Przylecieli do siatki, rozpiętej nad drewnianą Skórą na kołach, podobnie jak obóz Jeźdźców Skóry. Jednakże z tej sieci najwyraźniej nikt nie korzystał: porwana i wystrzępiona, łopotała a wietrze. Zawierała jedynie kawałki przełamanej na pół deski surfingowej, kilka wepchniętych za węzły siatki części garderoby trochę prymitywnie wyglądających narzędzi.
Cris zatrzymał się przed siecią i spokojnie uczepił jedną ręką pętli ze sznurów.
— To Ray — powiedział z zawiścią w głosie. — Ta dziewczyna. Tak przynajmniej każe się nazywać… pożyczyła to imię •d raj, płaszczek lasu skorupowego.
Farr zmrużył oczy i przyglądał się dziewczynie. Zbliżała się do nich, krążąc leniwie po spirali wokół linii wirowej. Na jej korze lśniła oślepiająca poświata elektronowa.
— Chyba jest dobra.
— Jest dobra. Cholernie dobra — odparł Cris z lekkim rozgoryczeniem. — A jest o rok młodsza ode mnie… Mam tylko nadzieję, że w Igrzyskach starczy miejsca dla nas dwojga.
— Co to za miejsce?
Chłopiec z Miasta rzucił swoją deskę surfingową w Powietrze obserwował jej koziołkowanie.
— Nie ma nazwy — odparł, siląc się na nonszalancki ton. — To tylko stara sieć Jeźdźców Skóry w takiej części Skóroobrazu, której prawie nikt nie odwiedza. Służy nam jako baza wypadowa. '4o, wiesz, miejsce, w którym się spotykamy, wyruszamy na surf, przechowujemy parę narzędzi do konserwacji desek.
Tylko baza wypadowa, z której wyruszamy na surf. Ton Crisa sugerował, że to miejsce miało o wiele większe znaczenie. Farr patrzył na dziewczynę, która zwalniała, sunąc wprawnie przez Magpole w kierunku Skóry. Rozmyślał, to się czuje, gdy jest się akceptowanym przez grupę ludzi takich jak Cris czy ta dziewczyna, Ray — gdy można się ukryć w takim miejscu, z dala od rodzin i pozostałej części Miasta.
Z trudem wyobrażał sobie taką sytuację. Nagle uświadomił (obie, że przed Zaburzeniem, w którym zginął jego ojciec, rodzina nigdy nie traciła go z oczu. Taka kryjówka musiała być czymś ogromnie ważnym.
Miał ochotę zadać Crisowi więcej pytań. Czym się zajmowali surferzy? Jacy byli? Ilu ich tu mieszkało?… Jednak milczał. Nie, chciał się okazać grubiańskim ignorantem z nadpływu — w każdym razie nie tutaj, nie wobec tych dwojga. Pragnął, żeby go zaakceptowali, przyjęli jak swojego, choćby na jeden dzień.
Może jeśli będzie trzymał język za zębami, pomyślą, że wie więcej niż w rzeczywistości.
Dziewczyna imieniem Ray wykonała ostatni przewrót w Powietrzu i lekko zeskoczyła z deski. Podbiła ją kostką u nogi, złapała ręką i wepchnęła do wyrwy w siatce. Potem uczepiła się siatki, blisko Crisa, i uśmiechnęła się do niego i Farra. Była naga. W jej długich, związanych z tyłu włosach, znajdowały się pasemka pomalowane na żółto jak u syna Toby.
— Jesteś dzisiaj sama? — zapytał Cris. Wzruszyła ramionami, oddychając ciężko.
— Czasami wolę być sama. Wtedy można odwalić kawał porządnej roboty. — Zwróciła się do Farra. Na jej twarzy malowało się duże zaciekawienie. — Kto to jest?
Cris uśmiechnął się i poklepał brata Dury po ramieniu.
— Nazywa się Farr. Mieszka u nas. Pochodzi z plemienia zwanego Istotami Ludzkimi.
— Istoty Ludzkie?
— Nadpływowcy — powiedział Cris i rzucił koledze przepraszające spojrzenie.
Dziewczyna rozpromieniła się. Farr zauważył, że jeszcze bardziej ją zainteresował.
— Nadpływowiec? Naprawdę? No to jak ci się podoba Parz? Śmietnik, nie uważasz?
Farr usiłował znaleźć jakąś odpowiedź.
Nie mógł oderwać oczu od dziewczyny. Jej twarz była szeroka, inteligentna, pełna życia; idealnie ukształtowane nozdrza połyskiwały. Nadal dyszała po intensywnym wysiłku. Jej klatka piersiowa i ramiona falowały. Włosowate pory między jej małymi piersiami były rozszerzone i ciemne.
Uświadomił sobie, że Cris dziwnie mu się przygląda, podobnie jak rozbawiona i zaciekawiona Ray. Musiał coś odpowiedzieć.
— Parz jest w porządku. Interesujące miejsce.
Interesujące. Co za bełkot. Słyszał swój dudniący, niekontrolowany głos. Czuł śmieszność swego masywnego, przesadnie umięśnionego ciała oraz dużych rąk, które zwisały bezużytecznie po bokach.
Zbliżyła się do niego. Starał się nie spuszczać oczu z jej warzy. Nagość dziewczyny zapierała mu dech w piersiach. To bez sensu. Przecież Istoty Ludzkie zawsze preferowały nagość tylko od czasu do czasu zakładały pasy narzędziowe albo poncha, dlaczego więc teraz przeżywał takie emocje? Widocznie przyzwyczaił się do ciał zakrytych miejskimi ubraniami, takimi łk lekkie kombinezony, które mieli na sobie on i Cris. Może Dlatego nie mógł pozostać obojętny na niespodziewaną nagość Ray. Tak, to musiała być właściwa przyczyna…
Poczuł intensywne ciepło w podbrzuszu. Och, krwi Xeelee, pomóż mi. Niczym niezależna istota — całkowicie bez woli swojego właściciela — penis usiłował się wydostać ze schowka pomiędzy nogami Farra. Chłopiec nachylił się do przodu, mając nadzieję, że fałdy kombinezonu zakryją wstydliwą wypukłość. Dziewczyna taksowała go wytrzeszczonymi oczami, na jej małych ustach bąkał się uśmieszek. Domyślała się. Wiedziała o nim wszystko.
— Interesujące — powtórzyła. — Może i tak, pod warunkiem że nie musiałeś w nim dorastać.
— Oglądaliśmy twoje akrobacje — powiedział Cris. — Jesteś świetnej formie.
— Dzięki. — Spojrzała na Crisa z zakłopotaniem. — Zostałam wytypowana na Igrzyska. Słyszałeś o tym?
— Tak szybko? — Farr obserwował twarz chłopca z Miasta,»a której zazdrość walczyła z sympatią dla dziewczyny. — Nie, ale, chciałem powiedzieć, że cieszę się z twojego sukcesu — dodał Cris pośpiesznie. — Naprawdę.
Musnęła ramię Crisa opuszkami palców. — Wiem. I wcale nie jest za późno, żebyś i ty został wybrany. — Wyjęła deskę z sieci. — Chodź, poćwiczymy.
Chłopiec z Miasta zerknął na Farra.
— Tak, zaraz. Ale najpierw… — Wyciągnął deskę w kierunku kolegi. — Chciałbyś spróbować?
Farr wziął deskę z wahaniem. Pogładził jej powierzchnię dłonią. Jeszcze nigdy nie dotykał tak starannie obrobionego drewna; paski materii rdzeniowej, którymi była inkrustowana deska, były zimne i gładkie.
— Nie masz nic przeciwko temu? Cris roześmiał się swobodnie.
— Pod warunkiem że mi ją zwrócisz w całości. Idź z Ray — jest lepszym surferem niż ja, i lepszym nauczycielem. Zaczekam tutaj, aż skończysz.
Farr popatrzył na Ray. Uśmiechnęła się do niego.
— Chodź, będzie fajnie. — Zabrała mu deskę. Jej palce lekko otarły się o rękę przybysza z nadpływu, wywołując u niego dreszcz oraz kolejną erekcję — i ustawiła ją płasko, zgodnie z kierunkiem Magpola. Poklepała drewnianą, inkrustowaną paskami materii rdzeniowej powierzchnię. — Surfing jest łatwy. Bardzo przypomina falowanie, tyle że zamiast nóg używasz głównie stóp i deski. Musisz tylko pamiętać o tym, żeby nie tracić kontaktu z deską i cały czas napierać na Magpole…
Przy pomocy dziewczyny i Crisa Farr wspiął się na deskę i nauczył, jak kołysać ją palcami i piętami. Z początku wydawało się to niemożliwe — niezdarnymi kopnięciami wciąż przesuwał deskę na boki — i czuł na sobie wzrok Ray przy każdym podskoku. Ale kiedy spadał, zawsze ponownie chwytał deskę i wdrapywał się na nią.
I w końcu, niespodziewanie, udało mu się. Sekret polegał nie na sile, lecz na delikatności, giętkości, wyczuwaniu łagodnego oporu Magpola. Wystarczyło kołysać deską pewnie i miarowo w poprzek ścieżek pływowych Magpola. Ciśnienie wywierane przez stopy musiało być mniejsze od ciśnienia Magpola, tak aby podeszwy cały czas przywierały do deski. Kiedy Farr właściwie naciskał deskę jedną stopą, wówczas zaczynał powoli uginać nogi i wychylać na boki drugi koniec deski. Stopniowo uczył się zwiększać tempo kołysania. Wokół palców u jego nóg wiły się smużki gazu elektronowego, gdyż w inkrustacjach z materii rdzeniowej indukował prąd.
Читать дальше