Czuł, jak krew Augustina zasycha mu na twarzy. Wytarł ją rękawem.
— Iuso, pomóż mi — krzyknął Gerius. Próbował wymachiwać mieczem, lecz przewrócił się do tyłu i czubek broni utkwił w ziemi. Co to za czary, ty cudzoziemski sukinsynu?
Gabriel postąpił krok ku Geriusowi, przyjął Postawę Pewności Siebie i przemówił spokojnym tonem.
— O jakich czarach mówisz?
— Kradniecie mi nogi. Z jednej strony niczego nie czuję. Niech was cholera. — Uniósł twarz ku niebu i wrzasnął. — Niebiosa i święci, miejcie mnie w swej opiece!
Manfred swym zębem wstrzyknął mężczyźnie pełną dawkę paraliżującego anestetyku. Gabriel uśmiechnął się.
— Tak, to czary — powiedział. — Wkrótce będziesz całkowicie sparaliżowany. Rzucam urok, by wydobyć z. ciebie prawdę.
W małych oczkach pojawił się rozpaczliwy błysk.
— Wierzę w Boga Ojca — zaczął — i w Iusa, jego Syna i w Świętych w Niebiesiech…
— Czemuż mieliby ci teraz pomagać? — zapytał Gabriel. — Bierzesz udział w zmowie, by zamordować cudzoziemca.
— Boże, miej mnie w swej opiece!
Głos stał się pełnym bólu wrzaskiem. Dłoń Geriusa straciła czucie i wypuściła miecz. Mężczyzna upadł na plecy, kończyny miał całkowicie sparaliżowane. Gabriel stanął nad nim z mieczem luźno zwisającym w ręce.
— Zyskasz pomoc Wszechmocnego jedynie wówczas, gdy uczynisz pełne i całkowite wyznanie — rzekł. — Chętnie go wysłucham.
— Idź do diabła!
— Pani, litości!
To był doktor Lavinius. Gerius wściekle zerkał w jego kierunku, lecz widok przesłaniały mu powalone ciała.
— Co ona mu robi? — pytał. — Jest gorsza od królewskich oprawców!
Gabriel wysłał Manfredowi krótki impuls oneirochronicznej sugestii. Terier podbiegł i zaczął lizać twarz mężczyzny. Gerius odwrócił głowę.
— Czy wiesz, dlaczego psy liżą człowieka po twarzy? — spytał Gabriel. — Wszyscy myślą, że to wyraz uczuć, ale wcale tak nie jest. Liżą, by zbadać, czy jesteś ciepły czy zimny. Gdyż, jeśli jesteś zimny, znaczy to, że jesteś martwy i pies może cię zjeść. Czujesz już zimno?
Manfred polizał ucho Geriusa. Gerius wrzasnął.
— Poczujesz zimno za parę minut — oznajmił Gabriel. — To następny etap moich czarów.
— Zabierz stąd tego psa!
Gabriel uśmiechnął się.
— Już ci zimno? — zapytał.
— Pracuję przy Laviniusie —zameldowała Clancy. — Mogą być problemy ze sterylizacją. Rozumiesz, chyba nie kąpał się od tygodni.
— Adrian stoi za tym wszystkim — krzyknął Gerius — Książę Adrian, Monopolista. On napuścił na ciebie Silvanusa.
Gabriel odwołał Manfreda i poddał Geriusa starannej analizie. Mężczyzna sprawiał wrażenie rozpaczliwie szczerego.
— Adrian chciał mnie zabić? — spytał Gabriel.
— Nie zabić, ale zmusić do ucieczki. W jakiś sposób go obraziłeś. Sądził, że nie podejmiesz walki z Silvanusem, skoro nie zależy ci tutaj na niczym i z łatwością możesz wyjechać. Kiedy jednak przyjąłeś wyzwanie, Adrian bał się, że zyskasz popularność i chciał mieć pewność, że zostaniesz zabity.
— A twój wuj Gerius, Sekretarz Węzła?
— Chyba nie wiedział o spisku Adriana. Raczej nie. To wszystko robota Adriana.
— A kto wpadł na pomysł, by ciebie w to włączyć?
— Silvanus, może Adrian — nie wiem! Ale Adrian z pewnością maczał w tym palce.
— A twoja rola?
— Mieliśmy zrobić wszystko, żebyś zginął. Nie przypuszczaliśmy, że wygrasz walkę, ale istniała możliwość, że zostaniesz tylko zraniony. Polecono więc nam, byśmy dopilnowali, żeby rana była śmiertelna.
— Wam?
— Laviniusowi i mnie.
To dlatego Geriusowi się nie podobało, że Gabriel przywiózł ze sobą własnego lekarza, który mógł sprawdzić, czy przypadkiem bandaży nie nasączono trucizną oraz zapobiec sztychowi w serce Gabriela.
— A twój eliksir magiczny?
— To czary przynoszące pecha. Miał spowodować twoją porażkę.
— Na szczęście dla mnie, moja magia okazała się lepsza — rzekł Gabriel.
— Pomóż!
Mimo że Gerius leżał na słońcu, dolna warga mu zsiniała, członki drżały. Siła sugestii naprawdę działa cuda, rzekł do siebie Gabriel.
— Zamarzam — zaskomlał Gerius.
— Niezupełnie — pocieszył go Gabriel. — Co ci ofiarowano za zamordowanie mnie? Pieniądze?
— Nie. Przeniesienie do Żółtej Konnicy.
— To szykowny pułk.
— Najbardziej szykowny. — Z oczu Geriusa popłynęły łzy. — Mógłbym tam zyskać królewską łaskę. Protekcja to jedyny sposób na awans, gdy nie ma wojen.
— A twój wujek Gerius nie mógł umieścić cię w Konnicy?
— Nie zrobiłby tego! — Gerius splunął. — Ma nas wszystkich w nosie, jeśli nie może na nas zarobić.
Gabriel spojrzał na zakrwawione kolano Geriusa. Koniec z Żółtą Konnicą i każdym innym pułkiem. Kariera wojskowa Rycerza skończyła się bezpowrotnie. Gabriel zastanawiał się, czy kondycja Geriusa byłaby dostatecznie dobra dla mistrza żebraków.
Podeszła Clancy ze swoją torbą.
— Połatałam doktora — oznajmiła. — Przyznał, że planowano cię zabić. Za wszystkim stał książę Adrian.
Gabriel spojrzał na Geriusa.
— Mamy więc jednogłośne potwierdzenie.
— Na miłość Boską, pomóżcie mi!
Gabriel spacerował spokojnie po polanie, gdy Clancy opatrywała rany Geriusa. Mięśnie mu drgały w reakcji na napływ adrenaliny. Dwa ciała leżące w słońcu już zwabiły muchy.
Na polanie spokój,
A w górze mkną ptaki.
Czemuż na trawie jest krew?
Częściowo dlatego, że Głos ją tam umieścił, odpowiedział sobie Gabriel. Nie miał zamiaru przebijać Silvanusa, jedynie zranić go tak, by nie mógł kontynuować walki. Gdy jednak nadszedł właściwy moment, sprawa wymknęła mu się spod kontroli. Głos wezwał do wypadu, a ciało posłuchało. Kiedy stracił nad nim panowanie?
Głos był mańkutem, a Gabriel rozpoczął walkę w pozycji leworęcznej. Głos mógł w ten sposób uzyskać przyczółek w psychice Gabriela.
Uważnie odtworzył walkę, sztych po sztychu. Wspomniał swoje kiai — „krzyki ducha” — które wydawał po każdym ciosie. Zaczął od wołania tzai, ulubionego, gdyż wypowiadanie dźwięku tz skutecznie zaciskało przeponę, zwiększając siłę. Ale w czasie walki zaczął krzyczeć dai, i w końcu giń.
Giń, pomyślał, giń, giń, giń.
Głos przedarł się do niego — dość stosownie do swej nazwy przez jego aparat głosowy. Od sterowania okrzykami przeszedł do sterowania całym ciałem.
I prawdopodobnie uratował Gabrielowi życie. Głos wiedział o zdradzie Geriusa lub podejrzewał ją.
Przyszła pora, by porozmawiać z Głosem, pomyślał Gabriel. Miał już bardzo dobry pomysł, jak to zrobić.
POGROMCA ZWIERZĄT: Wracać do klatek!
LULU:
Wydajesz mi rozkazy?
Zakrwawiony nóż jest nadal w mej dłoni!
Pomarańczowoczerwony pawilon Zhenling stal w śniegu na szczycie Mount Trasker. Przykryty kopułą, cały w barwach zachodzącego słońca, wznosił się falami jak fantazja prosto z Tysiąca i jednej nocy. Wokół stały maszty z proporcami wyciętymi w jaskółcze ogony. Szczyt otaczały szerokie dywany śniegu, szaroczarne fortece granitu, wymowne jęzory przezroczystego lodowca. Wiatr huczał, chmury kłębiły się, a drobiny lodu mknęły przez fioletowe niebo z wężowym sykiem.
Читать дальше