Borys Strugacki - Światy braci Strugackich - Czas uczniów

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Światy braci Strugackich - Czas uczniów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Światy braci Strugackich - Czas uczniów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Światy braci Strugackich - Czas uczniów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Antologia opowiadań rosyjskich
Wybór: Andriej Czertkow
Borys Strugacki — „O problemie materializacji światów”
Siergiej Łukjanienko — „Krzątanina w czasie”
Ant Skałandis — „Druga próba”
Leonid Kudriawcew — „I myśliwy…”
Nikołaj Romanieckij — „Obarczeni szczęściem”
Wiaczesław Rybakow — „Trudno stać się bogiem”
Andriej Łazarczuk — „Wszystko w porządku”
Michaił Uspienski — „Smocze mleko”
Wadim Kazakow — „Lot nad żabim gniazdem”
Andriej Czertkow — „Nie umówione spotkania”

Światy braci Strugackich - Czas uczniów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Światy braci Strugackich - Czas uczniów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nagle Wiktor zrozumiał, co go tak zadziwiło na centralnym placu. Nie było tu przypadkowych osób: samotnych staruszek, mam z wózkami, wesołych pijaczków, wyśpiewujących patriotyczne pieśni, zaaferowanych biznesmenów z dyplomatkami, pracujących nawet w dni wolne, gapiów, którzy przyszli popatrzeć na demonstrację i mityng, w milczeniu brnących przez tłum Beduinów, szwendającej się młodzieży, i w ogóle, w ogóle nie było tu dzieci — tych wszechobecnych chłopców i dziewczynek, którzy uciekali z domu, lekceważąc zakazy rodziców.

Wiktor mógłby uważać siebie za jedynego przypadkowo tu znajdującego się człowieka, ale to też nie była prawda — przecież przyprowadziła go Selena, która musiała być na placu dokładnie o piątej.

Za dwie minuty piąta od strony wybrzeża dał się słyszeć przytłumiony hałas, a następnie w obłoku kurzu weszła na plac kolumna demonstrantów. Demonstrantów?

Wszyscy w jednakowych mundurach koloru safari, w panamach, wysokich, lekkich butach na korkowej podeszwie, z obnażonymi rękami. Broń mieli tylko ludzie maszerujący na czele — pistolety w kaburach i kilka automatów. Maszerowali w milczeniu, bez muzyki, bez sztandarów i transparentów, nie noga w nogę, ale w bardzo zgrabnych szeregach.

Policjanci nawet nie drgnęli, a zebrani na placu ludzie ustąpili miejsca kolumnie. Wszyscy, nawet komuniści z czerwonymi sztandarami, trwożnie przemieścili się do rogu. Gwardziści natomiast poruszali się wzdłuż obu boków kolumny, wyraźnie jej towarzysząc; nie wiadomo tylko było, czy chronią kolumnę przed tłumem, czy na odwrót, wszystkich pozostałych ludzi przed demonstrantami.

Demonstranci… To były dzieci. No, może niezupełnie dzieci, właściwie nastolatki, ale nie było wśród nich nikogo powyżej dwudzieski i Wiktor gotów był przysiąc, że chłopiec i dziewczyna maszerujący w pierwszym szeregu z automatami w ręku po obu stronach znanego mu już Farima nie skończyli jeszcze piętnastu lat. Na opalonych, świeżych, zupełnie nie pocących się w tym upale twarzach wypisana była radość i pewność siebie. Szli jak zwycięzcy, jak gospodarze tego miasta. Młodsi nie odstawali od starszych, dziewczyny od chłopców. Dzieci żołnierze. Nie, raczej dzieci oficerowie, dzieci przyobleczone we władzę i wiedzę.

Widowisko było zaskakujące i niezwykłe, nawet trochę szalone, ale — o dziwo! — nie wzbudzało lęku. Nie kojarzyło się z Hitlerjugend, lecz z obozem skautowskim i masowymi sportowymi świętami z czasów jego dzieciństwa.

Wiktor spojrzał na Selenę. Uśmiechała się nieznacznie, a w jej oczach jak zielone ognisko płonął zachwyt.

— Dlaczego nie jesteś z nimi? — zapytał Wiktor, w naturalny sposób przechodząc na „ty”. W tej chwili mówił jej „ty” nie jako kobiecie, lecz jako dziecku, zachwyconemu dziecku, napawającemu się pięknym, świątecznym marszem.

— Nie wiem — odpowiedziała w roztargnieniu, nie odwracając się, a potem błysnęła oczami w jego stronę i dodała: — U nas nie ma przymusu. Dzisiaj po prostu chciałam popatrzeć na naszych z boku. Czasem to jest bardzo potrzebne.

Kolumna już wypełniła plac i nagle na niemal niesłyszalny rozkaz z niewiarygodną szybkością przeobraziła się w gigantyczny okrąg, w centrum którego zaczęła błyskawicznie rosnąć żywa piramida. Gwardziści pośpiesznie przeformowywali szeregi w pierścień.

— Bomba, prawda? — westchnęła Selena, na mgnienie oka odwróciwszy się do Wiktora.

— Nie wiem — odpowiedział Wiktor, zamyślony podobnie jak ona chwilę wcześniej. — Możesz mi w końcu wyjaśnić, co tu się dzieje?

— Nie teraz — niespodziewanym szeptem odpowiedziała Selena.

Tysiące dziecięcych postaci w kolorze safari zamarło, jakby skamieniało; wszyscy na placu również zamarli w bezruchu. Tylko rozpalone powietrze drżało nad tłumem, nad domami, nad uschniętymi drzewami. I gdyby nie strużki potu spływające po skroniach i plecach Wiktora, można by sądzić, że czas wstrzymał swój bieg.

Na samym szczycie piramidy, w centrum żywego pierścienia, Farim wyciągnął w górę lewą rękę z dłonią zaciśniętą w pięść i ten gest nad całkowitą kamiennością tysiąca ciał wydał się krzykiem w ciszy. Wszystkie spojrzenia były teraz przykute do jego wyciągniętej ręki. Zrobiło się chyba jeszcze ciszej, jeśli tylko było to możliwe. Wtedy Farim krzyknął:

— Beduini!!! Słyszycie mnie, Beduini?!

Żadnych Beduinów nie było w pobliżu; Wiktor pomyślał, że ktoś tu zwariował: albo on sam, albo ten przywódca ołowianych żołnierzyków.

— Beduini! — krzyczał młody wódz. — Wasz czas się skończył! Teraz przyszedł nasz czas! Koniec z wami, Beduini! Nadszedł czas nowych ludzi! Czas wolności i niepodległości!

Wiktor już nastawił się na nudę, która ogarniała go przy słuchaniu tych znanych aż do szczękościsku frazesów, z obowiązkowymi puentami typu: „Niech żyje wolny naród!” czy „Niech żyje prezydent!”, gdy Farim nagle przerwał swoją pompatyczną przemowę i wykrzyknął na koniec zupełnie inne słowa:

— Śmierć Beduinom!

— Śmierć Beduinom!!! — grzmiącym echem odpowiedziała cała formacja koloru safari.

W tej samej chwili piramida rozsypała się, a otaczający ją pierścień zaczął błyskawicznie rozszerzać się i rozszerzać, nie tracąc przy tym idealnie okrągłego kształtu. W tej niemożliwej, niewyobrażalnej koordynacji ruchów było coś diabelskiego; dzieci działały jak maszyny, nie jak ludzie, i już nie szły po placu, lecz biegły, tnąc tłum, przenikając łańcuch gwardzistów, z łatwością przeskakując przez metalowe ogrodzenia, zręcznie skręcając na rogach ulic, przebiegając przez podwórka, zaułki, sady z wątłymi drzewami; biegły promieniście, od centrum do peryferii miasta, ale nie w panice — nie ratując się przed kimś (a kogóż mogłyby się bać?) i nie śpiesząc się dokądś (dokąd miały się śpieszyć?); nie, biegły z gracją, jak mistrzowie podczas rundy honorowej, i wściekle jak żołnierze idący do ataku i pewni zwycięstwa.

Plac bardzo szybko opustoszał. I wtedy Wiktor zobaczył Beduinów. Nie przysiągłby, że nie było ich tam wcześniej, ale dopiero teraz ich zobaczył. Beduini stali na dachach wszystkich domów dokoła placu, bardzo blisko krawędzi, w równych, mniej więcej trzymetrowych odstępach. Stali w milczeniu, ciemnoniebiescy i bezbronni. Jak zawsze. Stali i patrzyli na nerwowo miotające się czerwone flagi, na przestraszone, przyciśnięte do ścian kobiety i starców, na nieruchomych, niewzruszonych, jakby nieżywych policjantów, na gwardzistów z uniesionymi karabinami, wycofujących się w pobliże domów i głupio wodzących we wszystkie strony lufami.

— Trzeba się stąd wynosić, Wiktorze. — Selena ciągle mówiła szeptem, ni to wystraszonym, ni to zachwyconym. — Czas na nas. Chodźmy!

— Dokąd? — zainteresował się Wiktor, który zresztą całkowicie się z nią zgadzał, że należy się stąd wycofać.

— Do mnie na daczę — szepnęła Selena. — Przecież chciałam z panem porozmawiać.

W tym momencie rozległ się pierwszy strzał. Widocznie któryś z gwardzistów nie wytrzymał. Nie czekając na następne strzały i na napór oszalałego tłumu, Wiktor i Selena niepewnym krokiem ruszyli w górę zaułku. Wiktor zdążył się tylko obejrzeć i zauważył, że dachy opustoszały — ani jednego Beduina. Ani jednego, tylko białe, wypłowiałe niebo.

2

— Gorąco ci? — zapytał, gdy minęli kilka przecznic i po zupełnie pustej ulicy szli w stronę dworca. Wiktor był mokry i ciężko dyszał.

— Gorąco — odparła Selena. — Po prostu jestem wyszkolona, dlatego się nie pocę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Światy braci Strugackich - Czas uczniów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Światy braci Strugackich - Czas uczniów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
A. Strugacki - Zilā planēta
A. Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadijs un Boriss STRUGACKI - UGUNĪGO MĀKOŅU VALSTĪBĀ
Arkadijs un Boriss STRUGACKI
libcat.ru: книга без обложки
Arkadije Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata
Borys Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij a Boris Strugačtí
Отзывы о книге «Światy braci Strugackich - Czas uczniów»

Обсуждение, отзывы о книге «Światy braci Strugackich - Czas uczniów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x