Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast.
WINCKELMANN — PROSZĘ POWTÓRZYĆ WASZ R08.
„Nieźle — pomyślała — teraz wiemy, na czym stoimy”.
Kilka godzin później, kiedy Hutch czyniła ostatnie przygotowania do skoku w nadprzestrzeń, znów odezwał się dzwonek. Hutch założyła, że to kolejne pytanie o stan łączności. Ale to było coś zupełnie innego.
AKADEMIA DO WINCKELMANNA: PORZUCIĆ MISJĘ I WRACAĆ. POWTARZAM: PORZUCIĆ MISJĘ. PROSZĘ POTW. HORNER.
Zmazała napis z ekranu i włączyła wewnętrzny system łączności statku.
— Za jedenaście minut robimy skok. Proszę zapiąć pasy. Każdy niech zgłosi się na mostek.
Pokazała wiadomość Carsonowi.
— Nigdy nic takiego nie otrzymaliśmy — oświadczył.
Ale mimo wszystko poczuli się lepiej dopiero wówczas, kiedy dookoła wygasły gwiazdy, a wokół statku zamknął się pierścień mgły.
Tego wieczoru, po obiedzie, Carson zrobił krótką odprawę.
— Co nam wiadomo na temat Beta Pac? — brzmiało pierwsze pytanie. — Niewiele — przyznał. — Nie doleciał do niej żaden statek badawczy, a prawdę mówiąc, nigdy nie dotarł nawet w jej pobliże. Gwiazda klasy G, około trzech miliardów lat starsza od Słońca. Usytuowana na krawędzi Próżni.
— W takim razie nie mamy pojęcia, co nas czeka? — wtrąciła Janet.
— Najmniejszego — potwierdził Carson.
Maggie złożyła dłonie, przyciskając do siebie czubki palców.
— A ten sygnał — zainteresowała się — wyruszył w naszym kierunku gdzieś na początku dwudziestego wieku. Poczyniono coś, żeby się dowiedzieć, czy jego źródło nadal jest aktywne? Sprawdzaliśmy to z jakąś inną stacją nasłuchu?
Carson potwierdził kiwnięciem głowy.
— Poprosiliśmy o odczyt tych z Noka i z Ashley Tee — najbliżej znajdującego się statku badawczego. Na obu nic nie słyszeli, ale to może wynikać stąd, że mają za słaby zasięg receptorów. Sygnał wychwycony na Tindle to był właściwie szept.
— Trzy wieki… właściwie nie tak długo — wtrącił George — jeśli przyjąć, że to ci sami, którzy jedenaście tysięcy lat temu zbudowali Oz.
— No więc jaki mamy plan? — spytała Janet. — Co robimy, kiedy już tam będziemy?
— Kierujemy się w stronę sygnału — mówił Carson bardzo rzeczowym tonem. — Wykonamy przeskok w zwykłą przestrzeń kosmiczną jak najbliżej jego źródła. Poza tym jednym, trudno na razie formułować jakiekolwiek założenia strategiczne. Nakazano nam nie nawiązywać kontaktu, jeśli odkryjemy ich obecność. Nie mogą nas zobaczyć. Ale chcemy się dowiedzieć, kto tam mieszka. I wrócić z jak największą ilością szczegółowych informacji. W tym celu nie wykonamy żadnych przekazów, dopóki będziemy się znajdować w rejonie Beta Pac.
Siedzieli zebrani dookoła stołu. Maggie słuchała uważnie, pochylona lekko ku mówiącemu.
— Pozwólcie, że przez chwilę przyjmę na siebie rolę adwokata diabła. Być może rozmawiamy tu o cywilizacji, która ma za sobą dwadzieścia tysięcy lat rozwoju. A być może więcej. Czy ktoś tu naprawdę wierzy, że możemy tak spokojnie się podkraść, popatrzeć sobie i zniknąć — nie zauważeni?
— Wcale nie jesteśmy pewni, czy mają za sobą dwadzieścia tysięcy lat rozwoju — odparowała Janet. — Mogła być stagnacja. Albo jakiś wiek ciemnoty.
Carson zgodził się z nią w zupełności.
— Możemy sobie wyobrażać najrozmaitsze możliwości. Po prostu zastosujemy zwykłe środki ostrożności. A potem będziemy improwizować na miejscu.
Maggie była wyraźnie poirytowana.
— Dlaczego rasie o wysokim poziomie rozwoju miałoby przeszkadzać, że zawędrowaliśmy w tamte rejony? Dla mnie to przejaw arogancji i głupoty. Proponuję, żebyśmy wywiesili flagi i podjechali prosto pod frontowe drzwi. Żadnych podchodów. Przez to od razu nabiorą do nas większego szacunku.
— Może i masz rację, ale wszystko co mówisz, stoi w wyraźnej sprzeczności z rozkazami, które otrzymałem. W związku z tym nie będziemy tak robić.
Hutch oficjalnie nie była członkiem ekspedycji, dlatego zachowywała ostrożność w wyrażaniu swoich opinii. Niemniej czuła się odpowiedzialna za bezpieczeństwo statku.
— Sądzę — wtrąciła — że powinniśmy poważnie rozpatrzyć możliwość wrogiej reakcji.
— Nie będą dla nas żadnym zagrożeniem — obstawała przy swoim Maggie.
Janet popatrzyła badawczo znad filiżanki z herbatą.
— A niby dlaczego?
— Jeśli są na wysokim szczeblu rozwoju, muszą być także racjonalni. A nieuzasadniona wrogość jest działaniem irracjonalnym. Natomiast jeśli nie są tak dobrze rozwinięci, ich wrogość nie powinna mieć dla nas większego znaczenia. — Mówiła tonem znękanego wykładowcy.
George przysłuchiwał się w milczeniu. Potem zapytał, jakie jest zdanie Akademii w tej sprawie.
— Czego od nas oczekuje Horner? Czy istnieje jakaś rzeczywista przesłanka, że to będą Twórcy Monumentów?
— Ed wie na ten temat tyle samo co my — odpowiedział mu Carson.
— Ja udzielę ci natychmiastowej odpowiedzi — rzuciła Maggie. — Jeżeli rzeczywiście ktoś żyje na Beta Pac, to na pewno nie są to Twórcy Monumentów.
Hutch była zdumiona i zirytowana pewnością, jaka dźwięczała w głosie Maggie.
— Na jakiej podstawie tak sądzisz? — zapytała.
— To może być co najwyżej ta sama rasa — wyjaśniła Maggie. — Ale Twórców Monumentów już nie ma. Tak jak nie ma już antycznej Grecji. Chodzi mi o to, że nikt już nie lata po Galaktyce, żeby budować Monumenty. Od tysięcy lat! Ale istnienie Monumentów wykazuje, że kiedyś musiała być taka starożytna i stabilna cywilizacja. Ktoś tu życzy sobie pospekulować na temat dziejów cywilizacji, która przetrwała dwadzieścia tysięcy lat? Czy rozwinie się jeszcze bardziej? Czy może skarleje? Czy wybierze jakąś trzecią drogę w swoim rozwoju?
— Przypomnijcie sobie Chiny — dodała Janet. — Albo Egipt. Albo Indie. Z naszego doświadczenia wynika, że długowieczność nie zawsze wychodzi na dobre.
Nieco później Hutch wzięła Carsona na stronę.
— Omówmy na razie ten najgorszy z możliwych scenariusz. Co się stanie, jeśli dolecimy i zostaniemy natychmiast zaatakowani?
— Dlaczego o to pytasz?
— Najpierw odpowiedz.
— Zwiewamy.
— Dobra. Ale powinieneś mieć świadomość, że kiedy wskoczymy w przestrzeń przy Beta Pac, będziemy potrzebowali minimum czternastu godzin, żeby ponownie załadować silniki. Nie uda się tak od razu zwiać. Bez względu na wszystko.
Pokiwał głową.
— W porządku. Możemy mieć tylko nadzieję, że nie będzie żadnych problemów.
Hutch nie zapomniała Maggie jej szczerych chęci do poświęcania życia innych. Sama nie lubiła chować długo urazy, a jej odpowiedzialność zawodowa nie pozwalała ujawniać własnych odczuć. Zawarła więc pakt sama ze sobą: zaakceptuje Maggie Tufu, z tym jednakże zastrzeżeniem, że w krytycznej sytuacji nie będzie zbytnio polegać na jej sądzie.
Z czworga jej pasażerów tylko Maggie kwalifikowała się jeszcze jako obca. W Świątyni nie miały ze sobą zbyt wiele do czynienia, podobnie podczas podróży z Quraquy.
Była dosyć uprzejma, niemniej widziała wszystko poprzez pryzmat uproszczeń lub ironii i chyba nie brała na serio nic, co nie dotyczyło bezpośrednio jej pracy.
Pomimo jej obecności członkowie załogi, w przeciwieństwie do wielu innych, jakich zdarzało się wozić Hutch, nie próbowali dezintegrować grupy. Nikt nie trzymał się na uboczu, nikt nie spędzał nadmiernie dużo czasu w swojej kabinie, nikt nie zagrzebał się w cybersieci tak, żeby o wszystkim zapomnieć. Po kilku dniach dołączyła do nich nawet Maggie, pozbywszy się nieco swojej arogancji. Z czasem zaczęła brać udział w luźno prowadzonych rozmowach, choć było jasne, że niezbyt ją to frapuje. Ujawniła też niezwykły talent do pokera. Carson wykrył, że przejawia nawet zainteresowania militarne. George zauważył, że tutaj okazała się o wiele bardziej towarzyska niż kiedykolwiek przedtem na Quraquie, a Hutch zastanowiło, czy przypadkiem nie jednoczy ich świadomość, że razem jadą w nieznane.
Читать дальше