— Tzai! — krzyknął, ściągając mięśnie jamy brzusznej.
— ZABIJ! —ryknął Mataglap.
AUGENBLICK: Jego daimōn całkowicie zachował zimną krew. Nie da się go wypłoszyć ani zepchnąć.
MIŚ: Oddychaj. Rzeka qi wpływa ci na plecy…
DESZCZ PO SUSZY: Może spodziewa się ataku ze słońcem. Czy możemy wykorzystać te jego spekulacje, by zwabić go w pułapkę?
GABRIEL: Dobrze. ‹wizualizacja techniki›
DESZCZ PO SUSZY: Z całą pewnością.
MATAGLAP: Nie zasygnalizuj mu tego przypadkiem.
MIŚ: Wdech.
AUGENBLICK: Będzie kontratakował, jeśli się tego spodziewa. Najprawdopodobniej uderzenie zatrzymujące. ‹wizualizacja›
MATAGLAP: Zgubił cię w słońcu. Zniszcz go!
Silvanus zatrzymał impet uderzenia, odbił klingę w górę, nad swe lewe ramię. Gabriel, wykorzystując grawitację, opuścił silną strefę swego miecza na słabą strefę miecza Silvanusa, a potem (z dłonią zwróconą ku górze) ruszył w przód, w nadziei, że pchnięcie dosięgnie ramienia Silvanusa. Silvanus cofnął wysuniętą stopę w pięknie obliczonym rassemblement. Klinga Gabriela spadła, mijając cel o szerokość kciuka.
Silvanus był najwyraźniej przygotowany, by go dostać.
Gabriel przesunął się znowu w lewo. Słońce przestało świecić mu w oczy. Jeszcze raz obaj przyjęli postawę obronną.
Silvanus znowu zaczął obchodzić go w lewo, w swoją silną stronę. Gabriel poszedł za jego przykładem. Silvanus zmrużył oczy, gdy słońce błysnęło mu prosto w twarz.
Gabriel poczekał, aż przyszła kolej na ruch jego lewej stopy, a potem, zamiast dalej pełznąć dookoła, postąpił ku Silvanusowi. Próbował uczynić ten ruch absolutnie spontanicznym, nie zdradzając go żadnym przesunięciem ciężaru ciała czy poprawianiem ustawienia stopy.
Jego ręka z mieczem uniosła się wysoko, w słońce, w nadziei, że Silvanus straci go z oczu. Prawa dłoń odparowała oczekiwany sztych zatrzymujący. Zamiast ciąć z góry, Gabriel opuścił miecz za przeciwnikiem, potem wywinął nim w górę z zamiarem zadania Silvanusowi cięcia pionowego pod brodę.
— Tzai ! — krzyknął.
— ZABIJ! —nadeszło jak echo.
Silvanus złożył prawą dłoń i zatrzymał pchnięcie tuż przed celem. Gabriel przesunął nogi w tył w „niszczącej” paradzie, od prymy do niskiej tercji, która odbiła spodziewany kontratak Silvanusa, a potem znów przybrał postawę obronną.
Obaj nadal się sprawdzali, jakby mieli do dyspozycji nieograniczony czas. Klingi szybko migały, żaden jednak sztych nie przerodził się w zdecydowany atak. Silvanus zdawał się być całkowicie skoncentrowany. Jego daimōn może i był obsesyjnym mordercą, ale również był mordercą cierpliwym, czekającym stosownej chwili. Może wyczuwał, że niedługo Gabriel się zmęczy, a wtedy dzięki swym masywnym przegubom, barkom i długim rękom Silvanus go wykończy.
Gabriel poświęcił się chłodnej analizie stylu swego przeciwnika. Silvanus wolał cięcie niż sztych, ruchy koliste od liniowych. Był również podstępny — tupał, by odciągnąć Gabriela od ataku, albo rozmyślnie dzwonił kolczugą, by skierować jego uwagę w dół, oderwać zaś od klingi; patrzył wściekle na jedną część ciała Gabriela — atakował inną; inteligentnie wykorzystywał słońce i próbował długiej serii przebiegłych fint i zatrzymanych uderzeń.
Po każdej wymianie cięć Gabriel czuł się coraz pewniej. Silvanus sygnalizował swe ataki nieznacznym balansowaniem ciała, rytmem oddechów i kroczkami. Gabriel lepiej pracował stopami — Silvanus szedł całymi krokami, Gabriel natomiast stosował szybkie przesunięcia nóg, poruszał się sprawniej, nie zmieniając położenia stóp. Przewagę dawało mu też częste stosowanie sztychów. Miał do dyspozycji parowania okrężne i niszczące oraz wiele, wiele sztuczek, których jeszcze nie zastosował.
— Czas go wykończyć —stwierdził Mataglap. — Spójrz na te ręce i ramiona! Może cię zmęczyć wcześniej niż ty jego.
— Poziom toksyn zmęczeniowych jest wysoki —zameldowało reno Gabriela.
— Zabij go i skończ z tym wszystkim —Mataglap radował się na tę myśl.
— Nie zabiję. Oszczędzę go, jeśli tylko mi się uda.
— To barbarzyńca i morderca. Nigdy nie dostosuje się do nowego porządku, który będziemy musieli tutaj narzucić. Pył pod naszymi butami.
— Zgódź się —rzekł Deszcz po Suszy.
DESZCZ PO SUSZY: Jeśli myślisz o wykonaniu teraz ruchu, to wiedz, że słońce zaraz padnie mu na twarz.
GABRIEL: Nie wtedy… raczej tuż przed…
DESZCZ PO SUSZY: ‹aplauz›
AUGENBLICK: Jego tętno wynosi 110, oddech ma równomierny.
MIŚ: Rzeka pełna qi spływa z twojego ramienia. Oddychaj.
GABRIEL: ‹wizualizacja techniki›
DESZCZ PO SUSZY: Nadziewasz się na jego ostrze. Musisz mieć pewność, że zneutralizujesz każdy kontratak.
— Ale…
Gabriel i Silvanus ostrożnie skradali się po okręgu. Gabriel przedłużał to krążenie, aż czerwony świt przemalował biały puder Silvanusa na różowo, a słońce padało niemal w oczy przeciwnika…
Może Silvanus odpręży się, sądząc, że spodziewany atak wyjdzie prosto ze słońca. Gabriel wykonał ruch tuż przed najbardziej odpowiednim momentem. Był to ruch w prawo, nie w lewo. Prosto na miecz Silvanusa, dlatego nieoczekiwany.
Postąpił prawą nogą, ślizgając wierzch swej pancernej rękawicy po wewnętrznej linii przeciwnika. Wyciągniętą lewą dłonią zamachnął się do środka, by zadać bekhendowe („Tzai!”) cięcie w jego tors. Ruch słaby, lecz wykonany bez sygnalizacji, stanowił przede wszystkim wstęp do czegoś bardziej interesującego.
Silvanus odparował pierwsze uderzenie, spróbował chwycić ostrze, nie udało mu się, i przez ułamek sekundy odwracał do góry swą dłoń z mieczem, by przygotować potężne cięcie. To go zablokowało. Ostrze zadzwoniło: Gabriel poczuł paraliżujące uderzenie na rękawicy. Wyrzucił do przodu lewą stopę, stawiając ją do wewnątrz, i skończył w położeniu żurawia, oparty na prawej nodze z lewą uniesioną wysoko. Sztych opadł, miecz zatoczył pionowe koło i z góry wycelował wprost na głowę Silvanusa.
Silvanus miał zobaczyć to uderzenie. Drugie było bocznym kopnięciem z pozycji żurawia — obcas buta Gabriela wycelowany prosto w splot słoneczny Silvanusa.
— Dai! — krzyknął Gabriel.
Silvanus jakoś wyczuł, że jest w opresji, i na oślep skoczył w tył, lądując w postawie obronnej, przy akompaniamencie szalonego szczęku zbroi. Miecz Gabriela zagwizdał, tnąc powietrze tuż za nim i wbił się w murawę. Stopa Gabriela dotarła do piersi Silvanusa, ale noga była wówczas całkowicie wyciągnięta i nie zdołała już dalej pchnąć.
Daimony Gabriela wrzasnęły: wytrącony z równowagi, stał na jednej nodze przed przygotowanym wrogiem. Silvanus już go dźgał czubkiem miecza, gdy Gabriel usiłował odzyskać równowagę. Zdążył jednak podnieść miecz i odbić atakujące ostrze, obiema dłońmi ujął rękojeść, zamachnął się z prawej strony i jeszcze raz postąpił naprzód prawą stopą, gdy Silvanus próbował odzyskać równowagę po swym wypadzie.
Miecz skoczył do góry, potem w dół, cios był silny, wykonany prawą dłonią. Gabriel zamierzał spuścić ostrze na lewe ramię Silvanusa, wewnątrz łańcuchowego rękawa, i przeciąć mięśnie sterujące ręką z mieczem.
Читать дальше