Na obrazie bomba i jej eskorta tkwiły nieruchomo, niczym jakiś ornament.
Z lewej strony coś nadleciało nad obraz unoszący się nad biurkiem. Niewyraźna plama, szaro-biała smuga, poruszająca się zbyt szybko, aby można było dostrzec jakiekolwiek szczegóły. Zderzeniu towarzyszył błysk, który wypełnił całe pomieszczenie światłem.
Potem obrazy zamigotały i znikły.
Na biurku Belli pojawiły się gadające głowy, przekazując raporty dotyczące wszystkich aspektów zderzenia. Rozdzwoniły się telefony z Ziemi i kolonii Kosmitów. Ludzie pytali, co się dzieje w pasie asteroid. Eksplozja była tak jasna, że można ją było zobaczyć gołym okiem na nocnym niebie Ziemi, jak również w znacznej części układu słonecznego.
Bella palcem wskazała dwie głowy: Edny, a potem Boba Paxtona.
— …Powtarzam, mamo, że nic mi nie jest, statkowi nic się nie stało, trzymaliśmy się z daleka, aby uniknąć ulewy szczątków. Co za widok, te wszystkie rozżarzone do białości głazy lecące po liniach prostych! Mamy dużo danych. Wygląda na to, że przewidywania Lyli dotyczące prawdopodobnej utraty masy i energii bomby Q potwierdziły się. Ale…
Bella przeniosła się na Boba Paxtona, jego twarz wyrosła przed nią, rumiana i gniewna.
— Pani przewodnicząca, nawet nie dotknęliśmy tego cholerstwa. Och, pozbawiliśmy ją odrobiny masy i energii, bo nawet bomba Q nie może połknąć asteroidy i nie beknąć, ale to nie wystarczy, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie, kiedy bomba dotrze do Ziemi. A dotrze. Jej tor w ogóle nie uległ odchyleniu, ani o włos. Ona przeczy wszystkiemu, co wiemy na temat bezwładności i pędu. OK, zbliża się. Teraz mamy dane i będziemy mogli przeprowadzić ekstrapolację, żeby określić, co się stanie z Ziemią, kiedy bomba Q w nią uderzy, opierając się na tym, jak ciskane w nią głazy uszczuplały jej zasoby. Bomba nie jest nieskończenie wielka. Ale jest wielka. Dostatecznie wielka, aby zniszczyć Marsa, jak sądzę. Wprawdzie nie rozwali Ziemi, ale wywoła taki wstrząs, że planeta z trudem go wytrzyma. Po jej uderzeniu pozostanie krater o rozmiarach promienia Ziemi. — Przeczytał: — „Będzie to najbardziej niszczycielskie zdarzenie od owego zderzenia, które doprowadziło do powstania Księżyca”… — Pobiegł spojrzeniem w dół, wpatrując się w liczby poza zasięgiem kamery. — To chyba wszystko. Zrobiliśmy, co się dało.
Bella kazała Talesowi ściszyć jego głos.
— Tak to wygląda, Cassie. Teraz wiesz już wszystko. I widziałaś wszystko.
Cassie zastanowiła się.
— Cieszę się, że twojej córce nic się nie stało.
— Dziękuję. Ale atak nie powiódł się. — Rozłożyła ręce. — Jak myślisz, co powinnam teraz uczynić?
Cassie znów się zastanowiła.
— Wszyscy widzieli to zderzenie, na Ziemi i poza nią. Wiedzą, że coś się wydarzyło. Pytanie, co im powiesz.
— Prawdę? Że świat się skończy w dniu Bożego Narodzenia? — Roześmiała się, sama nie bardzo wiedząc dlaczego. — Bob Paxton powiedziałby, że będzie panika.
— Ludzie już przedtem stawali w obliczu trudnych sytuacji — powiedziała Cassie. — I na ogół przetrwali.
— Zbiorowa histeria to powszechnie znane zjawisko, Cassie. Doniesienia o niej pojawiają się już w średniowieczu. Występuje na przykład w wyniku utraty zaufania do rządu. Ważną częścią mojego działania jest, aby do niej nie dopuścić. Powiedziałaś, że rządy, dla których pracuję, utraciły zaufanie.
— OK. Znasz swoje obowiązki. Ale ludzie będą musieli poczynić przygotowania. Rodzina i tak dalej. Jeżeli się dowiedzą.
Oczywiście to była prawda. Patrząc na twarz Cassie, kamienną i pełną determinacji, twarz kobiety, której dzieci także znalazły się w niebezpieczeństwie, Bella pomyślała, że w nadchodzących dniach i tygodniach może wykorzystać tę kobietę u swego boku. Jako głos rozsądku, pośród przepełnionych gniewem ludzi.
A ktoś właśnie jej wymyślał. Spojrzała w dół i zobaczyła rozwścieczoną twarz Boba Paxtona, który darł się, żeby zwrócić jej uwagę. Niechętnie zwiększyła głośność.
— Mamy jeszcze jedną opcję, pani przewodnicząca. Może powinniśmy ją wykorzystać, zanim zaczniemy rozdawać pigułki na samobójstwo.
— Bisesa Dutt.
— Kluczyliśmy wokół tych popaprańców na Marsie. Teraz musimy ściągnąć stamtąd tę kobietę i umieścić ją w bezpiecznym miejscu. Najwyraźniej od tego zależy przyszłość Ziemi. Bo niech mi pani wierzy, nie mamy już nic innego. — Przerwał, ciężko dysząc.
Cassie mruknęła:
— Nie jestem pewna, o czym on mówi. Ale jeśli jest jeszcze jakaś opcja… — Wzięła głęboki oddech. — Nie mogę uwierzyć, że to mówię. Myślę, że to nie jest coś takiego jak burza słoneczna, kiedy wszyscy musieliśmy wiedzieć, co się zbliża, żeby zbudować tarczę. Tym razem nic nie możemy zrobić. Można ludziom oszczędzić zmartwień, dopóki ta ostatnia opcja istnieje. A potem, kiedy naprawdę nie będzie już żadnej nadziei…
— Więc im skłamiemy.
— Powiemy, że był to test nowej broni i że nie powiódł się. Zresztą jest to bliskie prawdy.
Bella wskazała obraz Edny.
— Talesie, chcę wysłać wiadomość do Liberatora. Supertajną.
— Tak, Bello.
— Słuchaj Cassie, czy jesteś wolna w ciągu najbliższych kilku godzin? Chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać.
Cassie była zaskoczona. Ale powiedziała:
— Oczywiście.
— Kanał jest otwarty. Możesz mówić, Bello.
— Edna, to ja. Posłuchaj, kochanie, mam dla ciebie nowe zadanie. Chcę, żebyś się udała na Marsa…
Mówiąc zerknęła na kalendarz. Zostało jeszcze tylko kilka miesięcy. Od tej chwili, jak przeczuwała, cokolwiek się wydarzy, napięcie będzie rosło i wypadki będą biegły coraz szybciej. Miała jedynie nadzieję, że będzie w stanie zachować trzeźwy osąd sytuacji.
Lipiec 2070 roku
Jurij wbiegł do środka i rozłożył elastyczny ekran na stole.
— W końcu udało mi się ściągnąć to z Mira…
Ekran zaczęły wypełniać obrazy, zamglone fotografie i niebiesko-zielone ołówkowe szkice.
Puszka nr Dwa w Stacji Wellsa, czyli „dom”, była wyposażona w jeden duży, nadmuchiwany stół, używany podczas posiłków i konferencji, który służył także jako powierzchnia robocza. Stół miał budowę modułową, można go było rozdzielić na dwie lub trzy części. Myra doszła do wniosku, że to jeszcze jeden przejaw psychologii odosobnienia. Członkowie załogi nie musieli spożywać posiłków wspólnie, jeśli nie mieli na to ochoty.
Teraz części stołu zestawiono razem. Przez wiele dni był wykorzystywany jako miejsce niekończącej się konferencji. Jurij próbował coś wywnioskować z obrazów alternatywnego Marsa, które telefon Bisesy nieznośnie powoli przesyłał przez wąskopasmowe łącze Oka. Ellie ślęczała nad analizą klatki grawitacyjnej Oka. Jedynie Hanse Critchfield nie zajmował się żadnym aspektem zagrożenia związanego z bombą Q, twierdząc, że jest bardziej przydatny, pracując przy swoich ukochanych maszynach.
A Myra, Aleksiej i Grendel Speth, mając stosunkowo niewiele do zaofiarowania, siedzieli ponuro przy porysowanym stole, popijając chłodną niskociśnieniową kawę.
Myra pomyślała, że w tym marsjańskim okrąglaku widać ślady zaniedbania, w porównaniu z drogim, rzec można wystawnym, jasno oświetlonym otoczeniem Cyklopa. Mimo to, jak nie przestawała ich zapewniać Atena, znajdowali się w centrum reakcji na zagrożenie o kosmicznych rozmiarach. Detonacja w pasie asteroid była widoczna we wszystkich zasiedlonych przez człowieka światach. Większość mieszkańców Ziemi, wciąż nie mogąc się otrząsnąć z szoku po burzy słonecznej, zgromadziła się w podobnych do bunkrów domach i czekała.
Читать дальше