– Co?
– To, że go pani zabiła. Skróciła jego cierpienia. Jared zdjął rękę z ramion matki.
– Co pan plecie? – spytał.
– Niech mówi – powiedziała Sophie. – Proszę, Myron.
– A jest coś do dodania?
– Po pierwsze, co z pańską rolą w tej sprawie?
Nie odpowiedział. W piersiach zaciążył mu kawał ołowiu.
– Nie powie mi pan, że jest bez winy.
– Nie powiem – odparł cicho.
W oddali, poza boiskiem, dozorca przystąpił do czyszczenia tablic upamiętniających dawnych wielkich graczy. W tej chwili pucował spryskaną płynem kamienną płytę poświęconą Lou Gehrigowi. Żelaznemu Koniowi, tak dzielnemu w obliczu tak strasznej śmierci.
– Też pan to robił.
– Co? – spytał, patrząc na dozorcę. Wiedział jednak, o czym mówi Sophie.
– Sprawdziłam pańską przeszłość. Pan i pana partnerzy w interesach często bierzecie prawo w swoje ręce, mylę się? Wcielacie się w sędziego i ławę przysięgłych.
Milczał.
– Zrobiłam to samo. Przez wzgląd na pamięć córki.
– Z chęci wrobienia mnie w mord na Clu.
Znów pomyślał o zatartej linii pomiędzy dobrem a złem.
– Tak.
– Zemsta w sam raz za wręczenie łapówki policjantom.
– W tamtym czasie tak myślałam.
– Ale poszkapiła się pani, Sophie. Wrobiła pani niewłaściwą osobę.
– Przez przypadek. Myron pokręcił głową.
– Nie zwróciłem na to uwagi, a powinienem. Wspomniał o tym nawet Billy Lee Palms. I Hester Crimstein przy naszym pierwszym spotkaniu.
– O czym?
– Podkreślili, że w moim samochodzie znaleziono krew Clu, a w moim biurze narzędzie zbrodni. Więc być może to ja go zabiłem. Logiczny domysł, gdyby nie fakt, że wcześniej wyjechałem z kraju. Ale o tym pani nie wiedziała. Nie wiedziała pani, że Esperanzą i Wielka Cyndi zwodzą wszystkich, udając, że jestem w Stanach. Dlatego tak wytrąciło panią z równowagi, kiedy okazało się, że byłem za granicą. Zburzyłem pani plan. Nie wiedziała pani również, że Clu pokłócił się z Esperanzą. Tak więc wszystkie dowody, które miały wskazywać na mnie…
– Obciążyły pańską wspólniczkę, panią Diaz – dokończyła Sophie Mayor.
– Właśnie. Do wyjaśnienia jest jeszcze jedna sprawa.
– Więcej niż jedna – sprostowała.
– Słucham?
– Nie wątpię, że zapragnie pan wyjaśnić więcej spraw. Ale proszę pytać. Co chciałby pan wiedzieć?
– Kazała mnie pani śledzić – rzekł Myron. – To pani wynajęła gościa, którego nakryłem przed biurowcem Lock – Horne'ów.
– Tak. Wiedziałam, że Clu szukał z panem kontaktu. Liczyłam, że poszuka go również Billy Lee Palms.
– I poszukał. Podejrzewał, że zabiłem Clu, żeby ukryć swój udział w tej sprawie. Bał się, że chcę zabić także jego.
– Logiczne – przyznała. – Miał pan wiele do stracenia.
– A więc śledziła mnie pani? Wtedy, w barze?
– Tak.
– Osobiście? Uśmiechnęła się.
– W młodości nauczyłam się tropić i polować. Miasto jako teren łowiecki niewiele się różni od lasu.
– Ocaliła mi pani życie. Nie odpowiedziała.
– Dlaczego?
– Pan wie dlaczego. Nie przyszłam tam, żeby zabić Billy'ego Lee Palmsa. Niemniej istnieją stopnie winy. Mówiąc prosto, zawinił bardziej niż pan. Kiedy przyszło do kwestii: pan czy on, wybrałam jego. Zasłużył pan na karę, Myron, ale nie na śmierć z ręki takiego śmiecia jak Billy Lee Palms.
– Znów wcieliła się pani w sąd i ławę przysięgłych?
– Tak, na pana szczęście.
Z Myrona wyparowała nagle cała energia, usiadł ciężko tam, skąd Clu rzucał piłki.
– Mogę pani współczuć – powiedział. – Lecz nie dopuszczę, żeby uszło to pani płazem. Clu Haida zabiła pani z zimną krwią.
– Nie.
– Słucham?
– Nie zabiłam Clu Haida.
– Nie spodziewam się, że się pani przyzna.
– Spodziewa się pan czy nie, nie zabiłam go. Myron zmarszczył czoło.
– Zabiła go pani. To logiczne.
Jej spojrzenie pozostało niezmącone. Myronowi zawirowało w głowie. Obrócił się w stronę Jareda.
– On też go nie zabił – uprzedziła Sophie.
– Zabiło jedno z was.
– Nie.
Myron spojrzał na milczącego Jareda. Otworzył usta i zamknął je, bo nic nie przyszło mu do głowy.
– Niech pan pomyśli. – Sophie splotła ręce i uśmiechnęła się do niego. – Poprzednim razem zapoznałam pana z moją filozofią. Jestem myśliwym. Nie zabijam z nienawiści. Przeciwnie, szanuję to, co zabijam. Poważam swoją zdobycz. Zwierzęta są dzielne i szlachetne. A uśmiercać można miłosiernie. Dlatego zabijam jednym strzałem. Naturalnie nie kogoś takiego jak Palms. Chciałam, żeby choć przez kilka chwil bał się, cierpiał. Clu Haidowi oczywiście też nie okazałabym miłosierdzia.
– Ale… zaczął Myron, próbując ją zrozumieć.
I wówczas znów go olśniło. Odtworzył w głowie rozmowę z Sally Li.
Miejsce zbrodni…
Miejsce zbrodni! Było w strasznym nieładzie. Krew na ścianach. Krew na podłodze. Rozprysk krwi zdradzał prawdę. Trzeba było rozpryskać jej więcej. Zniszczyć dowody. Wystrzelić więcej kul w ciało.
W łydkę, w plecy, nawet w głowę. Zabrać z sobą pistolet. Narobić bałaganu. Ukryć, co się naprawdę stało.
– Mój Boże…
Sophie Mayor skinęła głową.
Myron poczuł w ustach pustynną suchość.
– Clu popełnił samobójstwo? – spytał. Spróbowała się uśmiechnąć, lecz nie całkiem jej to wyszło. Kiedy wstawał, jego kontuzjowane kolano głośno trzasnęło.
– Koniec małżeństwa, niepomyślny wynik testu, ale głównie powracająca przeszłość… za wiele się na niego zwaliło. Strzelił sobie w głowę. Reszta kul posłużyła zmyleniu policji. Bałagan w mieszkaniu zrobiliście po to, żeby nikt na podstawie analizy śladów krwi nie uznał tego za samobójstwo. Upozorowaliście morderstwo.
– Aż do śmierci pozostał tchórzem – powiedziała Sophie.
– Ale skąd wiedziała pani, że się zabił? Założyła mu pani podsłuch, mieszkanie było pod obserwacją?
– Nic z tych rzeczy. Haid sam chciał, żebyśmy go znaleźli, a konkretnie ja. Myron wbił w nią wzrok.
– Tego wieczoru miało dojść do ostatecznego starcia. Wprawdzie Clu sięgnął dna, lecz ja z nim jeszcze nie skończyłam. W żadnym razie. Zwierzę zasługuje na szybką śmierć. Clu Haid na nią nie zasłużył. Niestety, przed naszym przyjazdem tchórzliwie skończył z sobą.
– A pieniądze?
– Miał je w mieszkaniu. Rzeczywiście był szantażowany telefonami przez anonimową osobę, która przesłała mu dyskietkę. Wiedział jednak, że to my. Jeszcze tego wieczoru wpłaciłam całą sumę na Instytut Zdrowia Dziecka.
– Zmusiła go pani do samobójstwa. Wyprostowana jak struna, pokręciła głową.
– Nikogo się do tego nie zmusi – odparła. – Clu Haid sam wybrał swój los. Nie było to moim zamiarem, ale…
– Zamiarem? On nie żyje, Sophie.
– Tak, lecz nie było to moim zamiarem – powtórzyła. – Pan też nie miał zamiaru ukryć zabójstwa mojej córki.
Zamilkli.
– Wykorzystała pani jego śmierć. Podrzuciła w moim biurze i samochodzie pistolet i krew. Albo kogoś do tego wynajęła.
– Tak.
– Prawda musi wyjść na wierzch.
– Nie musi.
– Nie pozwolę, żeby Esperanza zgniła w więzieniu…
– Już to załatwiłam – przerwała mu Sophie Mayor.
– Co?
– Mój adwokat rozmawia w tej chwili z prokuratorem. Oczywiście bez nazwisk. Nie dowiedzą się, kogo reprezentuje.
– Nie rozumiem.
Читать дальше