Kulas dał jej pięćset zenitów, chyba na przeprosiny.
Wracała samochodem. Posiniaczony policzek puchł, między udami ściekał jej śluz Kulasa, w dłoni ściskała pieniądze i myślała, czyby nie zadzwonić do Legionu Prawomyślności z informacją, gdzie ukrywa się Kulas. Nie. Poprosiła chłopaka Kulasa, by podwiózł ją do apteki niedaleko mieszkania Caro.
Tam kupiła pudełko plastrów, które miały zlikwidować siniaki. Sprzedawczyni przy ladzie spojrzała na jej twarz ze współczuciem.
— Coś jeszcze, maleńka?
— Tak. Dwie fiolki fenyldorfiny-zet — powiedziała. Musiała wpisać ten zakup do Rejestru Narkotyków. Naskrobała nazwisko „Sula”.
* * *
Caro z przerażeniem oglądała posiniaczoną Gredel.
— Jak Kulas tu przyjdzie, kopnę go w jaja — odgrażała się. — Walnę go krzesłem.
— Daj sobie spokój — rzekła Gredel zmęczonym głosem. Nie potrzebowała akurat teraz objawów lojalności ze strony Caro. Miotały nią sprzeczne uczucia. Nie chciała obudzić w sobie ponownej sympatii do Caro.
Caro zaciągnęła Gredel do łazienki, oczyściła jej twarz, przycięła kawałki plastra i przyłożyła je do siniaków. Na drugi dzień siniaki się częściowo wchłonęły, guzy stęchły. Po usunięciu plastrów prawie ich nie było widać, a lekkie przebarwienia dały się zatuszować kosmetykami. Jednak w dalszym ciągu Gredel miała obolałą twarz, żebra i splot słoneczny, wszędzie, gdzie bił ją Kulas.
Caro przyniosła z baru śniadanie i tak chodziła koło Gredel, że ta aż miała ochotę krzyczeć: jeśli chcesz mi pomóc, weź swój przydział do akademii, pójdziemy tam obie”.
Ale Caro nie reagowała na myślowe rozkazy i gdy po południu otworzyła butelkę alkoholu, cała jej opiekuńczość minęła. Caro piła żubrówkę i Gredel zrozumiała teraz, skąd brał się specyficzny zapach fuzli, jaki wyczuwała od Caro przez ostatnie kilka dni. Do wieczora Caro prawie opróżniła butelkę, po czym usnęła na kanapie.
Gredel miała lekkie poczucie satysfakcji: dobrze, że okoliczności ponownie jej uświadomiły, dlaczego nienawidzi swojej przyjaciółki.
Następnego dnia wypadały rzekome urodziny Caro. Gredel skierowała do Caro myśl: masz ostatnią okazję, żeby wspomnieć akademię. Ale słowo „akademia” nie padło.
— Chciałabym odwdzięczyć ci się za wszystko, co dla mnie zrobiłaś — rzekła Gredel. — Twoje urodziny będziemy obchodzić na mój koszt. — Objęła Caro. — Wszystko zaplanowałam.
* * *
Zaczęły od Godfreya. Komplet zabiegów: masaż, kosmetyka twarzy, fryzjer. Lunch zjadły w bistro w południowej części galerii — wzięły grillowaną wakę z musującym serem na chrupiącym chlebku i sałatkę z piklowanych kwiatów dedgera. Ku zdziwieniu Caro Gredel zamówiła butelkę wina i nawet sama sobie trochę nalała.
— Pijesz? Co za okazja? — powiedziała Caro zadowolona.
— Toast na twoje urodziny — odparła Gredel. Na rauszu łatwiej pójdzie, pomyślała.
Cały czas napełniała kieliszek Caro; sama sączyła wino niespiesznie. Tak opróżniły pierwszą butelkę. Gredel zabrała potem Caro do sklepów, kupiła jej letnią sukienkę z jedwabiu z wzorem w ptaki rhompe i kwiaty jennifer, oraz żakiet iskrzący się cekinami, złotem i zielenią — to kolory pasujące do włosów i oczu Caro. Kupiła również parę butów dla Caro i ubranie dla siebie.
Zaniosły wszystko do domu. Caro wypiła parę kieliszków żubrówki, potem poszły na kolację do jednego z wykwintnych klubów. Caro miała tam jeszcze prawo wstępu, ale czujny kierownik sali dał im stolik z dala od wszystkich. Caro zamówiła koktajle, dwie butelki wina oraz drinki po posiłku. Gredel kręciło się w głowie, choć piła niewiele. Jak musiała czuć się jej towarzyszka? Caro potrzebowała teraz dawki benzedryny, by dojść do klubu tanecznego, który był następnym przystankiem w planach Gredel, ale gdy tam weszła, trzymała się pewnie na nogach.
Potańczyły trochę, ale Gredel wkrótce oświadczyła, że jest zmęczona. Spławiły więc przygodnych męskich adoratorów i taksówką wróciły do domu.
Gredel poszła pod prysznic, a Caro po drinki. Benzedryna dostarczyła Caro mnóstwo energii, którą zużyła na dopicie butelki żubrówki. Gredel przebrała się w jedwabny szlafrok — prezent od Caro z początku ich znajomości — i do kieszeni włożyła dwie fiolki analogu endorfiny.
Caro siedziała na kanapie. Oczy miała przejrzyste, ale mowę bełkotliwą.
— Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent — powiedziała Gredel, wyjmując fiolki z kieszeni. — Te chyba lubisz. Nie byłam pewna.
Caro zaśmiała się.
— Cały dzień mi dogadzasz, a teraz chcesz mi pomóc zasnąć! — Objęła Gredel ramieniem. — Ziemianko, jesteś moją najlepszą siostrą.
Gredel czuła od niej zapach żubrówki, potu i perfum i próbowała kontrolować swoją nienawiść, choć serce przewracało jej się w piersiach.
Caro włożyła do iniektora jedną fiolkę fenyldorfiny-zet i od razu wzięła zastrzyk. Powieki jej zatrzepotały, gdy endorfina zalała mózg.
— Jak dobrze — wymamrotała. — Dobra z ciebie siostra. — Po kilku minutach przyjęła drugą dawkę. Coś cicho powiedziała, ale głos jej zupełnie osłabł. Po trzecim zastrzyku usnęła. Złociste włosy zakryły twarz Caro.
Gredel wyjęła iniektor z bezwładnych palców. Odsunęła włosy z jej twarzy.
— Chcesz jeszcze, siostrzyczko?
Caro coś niezrozumiale mruknęła, usta wykrzywiły się w uśmiechu. Gdy Gredel wstrzyknęła jej w arterię szyjną kolejną dawkę, Caro z rozanielonym uśmiechem opadła na poduszki kanapy jak szczęśliwy szczeniak.
Gredel wzięła przenośną konsolę komputera Caro, wywołała program bankowy, dyspozycję zamknięcia rachunku oraz formularz przelewu całego salda na konto, które wcześniej sobie założyła. Potem przygotowała list do zarządu funduszu powierniczego Caro w pierścieniu Spannanu, z poleceniem przelewu wszystkich dalszych wypłat na nowy rachunek.
— Caro, potrzebny mi twój odcisk palca.
Pogłaskała ją i zdołała przez chwilę przytrzymać nad konsolą, tak że kciuk dwukrotnie nacisnął na czytnik. Potem włożyła iniektor w palce Caro, która znów zrobiła sobie zastrzyk.
Teraz jestem prawdziwym przestępcą, pomyślała Gredel. Zostawiłam komputerowy ślad, prowadzący bezpośrednio do mnie.
Ale nie potrafiła realizować planu całkowicie mechanicznie. Zostawiła sobie furtkę. Caro musi tego chcieć, myślała. Nie dam jej więcej, jeśli odmówi.
Caro westchnęła, wygodniej ułożyła się na poduszkach.
— Chcesz jeszcze? — spytała Gredel.
— Uhmmm. — Caro się uśmiechnęła.
Gredel wyjęła iniektor z dłoni Caro i zaaplikowała jej kolejną dawkę.
Pierwsza fiolka była już zużyta. Gredel włożyła drugą. Przed każdym zastrzykiem potrząsała dziewczyną i pytała, czy chce jeszcze. Caro wzdychała albo coś mamrotała uśmiechnięta, ale nie mówiła „nie”, więc Gredel aplikowała jej następne dawki.
Druga fiolka się wyczerpała. Caro głośno chrapała, oddech z trudem wychodził przez usta, płuca pompowały powietrze z wysiłkiem, czasem się zacinając. Gredel widziała już te objawy poprzednio, gdy Caro przedawkowała endorfiny. Wspomnienie tamtego dnia poderwało ją z kanapy. Zaczęła krążyć po mieszkaniu, rozcierając sobie ramiona, jakby nagle powiało chłodem.
Chrapanie nie ustawało. Gredel odczuwała potrzebę aktywności — poszła do kuchni i zrobiła sobie kawę. W pewnym momencie chrapanie ucichło.
Lodowaty dreszcz przebiegł po nerwach Gredel. Przez kuchenne drzwi spojrzała do salonu. Z kanapy zwisała zasłona złocistych włosów. To koniec, pomyślała Gredel.
Читать дальше