Charles Stross - Accelerando

Здесь есть возможность читать онлайн «Charles Stross - Accelerando» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: MAG, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Accelerando: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Accelerando»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W „Accelerando” Stross przedstawił wizję przyszłości człowieka wygenerowaną w oparciu o ekstrapolację nie tylko poziomu nauki, ale przede wszystkim rozwoju ekonomii, co dotychczas pomijano w klasycznej fantastyce naukowej. Stross mocno opiera się na prawach ekonomii, czyniąc z głównego bohatera międzynarodowego przedsiębiorcę. Ewolucja ekonomiczna w ujęciu Strossa doprowadza w przyszłości do uzyskania świadomości przez korporacje. „Accelerando” Charlesa Strossa jest doskonałym przykładem poważnej spekulacji na temat przyszłości człowieka i cywilizacji, co dawno porzuciła polska fantastyka.

Accelerando — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Accelerando», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Atak niepewności co do własnego człowieczeństwa — zauważa Monica. — Kiedy pierwszy raz spotkał się z Bobem w Amsterdamie, osiem lat temu, chyba miał to samo. — Wygląda na zaniepokojoną, na czoło wysuwa się inna tożsamość. — Co robić?

— Trzeba go wygodnie ułożyć. — Alan podnosi głos: — Kanapa, rozłóż się. — Tył sofy, na której leży Manfred, opada, podnóżek się unosi, spod stóp wysuwa się dziwnie ożywiona kołdra. — Manny, słuchaj, wszystko będzie dobrze.

— Kim ja jestem, co ja oznaczam? — bełkocze bez ładu i składu Manfred. — Zbitką propagujących się drzew decyzyjnych, kompresją fraktalną, milionem złącz synaptycznych smarowanych pożytecznymi endorfinami… — Naprzeciwko już grzeje się nielegalna farmakopea, żeby sporządzić jakieś solidne środki uspokajające. Monica idzie do kuchni, żeby przynieść mu coś do picia. — Czemu to robisz? — pyta oszołomiony Manfred.

— Wszystko w porządku. Połóż się, odpocznij. — Alan pochyla się nad nim. — Wrócimy do rozmowy rano, kiedy będziesz już wiedział kim jesteś. — Odwracając głowę, mówi nieco ciszej do Moniki, która wraca z butelką mrożonej herbaty: — Lepiej zawiadomić Gianniego, że on źle się czuje. Jedno z nas może będzie musiało spotkać się z ministrem. Wiesz może, czy Macx jest zaudytowany? — Ponownie zwraca się do Manfreda: — Odpoczywaj sobie, Manny. My się o wszystko zatroszczymy.

Jakiś kwadrans później Manfred, który w szponach egzystencjalnej migreny bezwolnie zgodził się na wypicie naszprycowanej lekami herbaty, leży na łóżku i się relaksuje. Oddech się wyrównuje, ustaje podświadome mamrotanie. Siedząca obok Monica bierze go za prawą rękę, ułożoną na wierzchu kołdry.

— Chcesz żyć wiecznie? — deklamuje tonem Boba Franklina. — We mnie możesz żyć wiecznie…

* * *

Kościół Jezusa Chrystusa Świętych Dni Ostatnich wierzy, że nieochrzczony nie możesz się dostać do Ziemi Obiecanej — ale możesz, jeśli Kościół pozna twoje nazwisko i rodowód — nawet po twojej śmierci. Jego genealogiczne bazy danych zaliczają się do najbardziej imponujących dzieł historiograficznych na świecie. A poza tym lubi nawracać.

Kolektyw Franklina wierzy, że nie możesz się dostać do przyszłości, jeśli nie zdigitalizuje twojego neuronowego wektora stanu, a przynajmniej nie sporządzi obrazu twoich wejść zmysłowych i genomu, najdokładniejszego, na jaki pozwala aktualnie technologia. I wcale nie musisz być żywy. Jego zbiorowy umysł zalicza się do najbardziej imponujących dzieł informatycznych na świecie. A poza tym lubi nawracać.

* * *

Zmrok w mieście. Annette niecierpliwie przedetptuje na progu.

— Proszę mnie, kurwa, wpuścić — warczy ze zniecierpliwieniem do domofonu. — Merde!

Ktoś otwiera drzwi.

— Kto…

Annette wpycha go do środka, kopniakiem zatrzaskuje drzwi i opiera się o nie.

— Prowadzić mnie do waszego bodhisattwy. I to już.

— Ja… — Odwraca się i rusza do środka, przez ciemny korytarz prowadzący obok klatki schodowej. Annette kroczy za nim agresywnie. Otwiera drzwi, nurkuje do środka, ona też, zanim zdąży je zamknąć.

Pokój jest oświetlony odbitym światłem rozmaitych ukrytych diod, skalibrowanych tak, by dawać ciepły blask letniego popołudnia. Pośrodku stoi łóżko, na nim śpi człowiek, okrążony stadkiem skupionych instrumentów diagnostycznych. Po obu stronach śpiącego człowieka czuwają dwie osoby.

— Coście z nim zrobili? — warczy Annette, rzucając się naprzód.

Manfred mruga załzawionymi oczyma, zdezorientowany, gdy Annette nachyla się nad nim.

— Halo? Manny? — Po chwili rzuca przez ramię: — Jeśli coś mu się stało…

— Annie? — Manfred wygląda na zdumionego. Ma zsunięte na czoło jaskrawopomarańczowe gogle, nie własne, przypominające wyrzucone na brzeg meduzy. — Źle się czuję. Żebym tak mógł dostać drania, który to zrobił…

— Załatwione — rzuca Annette, postanawiając nie wspominać o transakcji, dzięki której zwraca mu pamięć.

Ściąga z własnej twarzy jego okulary i ostrożnie nakłada je Manfredowi, zdejmując te zastępcze. Torbę z mózgiem kładzie obok ramienia, żeby była w zasięgu. Gdy eter wokół wypełnia niewidoczny jazgot, jeżą się jej włoski na karku — oczy Manfreda za szkłami rozjarzają się jaskrawym błękitem, jakby między uszami przeskakiwała mu iskra wysokiego napięcia.

— Och. Kurde. — Siada, kołdra zsuwa mu się z obnażonych ramion, Annette traci dech. Odwraca się ku nieruchomej postaci po lewej. Facet na fotelu kiwa głową. — Coście mu zrobili?

— Opiekowaliśmy się nim. I nic ponadto. Przyjechał w stanie absolutnej dezorientacji, a po południu jeszcze mu się pogorszyło.

Nigdy nie widziała tego faceta, ale ma przeczucie, że go zna.

— Pan Robert… Franklin?

Ponownie kiwa głową.

— Jego awatar jest we mnie.

Rozlega się łomot: to Manfred przewraca oczyma i zwala się z powrotem na łóżko.

— Przepraszam. Monica?

Młoda kobieta siedząca po drugiej stronie kręci głową.

— Nie, u mnie też chodzi Bob.

— A. No to ty jej powiedz, ja muszę mu przynieść sok.

Kobieta, będąca także Bobem Franklinem, czy jakimś jego fragmentem, który osiem lat temu przeżył walkę z rzadkim typem nowotworu mózgu, dostrzega spojrzenie Annette i kręci głową, uśmiechając się lekko.

— Kiedy jesteś zespólnią, nigdy nie czujesz się samotna.

Annette marszczy czoło; żeby przetworzyć to zdanie, musi napaść na nie słownikiem.

— Jedna duża, wielojądrowa komórka? Aha, rozumiem. Macie ten nowy implant. Żeby lepiej wszystko rejestrować.

Dziewczyna wzrusza ramionami.

— A ty chciałabyś po śmierci zostać wskrzeszona w trzeciej osobie, jako aktor w jakiejś wąskopasmowej inscenizacji? Albo cień uwierających wspomnień w czaszce kogoś nieznajomego? — Prycha; ten gest kłóci się z resztą mowy ciała.

— Bob był zapewne jednym z pierwszych borganizmów. To znaczy, u ludzi. Po Jimie Bezierze. — Annette zerka na Manfreda, który zaczął cichutko pochrapywać. — To musiało być strasznie pracochłonne.

— Sprzęt monitorujący kosztował wtedy miliony — mówi dziewczyna… Monica? — i za dobrze nie działał. Dostęp do jego funduszy na badania zyskaliśmy pod warunkiem, że regularnie uruchamiamy jego częściówki. On chciał zbudować coś w rodzaju zagregowanego wektora stanu — wziąć te częściówki, czyli wszystko co się mi… jemu… udało zarejestrować tą techniką sprzed kilku lat i pouzupełniać je kawałkami osobowości innych ludzi.

— A, no tak. — Annette wyciąga rękę i machinalnie odgarnia Manfredowi z czoła zabłąkany włos. — Jak to jest, należeć do umysłu zbiorowego?

Monica prycha, ewidentnie rozbawiona.

— A jak to jest, widzieć czerwony? Jak to jest, być nietoperzem? Nie umiem powiedzieć, mogę tylko pokazać. Każdy z nas może w dowolnej chwili sobie pójść.

— Tylko że jakoś nie idziecie.

Annette drapie się po głowie, maca krótkie włoski nad niemal niewyczuwalnymi bliznami kryjącymi sieć wszczepek — narzędzi, które pojawiły się rok czy dwa temu, a Manfred je odrzucił. („Darwinowsko hodowany nanotech, pierwsza, niedorobiona wersja, nie da się do tego zrobić przejrzystego interfejsu” — powiedział. „Dzięki, na razie zostaję z moim zewnętrznym sprzętem”).

— Dzięki, nie skorzystam. I nie wydaje mi się, żeby on, kiedy się zbudzi, przyjął waszą propozycję.

(W podtekście: Możecie go sobie wziąć po moim trupie).

Monica wzrusza ramionami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Accelerando»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Accelerando» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Charles Stross - Glasshouse
Charles Stross
Charles Stross - Rule 34
Charles Stross
Charles Stross - The Jennifer Morgue
Charles Stross
Charles Stross - Szklany dom
Charles Stross
Charles Stross - Singularity Sky
Charles Stross
Charles Stross - The Atrocity Archives
Charles Stross
Charles Stross - The Fuller Memorandum
Charles Stross
Charles Stross - The Clan Corporate
Charles Stross
Charles Stross - The Family Trade
Charles Stross
Charles Stross - Missile Gap
Charles Stross
Charles Stross - The Hidden Family
Charles Stross
libcat.ru: книга без обложки
Charles Stross
Отзывы о книге «Accelerando»

Обсуждение, отзывы о книге «Accelerando» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x