Jakoś samo się ustaliło, że pochodzenie Daru jest poza wszelką dyskusją, nie wolno o nie pytać. Robert zresztą też nie miał ochoty mówić o wypadku i Białej Kolumnie. Nawet z nią.
A Dar Anny, jak się okazało, miał trochę inny charakter. Być może nawet zupełnie odmienny.
Ty słyszysz ludzi, ja ich widzę. Ty ich czytasz, a ja jakbym oglądała film. Właśnie dlatego, że nie słyszała sensu wewnętrznego, ale go widziała, wygląd zewnętrzny człowieka albo wcale dla niej nie istniał, albo nie miał znaczenia. O urodzie i brzydocie decydowały jakieś inne czynniki.
Wyszło to na jaw kiedyś w styczniu, kiedy zdrętwiały Robert oglądał reportaż o wydarzeniach na Litwie. Popularny spiker sławił wyczyn desantowców, którzy zabili kilkunastu bezbronnych ludzi i zajęli wieżę telewizyjną w Wilnie.
– Nadejdzie dzień, kiedy postawi się spiżowy pomnik tym stu sześćdziesięciu chłopcom, którzy ocalili Litwę – wieszczył z patosem piękny blondyn.
Robert krzywił się boleśnie.
Anna, całkowicie obojętna wobec polityki, z roztargnieniem podniosła wzrok znad albumu z reprodukcjami.
Jak można takich pokazywać na ekranie?
Tak, to skończony łajdak, zgodził się Darnowski.
Zdziwiła się.
Czy można tak mówić, kiedy się nie zna człowieka? Może on kocha psy. Albo konie. Pomaga jakiejś staruszce. Ale ten biedaczek jest taki brzydki. Prezenter telewizyjny powinien jednak ładnie wyglądać.
Brzydki? Robert obejrzał się na nią i zrozumiał, że dziewczyna nie żartuje. To kto w takim razie jest ładny?
Pozwól.
Anna wzięła pilota, popstrykała przyciskami. Tylko najpierw wyłączyła dźwięk – zawsze oglądała programy bez fonii; mówiła, że to jej przeszkadza.
Patrz tutaj, jaka ładna. Na czwartym kanale pokazano jakąś grubą babę z obwisłym podbródkiem i zaniedbanymi włosami. Jak z Kustodijewa albo Renoira. Pewnie aktorka filmowa. Anna westchnęła marzycielsko.
Robert już kiedyś widział tę babę, pokazywano ją nie po raz pierwszy. Ta wariatka, mając trójkę własnych dzieci, wzięła jeszcze siedmioro z domu dziecka, w dodatku ułomne. Jak zamierzała wyżywić tę hałastrę, nie wiadomo. Darnowski potępiał taką bezmyślną, żebraczą filantropię, uważał, że to brak odpowiedzialności.
Inną skończoną pięknością w mniemaniu Anny okazała się postrzelona obrończyni praw człowieka, Nowodworska; Robert nie podzielał jej ekstremistycznych poglądów i tłumaczył je wyłącznie tym, że kobita wygląda odpychająco i nie potrafi sobie ułożyć życia. Coś ty? - zdumiała się Anna. – Popatrz, jakie ma oczy, jaki uśmiech! Od razu widać, że nie jest wyrachowana i wierzy w to, co mówi. Gdybym była mężczyzną, zakochałabym się w niej bez pamięci.
Wtedy coś mu się przypomniało.
Poczekaj. Kiedy wlazłem do ciebie przez okno, powiedziałaś: „Jaki brzydki”. To znaczy, że Nowodworska jest urodziwa, a ja jestem brzydalem?
Anna zawahała się.
Od tamtego czasu bardzo wyładniałeś. Słowo daję. Może dlatego, że bardzo się dręczysz. Kiedyś miałeś taką niesympatyczną, zadowoloną z siebie twarz, a teraz jesteś zupełnie niczego sobie.
Ale przecież jestem podły! - wyrwała się Robertowi niebezpieczna myśl.
Myśl to nie słowo; trudno ją powstrzymać.
Podłego człowieka nie boli dusza - rzekła Anna mentorskim tonem i ziewnęła, bo zbliżał się już wieczór. – Tylko brzuch. Albo zęby.
Była jeszcze inna sprawa.
Kiedyś rozmowa zeszła na politykę, która, jak już mówiliśmy, wcale Anny nie interesowała. Było jej absolutnie wszystko jedno – komuniści, demokraci czy nacjonaliści. Nie oceniała ludzi według poglądów i nawet nie wedle uczynków, ale jakichś innych kryteriów.
Nie było wcale łatwo trzymać się z dala od wydarzeń politycznych tej zimy. W Moskwie na niekończących się wiecach i demonstracjach zbierały się olbrzymie tłumy.
Na największe zgromadzenie, kiedy na plac Maneżowy wyszło prawie pół miliona ludzi, Robert przyprowadził też Annę; niech sobie popatrzy.
Wielu ludzi stało z własnoręcznie zrobionymi transparentami i plakatami, ciągle hałasowali; coś skandowali, krzyczeli „Hura!” albo „Precz!”.
Anna rozglądała się z ciekawością. Patrz, mężczyzn jest tu o wiele więcej niż kobiet.
Rob zaczął się wymądrzać. Że niesankcjonowane przez władze demonstracje to zapowiedź rewolucji, czyli Chaosu, a Chaos należy do męskiej sfery działalności; płeć żeńska odpowiada za Porządek.
Zazwyczaj Anna nie podtrzymywała rozmów na oderwane tematy. Może nie interesowały jej pojęcia abstrakcyjne, może nie bardzo je rozumiała. Tak się Robertowi w każdym razie wydawało. No i wtedy go zadziwiła.
Nie o to chodzi. Po prostu mężczyzna odpowiada za Wielki Świat, a kobieta za Mały, czyż tego nie rozumiesz?
A cóż to za umniejszanie roli kobiet? - odparł z uśmiechem.
Dlaczego umniejszanie? Mały Świat jest o wiele ważniejszy niż Wielki - odpaliła bez namysłu. – Mały świat - to świat miłości do człowieka, a Wielki – do ludzkości. Prawdziwa Kobieta nigdy nie zdradzi swojego dziecka albo ukochanego dla idei, ojczyzny czy nawet zbawienia rodzaju ludzkiego. A Prawdziwy Mężczyzna nigdy nie zdradzi idei, ojczyzny, nie mówiąc już o losach ludzkości, dla ukochanej kobiety czy dziecka. Dlatego, że dla mężczyzny zdradzić wiarę to zdradzić samego siebie, nieważne, w jaką bzdurę wierzy. A kiedy zdradzi siebie, przestanie być Prawdziwym Mężczyzną. A wtedy Prawdziwa Kobieta pierwsza przestanie go kochać, bo taki jej nie jest potrzebny. Wybaczy mu raczej to, że zdradził ją, ale nie zdradę samego siebie… Chmurzysz się?… Niedobrze ci tłumaczę?
Dobrze czy niedobrze, Roberta zaniepokoiło coś innego.
Dlaczego mówisz o zdradzie?
Dlatego, że prędzej czy później trzeba będzie wybierać. - Pokręciła głową ze smutkiem. – To straszny wybór. W każdym wypadku człowiek staje się zdrajcą; albo Wielkiego, albo Małego Świata.
Robert wzdrygnął się i powiedział:
To ja nie chcę być Prawdziwym Mężczyzną.
Teraz ona powiedziała coś niezrozumiałego:
A któż tego chce?
Takie właśnie milczące rozmowy prowadzili między sobą. A może nie prowadzili. Niewykluczone, że całą tę wymianę poglądów Robert wymyślił sam, patrząc w oczy Anny, niebieskie i z iskierkami.
Znowu dziesiąty maja
Apokalipsa apokalipsą, ale po zimie jak zwykle nadeszła wiosna. Od kwietnia światła było więcej niż ciemności, niepewna równowaga we wszechświecie Darnowskiego uległa więc zakłóceniu. Biała połówka życia zaczęła coraz mocniej wypierać czarną. Coraz trudniej było przebywać z Inną, rozmawiać z nią o nieważnych sprawach, obejmować jej nieprzyjemnie tęgie, krągłe ciaio.
Umacniało się w nim przeczucie: coś się stanie, coś się zbliża. Soundtrack za dnia prawie milczał, za to od wieczora zaczynał nadawać jakieś msze i marsze żałobne.
Zza kwietniowych szarych chmur wychynął swawolnik maj, najważniejszy miesiąc w życiu Roberta. Tym razem nie miał zamiaru zignorować pamiętnej daty. Dlatego, że była to nie tylko rocznica otrzymania Daru. Mijał dokładnie rok od dnia, kiedy po raz pierwszy zobaczył Annę.
Jej natomiast jubileusz chyba wcale nie obchodził. Robert miał wrażenie, że bieg czasu dla niej w ogóle nie istnieje. W każdym razie nigdy nie wiedziała, jaki jest dzień tygodnia, odróżniała tylko niedzielę, i to jedynie dlatego, że budziła się rankiem sama, bez Roberta.
Читать дальше