Pajęczyna błyskawicznie przesłoniła całe niebo. Teraz Farr dostrzegał więcej szczegółów — błyszczącą, lepką powierzchnię nici, grube węzły w miejscach, gdzie się przecinały. Skręcił i docisnął deskę, starając się maksymalnie zwiększyć prędkość.
Pochylił się — jego kolana oraz kostki cały czas intensywnie pracowały — i splótł ręce nad głową.
Kiedy pajęcza sieć pochwyciła go, nie stracił przytomności. Prawdopodobnie nie odniósł obrażeń. Zastanawiał się, ile czasu upłynie, nim pająk zejdzie. Czy będzie jeszcze świadomy, kiedy potwór dobierze się do jego ciała?
Nad jego głową przemknęło coś, zmierzając w kierunku pajęczyny. Uchylił się, omal nie tracąc deski, i spojrzał w górę. Czyżby pająk już opuścił pajęczynę i przybył po niego?
Ale to była Ray. Udało jej się dogonić go i prześcignąć. Teraz leciała przed nim, nurkując w głąb splątanych nici. Sunęła zdecydowanie — ciasnymi, spiralnymi pętlami — przecinając błyszczące pęta krawędzią swojej deski. Farr widział, jak pasma pajęczyny ocierały się o jej ręce i barki; najpierw napinały się, a potem wiotczały w miarę pokonywania przez dziewczynę kolejnych warstw pułapki.
Zrozumiał, że Ray wycina dla niego tunel w pajęczynie. To nieregularne przejście już zaczynało się zamykać — najwyraźniej sieć podlegała samoistnej regeneracji — ale nie miał wyboru i musiał skorzystać z zaoferowanej mu szansy.
Gwałtownym ruchem zagłębił się w pajęczynę.
Otoczyła go skomplikowana, trójwymiarowa sieć światła. Nici szybowały przed nim, opadały na ramiona, ręce i twarz, zaczepiały o materiał kombinezonu, skórę i włosy i odrywały się, powodując lekki ból. Farr krzyczał, ale nie miał odwagi, by osłonić twarz dłońmi albo zamknąć oczy, czy też unieść ramiona — żeby odsunąć nitki — bał się, że straci kontrolę nad deską.
Nagle, równie szybko jak wdarł się w pajęczynę, wydostał się z niej. Ostatnie pasma miękko rozsunęły się przed nim, czemu towarzyszył dźwięk, przypominający ciche westchnienie. Farr znalazł się w czystym Powietrzu.
Ray czekała na niego w odległości stu ludzi od brzegu pajęczyny. Trzymała deskę pod pachą. Chłopiec zatrzymał się przed dziewczyną i niezdarnie zeskoczył z własnej deski.
Odwrócił się i spojrzał na pajęczynę. Wycięty korytarz już się zamknął. Pozostała po nim jedynie ciemna, cylindryczna ścieżka przebiegająca przez warstwy pułapki i pokazująca, w którym miejscu ich przejście naruszyło strukturę pajęczej sieci. Sam pająk powoli gramolił się przez linie wirowe, by sprawdzić, co zakłóciło spokój jego królestwa.
Farr zadygotał. Nawet nie próbował ukrywać, jak bardzo jest wstrząśnięty. Odwrócił się do Ray.
— Dziękuję…
— Nie. Nie mów tego. — Uśmiechała się szeroko. Nie okazywała najmniejszego lęku. Jej pory były szeroko otwarte. Spoglądała przed siebie, pełna życia i nieodparcie atrakcyjna. Właśnie to poruszyło go, gdy zobaczył ją pierwszy raz. Dziewczyna chwyciła Farra za ramiona i mocno nim potrząsnęła.
— Czy to nie było fantastyczne? Co za lot! Opowiem o tym Crisowi…
Wskoczyła na deskę i poleciała dalej.
Obserwował jej umięśnione nogi. Kiedy minął pierwszy szok wywołany bliskością śmierci, kolejny raz stwierdził, że ma erekcję.
Wgramolił się na deskę i ruszył w drogę. Sunął powoli, trzymając się z dala od pajęczyny.
Tobą wrócił po kilku dniach i powiedział Durze i Farrowi, że zarejestrował ich w biurze pracy na Rynku. Dziewczyna wywnioskowała z tego, że Mixxax kolejny raz wyświadczył im przysługę, ale podczas rozmowy cały czas odwracał wzrok, a kiedy przystąpili do posiłku, Cris zachowywał się inaczej niż zwykle:
sprawiał wrażenie zakłopotanego i milczał. Ito niespokojnie krążyła wokół nadpływowców, jej spojrzenie było głębokie i ponure.
Rodzeństwo miało na sobie stroje, które, jak zwykle, pożyczyła im rodzina. Jednak tym razem Tobą powiedział cicho, żeby poszli bez ubrań. Córka Logue'a ściągała gruby kombinezon z dziwną niechęcią. Nie, żeby przyzwyczaiła się do zakrywania skóry; po prostu wiedziała, że na ruchliwych ulicach wszyscy będą zwracali uwagę na jej nagość.
Tobą wskazał z zakłopotaniem pas Dury.
— Lepiej to zostaw.
Dziewczyna spuściła wzrok. Jak zawsze, była przewiązana kawałkiem sznura, a mały nóż i skrobaczka, które uwierały ją z lekka w plecy, tuż nad biodrami, dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Wyciągnęła ręce do sznura.
Mężczyzna spojrzał bezradnie na Ito, która, wahając się, podeszła do Dury ze splecionymi dłońmi.
— Dura, naprawdę byłoby lepiej, gdybyś zostawiła swoje rzeczy tutaj. Chyba rozumiem, co czujesz. Nie potrafię sobie wyobrazić, co bym zrobiła na twoim miejscu. Ale przecież nie potrzebujesz tych rzeczy, tej broni. Chyba masz świadomość, że nie zapewniłyby ci wystarczającej ochrony…
— Nie o to chodzi — przerwała dziewczyna. Słyszała swój własny, chropowaty i nieco zdziczały głos. — Rzecz w tym, że… Zniecierpliwiony Tobą ruszył naprzód.
— Rzecz w tym, że się spóźnimy. A jeśli chcesz dobrze dzisiaj wypaść, Dura — a zakładam, że chcesz — będziesz musiała pomyśleć, jakie wrażenie wywołają te twoje prymitywne wytwory na potencjalnym kliencie. Większość ludzi w Parz sądzi, że już jesteś jakimś częściowo oswojonym zwierzęciem.
— Tobą… — zaczęła Ito.
— Przykro mi, ale taka jest prawda. A jeśli ona przejdzie się po Mali z nożem zatkniętym za pas, będziemy mieli szczęście, jeżeli strażnicy nie zgarną nas, zanim dotrzemy na Rynek.
Farr przysunął się do Dury, ale odpędziła go.
— Wszystko w porządku, Farr — powiedziała. Jej głos wydawał się spokojniejszy, rzeczowy. — On ma rację. Przecież te rzeczy i tak nam się nie przydadzą. To tylko śmieci z nadpływu.
Powoli rozwiązała sznur.
* * *
Hałas panujący na Rynku rozgrzewał Powietrze nawet nad wilgotnym i zimnym Biegunem. Ludzie tłoczyli się między straganami, skupionymi wokół znajdującego się pośrodku Koła. Byli ubrani w jaskrawe, ekstrawaganckie stroje. Dura zasłoniła rękami piersi i brzuch, onieśmielona mnóstwem natarczywych oczu.
Farr milczał, ale zachowywał czujność.
Tobą zaprowadził ich do kabiny — przestrzeni odgrodzonej od reszty Rynku konstrukcją z drewnianych desek. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście dorosłych i dzieci — wszyscy pokorni, rozczochrani i źle ubrani w porównaniu z większością osób na Rynku. Nagość Dury i Farra przyciągała apatyczne, nieco zaciekawione spojrzenia.
Tobą polecił Istotom Ludzkim, żeby weszły do środka.
— Rozumiecie, o co tutaj chodzi? — zagadnął z niepokojem.
— Tak — odparł chłopiec, wytężając wzrok. — Zamierzasz nas sprzedać.
Mixxax potrząsnął okrągłą głową.
— Wcale nie. W każdym razie ja się nie zajmuję tego rodzaju rzeczami. To jest Rynek pracy. Tutaj to w y będziecie sprzedawać — swoją pracę — nie siebie.
Cztery z wyglądu zamożne osoby — trzech mężczyzn i kobieta — wyłoniły się z tłumu na Rynku i podeszły do kabiny. Przybysze z zaciekawieniem przyglądali się Istotom Ludzkim, ale wydawało się, że zwracają szczególną uwagę na Farra.
— Wątpię, żeby to robiło dużą różnicę, prawda? — odezwała się Dura.
— Zasadniczą różnicę — odparł Tobą. — Podpisujesz kontrakt na określony czas… Nie tracisz wolności. I w końcu…
— Przepraszam — wpadła mu w zdanie kobieta. — Chcę popatrzeć na tego chłopaka. Mixxax uśmiechnął się.
Читать дальше