— Rozlot natychmiast.
Krążowniki jakby ją usłyszały, zaczęły się oddzielać, statki obracały się, silniki nadawały im prędkość o różnych kierunkach. Sula nie widziała ostatniej nadchodzącej kanonady, tylko świetliste błyski, które spaliły wszystkie sensory na prawej burcie szalupy. Większość symboli na displeju zniknęła, w ich miejsce pojawiły się bledsze znaki, wskazujące pozycje czysto teoretyczne. Sula odebrała to jak cios pięścią w twarz — gdy w jej głowie zgasła część schematycznego świata, miała wrażenie, że umarła połowa jej mózgu.
— Komputer, nałóż obraz z miernika promieniowania! — wydała rozkaz. W swoim głosie wyczuła panikę i usiłowała ją zdławić.
Na szczęście miernik promieniowania działał i pokazywał powtarzające się fale promieniowania gamma, neutronów i krótko żyjących mezonów pi, dziwnego pokłosia kolizji między antywodorem i zwykłą materią. Co chwila na diagramach pojawiały się piki — następstwa wspólnych eksplozji kilkunastu pocisków.
Sula poczekała, aż promieniowanie zaniknie, potem przełączyła się na rezerwowe matryce wykrywaczy — konstruktorzy szalupy przewidzieli, że czujniki mogą wysiąść, i zaopatrzyli ją w wielokrotnie dublujące się systemy tych instrumentów. Te pokazywały teraz, że szalupa tkwi w bardzo gorącej, rozszerzającej się chmurze plazmy powstałej po wielokrotnych atakach pocisków. Mogły się tu znajdować również inne jednostki, ale maskowała je szalejąca wokół burza elektromagnetyczna.
Sula czuła w uszach głośne pulsowanie, gdy natężała zmysły, usiłując nimi przeniknąć chmurę. Na pewno ktoś przeżył; na pewno w chmurze są jakieś statki, którym być może wysiadły czujniki i oprzyrządowanie, ale załoga nadal bezpiecznie siedzi w osłoniętych schronach…
Mijały minuty. Sula lizała wargi suchym, ostrym jak tarka językiem. Puchnąca chmura plazmy traciła gęstość i temperaturę, i czujniki szalupy powoli odzyskiwały zdolność widzenia. Potem nagle szalupa wyskoczyła z chmury i w czaszce Suli rozjarzył się radarowy wszechświat.
Serce jej skoczyło, gdy z chmury wynurzył się statek. Leciał po trajektorii Drugiej Eskadry. Za nim mknął inny statek. Sula przerzuciła się z displeju radarowego na optyczny, próbowała uzyskać jak największe zbliżenie widoku obu obiektów. Wpatrywała się z nadzieją i napięciem, dorównującym napięciu jej zawęźlonych mięśni. Jednym ze statków był na pewno nieustraszony”.
Nie mogła ich jednak rozpoznać. Obraz optyczny był rozmyty i gdzie brakowało ostrości, komputer uzupełniał je wygenerowanymi przez siebie szczegółami. Na displeju działo się coś dziwnego: oba statki skrzyły się, jakby ciągnęły za sobą kometarne ogony iskier.
Dopiero gdy Sula przełączyła się na obraz w podczerwieni, wszystko stało się jasne: krążowniki były gorące, wrzały energią cieplną. W żyłach Suli natomiast krew stygła, zmrożona rozpaczą. Sula nie znała temperatury topnienia odpornych, żywicowych kadłubów, ale przypuszczała, że ta temperatura została przekroczona. Gdyby w kosmosie był tlen, statki płonęłyby otwartym ogniem. Nawet gdyby załoga schowała się w schronach, zostałaby żywcem upieczona — ciepło promieniowało do wewnątrz.
Sula drgnęła, gdy pierwszy statek wybuchł, a paliwo antymaterii rozpyliło chmurę promieni gamma. Zdążyła wyłączyć czujniki, by nie uległy uszkodzeniu, a gdy licznik promieniowania pokazał spadek wartości parametrów, ostrożnie je włączyła. Pierwszy statek został całkowicie unicestwiony, drugi tylko uderzony wielkim odłamkiem albo może masywnym impulsem promieni gamma i neutronów, gdyż koziołkował.
Ze stygnącej plazmy nie wyłoniło się już nic więcej — jedynie chmura odłamków.
Nikt nie ocalał, pomyślała Sula. Dziewiętnaście statków Floty Macierzystej zostało po prostu zmiecionych i to, że unicestwiono również osiemnaście statków rebelianckich, nie wydawało się w tej chwili szczególnie ważne.
Unosząc się w uprzęży, usiłowała przetworzyć te informacje. Nie miała na statku prawdziwych przyjaciół. Tak jak wszyscy na statku, spędziła ostatnie kilka tygodni przypięta do fotela akceleracyjnego, walcząc o każdy oddech. Nie mogła twierdzić, że straciła wielu przyjaciół, ale przecież „Nieustraszony” był dla niej domem — innego nie posiadała — który teraz zniknął, a wraz z nim czterystu członków załogi.
Zginął również lord kapitan Richard Li. Był w jakimś sensie jej patronem; teraz mogła się pożegnać z nadzieją na obiecany stopień porucznika.
Wsadził mnie na mojego pierwszego kucyka, pomyślała z gorzkim uśmiechem.
Co tam kucyk i porucznikostwo! Jeśli nie przeżyję kilku następnych godzin, nic nie ma znaczenia.
Cały czas jej mózg przeprowadzał obliczenia. Flota Macierzysta została zredukowana z pięćdziesięciu czterech statków do trzydziestu pięciu. Wrogowie mieli początkowo sześćdziesiąt, może dziewięćdziesiąt jednostek — ponieważ radar badał przestrzeń z prędkością światła, nie wszystkie jeszcze ujawniły się na displeju — obecnie zostało ich czterdzieści, może sześćdziesiąt. Średnia wynosi pięćdziesiąt.
Pięćdziesiąt cztery do siedemdziesięciu dawało jednak nieco większe szanse niż trzydzieści pięć do pięćdziesięciu. Sula nie mogła się oprzeć wrażeniu, że właśnie obserwuje początek agonii Floty Macierzystej.
Ciężka eskadra Naksydów oblatywała Barbas. Sula widziała podejrzanie duży jasny punkt; przypuszczała, że to „Majestat Praxis”, statek flagowy wroga. Teraz hamował. Z pewnością zamierzali pozwolić, by Flota Macierzysta ich wyprzedziła, po czym nawiązać bitwę. Sula rozważała wysłanie za nimi pocisków, ale oceniła, że byłoby to nieskuteczne. Samodzielnie nie mogła zaatakować całej eskadry, a Flotę Macierzystą miała gdzieś z tyłu, schowaną za puchnącą, stygnącą chmurą plazmy, która znaczyła destrukcję „Nieustraszonego”.
Zaprogramowała umiarkowane przyśpieszenie dwóch g, i dla silników, i dla pocisków. Chciała się zbliżyć do Floty Macierzystej, a równocześnie opracować jakiś plan.
Z plazmowej chmury za Sulą wyłoniły się dwie eskadry małych statków — fregaty i krążowniki. Czujniki szalupy zarejestrowały odbite od kadłuba promienie radarów. Nagle lekki krążownik wystrzelił pociski. Rakiety chemiczne zapłonęły i zgasły — zapaliły się jasne żagwie antymaterii. Sula śledziła kierunek ich lotu — jedna grupa atakowała te przynęty, które przedtem Sula ostrzelała swymi pociskami; druga zmierzała w stronę innej konstelacji przynęt.
A trzecia prosto na szalupę.
Sula krzyknęła, protestując, serce dudniło jej przeraźliwie. Odruchowo obróciła szalupę wokół środka ciężkości i ustawiła napęd na stałe sześć g. Kadłub jęknął, gdy silniki pokonywały bezwładność. Skafander zacisnął się łagodnie na nogach i rękach dziewczyny. Dopiero wtedy wysłała komunikatorem laserowym wiadomość do strzelającego statku, który leciał na czele oddziału.
— Tu kadet lady Sula z „Nieustraszonego”. Ostrzelaliście mnie! Zdezaktywujcie swoje pociski! — Starała się wyedytować z głosu histerię, ale wątpiła, czy jej się to udało.
Sfora pocisków nadciągała z przyśpieszeniem, któremu uciekająca szalupa nie mogła dorównać. Eskadra wystrzeliła nowe pociski — goniły za obiektami wytropionymi przez czujniki, bez względu na to, w jakiej odległości zlokalizowały dany obiekt. Oficer taktyczny statku najwidoczniej stracił głowę.
Sula głosem wydawała rozkazy swej broni, manipulowała rękami. Trzy z jej dwudziestu czterech pocisków zaczęły ostro przyśpieszać, by powstrzymać niebezpieczeństwo. Kierujący ostrzałem dostrzegł zagrożenie dla swej kanonady i kazał się pociskom rozproszyć. Sula odpowiedziała: poleciła swoim pozostałym pociskom uciekać od floty, a następnie zaprogramowała szalupie olbrzymie przyśpieszenie, wiedząc, że potem straci świadomość. Gdy ciążenie chwyciło ją za gardło, poczuła, jak jej serce miota się w panice. Zdążyła wyłączyć czujniki, nim bezprzytomność wygrała z nią i z jej przerażeniem.
Читать дальше