirhan, Rita. Też jest historykiem. Może byście…
Ciemne oczy, podkreślone nie cieniem i nie kredką, lecz chromatoforami w komórkach skóry, czarne włosy, sznur ogromnych pereł, obcisła czarna suknia do ziemi, wyraz lekkiego zakłopotania na twarzy o kształcie serca. W innym stuleciu mogłaby być klonem Audrey Hepburn.
— Spotkaliśmy się chyba w windzie? — Jej zakłopotanie jest coraz bardziej widoczne.
Sirhan rumieni się i nie wie co odpowiedzieć. I właśnie w tym momencie na scenie pojawia się kolejna intruzka, wpychając się między nich.
Читать дальше