Bill Browder - Czerwony alert
Здесь есть возможность читать онлайн «Bill Browder - Czerwony alert» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, ISBN: 2015, Издательство: Sonia Draga, Жанр: Биографии и Мемуары, stock, Политика, Публицистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czerwony alert
- Автор:
- Издательство:Sonia Draga
- Жанр:
- Год:2015
- ISBN:978-837-999-2539
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czerwony alert: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwony alert»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czerwony alert — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwony alert», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Tego samego dnia wspomniałem o tym incydencie jednej z sekretarek.
— To jeszcze nic — obruszyła się kobieta. — Kilka tygodni temu tak się na kogoś wydzierał, że biedny facet dostał zawału.
Wracając do biurka, nagle poczułem, że umowa zaczyna ciążyć mi w rękach. Wieczorem, gdy tylko z góry dobiegł odgłos helikoptera zwiastujący odlot Maxwella, przez całe piętro przetoczyła się fala gromkich owacji, która zdawała się wyrażać to, co myśleli o nim wszyscy pracownicy. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać, czy aby nie popełniłem błędu, zatrudniając się tutaj.
W poniedziałek, na początku drugiego tygodnia w nowej pracy, zastałem w swoim pokoju jasnowłosego Anglika, na oko starszego ode mnie o kilka lat, który siedział przy sąsiednim biurku.
— Cześć, jestem George. George Ireland — rzekł, podniósłszy się z krzesła, i podał mi rękę. — Będziemy razem pracować w tym biurze.
Mówił z akcentem wyższych sfer i wyraźnie wypowiadał każde słowo, więc z początku pomyślałem, że się zgrywa. Miał na sobie ciemny trzyczęściowy garnitur, na blacie jego biurka spoczywał numer „Daily Telegraph”, a czarny, ciasno zwinięty parasol stał oparty o szafkę na dokumenty. Odniosłem wrażenie, jakbym miał przed sobą karykaturę typowego angielskiego dżentelmena.
Później dowiedziałem się, że kiedyś George pracował jako osobisty sekretarz Maxwella, lecz w przeciwieństwie do swoich poprzedników sam zrezygnował, zanim został zwolniony. Ponieważ przyjaźnił się od dzieciństwa z synem Maxwella, Kevinem, z którym studiował w Oksfordzie, znaleziono dla niego inną posadę. Przy całym poniżeniu, na jakie Maxwell narażał swój personel, cechowało go osobliwe i dobrze rozwinięte poczucie rodzinnej lojalności, które obejmowało także George’a.
Jednak odkąd go poznałem, stałem się podejrzliwy. Czy George zamierzał meldować szefowi o wszystkim, co powiem?
— Bill, widziałeś gdzieś Eugene’a? — zagadnął mnie George kilka minut później, gdy po zapoznawczej wymianie zdań zasiedliśmy przy swoich biurkach.
Eugene Katz był referentem finansowym i zajmował jedno z sąsiednich biur.
— Nie — odparłem bez namysłu. — Słyszałem, że Maxwell wysłał go, żeby przeprowadził badanie przedinwestycyjne jakiejś spółki w Stanach.
Na twarzy George’a pojawił się kpiący uśmieszek.
— Badanie przedinwestycyjne! — powtórzył sceptycznym tonem. — W życiu nie słyszałem nic zabawniejszego. Eugene nie ma pojęcia o spółkach i równie dobrze mógłbyś wysłać pierwszego lepszego sklepikarza, żeby przeprowadził to badanie przedinwestycyjne — rzekł, akcentując ostatnie dwa słowa dla większego efektu.
W trakcie pierwszego dnia wspólnej pracy George starannie zabiegał, abym nikogo w całej firmie nie darzył respektem. Był tak wyczulony na przejawy absurdu i hipokryzji, a przy tym miał tak cięty dowcip, że z trudem powstrzymywałem śmiech, ilekroć wspominał o którymś z głównych zastępców Maxwella.
Przy okazji mogłem się przekonać, że George nie jest nasłanym na mnie szpiclem.
Z jego komentarzy dało się wywnioskować, że Maxwell swoją spółką zarządza raczej jak małym narożnym sklepikiem, a nie międzynarodową korporacją. Powszechnym zjawiskiem był nepotyzm, a na każdym kroku coś szwankowało i podejmowano błędne decyzje. Mimo to wciąż byłem przekonany, że znalazłem najlepszą pracę pod słońcem. Spełniałem swoje marzenie o inwestycjach w Europie Wschodniej. Maxwell był jedynym inwestorem działającym w tym regionie i jeżeli ktoś chciał zdobyć kapitał, musiał przyjść do nas. Ponieważ moje zadanie polegało na weryfikacji wszystkich umów, w efekcie byłem odpowiedzialny za każdą transakcję finansową zawieraną w tej części świata. I to w wieku zaledwie dwudziestu siedmiu lat.
Do jesieni 1991 roku zdążyłem prześwietlić ponad trzysta kontraktów. Odwiedziłem prawie wszystkie kraje byłego bloku wschodniego i czuwałem nad trzema ważnymi inwestycjami, jakich dokonywał nasz fundusz. Robiłem dokładnie to, co chciałem robić.
Ale potem, gdy 5 listopada po powrocie z lunchu włączyłem komputer, zobaczyłem na monitorze czerwony nagłówek Reutera, który głosił: „Maxwell zaginął na morzu”. Zachichotałem i obróciłem się na fotelu w stronę George’a, który słynął z takich dowcipów, doszedłem więc do wniosku, że właśnie padłem ofiarą jednego z nich.
— Jak to zrobiłeś?
— O czym ty mówisz? — zapytał George, nie odrywając wzroku od swojej pracy.
— O tym nagłówku Reutera. Wygląda całkiem autentycznie.
— Co ty tam widzisz?
George podjechał na fotelu do mojego biurka i obaj wlepiliśmy wzrok w monitor.
— Ja… — zaczął powoli i wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest żaden dowcip.
Nasze małe biuro miało przeszklone ściany i dostrzegłem Eugene’a, który blady niczym upiór pędził w stronę windy. Potem korytarzem przebiegło kilku wyższych rangą dyrektorów, których twarze wyrażały podobną panikę. Robert Maxwell rzeczywiście zaginął na morzu. To była straszna wiadomość. Mógł uchodzić za skończonego drania, ale był także niekwestionowanym przywódcą firmy i teraz, cokolwiek miało to zmienić, właśnie go zabrakło.
Nikt w biurze nie miał pojęcia o tym, co się stało, więc George i ja siedzieliśmy wpatrzeni w monitor. Era Internetu miała dopiero nadejść i dostęp do najświeższych wiadomości zapewniał nam wówczas tylko kanał Reutera. Sześć godzin po ogłoszeniu pierwszego komunikatu dowiedzieliśmy się, że helikopter ratunkowy hiszpańskiej marynarki wyłowił ogromne ciało Maxwella z Atlantyku w pobliżu Wysp Kanaryjskich. Miał sześćdziesiąt osiem lat. Do dziś nie wiadomo, czy był to wypadek, samobójstwo czy morderstwo.
Dzień po śmierci Maxwella cena akcji MCC poleciała w dół. Można było się tego spodziewać, ale sprawę pogarszał fakt, że Maxwell wykorzystywał akcje swoich spółek w charakterze poręczenia, a pożyczone pieniądze służyły mu do wspierania kursu akcji MCC. Teraz banki upomniały się o zwrot tych pożyczek, ale nikt nie wiedział, które z nich da się spłacić, a które nie. Najbardziej widocznym przejawem tej niepewności była niekończąca się procesja elegancko ubranych i podenerwowanych bankierów, którzy ustawiali się w kolejce do Eugene’a, aby odzyskać swoje pieniądze.
Chociaż wszyscy byliśmy wstrząśnięci śmiercią Maxwella, dręczyły nas obawy o własną przyszłość. Czy utrzymamy się na swoich posadach? Czy dostaniemy premie na koniec roku? Czy spółka w ogóle przetrwa?
Niespełna tydzień po śmierci Maxwella mój szef wezwał mnie do swojego gabinetu.
— Bill, w tym roku będziemy wypłacać premie nieco wcześniej. Dobrze się spisałeś i dostaniesz pięćdziesiąt tysięcy funtów.
Byłem oszołomiony. W życiu nie widziałem tylu pieniędzy i było to dwa razy więcej, niż się spodziewałem.
— Ojej. Dziękuję.
Potem mój szef wręczył mi czek. Nie wypełniony maszynowo jak wszystkie czeki wystawiane przez dział płac, ale wypisany ręcznie.
— To bardzo ważne, abyś teraz poszedł do banku i poprosił o ekspresowe przeniesienie środków bezpośrednio na twoje konto. Gdy już będzie po wszystkim, wróć tutaj i powiedz, jak ci poszło.
Wyszedłem z gabinetu i niezwłocznie udałem się do banku Barclays przy High Holborn, gdzie drżącą z niecierpliwości ręką podałem czek kasjerowi i zażyczyłem sobie, aby pieniądze zostały przelane na mój rachunek.
— Proszę usiąść — powiedział kasjer i gdzieś wyszedł.
Usiadłem na starej brązowej sofie i nerwowo postukując stopami, zacząłem czytać broszurę o kontach oszczędnościowych. Upłynęło pięć minut. Sięgnąłem po ulotkę poświęconą funduszom powierniczym, ale nie mogłem się skupić. Myślałem o wycieczce do Tajlandii, którą zamierzałem wykupić na święta, kiedy będzie już po wszystkim. Pół godziny później dotarło do mnie, że coś nie gra. Czemu to tak długo trwa? W końcu po godzinie kasjer wrócił w towarzystwie łysego mężczyzny w średnim wieku ubranego w brązowy garnitur.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czerwony alert»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwony alert» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czerwony alert» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.