Ale czas się kończył. A na Marsie czuło się rosnącą panikę. Statek wojenny Liberator był teraz tylko o kilka dni drogi i wszyscy wiedzieli, dlaczego się zbliża.
— Dobrze — powiedział Jurij. — Oto, co mamy. Jak rozumiem, zgadzamy się co do tego, że wszechświat Mira składa się z szeregu plastrów czasu. Prezentacja form życia w układzie słonecznym w jego apogeum w każdym ze światów.
— Wszystkie dzieci Słońca w najlepszej formie — powiedziała Grendel. — Ale to nie może tak trwać. Chodzi mi o to, że zarówno Wenus, jak i Mars musiały osiągnąć szczyt lokalnej różnorodności biologicznej we wczesnych okresach istnienia układu słonecznego, kiedy Słońce było znacznie zimniejsze. Z tego co wiemy, Słońce Mira jest Słońcem z trzynastego wieku. Tamto Słońce jest zbyt gorące dla tych światów. Nie przetrwają długo.
— Ale — warknął Jurij — rzecz w tym, że są to światy układu słonecznego, jakimi były w odległej przeszłości. Chodzi o to, jak ewoluowały z przeszłości do teraźniejszości, co takiego się wydarzyło, co uczyniło je takimi, jakie są teraz. Popatrzcie na Wenus. Wydaje nam się, że rozumiemy ten przypadek — powiedział. — Tak? Olbrzymia cieplarnia, parujące oceany, woda rozkładana przez światło słoneczne i utracona na zawsze… Kiedyś Wenus była wilgotna, błękitna i pogodna. Znajdując się zbyt blisko Słońca, uległa przegrzaniu, a oceany wyparowały. Po ucieczce wody w przestrzeń kosmiczną na Wenus utworzyła się nowa, gęsta atmosfera z dwutlenku węgla, uwolnionego z wyschniętego dna morskiego, a efekt cieplarniany potęgował się, aż ziemia, rozgrzana do czerwoności, zaczęła świecić. Prawdziwy horror, ale rozumiemy to. Nasze modele sprawdzają się dla Wenus — powiedział Jurij. — Tak? Ale przejdźmy teraz do Marsa. Mars był niegdyś podobny do Ziemi, ale jako zbyt mały i zbyt odległy od Słońca, wysechł i ostygł. Tyle rozumiemy. Ale spójrzcie na to.
Pokazał profile starego Marsa, na którym się znajdowali i młodego Marsa z wszechświata Mira. Półkula północna starego Marsa była wyraźnie obniżona w stosunku do regularnego łuku jego młodszego wcielenia.
— Coś się tu wydarzyło — powiedział Jurij z rosnącym gniewem. — Coś niezwykle gwałtownego.
Myra zrozumiała. To musiało być jak młot wbijający się w czaszkę, potężne uderzenie skierowane tutaj, w biegun północny. Było na tyle silne, że utworzyło Vastitas Borealis, jakby krater obejmujący całą półkulę północną.
Wszyscy natychmiast zrozumieli implikacje tego, co zobaczyli.
— Bomba Q — powiedział Aleksiej. — Odpowiednio dobrana do masy Marsa. I skierowana tutaj, prosto w biegun północny. Taki byłby rezultat. Ale dlaczego? Dlaczego uderzenie skierowano w Marsa, a nie w Wenus?
— Ponieważ Wenus była niegroźna — warknął Jurij. — Wenus to był wodny świat. Nawet gdyby powstały tam istoty obdarzone inteligencją, byłaby to jedynie jakaś kultura istniejąca na dnie morza, wykorzystująca metale z otworów termicznych w skorupie ziemskiej. Istoty takie po prostu nie mogłyby utworzyć żadnych struktur, które byłyby widoczne z oddali. Dróg czy miast.
— Ale Marsjanie tak — powiedziała Myra.
I w nagrodę nastąpiło potężne, niszczące uderzenie.
Grendel była coraz bardziej podekscytowana.
— Myślę, że widać tutaj elementy pewnej strategii. Celem Pierworodnych wydaje się być zahamowanie rozwoju zaawansowanych technologicznie cywilizacji. Jednak działają oszczędnie. Jeśli jakiś układ gwiezdny stanowi dla nich powód zaniepokojenia, najpierw zsyłają nań burzę słoneczną. Działa jak prymitywna lampa lutownicza, ale jest to tani sposób wyjałowienia całego układu. Założę się, że jeśli zaczniemy kopać dostatecznie głęboko, znajdziemy ślady co najmniej jednej burzy słonecznej z odległej przeszłości. Ale jeśli burza słoneczna nie przyniesie wyniku, jeśli światy nadal stanowią problem, wykonują uderzenie o charakterze chirurgicznym. Tak jak to uczynili w wypadku Marsa. I tak jak teraz mają to uczynić z Ziemią.
— Musicie przyznać, że są staranni — powiedział Jurij.
Aleksiej powiedział:
— Wiemy od Ateny i tego Świadka, że nie jesteśmy jedyni. Operacje Pierworodnych obejmują znaczne obszary czasu i przestrzeni. „Przed nim ogień pożerający, a za nim płomień palący, ziemia ta jest przed nim jak ogród Eden, lecz po nim będzie pustym stepem i przed nim nikt nie ujdzie”. Księga Joela.
Myra uniosła brwi.
— Nie bądźmy hipokrytami. Może fauna Australii i Ameryki czuła to samo w stosunku do nas.
— Oni są jak bogowie — powiedział Aleksiej, wciąż w apokaliptycznym nastroju. — Może powinniśmy im oddawać cześć.
— Lepiej nie — sucho powiedział Jurij. — Marsjanie tego nie robili.
— To prawda — odezwała się Ellie. Wpadła do pokoju z elastycznym ekranem. — Marsjanie ruszyli do walki. Może i my możemy. — Pośród panującego w pokoju pełnego lęku przygnębienia Ellie szczerzyła zęby w uśmiechu.
— Pamiętacie to?
Rozłożyła swój ekran tak, aby wszyscy mogli zobaczyć znajomy łańcuch symboli: trójkąta, czworokąta, pięciokąta i sześciokąta.
— Moje programy analizujące spekulowały, co to może znaczyć. I doszły do zgodnego przekonania — także co do czasu — i myślę, że to się trzyma kupy.
— Mów — warknął Jurij.
— Popatrzcie na te figury. Co widzicie?
Aleksiej powiedział:
— Trójkąt, czworokąt, pięciokąt, sześciokąt. I co z tego?
— Ile boków?
Jurij powiedział:
— Trzy, cztery, pięć, sześć.
— A gdybyś kontynuował ten ciąg? Co dalej?
— Siedem boków. Siedmiokąt. Osiem. Ośmiokąt. — Był w rozterce i spojrzał na Myrę. — Dziewięciokąt?
— Brzmi prawdopodobnie — powiedziała Myra.
— A potem? — nie ustępowała Ellie.
Aleksiej powiedział:
— Dziesięć boków, jedenaście, dwanaście…
— A jeśli będziesz wciąż szedł dalej? Gdzie kończy się ten ciąg?
— W nieskończoności — powiedziała Myra. — Wielokąt o nieskończonej liczbie boków.
— Czyli?
— Koło…
Jurij spytał:
— Co ty właściwie tam masz, Ellie?
— Marsjanom nie udało się zapobiec uderzeniu bomby Q, czy też tego, co Pierworodni użyli przeciw nim. Ale myślę, że to jest symboliczny zapis tego, co osiągnęli. Zaczynając od tego, co mogli zbudować — rozumiecie, trójkąt, kwadrat, proste figury geometryczne — jakoś udało im się dokonać ekstrapolacji. Wykorzystując swoje skończone środki, schwytali nieskończoność. I uwięzili Oko, które musiało się znajdować bezpośrednio nad punktem zerowym, aby być świadkiem zniszczenia planety. — Zerknęła na Aleksieja. — Rzucili wyzwanie bogom, Aleksiej. Grendel chrząknęła.
— Jakie to pocieszające — powiedziała kwaśno. — Ale mimo to Marsjanie zostali zmieceni z powierzchni ziemi. Jaka szkoda, że nie ma ich tutaj, abyśmy mogli poprosić ich o pomoc.
— Ależ oni istnieją — powiedziała Ellie.
Wszyscy wlepili w nią wzrok.
Myśli Myry galopowały.
— Ona ma rację. A gdyby istniał sposób wysłania wiadomości nie do naszego Marsa, ale do Marsa z wszechświata Mira! Och, tam nie ma statków kosmicznych.
— Ani radia — wtrącił Aleksiej.
Myra nie poddawała się.
— Ale mimo to…
Jurij warknął:
— Co ty, u diabła, mówisz?
Ellie powiedziała szybko:
— Na początek moglibyśmy po prostu wysłać te symbole. Żeby pokazać, że rozumiemy. Moglibyśmy w ten sposób sprowokować Marsjan z wszechświata Mira do działania. Chodzi mi o to, że przynajmniej niektórzy z nich mogą pochodzić z plastra czasu, w którym zdawali sobie sprawę z istnienia Pierworodnych.
Читать дальше