– Co myślisz o moim przemówieniu? – spytał Arthur.
– New Jersey potrzebuje więcej politycznych komunałów.
Arthur uśmiechnął się.
– Wolałbyś bardziej szczegółową dyskusję na poważne tematy? W tym upale? Z taką publicznością?
– Co mam odpowiedzieć? I tak wolę hasło: „Głosuj na Arta, ma w domu basen”.
Bradford zbył jego odpowiedź machnięciem ręki.
– Dowiedziałeś się czegoś nowego o Anicie Slaughter? – spytał.
– Nie. Ale dowiedziałem się czegoś nowego o twojej zmarłej żonie.
Arthur zmarszczył brwi. Chance poczerwieniał.
– Podobno szukasz Anity.
– Szukam. Ale przy tej okazji wciąż wyłazi na wierzch sprawa śmierci twojej żony. Wiesz dlaczego?
– Bo jesteś idiotą! – nie wytrzymał Chance.
Myron spojrzał na niego i podniósł palec do ust.
– Ciiii! – powiedział.
– To bez sensu – rzekł Arthur. – Bez sensu! Mówiłem ci kilka razy, że śmierć Elizabeth nie ma nic wspólnego z Anitą Slaughter.
– W takim razie mnie oświeć. Dlaczego twoja żona przestała chodzić na przyjęcia?
– Słucham?
– Przez ostatnie pół roku życia twojej żony nie widziała żadna z jej przyjaciółek. Przestała chodzić na przyjęcia. Przestała nawet bywać w klubie.
– Kto ci tak powiedział?
– Rozmawiałem z kilkoma jej znajomymi.
Arthur uśmiechnął się.
– Rozmawiałeś z jedną starą potworą.
– Ostrożnie, Artie. Stare potwory też chodzą na wybory.
Myron zamilkł.
– Ej, rymnęło mi się! Mam dla ciebie jeszcze jeden wyborczy slogan: Głosujcie na mnie, stare potwory! Art Bradford waszym gubernatorem!
Nikt nie sięgnął po pióro, żeby to zapisać.
– Marnujesz mój czas, koniec współpracy – oznajmił Arthur. – Kierowca cię wysadzi.
– Mogę z tym pójść do prasy – odparł Myron.
– A ja wpakować ci kulę w łeb! – zaripostował natychmiast Chance.
Myron znów podniósł palec do ust.
Chance już miał coś dodać, ale Arthur przejął ster.
– Zawarliśmy umowę – powiedział. – Ja uchronię Brendę Slaughter od aresztu. Ty poszukasz Anity Slaughter i nie wspomnisz o mnie prasie. Ale ty uparcie grzebiesz w marginaliach. To błąd. Twoje bezcelowe rycie zwróci w końcu uwagę mojego rywala i dostarczy mu nowej amunicji przeciwko mnie.
Na próżno czekał na reakcję Myrona. Myron milczał.
– Trudno, nie mam wyboru. Powiem ci, co chcesz wiedzieć. Przekonasz się, że to nieistotne dla sprawy. A potem ruszymy z martwego punktu.
Chance’owi to się nie spodobało.
– Arthur, nie mówisz poważnie…
– Siądź z przodu, Chance.
– Ale… On może pracować dla Davisona!
Arthur potrząsnął głową.
– Nie pracuje dla niego.
– Skąd możesz wiedzieć…
– Gdyby dla niego pracował, to w tej sprawie węszyłaby już sfora psów Davisona. Jeśli nie przestanie w niej grzebać, tamci na pewno to spostrzegą.
– Nie podoba mi się to – rzekł Chance, patrząc na Myrona.
Myron mrugnął.
– Usiądź z przodu!
Chance chciał odejść z godnością, ale mu się nie udało. Wycofał się jak niepyszny na front autokaru.
– Rozumie się samo przez się, że to, co ci powiem, jest ściśle poufne – rzekł Arthur do Myrona. – Gdybyś to komuś powtórzył… – Nie dokończył zdania. – Rozmawiałeś już z ojcem?
– Nie.
– To pomoże.
– W czym?
Arthur nie odpowiedział, zapatrzony w okno. Autokar zatrzymał się na świetle. Grupka ludzi pomachała w jego stronę. Dla Bradforda byli powietrzem.
– Kochałem moją żonę – zaczął. – Chcę, żebyś to zrozumiał. Poznaliśmy się na uczelni. Pewnego dnia zobaczyłem, jak idzie przez kampus… – Zapaliło się zielone światło. Autokar ruszył. – I to zmieniło moje życie. – Zerknął na Myrona i uśmiechnął się. – Pieprzna historia, co?
– Sympatyczna – odparł Myron, wzruszając ramionami.
– O, tak. – Na to wspomnienie Arthur Bradford skłonił głowę i polityka zastąpił w nim na chwilę zwykły człowiek. – Ślub wzięliśmy tydzień po dyplomie. Huczne wesele odbyło się na Farmie Bradfordów. Żałuj, żeś tego nie widział. Sześćset osób. Nasze rodziny były bardzo przejęte, ale my figę o to dbaliśmy. Byliśmy zakochani. Przepełnieni młodzieńczą pewnością, że tak już pozostanie.
Znów zapatrzył się w okno. Autokar zawibrował. Ktoś włączył telewizję i przyciszył głos.
– Pierwszy cios spadł na nas rok po ślubie. Elizabeth dowiedziała się, że nie może mieć dzieci. Słabe ścianki macicy. Zachodziła w ciążę, lecz nie mogła jej donosić. Roniła przed końcem pierwszego trymestru. Z perspektywy czasu dziwię się sobie. Elizabeth od samego początku miała okresy wyciszenia, napady melancholii. Ale dla mnie nie była to melancholia. Raczej chwile refleksji, które dziwnie mnie wzruszały. Dostrzegasz w tym sens?
Myron skinął głową, ale Arthur wciąż patrzył w okno.
– Z czasem napady stały się częstsze. Nasiliły się. Uznałem że to naturalne. Kto nie byłby smutny w takich okolicznościach? Dziś oczywiście nazwano by Elizabeth cyklofreniczką. – Uśmiechnął się. – Mówią, że wszystkiemu winna jest fizjologia. Po prostu zachwianie równowagi chemicznej mózgu lub coś takiego. Niektórzy posuwają się do twierdzenia, że nieważne są bodźce zewnętrzne i Elizabeth zachorowałaby nawet bez kłopotów z macicą. – Arthur Bradford spojrzał na Myrona. – Wierzysz w to?
– Nie znam się na tym.
– Myślę, że to możliwe – ciągnął, jakby nie słyszał odpowiedzi. – Choroby umysłowe są takie dziwne. Rozumiemy dolegliwości fizyczne. Jednak kiedy mózg działa irracjonalnie, nie potrafimy tego pojąć. Możemy wyrażać żal. Ale nie możemy w pełni zrozumieć. Patrzyłem, jak Elizabeth stopniowo traci poczytalność. Jej stan wciąż się pogarszał. Znajomi, którzy uważali ją za ekscentryczkę, zaczęli snuć domysły. Czasem było tak źle, że trzymaliśmy ją w domu, udając, że wyjechała na wakacje. Ciągnęło się to latami. Kobieta, w której się zakochałem, powoli nikła. Na długo, pięć, sześć lat przed śmiercią stała się inną osobą. Oczywiście robiliśmy wszystko, co tylko można. Zapewniliśmy jej najlepszą opiekę medyczną, wspieraliśmy ją duchowo, próbowaliśmy przywrócić do normalnego życia. Lecz nic nie było w stanie powstrzymać choroby. W końcu Elizabeth nie mogła opuszczać domu.
Zamilkł.
– Nie oddałeś jej do zakładu? – spytał Myron.
Arthur pociągnął łyk mrożonej herbaty. Zaczął się bawić nalepką na butelce, odrywając rogi.
– Nie – rzekł wreszcie. – Rodzina nalegała, żebym ją tam umieścił. Ale nie mogłem tego zrobić. Być może bym się bez niej obył, przestała być kobietą, którą kochałem, nie byłem jednak w stanie jej porzucić. Nieważne, kim się stała. Za wiele jej zawdzięczałem.
Myron skinął w milczeniu głową. Telewizor z przodu autokaru wyłączono, ale z głośno nastawionego radia – daj im dwadzieścia dwie minuty, a dadzą ci cały świat – leciały wiadomości. Sam czytał „People”. Chance wciąż zerkał ponad jego ramieniem oczami wąskimi jak szparki.
– Wynająłem pielęgniarki i zatrzymałem Elizabeth w domu. Żyłem dalej swoim życiem, ona zaś coraz bardziej traciła kontakt ze światem. Po fakcie można powiedzieć, że moja rodzina miała rację.
Powinienem umieścić ją w zakładzie. Autokar nagle zahamował i się zakołysał, a Myron i Arthur wraz z nim.
– Pewnie się domyślasz, co było dalej. Pogorszyło jej się do tego stopnia, że pod koniec była bliska katatonii. Choroba zawładnęła jej mózgiem do reszty. Nie myliłeś się. Elizabeth nie zginęła przypadkowo. Wyskoczyła. Nie wylądowała nieszczęśliwie na głowie. Zrobiła to rozmyślnie. Moja żona popełniła samobójstwo.
Читать дальше