• Пожаловаться

Joanna Chmielewska: Hazard

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska: Hazard» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Биографии и Мемуары / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Joanna Chmielewska Hazard

Hazard: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Hazard»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Joanna Chmielewska: другие книги автора


Кто написал Hazard? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Hazard — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Hazard», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Lata całe rozmaici malkontenci psy wieszali na jednorękich bandytach. Upieramy się, że musieli przegrać i stąd niechęć do urządzenia, z natury swojej wyzutego z agresji. A kto im kazał grać? Znam te maszynerie doskonale i uroczyście zapewniam, że żaden automat za człowiekiem nie fata, nie rzuca się na niego i nie wyrywa mu siłą pieniędzy z kieszeni. Malkontent sam się pcha, a potem wybrzydza. Niesmaczne i gorszące.

Niegdyś, zanim jeszcze elektronika weszła nam na głowę, istniały automaty mechaniczne i rzeczywiście należało przy nich wajchą szarpać, od czego ręka drętwiała. W dodatku grało się na stojąco, od czego z kolei drętwiały nogi i łupał kręgosłup. Razem wziąwszy, był to całkiem niezły wysiłek fizyczny, dzięki czemu podziw i zgrozę budziły duńskie staruszki, które potrafiły przegrywać na tym ustrojstwie całe emerytury, wykazując się kondycją godną szczerej zazdrości. Przegrywają, o ile wiem, także i obecnie, tyle że w lepszych warunkach, bo i wajcha odpada, i stołki ustawiono.

Wszyscy gracze doskonale wiedzą, że automaty bywają rozmaite, i to nie tylko ze względu na ich rodzaj. Jedne płacą częściej, drugie rzadziej, jedne więcej, drugie mniej, jasną jest więc rzeczą, że wszyscy pchają się do tych lepszych. Dawne automaty mechaniczne łatwiej ulegały rozregulowaniu i nie dlatego, żeby się ktoś starał, tylko zwyczajnie, w wyniku energicznego szarpania wajchą.

Tivoli otwierano o dziewiątej. Automat-halle o dziesiątej. Dania jest krajem, który nie zna zjawiska kolejek. O wpół do dziesiątej w wejściu do sali automatów stał ogon bab, z roziskrzonym wzrokiem czatujących na ten jeden najlepszy automat. Wszystkie udawały, że stoją tylko tak sobie, wszystkie usiłowały dyplomatycznie przepchnąć się do przodu i wszystkie były znacznie starsze ode mnie, aczkolwiek miałam już wtedy dzieci w wieku szkolnym, a może nawet mój starszy syn był na studiach.

Czatowanie jako takie jest, czy może było, elementem nader istotnym. We wszystkie piątki, soboty, niedziele i dni świąteczne, kiedy w Tivoli panował tłok i automaty były zajęte, za plecami grających błąkały się, przewalały, a nawet nieruchomo sterczały w miejscu hieny cmentarne, czyhające na coś dla siebie. Wiadomo było, że osoba grająca dobrowolnie nie odejdzie, ale może ma jakieś obowiązki, może wnuki wracają ze szkoły, może zaprosiła przyjaciółki na frokost (duńskie drugie śniadanko, angielski lunch), może objawi się w niej fizjologia, może po prostu przegra i zabraknie jej pieniędzy. Utkwiony w bezdusznej maszynie wzrok hipnotycznie ział nadzieją, że może to parszywe urządzenie nic już nie da, nic już nie da, nic już nie da...

Rozczarowanie, kiedy osoba przegrana leciała do kasy po żetony, rezerwując sobie automat i najwyraźniej w świecie posiadając jeszcze środki materialne, wręcz świstało w powietrzu.

Rezerwowanie miejsca przy automacie w zasadzie nie przyczyniało mi problemów mimo doskonałej nieznajomości języka. Trzymać maszynę może tylko osoba siedząca obok. W panującym wokół hałasie mogłam mówić do osoby, co mi się podobało w języku dowolnym, pokazywanie palcem, różne gesty i zatroskany wyraz twarzy wystarczały, wiadomo było, że nikt tu nie rozmawia na tematy uboczne. Hałas zaś wynikał z elementów następujących: Brzęk żetonów, wrzucanych do automatu. Rzegot szarpania wajchą. Najgorszy ze wszystkich, wręcz upiorny, łomot wygranych żetonów, walących się w metalowe koryto. Okrzyki graczy. Razem wziąwszy, przerastało to młyn i tkalnię.

Takież właśnie czatowanie miało miejsce przy tych lepszych automatach. Osoba czyhająca, zazwyczaj siedząc na stołku przy automacie obok, nie dość że narażała się na oczopląs i rozbieżnego zeza, to jeszcze musiała pilnować innej osoby przy drugim automacie obok, czyhającej dokładnie na to samo. Trzeba przyznać, że duńskie staruszki, od późnej wiosny do wczesnej jesieni, miały nader urozmaicone życie i z pewnością nie zawracały głowy żadnym krewnym z młodszego pokolenia narzekaniem, że się nudzą...

Kto powiedział, że na automatach nie można wygrać?

Osobiście byłam świadkiem następujących wydarzeń:

Grałam sobie z przyjemnością w małej hali bliżej mojego domu. Powinnam może zauważyć, że przez rok mieszkałam naprzeciwko wejścia do Tivoli, na bulwarze Andersena, dzięki czemu trzy razy w tygodniu oglądałam przez okno sztuczne ognie, co nie ma nic do rzeczy. Grałam zatem w hali od strony tego bocznego wejścia, jakoś nie było tłoku i automaty czekały na klientów. Do jednego wolnego tuż obok mnie podbiegł chłopczyk, mniej więcej dziesięcioletni, wrzucił jeden żeton i wyleciało mu tego śmiecia pięćdziesiąt. Wygarnął wszystkie i nie wdając się w dalszą grę, popędził jeździć na samochodach elektrycznych. Rozsądne dziecko.

Grałam w dużej hali, późnym wieczorem, kiedy tłok już zelżał. Przez pomieszczenie wlokła się facetka, młoda staruszka w średnim wieku, rozlazła i chyba zmęczona. Znalazła na podłodze jeden żeton, wrzuciła go do automatu akurat koło mnie i wyleciało jej czternaście. Zaczęła grać tymi czternastoma i kiedy odchodziła (co najdziwniejsze, dobrowolnie), miała czterysta. Wiem na pewno, ponieważ z samej ciekawości wyliczałam ją na bieżąco.

Grałam, byłam przegrana i wściekła, kiedy za moimi plecami rozszalał się jakiś kretyn. Południowiec, czarny, dość tłusty, nieduży, szalenie elegancki, otoczony tłumem bab. Szarpał wajchą odwrócony do automatu prawie tyłem i oznajmiał wszem i wobec, że on zawsze wygrywa, co to dla niego takie barachło jak automat, proszę...! O, proszę...! O, znów...! O, proszę...!

Jakim cudem rozumiałam, co mówi, do dziś dnia nie wiem. Po jakiemu mówił, też nie pamiętam. Najniezwyklejsze jednak było to, że mnie szlag nie trafił. On wygrywał, a ja wręcz przeciwnie.

Widziałam także faceta, fizycznie robił niezłe wrażenie, który usiłował podnieść trzy wory żetonów, wydojone z automatu. Przedtem siedziałam plecami do niego i cały czas denerwował mnie ten jego rzegot, później dopiero obejrzałam się do tyłu. Jedyną satysfakcję sprawiła mi myśl, że nie ja muszę unieść ten ciężar.

Tamże właśnie, w Tivoli, natknęłam się na automat całkiem innego rodzaju, przypominający flotację miedzi. Straszna rzecz. Żetony do niego muszą być większe, w poszczególnych przegrodach leży ich wielka kupa, ofiara namiętności wrzuca następne, te następne popychają te poprzednie, wszystko razem przesuwa się ku przodowi, gdzie zieje przepaść, zawisa nad nią i wreszcie musi spaść, runąć do koryta, a co w korycie, to nasze. Zwis się robi potężny i gruby, już ledwo się trzyma, jeszcze odrobina i poleci, no, teraz...! Nie, jeszcze nie, ale za chwilę... Już...! A chała, nie leci cholernik. No to teraz...! Teraz już musi, no...? I jeszcze ścierwo nie leci...

Za to klient leci po następne żetony, jeszcze pięć koron, jeszcze dziesięć ł już ten cały nabój mu runie! Wariactwa można dostać. Piekielny zwis robi złudne wrażenie i pozbawia amatorów resztek fortuny.

A jednak widziałam wygranych nawet i na tym cholerstwie. Błąkał się dookoła maszynerii brodaty stary pryk, który bez żadnej charakteryzacji mógł od razu zagrać Wernyhorę, wybierał sobie starannie co bardziej rozpłomienionych szaleńców i czatował za ich plecami. Pilnowany szaleniec popadał w końcu w zniechęcenie i rezygnował, albo też zwyczajnie brakło mu pieniędzy, i wówczas Wernyhora wkraczał do akcji. Sytuację oceniał bez pudła, rzeczywiście wystarczało parę żetonów, żeby przez kogo innego wyprodukowany zwis jemu się walił do koryta, Wernyhora korzystał, po czym odchodził. Nigdy nie grał dalej na tej samej przegrodzie, doskonale wiedząc, że kuszące resztki zwisu znów sobie poczekają z leceniem. Niech się na nie inny głupek narwie.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Hazard»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Hazard» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Joanna Chmielewska: Romans Wszechczasów
Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska: Zwyczajne życie
Zwyczajne życie
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska: 2/3 Sukcesu
2/3 Sukcesu
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska: Zbieg Okoliczności
Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska: Wszyscy jesteśmy podejrzani
Wszyscy jesteśmy podejrzani
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska: Wszystko Czerwone
Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Hazard»

Обсуждение, отзывы о книге «Hazard» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.